Część pierwsza . Aniołowie niebiescy

                          

Mistycy i teologowie chrześcijańscy twierdzą, że Anioły podlegają zasadom hierarichiczności. Jedynie Orygenes temu przeczył. Powstało wiele klasyfikacji hierarchii anielskich; ich badaniem pasjonowano się szczególnie w średniowieczu. W przeciwieństwie do gnostyków – kościół twierdzi, że Anioły nie są hipostazami Boga, a zostały przez niego stworzone, podobnie jak ludzie czy zwierzęta. Są pozbawione cielesności, chociaż mogą przybierać formy psychiczne, a nawet widzialne w świecie form fizycznych. Uważa się, że Anioły tak naprawdę są bezforemne i mogą przybierać dowolne postacie: uskrzydlone, wieloskrzydłe, ludzkie, a nawet w kszałcie koła – takiego, jak w widzeniu Ezechiela. W moich snach spotkałem je jako grupę potężnych bytów złożonych z kilku pomniejszych, o czym miało mnie (na niższym poziomie) informować posiadanie, przybranie przez nie, postaci sześcioskrzydłej. W mojej wizji pomiędzy skrzydłami nie miały żadnego ciała, mimo to jeden z Nich przemawiał do mnie.
Według Dionizego – najbliższe ludziom są: Anioły, potem Archaniołowie, Księstwa. Następnie zarządcy kosmosu-Panowania, Potęgi/Mocarstwa, Zwierzchności. Najbliżej Boga są to, licząc od strony człowieka, Trony, Cheruby i Serafy. Słowem – trzy hierarchie, a w każdej z nich trzy chóry mające związek ze strukturą Trójcy Świętej. Niektórzy z autorów dodawali jeszcze po Serafinach Feniksy. Kabaliści natomiast posiadali wiedzę o jeszcze jednym stopniu, mianowicie o masce samego Boga, czyli postaci Metatrona. Chrześcijaństwo nie znało tego najwyższego stopnia w hierarchii anielskiej. Anioły przybierają postać taką, jaka najłatwiej wchodzi w relację z osobą, której się objawiają. Z tym sądem zgadza się większość mistyków. W jakiejś mierze Anioły są Egregorami, ponieważ są tworzone przez Boga i jego Hipostazy, ale również przez ludzi. Dlatego uważa się, że Anioły są posłańcami, czyli formą informcyjną, ponieważ powstają również w czasie ludzkiej modlitwy. Bóg zaś „myśli” Aniołami; są one przejawem jego stanów wewnętrznych, właśnie czymś, co nieodparcie przywodzi na myśl znane nam Egregory. A zatem: Anioł to Egregor, a Hipostaza Boga to to, co Jung nazywałby pozorną autonomią od archetypu jawiącej się nam postaci.
Odwiedzam poziom sześcioskrzydłych Serafinów. Do tajemnic sześcioskrzydlności Serafinów należy dodać jeszcze jedną. W Księdze Powtórzonego Prawa rzeczownik saraf, od którego pochodzi seraf, określa węże o palącym jadzie. Biblia Tysiąclecia używała nawet określenia Smok Skrzydlaty na oddanie zwrotu saraf meofef! Egipski rdzeń s-r-f (srrf) oznacza skrzydlatego węża – Ureusza zdobiącego koronę faraonów. A zatem do Adamowego upadku nakłaniał go głos samego Boga? Nie widzę w tym żadnej sprzeczności. Już dawno zauważyłem, że istnienie podzielonego wszechświata jest naturalną funkcją  istnienia Źródła, a nie przestępstwem przeciwko niemu. Paradoksalnie Żydzi sami oddawali cześć miedzianemu wężowi, którego Mojżesz na pustyni okazał im jako antidotum na jad pustynnych węży. Owego miedzianego węża Żydzi czcili przez kolejne siedemset lat pod imieniem Nechusztana. Jakaś pierwocina późniejszego Szatana? Miałem ogromny zaszczyt spotkać Serafiny we śnie, mimo że są one skupione na ciągłej adoracji Boga i z ludźmi kontaktują się naprawdę rzadko. W „Źródłach historycznych” można by było takie przypadki policzyć na palcach jednej ręki: Izajasz, św. Franciszek, Teresa z Avila. Nie piszę tego z próżności, ale przecież jakoś muszę przekazać Państwu to osobiste doświadczenie. Spotkanie to opisałem w piątej księdze Krajobrazów. W tym artykule skupię się na najnowszych eksploracjach.
Cała noc trudno uchwytnych snów.
Przed obudzeniem: Idę po raz drugi (!). Mijam duży budynek, obchodząc go z prawej strony. Zaglądam do lokali za wielkimi szybami, które mam po lewej stronie. Nikogo nie widać, ale jest w środku jakaś świadomość, którą wyczuwam, stojąc nawet na zewnątrz. Wiem, że w tych pomieszczeniach prowadzona jest pewna forma formującego oddziaływania psychicznego. Spoza moich pleców ktoś podpowiada mi, że po tamtej stronie budynku są niewielkie wspólnoty mieszkańców i że to nieprawda, że są egoistyczni. Teraz widzę siebie wychodzącego zza tego budynku, tak jakbym patrzył od strony owych wspólnot mieszkańców. Wychodzę na otwartą przestrzeń z lewej strony budynku. Wiem, że ta przestrzeń jest nowa (nowoczesna), ale nie w takim znaczeniu, że jest nowa w ludzkim rozumieniu tego słowa. W takim rozumieniu ta przestrzeń jest najstarsza. Pierwsza.

