Po opublikowaniu słownika terminów, używanego przez Anadiego, dodałem do poprzedniego artykułu o nim nowe objaśnienia. Uzgodniłem moją i jego symbolikę. Wnioski naprawdę robią wrażenie.

Wróćmy jednak do wehikułu.

Do czego służy stół rozrzedzony?

We śnie, u mnie w domu – w pokoju, w którym śpię – pojawiło się dziwne zwierzątko. Wcześniej sen relacjonował, skąd to zwierzątko się u mnie w domu wzięło, ale ta część snu musiała (!) zostać zapomniana.To zwierzątko przypomina szerokiego, płaskiego chomika, ale jest wielkości kota. Jest rude. Trochę przypomina latającą wiewiórkę.

Jest bardzo wścibskie, biega po podłodze. Trochę się tego boję, bo nigdy czegoś takiego nie widziałem i nie wiem, czy nie jest agresywne. Kiedy zwierzątko przebiega blisko kanapy, na której sobie leżę, wyciągam ostrożnie rękę i kiedy zwierzątko nadbiega – ostrożnie dotykam palcami jego grzbietu. Zwierzątko nie reaguje. Nadbiega z lewej strony i biegnie w głąb pokoju, w stronę drzwi. Do futryny mamy przyczepiony dzwonek z długim łańcuszkiem. Zwierzątko podbiega do łańcuszka i sprawnie wspina  się po nim do góry. Pomyślałem, że pod jego ciężarem zaraz się dzwonek oberwie. Jakby nie było, zwierzątko jest wielkości kota. Ale nie, nic takiego się nie stało, dzwonek nawet się nie poruszył.

Budzę się i pytam Szirin,  do czego to zwierzę ma służyć?

Głos:

– Nigdy niczego takiego nie jadłam, ale chętnie bym zjadła!

Mówię: – No nie, to nie jest do jedzenia!

Obraz: Widzę siebie, jak stoję po lewej stronie ekranu; twarzą jestem zwrócony na prawo. Ktoś, stojący po prawej stronie, przymierza do mnie prostokątną ramkę z czymś zawieszonym pośrodku; jest nieporęczna i nie nadaje się do ciągłego noszenia, dlatego musi być samobieżna.

Budzę się i pytam: – W czym może być mi to pomocne?

Dwóch facetów. Jeden stoi twarzą do obserwatora ekranu, drugi siedzi zwrócony twarzą w lewo. Są ubrani w ciemne swetry z napisem: „ochrona”.

Budzę się. Pytam: – Jaki pożytek z tego będzie miała druga strona?

Trzeba wymieniać wodę (!). W tym celu należy wszystko wyjąć z obudowy. Cały komplet sztućców na dwanaście osób! Komplet należał do żony Hitlera!

Więc trzeba to wszystko wyjąć. Naraz się nie da, bo jest tego za dużo. No i zmieniać wodę w obudowie.

Budzę się i pytam: – Do czego tego można użyć?

Stoję na dworcu pod tablicą z wyświetlonymi informacjami o odjazdach i przyjazdach pociągów. Podchodzi do mnie, z lewej strony, obcy mężczyzna i pyta:

– Dlaczego chcecie ocalić życie ludzkości?

To pytanie bardzo mnie zaskoczyło. Nawet zdziwiło. A kto mu powiedział, że chcemy?

Budzę się i precyzuję pytanie: – Ale do czego to może być przydatne, no i jak to coś, ramę/zwierzę, mam nazywać?

Obraz: Z prawej strony, z jakiejś szczeliny, wypłynęło imię Dominik.

Głos:

– No i pieniądze, grube pieniądze!

Obraz: Stoję twarzą zwrócony na prawo nad jakimś dużym pudłem. Dokoła mnie leżą banknoty!

Głos:

– Jeszcze dokoła tu leżą!

Budzę się i pytam: – Czy powinienem się go obawiać?

Stoję twarzą do obserwatora ekranu. Z lewej strony ekranu podchodzi mężczyzna, trzyma w rękach  teczkę, a na niej kilka kartek zapisanego papieru. Przeprasza mnie jednak i mówi, że przyjdzie później, ponieważ nie chce mi przeszkadzać. Wspomina coś o mojej boskości! (Ciekawa zamiana punktów widzenia mojego i naszego-obcego).

