Wehikuł czasu. Cz.2

Skoro już wiemy, że ludzie wraz ze swym ciałem fizycznym nie mogą podróżować w czasie, to w jaki sposób ludzkość rozwiąże ten problem w przyszłości? Moja podróż została zainspirowana żartem kolegi T.K.

(Kolejne odcinki Wehikułu pochodzą z czwartej księgi „Krajobrazów mojej duszy księgi o podróży nocnej”, która ukaże się pod koniec tego roku.)

List od T.K.:

Witam.

Mam takie odczucie, że przypatrują się nam (konkretnie – Panu i mnie) organizacje o których piszemy. (Wcześniejsza korespondencja dotyczyła badania przy pomocy snów masonów i iluminatów – J.B.)

Sądzę, że posiadają wystarczające umiejętności, żeby przeniknąć, np. do naszych snów, czy OOBE, o korespondencji nie mówiąc.

Nie zostaliśmy dotychczas zwerbowani, bo z jakichś względów im nie odpowiadamy.

Schizofrenia ?

Pozdrawiam

T.K.

 

Moja odpowiedź na powyższy list:

Myślę, że przeceniamy ich możliwości!

Zapytam dzisiaj o to!

Pozdrawiam J.B.

 

List od T.K.:

Witam.

Nie mam namacalnych dowodów, żeby tak sądzić, ale czasem wydaje mi się, że tak mogłoby być.

Oczywiście nie jestem aż takim paranoikiem, cierpiącym na manię wielkości, żeby przypuszczać, że ktoś śledzi moje sny. Nie, nie, tak ważny to jeszcze nie jestem. Dopuszczam jednak taką techniczną możliwość.

W swojej paranoi myślę, że mogą istnieć osoby śledzące, przeglądające astral (lub w jakiś inny sposób) w poszukiwaniu świadomych podróżników, tak jak można śledzić użytkowników Internetu.

Po co? Któż to wie, np.

1. Taki podróżnik może być cenną osobą do ewentualnego zwerbowania do czegoś tam…loża, iluminaci, Opus Dei, nowe niby religie; raelianie, scjentolodzy, dianetycy, itd.)

2. Może stanowić zagrożenie dla funkcjonującej organizacji, wówczas można go inwigilować i postąpić stosownie do zagrożenia.

To właśnie dlatego sądzę, że w tzw. kręgach możemy być znani.

Oczywiście mogą być to jedynie rojenia starzejącego się mózgu, takie jego pseudotwórcze działanie…

Pozdrawiam

T.K.

 

         Pytam, czy jakaś organizacja obserwuje podróżujących we śnie?

Starsza pani ubrana na biało siedzi w pojeździe użyteczności publicznej. Siedzi po lewej stronie ekranu, twarzą zwrócona w jego prawą stronę. Odkąd przed nią usiadło dwóch panów – ma ograniczoną swobodę. Panowie są ostrzyżeni na jeża i mają bycze karczycha.

 

Jakaś inna kobieta opowiada, że jej znajomy powiedział kiedyś, że najpiękniejsze kobiety są w Indiach. Ona tam do niego pojechała osobiście, przy okazji sprawdziła jak jest z tymi kobietami i rzeczywiście może to potwierdzić, że takich jak tam – nie ma nigdzie na świecie. Nie wie się o tym powszechnie, bo telewizja ich nie pokazuje (ta pani podróżuje chyba towarzysko, bo próbowała nawiązać ze mną jakiś bardziej prywatny kontakt).

Budzę się i ponownie zasypiam, pytając: – Czy jest ktoś, kto instytucjonalnie prowadzi nad śniącymi nadzór?

Dałem się komuś nabrać. Wykorzystano moje łakomstwo i dano mi wędzoną rybę (łosoś wędzony na gorąco); we śnie ją zjadłem i wszystko, co mnie potem spotkało, zapomniałem! Taka ryba zapomnienia!

 

Kobieta ubrana w sari stoi niżej niż ja, patrzy na mnie, spoglądając do góry, i pokazuje mi, że uwiera ją dolna proteza.

 

Mężczyzna, który był kierowcą papieża, opowiada, że wszystkie samochody, jakimi jeździł papież, miały jakąś dziwną energię, były bardzo spokojne.

Kiedy przyglądam się tym samochodom – widzę, że są ekranowane przez modlitwy sióstr zakonnych!

 

Mężczyzna dowodzi grupą konnych kirasjerów, jadą za nim ławą, na kaskach mają opadające kity z włosia.

 

Ktoś pobiera jakąś substancję z pochwy (albo przez pochwę) martwo-narodzonych (!) albo nieprzytomnych (!) dziewczynek. Kładzie je jedna po drugiej głową w prawą stronę. Ta manipulacja ma wartość leczniczą!