Wojtek do mnie.
Sny o tych tam aniołach, czy innych serafinach z 3. parami skrzydeł.

Przynajmniej dziś miałem jakiś normalny sen, którego dawno już nie doświadczyłem. Pierwszy sen był o walce z wrogami na miecze. Walczyłem ostro, aż w końcu naprzeciw mnie stanęła piękna wojowniczka. Co ja mam robić? Jest ładna, a ja mam nad nią olbrzymią przewagę. Mogę ją z łatwością zabić. Mało tego – zabijam zazwyczaj z wielkim okrucieństwem, tnąc ciało na kawałki. Jest mi jednak jej żal. Nie chcę jej tego zrobić… (Mamy tu raczej opowieść Wojtka o spotkaniu Cherubina z wirującym ognistym mieczem, a nie spotkanie z Serafinem, który zagradza drogę bytom przechodzącym przez jego domenę – J.B.).
Drugi sen… Jestem na budowie jakiegoś domu i widzę, że popełniono dużo błędów konstrukcyjnych. Przeciskam się przez szczelinę/otwór (szczelina jest tym samym, co zagradzający drogę Cherubin w poprzednim śnie Wojtka – J.B.), nadal oglądając budowę, ale w pewnym momencie orientuję się, że nie mogę z powrotem przez nią wrócić. Jest za wąsko, choć w tę stronę się dało. Po drugiej stronie budowa wygląda inaczej. Jest bardziej rozległa i inna trochę. Spotykam kierownika budowy. Wspominam mu, że sam jestem kierownikiem innej budowy i się na tym trochę znam. Mówię mu o błędach, a w szczególności pokazuję, że trzeba podeprzeć belkę konstrukcyjną. On przekonuje mi, że nie trzeba, bo zastosowano łuk, a więc trzyma się na zasadzie rozporowej. Okazuje się, że budowa jest zlokalizowana nad wodą. Postanowiłem, że przeskoczę przez tę wodę z tego miejsca na inną platformę, ale skok nie udaje się i ląduję w  wodzie.  Nie wpadam w panikę; staram się wypłynąć na powierzchnię, ale nie wziąłem pod uwagę, że mam na sobie ubranie i namoknięta tkanina zaraz wciągnie mnie głęboko pod wodę. Próbuję wypłynąć, ale jednak jestem za głęboko. Tonę, ale zachowuję świadomość (!!! J.B.) i wiem, że utonąłem. Nic nie widzę i nie czuję, jestem w ciemności (!!! J.B.). Po chwili jednak zaczynają dochodzić do mnie jakieś głosy. Ktoś próbuje mnie ratować. Mam nadzieję, że im się uda, że mnie tak nie zostawią, bo ja żyję i nadal mam świadomość. Próbuję wykrzyczeć, że żyję i w końcu mi się to udaje. Jestem z powrotem wśród żywych, chyba w szpitalu. Teraz nie wiem, o co chodzi; w  nocnych notatkach zapisałem „absurd”, ale nie wiem, czego to dotyczyło. Może o absurdalność tej sytuacji, że mnie ratowali, a ja żyłem? Niestety, nie wiem już tego teraz…

