„Wszyscy jesteśmy częścią siebie nawzajem i każdy z nas jest po prostu całością rzeczy widzianych z naszego punktu widzenia”.
Julian Barbour- Koniec czasu
Ziemia
Pytam o wnętrze Ziemi.
Dużo snów, ale pamięcią udaje się uchwycić tylko jeden.
Czytam gazetę. Jest w niej artykuł o kobiecie, która zaproponowała nowy model inkarnacji !!!
Model nie jest oparty na kontynuacji indywidualnej świadomości i ciągłym pamiętaniu o tym w kolejnych życiach, ale na modelach psychiki.
Każde kolejne życie, pomimo że w jakimś sensie tworzy ciąg jest innym jego modelem
(Wygląda na to, że zapominanie inkarnacji (brak łączności poszczególnych aspektów Duszy 7) jest domeną życia na Ziemi, a nie ogólnie obowiązującym modelem rozwoju Świadomości !!! )
Jestem tu z kimś. Wchodzę z lewej strony, do hali, w której sprzedawane są seryjnie produkowane pamiątki. Mam na ich temat dość krytyczne zdanie, ale staram się nie urazić sprzedawców, tej masówki. Dla nich to kres ich możliwości.
Ciąg trójelementowy. Jeden element (ostatni z prawej) jest czarny (8/1).
Ruscy (czerwoni 5) zorganizowali zawody (olimpiadę). Chyba głównie dla kobiet (przestrzenie przejawiania), bo widzę same kobiety.
Idę z lewej na prawo, z obcą osobą, jak chadza się zazwyczaj z przewodnikiem, ale tym razem to ja jestem przewodnikiem dla tej osoby.
Ruscy(5) wszystko zrobili z pozoru lepiej, niż by to zrobili Amerykanie (3). Zaglądam przez okno (8/9). We wnętrzu są zakwaterowane kobiety. Leżą na puszystych futrach (zwierzęca kopia mgły brahmanicznej 8 i ciepła 8/2). Pomiędzy futrami, widać niewielkie przerwy, nieprzykryte futrami.
Te wolne przestrzenie są czarne (8/1).
Ruscy zaaranżowali te luksusowe enklawy po to, aby pokazać, że u nich jest lepiej niż w Ameryce. Choć i tak wiadomo, że poza tymi imponującymi enklawami, u Ruskich jest dość nieciekawie.
(Oczywiście ten wyścig karmiczny jest zorganizowany w obrębie strefy kauzalnej. Jego organizatorzy stwarzają jedynie pozory powszechności komfortu dla nas ludzi, takiego, jaki tworzą cywilizacje astralne (wyobrażeniowo-emocjonalne na poziomie 3), tak naprawdę to tylko pozór, na który niewielu obiektywnych obserwatorów takich zawodów da się nabrać !)
Drugi śniący.
Sen miałem i owszem, szkoda tylko, że nie pamiętam wszystkiego dokładnie. Byłem u mojego kolegi, którego bardzo lubiłem, należałem do jego paczki, ale nie byłem, tym najbardziej zaufanym kumplem, mimo wszystko byłem lubiany. Kolega wraz z resztą paczki, zajmowali się głównie graniem w gry i robił to nawet zawodowo (taki e-sport). (Mamy zatem nawiązanie do ruskich zawodów, czyli kauzalności 5, JB)
Ja też bardzo lubiłem gry, sprzęty, gadżety więc mieliśmy sporo wspólnych tematów. Posiedziałem troszkę u niego, ale miałem jakąś sprawę na mieście – miałem kogoś odwiedzić. Poszedłem do innego znajomego, z którym znałem się od niedawna. Okazało się, że to bardzo zdolny muzyk i wielki pasjonat. Potrafił świetnie grać na instrumentach i nagrał kapitalną płytę.
Nie był jeszcze szeroko znany, ale ja wiedziałem, że kiedyś będzie, kiedy nagra więcej kawałków i staną się one przebojami. Postanowiłem go zabrać do mojego kolegi od gier.