Budzę się. Oczywiście zaprezentowano mi całą gamę powodów, dla których ludzie podróżują we śnie; realizują swoje marzenia, zgłaszają pretensje, ale też bywają ograniczani przez sennych strażników. Gdzieś pomiędzy tymi drobnymi etiudami pojawia się mało uchwytna informacja, że ktoś zna nasze słabości i wprowadzając odpowiedni kod/symbol – potrafi powodować to, że zapominamy o kontakcie z nim w snach. Swoją drogą, rzeczywiście, bardzo lubię wędzone ryby!

Jedno, co mnie tak naprawdę zaniepokoiło, to fragmenty snu, zupełnie jak z opowieści o wzięciach ludzi przez ufo, manipulacje przy ludzkich genitaliach!

Czyli, tak całkiem i do reszty, jeszcze Pan nie zwariował. Możemy pociągnąć przez jakiś czas ten temat. Do Jezusowej Golgoty (nie żartuję!), na którą ostrzę sobie zęby, mamy jeszcze dwa tygodnie.

 

Mówię do Szirin:

– Pozwolisz siebie tak traktować? Dasz się złapać na zapomnienie? Zajdźmy ich od tyłu, od strony dusz i sprawa się wyjaśni raz dwa!

 

Siedzę w ostatnim rzędzie na sali wypełnionej po brzegi. Ktoś, kogo znam (po tamtej stronie, kobieta), demonstruje zgromadzonym, jak można latać w powietrzu! To znaczy jak poruszać się świadomie w powietrzu. Cała sala to praktycznie sami sceptycy, więc kiedy kobieta leci pod sufitem, okrążając salę dokoła, sceptycy zamiast uwierzyć w to, co widzą, zaczynają wszystko podważać w sposób zwykły dla swojego sposobu myślenia. Trik, zbiorowa hipnoza i tym podobne racjonalne tłumaczenia!

Ktoś z prawej strony, kto siedzi obok mnie, pyta się, co ja o tym sądzę?

Ja odpowiadam, że nic! Bo to, czym ja się zajmuję, dla nich byłoby już całkowitym fałszerstwem. Skoro to, co widzą na własne oczy, nie wystarcza im jako dowód, to moje argumenty o podróżowaniu we śnie będą jeszcze łatwiejsze do podważenia! Mówię to i znikam. Budzę się po naszej stronie.

 

Budzę się i mówię do Szirin: – Jesteś samodzielną duszą, nikt nie może ciebie powstrzymać. Sprawdźmy, kto nas próbuje obserwować!

Zasypiam.

Stoję na rynku starego miasta, gdzieś w okolicy trybunału. Odbieram telefon. Dzwoni do mnie kobieta, która próbuje mi się przedstawić jako autentyczna jubilerka, u której byłem na jawie dwa dni temu. Coś mi się nie zgadza, bo tamta prawdziwa ma jednoosobową firemkę. Tymczasem wiem, że za tą kobietą stoi jakaś duża korporacja! W dodatku odnoszę wrażenie, że to jakiś niewerbalny podtekst, że oni chętnie przyjęliby ode mnie jakieś zlecenie na swoje usługi!

Kobieta pyta z wyraźną pretensją w głosie, czy ten numer telefonu, który jej zostawiłem, to jest po to, żeby ona mogła mnie poinformować o wykonaniu zlecenia, które jej powierzyłem, czy by to ona miała korzystać z moich usług. Ja odpowiadam, że nie chcę jej do niczego namawiać, podałem jej telefon do pracy, bo tam spędzam większość czasu; w domu jestem rzadko, a osobistego, czyli komórkowego, nie używam na co dzień. Wożę go tylko wtedy, kiedy jeżdżę samochodem (!).

Ona odpowiada, wciąż napastliwie, że ją to dziwi, bo każdy chce zawsze propagować to, co robi.

Ja nieco już poirytowany tymi pretensjami odpowiadam, że to, czym ja się tak naprawdę zajmuję, to coś zupełnie innego niż to, o czym ona myśli. Ona nie bardzo wie o czym chcę jej powiedzieć. Ja tymczasem kontynuuję, mówię, że ona nie ma na ten temat żadnej wiedzy, w związku z czym jej sąd jest oderwany od rzeczywistości!

Budzę się. Pytam się Szirin: Kto to dzwonił?

Zasypiam.

Głos:

– To są właśnie ludzie, którzy przyzwyczaili się dodawać do każdych dwóch – trzeci element!

Budzę się i pytam: – Chrześcijanie?

Głos:

– Gdyby to byli chrześcijanie, to pokazałbym kościół!

