
Obiecałem Państwu relację ze spotkania z ludźmi z przyszłości. Tę dawną opowieść sprzed dwóch lat poprzedzę relacją z podróży, jaką odbyłem tydzień temu. Spotkanie z ludźmi z przyszłości ukarze się nam wtedy w naprawdę w zaskakującym świetle.
Czy ludzie skonstruowali taką maszynę ?
Siedzimy w kilku, w wykopie przykrytym przezroczystym dachem. To chyba dwupasmowa droga szybkiego ruchu, prowadząca z Lublina do Świdnika. (Tą drogą podróżowałem kiedyś w Zaduszki pomiędzy całkiem realnymi cieniami umarłych; innym razem – napotkałem na niej Zielonych, byty z poziomu astralnego eksploatujące ludzkie emocje).
Trudno nazwać to, co właśnie robimy, eksperymentem; zdaje się, że dobraliśmy się do jakiejś starej wartościowej flaszki (symbol starej duszy). Koledzy, siedzący po lewej stronie, nie ukrywają, że mają zamiar wypić/poznać jej zawartość. Ja raczej udaję abstynenta i na ich zaproszenie reaguję udawaną niechęcią, ale mnie również korci chęć poznania jej zawartości. Sięgam po blaszany kieliszeczek na prawo, niby niechętnie… Jest ich tutaj kilka. Ostatecznie jednak moja ręka sięga nieco dalej – po większy, szklany. Ostatecznie taka okazja nie trafia się często, a jak będzie się ktoś nas czepiał – to zwalę wszystko na kolegów.
Mały przeskok i . . .
Stoję na niewielkim placyku z boku budynku Wydziału Socjologii. Na placyku, w realu, znajdowałby się pomnik Kochanowskiego, na lewo klasztor, a za moimi plecami – kościół, który zbudowali jeńcy krzyżaccy. We śnie widzę jedynie ścianę budynku starej kamienicy, w którym dzisiaj jest Wydział Socjologii UMCS.
W ścianie, niemal na poziomie chodnika, znajdują się okna do sutereny. Znajomy siedzi przed jednym z okienek i dłubie w jego wnętrzu, próbując rozniecić ogień. Nie ma ciągu. Na placu za naszymi plecami zgromadził się niewielki tłumek i zapewne czeka na rozpalenie tego pieca, którym najwyraźniej jest sam budynek. Ja stoję nieco na prawo od niego i obserwuję zmagania znajomego z rozpaleniem ognia w oknie. W pewnym momencie przypominam sobie, że zaraz za rogiem budynku, po prawej, na wysokości głowy, znajduje się pociągadło. Prawdopodobnie od szybra. Właśnie sobie uprzytomniłem we śnie, że ja już w tym budynku kiedyś rozpalałem, więc idę na prawo i ciągnę pręt na tyle, na ile się go da wyciągnąć. Słyszę jak znajomy woła, że nareszcie jest ciąg i teraz to już pójdzie. Ludzie, którzy czekali na placu, tak jakby w reakcji na wieść o uzyskaniu ciągu – ruszają i za moimi plecami przechodzą schodami na niższy poziom. Ja stoję nadal za prawym narożnikiem budynku i staram się to ozdobne (!) cięgło ustawić jak najlepiej.
Kiedy ogień zaczął się pod budynkiem już palić, postanowiliśmy rozładować ciężarówkę, którą przywiozłem jakiś sprzęt. Największy element to biała szafa wielkości lodówki. Stoi na ciężarówce najbliżej szoferki (ciężarówka jest gdzieś niżej – tam, gdzie poszli ludzie z placyku; ustawiona bokiem, szoferka po lewej stronie ekranu śnienia). Przedmioty zdejmiemy we dwóch, ale do zdjęcia tej wielkiej paki potrzebna będzie nam pomoc. Wiemy, że na razie możemy liczyć na faceta (cieć), który coś robi po lewej stronie budynku na drugim podwórku (klasztornym?). Idziemy w jego stronę. Chyba nam nie odmówi.
Pytam, czy ktokolwiek ma taką maszynę czasu na ziemi?