Po drodze wyjaśniłem mu, że mój kumpel jest warty poznania. Wiedziałem, że ten nowy znajomy będzie świetnie nadawał się do naszej paczki. Był tylko problem, kolega Gracz miał mało miejsca w swoim domu, a więc członkostwo w paczce było niejako ograniczone przestrzennie.
Po drodze znaleźliśmy duży karton z książkami(!) i postanowiłem go zabrać do starego kolegi. Postanowiłem go sprezentować koledze w ramach pewnego przekupstwa. (Mowa o moich Krajobrazach -JB). Gdy przyszliśmy od razu, przekazałem mu ten karton z książkami. Gracz zaczął je przeglądać, wyraźnie się mu spodobały. Widać było, że został trafnie podkupiony.
Teraz dopiero poznałem go z moim nowym kolegą, który ze mną przyszedł.
Zacząłem go wychwalać i mówić o tym, jak świetnie pasuje do naszej paczki.
Widać było, że go przekonałem, ale on od razu przeszedł do ilości ograniczonego miejsca, że to jest problem i zaczął nam pokazywać, w czym rzecz.
Mieszkał w małym mieszkanku, które zajmowała jego rodzina, a z kolegami spotykał się w pomieszczeniu, które było sporej wielkości ale nie należało do niego. W dodatku sąsiad miał też drzwi na ten pokój, choć jakoś z niego nie korzystał. (Mowa o współużytkowaniu jednej przestrzeni przez dwie formy istnienia, w pewnym sensie to świadomość uwikłana w karmę i Świadomość Obserwatora >7, JB)
Kolega Gracz mógł częściowo korzystać z tego pokoju i korzystał, miał nawet ten pokój częściowo umeblowany, ale nie mógł posunąć się dalej. W dodatku pokój ten był w końcowej części korytarzem. Powiedziałem mu, że powinien złożyć wniosek w spółdzielni o to, aby zaanektować całkowicie ten pokój dla siebie. Odpowiedział, że to nie ma sensu, bo pewnie sąsiad pijak/alkoholik/awanturnik (aluzja do poziomu 8-12 i Wiecznie „zakręconego” Ojca, JB) nie zgodzi się dla samej zasady. Ja jednak mu wytłumaczyłem, że Spółdzielnia (! Ziemia !) na pewno inaczej na to spojrzy, bo Gracz ma rodzinę, dzieci, a tamten to pijus i awanturnik. Kolega się ze mną zgodził. Zaproponowałem, że będę uczestniczył w negocjacjach ze Spółdzielnią. I tyle.
Piękny przykład rozmowy z władcą karmy. Nieobecny wprost Awanturnik może być taki tylko w relacji Gracza pragnącego posiadania tej przestrzeni wyłącznie dla siebie i swoich gier. Jemu przecież nie zależy na otwarciu Ziemi i karmitów, ją zamieszkujących, na Świadomość > 5/6.
Drugi śniący, kolejnej nocy.
Szkoda, że nie pamiętam pierwszego snu, bo jakoś się wiązał z drugim. Powtarzające się elementy. Pamiętam jednak trochę drugi sen. Kolega mój/znajomy tworzył niezwykły projekt, wydawałoby się, że rzecz niemożliwą do skonstruowania w warunkach „domowych” – wielka łódź.
W jakiś sposób wszedł w posiadanie magazynu blisko rzeki (całkiem szeroka i duża rzeka). Gdy zaczął mi o tym opowiadać, wydawało się to praktycznie niemożliwe, zbudowanie własnym sumptem tak wielkiej łodzi, ale powiedział mi, że będzie ją tworzył wiele lat, ale w końcu ją wybuduje.
Mimo mojego sceptycyzmu jego entuzjazm i zaangażowanie samego mnie przekonało. Zaproponował mi współtworzenie tej łodzi.