Jadę jakimś pojazdem z lewej na prawą, a jednocześnie obserwuję całą scenę jako obserwator. Pomiędzy mną jadącym, a obserwującym, widać samochód wbity przodem w ścianę po lewej stronie, istna harmonia (!).

Głos:

– Rób co chcesz, a ja ci pisankę (!) powiem!

Budzę się. Pisankę? Taką pisaną opowieść?

Głos:

– Zwijaj się!

Obraz: Coś mi podpowiada i zachęca, abym ruszył w głąb ekranu.

Siedzę w kabriolecie z mało wyraźną osobą. Ja na miejscu kierowcy. Kabriolet jest ustawiony przodem w lewą stronę. Ja, obserwator całej sceny, zwracam uwagę na bardzo masywny przód kabrioletu; samochód przypomina masywne amerykańskie auta z lat sześćdziesiątych.

W pewnym momencie rzucam trzymaną w ręku pizzę (Rotę?) w głąb ekranu. W tej samej chwili, z tej strony, w którą pofrunęła rzucona przeze mnie pizza, wyłania się mężczyzna z kilkuletnim synem o typowej, dla niewidomych, twarzy bez wyrazu. Chłopiec staje przed maską samochodu, uniemożliwiając mi ewentualną próbę ruszenia.

Budzę się i zasypiam.

Wyciągam na „postronku” – z szeregu pojazdów stojących po prawej stronie ekranu – coś, co przypomina stary szpitalny wózek akumulatorowy z budką.

Budzę się i zasypiam.

Obserwuję, jak po pas w śniegu brnie kobieta; w rękach trzyma kijki narciarskie. Idzie z lewej na prawą. Mówi do mnie:

– Wiesz, że Dominik maszerował przez cały czas z nami, nawet w lecie?!

 

Budzę się i rozważam, o co tu do diabła chodzi. Jedno jest pewne – Dominik to urządzenie, które pozostawili mi „Hiszpanie”, aby mnie monitorować. Ma sporą pojemność: dwanaście osób i moc ochronną – dwóch strażników. Za cholerę nie pojedzie w lewą stronę, bo się rozwali, nawet na smyczy nie da się tam wyciągnąć. Najchętniej poleciałby futrzany Dominik w głąb i do tego mnie namawia. Pomijam, że jest lizusem i próbuje obiecać mi bogactwo; typowe zagrywki śledczo – kusicielskie… Boskość jest raczej ich, w moim mniemaniu, niż moja w ich, ale niektórzy z podróżników astralnych nieraz brali ją do siebie.

Jakby tego wszystkiego było mało, to mam jeszcze, na dodatek, zmieniać mu elektrolit; zapewne nie chodzi tu o zwykłą wodę, ale najpewniej o moje głębokie poziomy świadomości. Powinienem mu dostarczać wciąż nowego materiału do transmisji. I to wszystko w zamian za przyjemność bycia śledzonym przez Hiszpanów! Nie można nawet niczego w tej transmisji sfałszować. Słowem – urządzenie do inwigilacji!

A swoją drogą, dlaczego podkreślili, że szedł z nimi nawet w lecie, przecież w lecie łatwiej? No, chyba że lubi śnieg (!?)  Już poznałem kiedyś podobnego stwora ściągającego energię od ludzi. Tamten  był chrześcijańskim egregorem.

 

Woda ma ten sam źródłosłów, co ued lub wadi(s) (arab. wadi „dolina”).Słowem – woda to coś, co zbiera się w zagłębieniu. Woda i samo zagłębienie mają jeden źródłosłów.

Stół pierwotnie oznaczał coś usłanego (na ziemi), posłanie służące do jedzenia i siedzenia na nim, skąd nazwa ta została przeniesiona na nowocześniejsze sprzęty domowe.

          Dominik – imię to wywodzi się od słowa łac. dominicusoznaczającego pański, należący do Boga.