Ja do Wojtka.
Całkiem sensowny sen o zstąpieniu Świadomości z poziomu Szczeliny do narodzin w świecie przejawionym w ciemności. Ktoś jednak nad tobą czuwa i ostatecznie znajdujesz się w szpitalu. Szpital dusz często pojawia się w niższych warstwach ciała buddycznego. Sześcioskrzydły Serafin jest rzeczywiście kimś, kto odpowiada kierownikowi budowy świata. Jako świadomość jesteśmy hipostazami Źródła i nawet jego egregorialne twory są Nim. Tymi prawie na samym dole, ale to wszystko jest ciągłością, immanencją. Tylko patrząc z „dołu”, widzimy owe stany Świadomości transcendentnie, jako skwantowane, oddzielne od siebie. Dzisiaj porozmawiamy z tym kimś, kto ma sześć skrzydeł (to byty potrójne, jakby były złożone z trzech ”osobnych” i tak jak Duch Święty – stoją blisko tronu). Niech nam opowie coś ciekawego.

Opowieść sześcioskrzydłych.

Zostaje mi przekazane doświadczenie istoty żeńskiej jadącej w czołgu. (Czołg jest taki, jak z czasów pierwszej wojny światowej: z kadłubem, którego boki obiegają gąsienice; czołg jest bezwieżowy). To jakieś przebicie z jej świadomości do mojej. Różnica polega na tym, że ja stoję w oknie czołgu atrapy!!! Atrapa jest z tektury, a ja stoję na kładce wystającej z lewej strony atrapy. Nade mną wystaje z kadłuba, również tekturowa, gruba belka. Uczestniczę w przekraczaniu przeszkód itd.
Sen zmienia poziom. To jakby powierzono mi ukrycie/przykrycie wielkiego wiru. Wiem, że nie powinienem go zniszczyć, chociaż o tym werbalnie mnie nie uprzedzano. Jestem obserwowany, nie wiem, jak sobie z tym zadaniem poradzę. Dlatego na samym końcu zadania poproszono mnie o okazanie tego wiru z powrotem (!!!). Kolejny przeskok i widzę dwa pojemniki, które sam wypełniam; inne pojemniki mogą nie być wypełnione, ponieważ ich wypełnianie jest mechaniczne (fabryczne) i chyba ten mechanizm nie jest gwarancją ich pełności. Wygląda na to, że sam nadaję  osobiste sensy i wyraz dwóm poziomom; reszta, czyli niższe, zdają się być automatem.
Kolejnej nocy proszę o powtórzenie tych informacji na niższym poziomie.
Z wielkiego ludnego holu wchodzę do ubikacji. To wielki kompleks toaletowy. Toalety są męskie. Szukam jakiejś intymności i większej higieny, ponieważ chcę usiąść na sedesie. Przechodzę  przez drzwi do kolejnej sali, z kolejnym zespołem ubikacji i chyba jeszcze do kolejnej. Tu jest pusto, a sedesy nie są oddzielone (!) od siebie żadnym przepierzeniem. Stoją pod ścianą w jednym szeregu. Jest ich kilka. Stoję do nich twarzą;  po prawej stronie ściany, pod którą stoją, jest wąska szczelina (!). Na tyle wąska, że trudno byłoby mi się przez nią przecisnąć na tamtą stronę. Sama ściana nie sięga sufitu, dlatego słyszę spoza tej ściany czyjeś głosy. Głosy należą raczej do kobiet niż mężczyzn. Tak jak w ubikacjach, które mijałem, tak i w tej panuje obezwładniający smród chlorowanego wapna. Wszędzie widzę porozrzucane, chyba szuflą, sterty białej substancji dezynfekującej. Kiedy się jej przyglądam, moszcząc się tyłem na sedesie, jak na tronie, widzę, że pod stertami chlorku wapnia leżą płachty z półprzeziernego materiału przypominającego włókninę.Wiadomo że na takim sedesie nie usiądę tylko kucnę, ale mam z tym poważne problemy, ponieważ to są jakieś dziwne sedesy. Nie mają pełnego obwodu. Podobnie jak amerykańskie deski sedesowe mają przerwę z przodu, ale owa przerwa, szczelina, jest również w samej misce sedesu, w ceramicznej muszli. Przypominają raczej niskie fotele ceramiczne a nie sedesy. Przychodzi mi do głowy, że to pewnie są sedesy dla kobiet. Moje podejrzenie zostaje natychmiast potwierdzone. Przynajmniej tak mi się wydaje we śnie. Z mojej lewej strony, tam, gdzie teraz znajduje się wcześniej opisana przeze mnie szczelina (!) w ścianie, wychodzi kobieta i nie zwracając uwagi na mnie, zmierza w kierunku drzwi, które znajdują się na przeciwległej ścianie. Drzwi, do których kieruje się kobieta, są bardziej na lewo niż te, z których ja tu wszedłem z męskiej części ubikacji. Sytuacja staje się krępująca, ponieważ za chwilę może przyjść tu jakaś inna kobieta. Wygramoliłem się zatem z muszli, w której udało mi się już jako tako umiejscowić. Wciągam spodnie i wracam do części męskiej. Chyba mi się wszystkiego odechciało, bo po przejściu męskich sal w drugą stronę wyszedłem na hol zapełniony ludźmi. Idę na prawo, ale czuję pewien dyskomfort. Podejrzewam, że śmierdzi ode mnie chlorem i wszyscy wiedzą, że właśnie wyszedłem z ubikacji.