Obraz: Po lewej stronie ekranu śnienia, lekkim ukosem ku środkowi, ciągną się elewacje parterowych budynków. Jeden z nich, w środku, jest nieco cofnięty w głąb w stosunku do dwu skrzydeł po bokach. Styl architektoniczny budynku nazwałbym zadbanym barakizmem (od baraku, niekoniecznie od Baracka). Zaczynam się budzić, ale znowu przysypiam.

Głos:

– Nazwał go Burak!

Budzę się. To był chyba komentarz do tego, co sądzę o tym stylu budownictwa. W środku, zapewne, jest jakaś amerykańska, idiotyczna instytucja do badania zjawisk paranormalnych.

Zasypiam.

Jestem w bloku mieszkalnym. Stoję twarzą do drzwi. Drzwi są po lewej stronie korytarza i wyglądają jak od zwykłego mieszkania, widzę jednak na nich zupełnie nie prywatną tabliczkę z napisem: SĄD!

(Ciekawe, że w końcowej fazie rozmowy przez telefon stałem w tej samej konfiguracji obok budynku TRYBUNAŁU KORONNEGO).

Myślę zdziwiony, kto w bloku mieszkalnym otwiera Sąd? Gdyby tu się zainstalował Adwokat, to bym jeszcze zrozumiał!

Budzę się. Oho! Zaczynają straszyć sądem. To na pewno Amerykanie. Chcą wykluczyć przypadkowy kontakt?

Analizuję. Pokazałem się, namierzyli mnie, trafili do mnie po łączu jakie im zostawiłem. Są wkurzeni, że to łącze profesjonalne, wydaje im się mocno niepokojące, że niczego od nich nie chcę. Może myślą, że to kosmici, tylko patrzeć jak amerykańscy naukowcy ogłoszą, że nawiązali KONTAKT. Tak działają tylko klasyczni naukowcy, ci co to z przeciwieństw zawsze chcą zrobić syntezę. A tak się nie da!

Złapali przynętę, więc chyba będą próbowali namierzyć mój „telefon prywatny”, pewnie nie wystarczy im mój pozacielesny identyfikator (telefon do pracy).

Zdałem sobie właśnie sprawę z tego, że bardzo łatwo jest namierzyć podróżującego we śnie. Ulegamy złudzeniu, podobnie jak internauci, że jesteśmy anonimowi. Tymczasem nie dość, że pozostawiamy charakterystyczne wibracje, to na dodatek nasze sny są pełne obrazów okolicy w której mieszkamy, ludzi z którymi się kontaktujemy. Dla jakiejkolwiek organizacji fizyczne znalezienie takiego delikwenta – to jest naprawdę drobnostka. Ingo Swan nie zmyślał, kiedy mówił, że jak go potrzebowali, to sami się zgłosili. Jestem pewien, że w ten sam sposób namierzyli Bin Ladena. Trochę to trwało, bo góry były wszędzie takie same, ale bliskość bazy wojskowej, kiedy tylko jej obecność zaczęła Bin Ladena niepokoić w snach, spowodowała to, że wywiad przechwycił taki sygnał. Namierzenie było kwestią dni!

Polecam film „Icepcja”. To film właśnie o tym! Jakoś tak dziwnie pasuje do tej sytuacji.

Dla psychiatrów to najzwyklejsza paranoja, iskrzący świeżością przykład mani prześladowczej, tymczasem nazwanie jej jednostką chorobową jest spowodowane brakiem zrozumienia mechanizmów działania ludzkiej świadomości. Taki chory nie musi być chorym somatycznie, on jest ofiarą systemu społecznego postrzegania rzeczywistości. Człowiek, który ma zdolność słyszenia, widzenia, odbierania jakichkolwiek przekazów pozazmysłowych, jest sam przerażony czekającym go brakiem społecznej akceptacji i izolacją od społeczeństwa. Zna to z doświadczenia, oglądał co się z takimi ludźmi robi, słyszał o takiej chorobie w mediach i od innych ludzi.

Proszę tylko pomyśleć, gdybym tego, co robię, nie robił świadomie, to  jakbym mógł nie wpaść w panikę, kiedy w chwilę po zamknięciu oczu słyszę choćby takie: ”Nazwał go burak! „.

Swoją drogą to nic innego jak pojazd Świadomości. Mahomet żył w czasach, kiedy oczywiste podobieństwo znalazł w rumaku pełnej krwi, tak jak ja rozpoznałem w pojeździe samochód.

 

(Dzisiaj wpadnę do pani ”jubiler”. Jej „identyfikator” starannie zapamiętałem).

 

List od T.K.

Witam.

Cieszę się, że jednak do końca nie zwariowałem.

Dziękuję za ciekawy materiał.

Pozdrawiam

T.K.

 

Cdn.

                                                       
Jarosław Bzoma

Korekta przez: Roma Wolny (2014-09-11)