Czyli ten aparat jest ich!

 

List od T.K.Witam. Postęp techniczny jest widoczny i po tamtej stronie. Zamontowali Panu jakąś super inteligentną pluskwę, tego Dominika. Tak dokładnie nie wiadomo, czy jest to aparat, czy rodzaj jakiegoś bytu na usługach drugiej strony. Raz ma Pana śledzić, innym razem kusić. Bardzo interesujące. Kiedyś było prościej. Diabeł przybierał postać ponętnej kobiety i kusił. Rzadko który mnich się oparł. Doszli chyba do wniosku, że na baby nie jest Pan bardzo łasy. Widocznie nie czuje Pan niedosytu.

Chociaż, kto wie, może wyszukają  Panu taką, że grzechem zaniedbania byłoby się opierać.

Za to gadają o jakichś grubych pieniądzach.

Jakby się Pan na forsę nie załapał, to próbują uczynić Pana osobą boską.

Niech się Pan nie da nabrać na męczeństwo za cenę zbawienia/ocalenia ludzkości. Też coś o tym przebąkują.

Jeden Jezus na razie wystarczy.

Trochę pożartowałem, ale głowy bym nie dał, że nie chcą Pana wykorzystać do jakiejś misji specjalnej, oczywiście w jakimś bardzo szlachetnym celu. Już Panu wspomnieli – ludzkość jest zagrożona. Pozdrawiam.

T.K.

 

Kładę się spać i mówię do Szirin: – No dobra, zjedz go! Mam, oczywiście, na myśli puszystego/rozrzedzonego Dominika, ale pozwalam jej zjeść również inne podłączone do mnie sondy. 

Obok mnie, po prawej stronie, z wejściem z tej samej poczekalni ktoś otworzył drugi gabinet (na jawie w tym miejscu są lustrzane (!) drzwi od szafy). Podobno to jest tylko jedno z wielu jego miejsc pracy. Podpatruję, jakie techniki stosuje konkurent. Jest oprzyrządowany bardzo nowocześnie, szczególnie nowoczesny ma aparat do leczenia kanałowego. Ale kiedy pierwsze zaskoczenie minęło i przyglądam się jego pracy nieco dłużej – widzę, że jest brutalny i bezduszny. Zachowuje się, jak dobrze naoliwiony mechanizm. Początkowo, aby go obserwować, musiałem wychodzić ze swojego gabinetu; potem nastąpiła jakaś dziwna zmiana adaptacyjna, tak jakby jego gabinet przeniósł się naprzeciwko drzwi do mojego. Teraz mogę go obserwować, stojąc u siebie w drzwiach. Niemniej, zainspirowany przez konkurencję, zrobiłem przegląd swoich wierteł i innych narzędzi, i trochę unowocześniłem swoje wyposażenie. 

Do gabinetu przychodzi obcy mężczyzna, inwalida. Prosi o igłę i strzykawkę. Ja akurat jestem zajęty myciem narzędzi, stoję przy zlewie. Nie wiem, do czego jemu jest potrzebna ta igła i strzykawka. Bo jak do użytku innego, nie medycznego, to przecież wystarczy jakaś używana. Aż się sam sobie dziwię, skąd u mnie takie skąpstwo (!), przecież to kosztuje grosze!

 

Śnię coś o karmie negatywnej (!) i o czymś, co widać pod kątem 90 stopni, a czego nie widać pod kątem 60 stopni.
Kiedy się na chwilę obudziłem, aby to zapisać, od razu przypomniał mi się początek tego cyklu i biała farba w zagłębieniu dokoła samochodu z którego wysiadłem. Jej też nie było pod pewnym kątem patrzenia, a pod innym kątem była! Widać to ta sama technologia.

Jak nietrudno zauważyć, na początku nocy zrelacjonowano historię instalacji sondy i jej prośbę o udostępnienie strzykawki! Będzie zasysać?

Zasypiam.

