As-salik powiedział: Chciałbym wejść do domu odwiedzanego i do tego sławnego miejsca. Abraham odpowiedział: Ta siedziba ma swoje warunki określone w Świętej Księdze. Powiedziałem do niego: Wprowadź mnie do siedziby, abym mógł na nią patrzeć! Abraham przywołał Saturna, który jest celem dla ludzi świętości z wyjątkiem świętości uniwersalnej i ludzi prawdziwych stacji. Saturn jest właścicielem skarbca i strzeże powierzonych mu rzeczy. Saturn przybył szybko i zatrzymał się w pokorze przed Abrahamem. Ten powiedział do mnie: Otwórz skarbiec światła i daj mi z niego zapisaną Księgę. Abraham stanął przed Saturnem i powiedział: Daj mi z prawej ręki! Potem odpieczętował Księgę i patrzył uważnie na linie zapisu.
Ibn’Arabi, Księga o podróży nocnej do najbardziej szlachetnego miejsca. XIV.Niebo końca-siódme
Odziedziczyłem dwór.
Z zewnątrz wydawał się niewielki, ale w środku jest ogromny!
Niby jestem jego właścicielem, ale nie mam wiele do gadania, bo we dworze znajduje się szkoła z internatem dla panienek.
Sam dwór jest w środku zachwycająco start, wszędzie pełno starych bibelotów, jest nawet domek dla lalek sprzed setek lat. Stropy ze starymi belkowaniami. W pierwszej części snu jestem w części budynku skąd wyprowadzili się dawni lokatorzy, poza jednym(!) starym aktorem, do którego ściągają pielgrzymki jego dawnych admiratorów, jakaś młoda dziewczyna wpadając w histeryczny patos deklaruje, że będzie o niego dbała do końca życia.
Myślę sobie, że fajnie ma ten facet, bo o nim wciąż pamiętają i mimo naiwności takich deklaracji jest to, w sumie, miłe.
Wnętrza pomieszczeń, mojej części dworu, są nieco zdewastowane, ale te od strony okien elewacji frontowej wydają się lepiej wyglądać.
Teraz udaję się do części zajętej przez szkółkę i pozostałych rezydentów. Zaglądam to tu, to tam, przepraszając mieszkańców i tłumacząc, że tylko na chwilę i w celach poznawczych.
Nikt mnie nie wygania.
Podziwiam odrzwia, naprawdę starożytne, stropy, ozdobne belkowania, meble, to właśnie w jednym z tych pokojów moją uwagę zwraca domek dla lalek, ogromny i stary.
To właśnie w tym pokoju, jeden z dwóch obecnych tam mężczyzn, zaczyna chować przede mną, zabierając z regału, jakieś buteleczki. Jak sadzą, we śnie, z perfumami, jakby chciał ich rodzaj czy może prototypowe wzornictwo opakowań zataić przede mną.
Mówię, że już się odwracam, nie patrzę, bo mnie nie interesuje to, czym oni się tu zajmują współcześnie, przyszedłem jedynie obejrzeć stare, zabytkowe przedmioty.
Chyba ich tymi słowami uspokoiłem, zresztą zaraz po tych słowach, wyszedłem.
Idę korytarzem dalej, skręcając, po wyjściu z pokoju, w prawą stronę. Zajrzałem, przez oszklone(!) drzwi, do wielkiej sali, chyba dawniej była salą balową, a dzisiaj jest tu stołówka, z długimi stolami, przy których siedzą pensjonarki (młode przestrzenie przejawiania się bytów), ubrane w jasne, niemal białe suknie, w starym stylu, pewnie jeszcze dziewiętnastowiecznym, albo jeszcze starszym.
Potem zaszedłem do jeszcze innego pomieszczenia i spotykałem tam znanego kompozytora z żoną (chodzi o Krzesimira Dębskiego, co można by przetłumaczyć jako „Twórcę Trwałego Przejawionego- bo z żoną- Porządku”). Mnie w tej rozmowie również(!) towarzyszy żona, której do tej chwili nie było przy mnie, od początku snu.
Rozmawiamy o różnych sprawach. Wiem, że znalazłem się w trochę niezręcznej sytuacji, więc postanawiam wyjaśnić ją od razu. Przepraszam za mój pomysł, stanięcia z Nim do konkursu na hymn naszego miasta.
On mówi, że wcale nie ma do mnie o to pretensji, słuchał mojej kompozycji i poza kilkoma ewidentnymi błędami formalnymi jest pomysłowa i całkiem interesująca.
Ja ze skromnością podkreślam, że nie mam żadnego przygotowania kompozytorskiego i to była taka praca, trochę moja a trochę inspirowana pomysłami innych kompozytorów.
Podkreślam jednak, oddając szacunek Jego dziełu, że ważne jest w tym konkursie, który ogłosiło miasto, co innego. Oczywiście podkreślam wielkość Jego Dzieła, którą trudno nawet porównywać z moim, amatorskim. Za 50 lat (! 5 i 0 to poziom kauzalny małej karmy!), kiedy ludzie usłyszą, że autorem hymnu był K.D. każdy będzie wiedział kim On jest. Gdyby kompozytorem zwycięskiego hymnu został B., każdy by się pytał, kto to taki?
Chodzi zatem przy takim wyborze i o splendor, jaki otacza kompozytora, jak i o samo dzieło.
Rozmawiamy również o młodych. Generalnie dochodzimy do wspólnej konstatacji- przestają być młodzi, kiedy zaczynają zwracać uwagę na innych(!), a nie tylko na siebie i na swoje widzimisię.
Ogólnie udana wizyta 🙂