Powiedziałem, że przy odpowiednim zaangażowaniu nie ma rzeczy niemożliwych. Słyszałem o facecie, który wybudował łódź w piwnicy, a później musiał się podkopywać pod fundamenty i wykopać dziurę, aby łódź wyciągnąć (na jawie czytałem o facecie, który zbudował w piwnicy replikę Lamborghini)
Zainteresowało mnie to bardzo, też mam żyłkę konstruktorską. Siedzieliśmy więc nad tą konstrukcją, starałem się odczytać plany, te, mimo iż genialne, były trudne do odczytania, bo były tworzone przez amatora bez odpowiedniej wiedzy.
Któregoś jednak dnia przyszła powódź i wszystko zalało – wylała rzeka. Musieliśmy czekać, aż opadnie woda, a następnie wypompować resztę wody z magazynu/warsztatu. Wiedzieliśmy, iż sporo się zniszczyło, ale i tak będziemy kontynuować.
Właśnie coś z zalaniem było tematem pierwszego snu, którego nie pamiętam. Sen drugi jednak mi trochę nie tyle, że nie pasuje do tematu, ale wskazuje na zupełnie inną rzecz i w zasadzie interpretacja nasuwa się sama przez się…
Ja.
Sen
Obserwuję mężczyznę, który jest czymś w rodzaju węzła ciągłego procesu biegnącego/przebiegającego z prawej strony na lewą.
Drugi śniący
W nocy prawie nie spałem, ale nad ranem coś mi się przyśniło. Najpierw miałem sen z domu rodziców, że coś tam robię i doznaję w trakcie tego paraliżu, chyba wychodzę z ciała. Śnię, że przez dach się przebijam, ale cały czas jest ciemno (coś gruby ten dach) i ciemno i nic nie pamiętam.
Sen kolejny. Gdzieś jestem za granicą? (No bo przeszedłeś przez granicę /dach–JB) Nie wiem, gdzie to jest.
Spotykam jedną z osób z mojej szkoły (Grupa aspektów Duszy 7-JB), którą nie znam osobiście, tylko z widzenia. Poznajemy się, to ciekawostka rozpoznać kogoś ze szkoły, daleko od niej. Okazuje się, że jest w połowie muzułmanką i w połowie prawosławną (co daje szanse na normalność), jej rodzina praktykuje jakby po równo dwie religie (trochę to wydaje mi się bez sensu). Dziewczyna jest rzadkiej urody (mieszanka ras), uczy się jakiegoś przedmiotu, więc nie ma za bardzo dla mnie czasu. Szkoda, bo bym sobie z nią pogadał/poflirtował.
Kiedy kończy się uczyć, wraca do domu. Proszę, aby dała mi na siebie namiary. Trochę była zaskoczona, bo chyba pomyślała, że na nią lecę, ale wytłumaczyłem, że chciałem jedynie namiar na facebooka i tyle że nie chodzi mi o telefon. Chodzi o formalny kontakt, bo w końcu studiujemy na tej samej uczelni.
(W międzyczasie śniliśmy o strukturze Świadomości, zatem sny o niej nałożyły się na sny o Ziemi.JB)
Trzecia śniąca
Hej Jarku,
Dziś w nocy podpięłam się pod wczorajszą intencję, dotyczącą podróży do wnętrza Ziemi.
Sen był dość długi, ale działo się na nim bardzo wiele, tyle że sytuacje się powtarzały, więc opowiem pokrótce.
Byłam na statku, przeogromnym statku, na którym, było coś w rodzaju wielkiego mieszkania, a na początku miałam wrażenie, że to jakieś pływające miasteczko.
Sternikiem tego statku był mój kolega, z dawnych lat- Krzysztof Krawczyk (nie ten piosenkarz, tylko facet, który jest prezenterem radiowym).