Wyjmuję z szafy, po lewej stronie ekranu, jakieś odbitki w formacie A4; są jednakowe, to znaczy na wszystkich jest to samo, tyle że każda w innym odcieniu i właśnie ta różnica odcieni powoduje, że odnoszę wrażenie (!), że na każdej z nich jest co innego! (To zjawisko zapewne wynika właśnie z odmiennej polaryzacji i warstwowości).

Stoję w sklepie, w kolejce do kasy (znowu chcą się  mnie pozbyć !); kolejka jest długa i trochę mnie to już niecierpliwi. Mówię do kogoś, kto stoi przede mną, a może tylko do samego siebie:

– I jeszcze, w dodatku, ten facet Bijal! (Tak! We śnie pamiętałem, jak się nazywał najmłodszy kapłan, którego mi przydzielili !).

Głos:

– Daj jabłuszko morskie!

Budzę się.

Dopiszę w tym miejscu to, o czym dowiedziałem się dopiero rano z Internetu. Ma to znaczenie dla zrozumienia dalszej narracji. Nawiasem mówiąc, nie miałem pojęcia, że to coś nosi taką jabłeczną nazwę:

[„Morskie jabłko” (strzykwa) (Pseudocolochirus sp.)

Zwierzę morskie, jego wnętrzności, jak i powłoki ciała, zawierają duże ilości toksyn; zestresowana lub zraniona strzykwa wydala je do wody – grozi to zatruciem, dlatego należy unikać niepotrzebnego niepokojenia zwierzęcia i chronić je przed uszkodzeniami mechanicznymi.]

 

Mówię do Szirin: – Dobra, dawaj to jabłko i kończmy tę całą hecę!

Obraz: Jakaś postać zaczyna się konwulsyjnie miotać, jakby się dusiła. Myślę sobie, że pewnie udławił się tym jabłkiem?

Budzę się. Wrażenia bardzo nieprzyjemne, bądź co bądź, zleciłem pozbycie się tego kogoś. Próbuję się wśnić jeszcze raz w sytuację ze strzykawką (!). Zaintrygowała mnie niecodzienność prośby tego inwalidy!

Tymczasem okazuje się, że facet od strzykawki dostał zamiast jabłka – gruszkę, taki teraz widzę kształt. Facet prosi mnie, abym mu towarzyszył w drodze za regał (!) po prawej stronie. Nie prosi mnie, bym pomógł mu wybrać jakiś towar, tylko po to, abym towarzyszył mu przy umieraniu!

Facet stoi przede mną w jakimś kątku i powoli przekształca się w biało opalizującą, bezforemną substancję (biała farba!).

Głos:

– I spadek weź!

Budzę się przepełniony zgrozą! Spróbuję się wśnić w „negatywna karmę”; o co chodziło z tymi kątami patrzenia?

Głos:

– Już w niedzielę mówią o tym, bo woda się kończy.

Chodzi o to, że już w niedzielę mówią o tym, żeby tam pojechać. To wynika z głosu, obrazu i przekazu.

Obraz: Za wielką skrzynią /ladą widzę coś, co wygląda jak spora wystawa albo witryna chłodnicza. Na dole witryny po prawej, jak się dobrze wychylić, widać jeszcze jeden czy dwa małe pojemniczki.

Budzę się. Co to ma za związek z negatywną karmą? Kąt patrzenia już jakiś jest, bo trzeba się wychylić. No dobra, penetrujmy tę przestrzeń dalej!

Zasypiam.

Za barem stoi facet i podaje małe szklaneczki z wodą. To dystrybucja. Mógłby, co prawda, trzymać je napełnione na ladzie, ale woda mogłaby się zabrudzić!

Dlatego woli nalewać wodę pod ladą i wyjmować sukcesywnie, kiedy ktoś podejdzie. Nie można podchodzić zbyt często. Woda jest reglamentowana!Budzę się zdziwiony. Pytam, czy chodzi o prawdziwą wodę? Czy może o taką symboliczną?

Zanim zasnę, napływa do mojej głowy niespodziewana refleksja, że Islam to pustynna wersja Chrześcijaństwa!

Zasypiam.

Głos:

– To czerwone urządzenie działa bezzakładowo!

Budzę się i poprawiam głos; a może  raczej bez zakładania ?

Bingo!