Odtwarzam muzykę w urządzeniu wielkości przenośnego klimatyzatora. Stoję w drzwiach, tuż za nim, z lewej strony ekranu.
Jakiś facet podchodzi do urządzenia z prawej strony i pyta, co jest nośnikiem tej muzyki, bo to trwa już kilka godzin, a ja nie wymieniam nośnika? Mówię, że taśma przegrana na płytę ( linearność na cykliczność ).
Facet jest zdziwiony i powątpiewa w taką możliwość, ponieważ to stara muzyka.
Dziwne. Tak jakby starej linearnej muzyki nie dawało się przełożyć na zamknięte cykle?
Drugi sen.
Spotkałem się z nauczycielem (wygląda jak Korwin-Mikke) w uliczce obok postoju taksówek, (Pomiędzy Hotelem Europejskim a Pomnikiem Unii). Zajmujemy dwie zsunięte ławki. Nauczyciel z lewej strony, czyli to przewodnik tej przestrzeni; udziela mi różnych informacji, ale ja głównie myślę o tym, jak mu zaimponować. Może swoimi relacjami z podróży? Czekam aż skończy, niezbyt się przysłuchując jego pouczeniom.
W pewnym momencie okazało się, że zasnąłem w tym śnie. Po obudzeniu stwierdzam, że mam nawet poduszkę na swojej ławce (ławka z prawej dla obserwatora od strony Pomnika Unii). Rozglądam się. Nauczyciel zniknął. Poczuł się urażony moim zaśnięciem? Obudziło mnie zamieszanie. Od strony postoju, z prawej, nadjechała tyłem ciężarówka i faceci zaczęli wciągać do niej przezroczystą folię, która pokrywała cały chodnik. Przygląda się temu młody mężczyzna ze swoją dziewczyną. Ja chcę się stąd zabrać jak najszybciej, rozglądam się jedynie, czy mnie w czasie tego snu nikt nie okradł. Ze zdziwieniem widzę, że nie: mój telefon w czarnym futerale leży na ławce jak leżał, również inne drobiazgi należące do mnie. Zbieram wszystko z tej ławki i się budzę.
Trzeci sen.
Jestem jednym z dwóch sprzedawców instruowanych przez przedstawiciela wyższej instancji (nauczyciel z poprzedniego snu). Pokazuje nam, jak powinno się przechowywać czerwone pomidory w tekturowym pudełku. Powinno ono być tak podparte, aby dnem nie dotykało ziemi, a pomidory trzeba ustawić niemal pionowo, jeden nad drugim; muszą być odizolowane papierem (folia z poprzedniego snu). Nie dość tego – wszystkie powinny być przykryte z wierzchu dodatkową, wspólną warstwą izolującą. Młodszy z nas, ekspedientów, wpada na innowacyjny pomysł: można by te pomidory ustawiać w pionie na stelażu, a pod same pomidory podkładać okrągłe serwetki izolujące. Instruktor jest zaskoczony sensownością tego pomysłu.
(Pomidory w moich dawnych snach symbolizowały ciała przyczynowe wraz z ich zawartością: c. fizycznym, energetycznym, astralnym i mentalnym.)
Pytam, czy to oznacza, że ludzie nie mogą manipulować czasem, ponieważ są izolowani?
Wiadukt w budowie. To nowy wiadukt, który będzie przejazdem nad tranzytową dwupasmówką (granica5/6).
Po lewej stronie wiaduktu, w miejscu przejścia dla pieszych, mężczyzna, który jest tutaj moim przewodnikiem, na tę budowę przywiózł ciała wielu ludzi. Drugi facet, który wykonuje podbudowę/izolację pod nawierzchnię, zgodził się nas zawieźć na środek wiaduktu (w dawnych snach, w ten sam sposób, Jezus „zmartwychwstając”, zawracał na środku mostu); pokaże nam miejsce, w którym zabetonował ciała!!!
Robi to chyba ze względu na mojego przewodnika, współwykonawcę.
Pojechaliśmy we trzech pojazdem technicznym i pośrodku zawróciliśmy, zakręcając w kierunku odwrotnym do wskazówek zegara, czyli na lewą burtę (!!!). Wiadukt jest również rodzajem tunelu, bo ma sufit.