Na tym statku co chwilę było słychać jego głos w głośnikach, rozlegający się wszędzie, gdziekolwiek się ruszyłam byłam na tym statku, Jednak miałam wraże nie, że wsiadłam do niego o godzinie 16, albo nawet chwilę przed, bo ten statek odpływał właśnie o 16 i miał wrócić do portu o 18. Miałam świadomość, że muszę w tym czasie na niego się dostać. Te godziny gdzieś mi po głowie krążyły 16-18. Chodziłam po tym statku, przyglądałam się wszystkiemu dookoła i wydaję mi się, że to był mój dom, moje mieszkanie. Czegoś szukałam, ale nie mogłam tego czegoś znaleźć, bo sama nie byłam pewna, czego szukam.
Przez cały sen łaziłam po statku i słyszałam głos tego Krzysztofa, który opowiadał jakby życie, co się dzieje na Ziemi i kto tam żyje i czym się zajmują, jakby pisał książkę na żywo, ale to brzmiało inaczej, jak coś w rodzaju relacji na żywo.
To tyle…
Pozdrawiam 🙂
Zaskakujący we wszystkich snach jest brak obrazów z fizycznego wnętrza Ziemi, mimo że usilnie skłanialiśmy sen do takich obrazów. Sny skupiają się na stronie karmicznej, duchowej, traktując ją jako istotę wnętrza naszego statku kosmicznego.
„Czas to jest czas i nie ulega zmianie. Żadne ostrzeżenia ani wyjaśnienia nie mają wpływu na czas. On po prostu jest. Jeśli przyjrzy się pan poszczególnym chwilom, to przekona się pan, że – jak już wspomniałem – wszyscy jesteśmy owadami w bursztynie.
– Mówi pan tak, jakby pan nie wierzył w wolną wolę – powiedział Billy Pilgrim.
– Gdyby nie moje długoletnie studia nad Ziemianami – odpowiedział Tralfamadorczyk – nie
wiedziałbym w ogóle, co to znaczy “wolna wola”. Byłem na trzydziestu jeden zamieszkanych planetach i
studiowałem materiały dotyczące stu innych. Ziemia jest jedyną planetą, na której wspomina się o czymś takim
jak wolna wola”.
„Billy Pilgrim mówi, że mieszkańcom Tralfamadorii Wszechświat nie przedstawia się w postaci
mnóstwa świecących punktów na niebie. Oni widzą wszystkie miejsca, w których każda z gwiazd była i będzie,
tak więc dla nich niebo jest wypełnione jakby rozrzedzonym, świetlistym makaronem. Również ludzie nie są dla
Tralfamadorczyków istotami dwunogimi. Widzą oni ludzi jako ogromne krocionogi, z nóżkami niemowlęcia na
jednym końcu i nogami starca na drugim końcu, jak powiada Billy Pilgrim.”
„Prawdziwą bombą z punktu widzenia moralności była, nawiasem mówiąc, wiadomość, jaką Billy uzyskał od Tralfamadorczyków na temat życia płciowego na Ziemi. Powiedzieli mu, że załogi latających talerzy zidentyfikowały na Ziemi co najmniej siedem płci niezbędnych dla podtrzymania gatunku. I znowu Billy nie był w stanie wyobrazić sobie, jaki udział w procesie powstawania dziecka ma pięć spośród tych płci, ponieważ ich aktywność seksualna ograniczała się do czwartego wymiaru.
Tralfamadorczycy próbowali dać Billy’emu jakieś pojęcie o tym, na czym polega życie płciowe w tym
niewidzialnym wymiarze. Powiedzieli mu, że na Ziemi nie byłoby dzieci bez męskich homoseksualistów.
Homoseksualistki nie były do tego niezbędne. Nie byłoby dzieci bez kobiet po sześćdziesiątce. Mężczyźni po
sześćdziesiątce nie byli natomiast konieczni. Nie byłoby dzieci bez innych dzieci, które zmarły w pierwszej
godzinie po urodzeniu. I tak dalej.
Billy nic z tego nie rozumiał”.
Kurt Vonnegut. „Rzeźnia numer pięć”