Miałem być źródłem zaopatrzenia w wodę dla dwunastu „Hiszpanów”, a ja roiłem sobie w swoim prowincjonalnym, obluzowanym łbie, że Oni są ciekawi moich elukubracji !?

Ciekawe, jak taka sonda przekazuje wodę, trudno mi sobie to wyobrazić, ale pewnie jakiś sposób mają!

 

Zasypiam.Głos: – Wyobraź sobie, że ja przy tej ostatniej wieczerzy cały czas tam byłam!

Obraz: Ktoś wyjmuje przedmioty z szafy, stojącej po lewej stronie ekranu.

 

Kiedy się obudziłem, nie przejąłem się tym, że miałem świadka swojej metafizycznej zbrodni; tym bardziej, że  przypomniałem sobie Ingo Swanna i jego opowieść o tym, jak jeden z agentów FBI zabrał go helikopterem w podróż nad odległe jezioro. Tam pozwolił mu obejrzeć tankowanie wody do pojazdu obcych. Myślałem wtedy, że to są wierutne bzdury.Tymczasem zaczynam pleść to samo.

Dlatego kobieta, brnąca w śniegu, chwaliła Dominika za to, że towarzyszył im nawet w lecie (czyli podczas suszy).

Nie chciałbym prowadzić swoich wniosków zbyt daleko, ale odnoszę wrażenie, że mają dwie pory roku. Na tym polega ta zła karma: na niestabilności kąta 90/60 stopni. Może to chwiejne nachylenie osi obrotu planety do płaszczyzny, po której obiega słońce. Nie jest wykluczone, że taki los nas czeka w przyszłości. Może to być również coś innego, np. ich problemy z utrzymaniem płaszczyzny polaryzacji istnienia jako bytów. Magazynowanie wody i pozyskiwanie jej ze śniegu byłoby dla nas, również dzisiaj, nie lada problemem. Coraz bardziej przekonuję się do myśli, że te istoty to Ziemianie.

Interesujące są również sygnały, jakie pojawiają się od dwóch nocy w kolejnych snach, przypominające, że nadchodzi czas zakończenia starego i połączenia się z nowym, zamówionym wcześniej, tematem pod ogólnym kryptonimem Golgota !

 

W końcu zasypiam.Podchodzę do kasy, która jest po mojej lewej stronie. Siedzi tam kasjerka, nawet podobna do ludzi! Za nią, za przegródką, jakby ją duplikując, siedzi druga kobieta, pomarszczona i pokrzywiona jak stupięćdziesięcioletnia staruszka.

Budzę się. Znowu duplikacja osób. Kasa oznacza zatem koniec duplikacji.  Łącze zostało zerwane !

 

Jest mi najzwyczajniej w świecie głupio, bo odciąłem dostęp do wody potrzebującym. Moje zachowanie jest naganne. To okropne uczucie.Pytam samego siebie: „Co mam z tym zrobić?” Moje słowa wypowiadane w myśli przechodzą w szklisty dźwięk, jakby zmieniły częstotliwość!

Obraz: Na rozświetlonej słońcem pustyni, pionowo w górę, wznoszą się wąskie kominy pyłu.

Budzę się. Żegnam się z nimi i przepraszam Bijala i Dominika, że odmówiłem im wody.

Zasypiam.

To Ruś Białostocka!

Ktoś obserwuje mnie, stoi po prawej stronie. Ja popycham dłonią w głąb ekranu wąski strumyczek wody. Strumyk wije się wzdłuż brukowanej drogi, a kiedy dociera do bramy, która prowadzi w głąb ekranu śnienia i spada za nią w dół ekranu, zmienia się w wartki, duży strumień krystalicznie czystej wody. Po kilkunastu metrach jest już praktycznie rwącą rzeką!

 

Idę w stronę mężczyzny, który szuka książek w regale stojącym po lewej stronie ekranu. Tym razem facet stoi poniżej poziomu podłogi, po której idę. Jest niewidoczny częściowo, od pasa w dół, poniżej poziomu, którym idę. Niosę coś ostrożnie w rękach. Kiedy podchodzę do miejsca, gdzie korytarz opada schodkami w jego stronę, słyszę jak mówi, nie odwracając do mnie głowy:- Mógłbyś się z tym wstrzymać!