(Kiedyś w dzień zaduszny przebijałem się przez taki tunel pełen błąkających się umarłych; wtedy wybiło mnie również na lewą stronę, ale na zewnątrz podobnego tunelu. Oczywiście to jest wykop z pierwszego snu z tej podróży).
Obydwaj zwracają uwagę na to, że nawet spod warstwy izolacyjnej (!) ciała cuchną nie do wytrzymania. Mnie, na szczęścia, węch we śnie nie dopisuje, ale nawet ja czuję lekko słodkawy trupi odór. Tymczasem moi nowi znajomi zeszli na inny temat. Izolujący mówi do tragarza ciał, że ten musi oddać/dopłacić jeszcze pięć procent. Tragarz lamentuje, że zapłacił już dwa. Kiedy teraz dopłaci pięć – nic na tym nie zarobi i wyjdzie na zero. Widzę obraz opisujący to, co tragarz ciał mówi. Pośrodku jest jakiś przedmiot (granica 5/6?), po lewej 5%, a po prawej 2%. (Po obudzeniu zrozumiałem to jako targ o moją duszę i zmuszenie tragarza ciał do odprowadzenia mnie z powrotem!!! Poziom 7 – to poziom atmaniczny).
Kiedy jesteśmy z powrotem na naszym brzegu (!) wiaduktu, nasz przewoźnik/izolator, na dowód tego, że należy mu się ta opłata, pokazuje coś, co przypomina małą foliową kartę, która stanowi przykrycie czegoś, co z kolei przypomina pakiet z wędliną. Na tej kolorowej karcie, w górnej jej części, jest napis, który przewoźnik pokazuje każdemu przybywającemu, zanim zacznie wykłócać się z tragarzem o zapłatę. Napis treści :
DAJCIE ŻYĆ !
Kiedy dochodzi do porozumienia tragarza ciał z przewoźnikiem/izolującym – ten drugi postanawia pokazać nam to, co kryje się pod powierzchnią wiaduktu. Pokazuje nam rozdwojone słupy podpierające całą konstrukcję. Mówi przy tym, że jednak – mimo ludzkiego smrodu – będą kontynuować tę, jak się okazuje teraz, przerwaną budowę. Żartuje, że Bis-conti (dwoistość, bo filary podtrzymujące są podwójne) to projektował. Dodaje wyjaśnienie swojego żartu, że projektant, tak naprawdę, ma na imię Vis-conti. (To Wielki Budowniczy zapewniający ciągłość życia. Bis sugeruje następstwo w czasie a nie pojawianie się dwóch elementów jednocześnie co dodatkowo podkreśla że czas jest elementem życia biologicznego).
Obudziłem się z mdłościami i uciskiem w splocie słonecznym. Kiedy nieco ochłonąłem i zacząłem zasypiać – pozwolono mi obejrzeć to, czym można przykryć/ukryć ciało. Przyniesiono dwie zielone rośliny z gatunku LEPTIMANTIA*. Takiej wiedzy udzielono mi we śnie.
Mając już dość tego tematu i wielu dalszych podobnych krótkich dygresji – już ich nie zapisywałem. Nad samym ranem powiedziano mi również, że aby wyruszyć w dalszą drogę z czegoś w rodzaju beczki/tunelu, muszę utracić kolory i przestać być ich nosicielem (!). Zrozumiałem to jako wydostanie się z dolnego poziomu kolorów wewnątrz ciała przyczynowego (czerwony-żółty-zielony-niebieski-czerwony).