O czym gadały te istoty za ścianą – nie pamiętam, ale prorok Izajasz twierdzi, że unoszą się one nad Tronem Boga, powtarzają po trzykroć – Święty, Święty, Święty jest Bóg Zastępów. Wylądowałem zatem w Sali Tronów. To zdaje się poziom tuż przed Serafinami (sześcioskrzydłymi). Cherubiny. Nosiciele boskiego tronu. Mają czworo skrzydeł i cztery twarze: z przodu człowieka, z prawej – lwa, z lewej – byka, a z tyłu – orła. Co ciekawe, opisując Cherubiny, zwraca się uwagę na to, że kiedy poruszają się do przodu, to nie rozglądają się na boki !!! Męskość i żeńskość po tamtej stronie związana jest z kierunkiem przepływu czasu, z wstępowaniem ku wyższym warstwom Świadomości-męskość i zstępowaniem ku niższym-żeńskość. Najciekawsze jest to, że ja w tym kompleksie ubikacji już kiedyś byłem, ale chyba nie udało mi się tego wspomnienia wynieść ze snu. Dziury w tronach zapewne prowadzą niżej na poziom dwuskrzydłych. Zresztą same trony nieco przypominały dwuskrzydłe byty. Żrące opary przypominały płomieniste, palące  otoczenie Tronu Boga (Merkawy). Biel i aseptyczność tak dojmująca, że obudziłem się z zapachem chloru w nosie (gr.chloros-zielonkawożółty; opisuję, z którego poziomu odbierałem sen o Serafinach i Cherubinach – eteryczny i astralny, czyli dość niski).
Mnie już kiedyś wpuszczono za to wąskie przejście. Kiedy powracałem przez nie na prawo, idąc za bytami, które ubierały się w jedno i to samo ubranie, zorientowałem się, że obok mnie „idą” sześcioskrzydłe serafiny ubrane w swoje sześcioskrzydłe ciało wyobrażeniowe. To wtedy usłyszałem, że poznałem to, czego chciałem się dowiedzieć, chociaż w sposób inny, niż się tego spodziewałem. Pytam o Cherubiny Czterolice i czteroskrzydłe byty ( również o ich wariant dwuskrzydły).                             Cherubiny, czyli widzialna podstawa niewidzialnego Tronu Boga. Pojazd Boga. Merkawa. W Świątyni zbudowanej przez Salomona przedstawiono je w formie ponad dwumetrowych olbrzymów. Czyżby Wysocy z moich snów to właśnie oni? Ciekawe, że spotykałem ich również na poziomie minusowym – „piekielnym”. Co do skojarzenia z naszym Światowidem, jego posągiem ze Zbrucza, to wiele wskazuje na to, że był dziełem dziewiętnastowiecznego artysty wynajętego przez jednego z romantycznych poetów. Był zatem swoistego rodzaju słowiańskim odpowiednikiem tybetańskiej termy. Ukrytym po to, aby zostać za chwilę odkrytym. Być może należy zatem w jego czterolicowości dopatrywać się inspiracji biblijnej, a nie prasłowiańskiej? Nie wiem, od jak dawna określa się w nawigacji cztery kierunki świata, ale zapewne i ten fakt ma jakiś symboliczny związek ze starożytnymi bogami/archontami pomniejszego płazu. Co ciekawe, w literaturze starotestamentowej ostatnim poziomem uskrzydlonych bytów są właśnie Cheruby. Ezechiel wspomina również dwuskrzydłych i dwulicych Cherubinów, ale nigdzie nie wymienia się dwuskrzydłych niższych Aniołów. Szeregowi Aniołowie nie byli zatem wyposażeni w skrzydła, a bywali jedynie antropomorficzni !!! Cheruby nie przypominają znanych nam amorków. Wyposażone w ogniste wirujące miecze strzegą bram Edenu.
Przejdźmy do snu.
Śnię, ale nie pamiętam prawie niczego. Jedynie pociąg, który mam napełnić sobą (?); wchodzę z prawej. Niczego więcej nie zapamiętałem, ale… Przypomniały mi się pojemniki ze snu sprzed dwóch dni, które w jakimś sensie były… pociągiem. Mam zatem stworzyć sam jakiś obraz Cherubinów? Mijają dwie kolejne noce. Dziwne. Temat zdawałoby się ciekawy, ale ja już drugą noc nie mogę niczego sobie po obudzeniu przypomnieć? Jakaś blokada, czy może raczej ekranowanie ?