– Wstrzymać, niby do kiedy? – pytająco odpowiadam, niby nie do niego.

 

Kiedy dochodzę do początku schodów (schody opadają tak, jak w poprzednim śnie strumień), robię dziwny zakręt w prawo i wchodzę w drzwi, które są drzwiami do tej pory ukrytymi dla mojego wzroku; są usytuowane tak, jakby prowadziły do pomieszczenia, które – idąc korytarzem – miałem po swojej prawej stronie, tak jakbym zawracał o 180 stopni, chcąc wejść przez te drzwi. Wykonując ten zwrot (zmiana decyzji ?), kątem lewego oka rejestruję wygląd ubrania tego faceta. To biały garnitur w jakieś cienkie, rzadko rozmieszczone nieregularne kreski i odcinki! (widuję w snach to pismo coraz częściej).Kiedy wchodzę do środka pomieszczenia po prawej, zanim jeszcze zamknę za sobą drzwi – wciąż słyszę wypowiedziane przez niego, pod moim adresem, słowo:

– Kanalia!

Nie mam ochoty na dyskusje. Zamykam za sobą drzwi na dodatkową klameczkę, jakie bywały kiedyś montowane w drzwiach do łazienek.

Udaję, że nic nie słyszałem i wchodzę do pomieszczenia, jak okazuje się po chwili, BIBLIOTEKI!

 

Budzę się. Jeszcze czegoś takiego pod swoim adresem, po tamtej stronie nie słyszałem. Ale nie ma się co dziwić. Już prawie udało się im wziąć mnie na litość i nakłonić do ponownej zgody na drenaż! Rota, która zatrzymała mnie przy kasie, otworzyła się ostatecznie na ubraniu mężczyzny, który stał na schodach, jak na ekranie.Musiałem zasnąć znowu, bo słyszę:

Głos:

– Kiedyś można było dojść do biedy przez zawartość wnętrza. Teraz przez biedę można dojść do zawartości wnętrza!Budzę się. Na swoją obronę przychodzi mi do głowy myśl, że ocieplenie ziemskiego klimatu może być spowodowane przez to, że ktoś systematycznie podbiera nam wodę ! No i to, że  przecież bieda powoduje rozwój wnętrza ! Dziękuję za podpowiedź.

Warto zwrócić uwagę na ciągłe zwroty ciała, jakie wykonuję we śnie, zmiany kąta patrzenia. To ma związek z widzeniem ich lub utratą kontaktu z nimi.

 

List od T.K.Witam.

Bardzo mi się podoba Pana pogląd o przyczynie ocieplenia na naszej planecie. Popieram!

Jest to dużo bardziej wiarygodna teoria, niż lansowana przez różnych hochsztaplerów idea o nadmiernej produkcji dwutlenku węgla przez nasz gatunek.

To zupełnie głupia teoria naganiająca pieniądze do monopolistów w zatruwaniu Ziemi (np. świetlówki obowiązujące w Unii, tzw. kwoty dwutlenku węgla i inne przekręty).

Najbardziej denerwują mnie w tym nasi polscy politycy, zachowujący się jak kompletni debile lub niskopłatne kurwy.

Jeszcze gorszą szumowiną są etatowi „naukowcy” i opłacani przez różne partie dziennikarze.

Pozdrawiam

T.K.

 

List do T.K.:Rozumiem, że przekroczyłem już dawno granice zdrowego rozsądku, ale dzisiaj zapytam, czy nie przesadziłem z tym skąpstwem. Może dam im tej wody? No, chyba że szatany biorą mnie na litość i razem z wodą wyciumkają mi duszę (już nawet widzę, jak moja dusza zatacza się ze śmiechu na myśl o byciu ciumkaną przez szatanów).

 

Pozdrawiam J.B.  https://www.facebook.com/jarek.bzoma                                   

Cdn.

Jarosław Bzoma

Korekta przez: Roma Wolny (2014-11-11)