Oczywiście aż prosi się o powrócenie do początku. Do poznania zawartości starej butelki i do snu o ludziach, którzy ruszyli w dół po prawej stronie budynku Socjologii. To ci sami, którzy zostali pokryci warstwą izolacyjną na moście. Warstwa izolująca pojawiła się w tych snach kilka razy. Izolacja ciał kauzalnych/pomidorów od siebie oraz we śnie, w którym zasnąłem; we śnie (!), czyli przekroczyłem granicę 5/6 do ciała buddycznego. Ten ostatni sen wygląda na ten, który śniłem po zaśnięciu we śnie, a którego nie pamiętałem po obudzeniu na ławce. (W rzeczywistości, w miejscu, gdzie we śnie stały dwie ławki, znajduje się postój taksówek). Odwrócenie zdarzeń na moście, nad rzeką czasu, jest typowym odwróceniem o sto osiemdziesiąt stopni na granicy 5/6; dlatego pierwszy i ostatni sen są względem siebie odwrócone stronami. Cieć z pierwszego, będący po lewej, w ostatnim okazał się izolującym przewoźnikiem z ostatniego Charonem. Nietrudno się domyślić, że z lewej towarzyszył mi mój przyjaciel . . . Śmierć. (Piękny opis naszej przyjaźni zamieściłem w piątej księdze Krajobrazów).
Wniosek z tej podróży płynie taki: Człowiek nie jest w stanie podróżować w czasie, bo czas jest immanentną komponentą biologicznego oraz karmicznego-wewnątrz kauzalnego życia i przekraczamy złudzenie istnienia czasu dopiero po wydostaniu się na wyższy plan buddyczny. Nie koniec na tym. Izolującego (!!!) czasu nie możemy pozbyć się tak łatwo. Ciała przyczynowe, kreujące karmę każdego z nas, są również izolowane od siebie ( jakieś rozdzielenie istnieje nawet już w Domu Dusz na niższym poziomie buddycznym). Są izolowane pomiędzy sobą. Aby zniwelowaćczas, musimy przekroczyć most nad granicą 5/6, ale by tego dokonać – musielibyśmy utracić ciało i zapomnieć o byciu kimś innym niż obserwator-poziom atmaniczny.
Wojtek zabierał się do tematu dość długo, ale po dwóch nocach udało mu się zapamiętać swój sen.
Sen Wojtka odpowiadający na pytanie o istnienie wehikułu czasu.
Sen miałem o tym, że odwiedzałem kolegę, który mieszkał w bloku. Szedłem z nim po schodach do jego mieszkanka, ale im byliśmy wyżej, tym schody stawały się trudniejsze do pokonania, aż w końcu się skończyły i było można tylko się wspinać po barierce oraz ścianie, z której wystawały jedynie fragmenty schodów. Mówię do kumpla: – Jak ludzie mogą żyć w mieszkaniu do którego dostęp możliwy jest tylko dla alpinisty? Potem zeszliśmy na dół i poszliśmy do jego sklepu, gdzie obsługiwała Doda. W sklepie towary zmieniały się samoistnie i ona narzekała, że przez to nie wie co sprzedaje. Zdziwiło mnie też to, że tego kumpla stać na zatrudnienie takiej gwiazdy, jak Doda, jako sprzedawczyni. To wszystko co zapamiętałem, choć śniłem dużo, dużo więcej!
Widzimy że Wojtek dotarł do górnej granicy dualizmów, ale czy rzeczywiście zawrócił na dół, czy raczej przekroczył granicę nieświadomy tego i znalazł się w przestrzeni nieuformowanych ostatecznie przedmiotów? To przestrzeń nadrzędna dla tej, w której powstaje złudzenie czasu, ale nie maszyna, która pozwala na zapanowanie nad nim. Nawet gwiazda nie mogła się w tych następstwach połapać.
*Leptimantia, jak się okazało po przewertowaniu słownika grecko polskiego, to zbitka, która oznacza tyle, co maleńka wróżba.
Zainspirowany zwróceniem mojej uwagi na wróżbę, jako rodzaju podróży w czasie, sprawdziłem to w kolejnych snach. Aby nadmiernie nie przedłużać artykułu – przekażę sens tych snów. Okazuje się, że dywinacja/prekognicja jest sięganiem nie w czas przyszły, a na wyższe poziomy Świadomości, w których istnieją już pewne tendencje prowadzące do przyszłych zdarzeń. Poziom świadomości, do której wtedy sięgamy, to przestrzeń pomiędzy granicą 5/6 i 7/8, czyli to, co wiele religii określa duszą. To poziomy od buddycznego do bramy, nomen omen, brahmanicznej 8-12. Nie przekraczamy jej jednak podczas tego procesu.
Cdn.
Korekta przez: Roma Wolny (2014-09-05)