Wojtek do mnie.
Kierunek Czteroskrzydli.

Trochę śniłem – straszny miszmasz, choć wydaje mi się ciekawy. Najpierw byłem na spotkaniu z mnichem buddyjskim, który miał wypalone znamię na szyi. To coś oznaczało. Mnich powiedział mi, że jesteśmy związani lub powiązani. Też chciał mi wypalić znamię na szyi. Rozmawialiśmy dużo, ale nie wszystko pamiętam. Mówił o oświeceniu itd. Zadałem mu pytanie, czy można być oświeconym i nie zdawać sobie z tego sprawy. On odpowiedział, że tak i on tak miał na początku, gdyż oświecenie wcale nie było jego celem (to był taki efekt dodatkowy albo coś w tym rodzaju). Opowiadałem mu o śnieniu i o Tobie. Mówiłem, że podążamy „inną drogą”. Zdawał się rozumieć o czym mówię. Nie był temu przeciwny …
Kolejny sen to było straszne poplątanie z pomieszaniem, więc zupełnie nie wiem, czy podam to w jakiejkolwiek kolejności. Wsiadam z kimś na rower, ale nie jest to zwykły rower tylko taki o olbrzymich kołach (!!! J.B.). Aby na niego wsiąść – musimy wejść na niego z platformy umieszczonej bardzo wysoko. Jedziemy, ale wspólna jazda jest bardzo niewygodna. Cóż, ten ktoś mnie tylko podwoził i zgadzał się ze mną, że jest to bardzo niewygodny rower i ciężko na nim jechać razem. (Ten sen Wojtka to opowieść o dwubytowości Cherubina i o tym, że to jest jedynie forma transportowa Cherubina. Wtedy Cherubin jest czteroskrzydły – dwa koła, w formie spoczynkowej jest zatem jedną osobą, wtedy jest dwuskrzydły! – J.B.). Wysiedliśmy znów na rampie, ale o mało się nie wywaliliśmy. Dalej miałem jechać swoim rowerem. Ten zaś był innego typu. Taki, na którym jedziesz w pozycji pół leżącej. Asia (żona Wojtka – mamy więc tu już działanie na poziomie poniżej granicy 5/6, stąd podzielenie świadomości jednej osoby na dwie; właśnie dlatego na tym poziomie pojawia się anima-animus jako dopełnienie świadomości głównej) też miała jechać rowerem, ale swoim. Wyjąłem jej rzeczy i zapakowałem do torby. W zasadzie to upchałem je. Pojechałem dalej, ale jak wjechałem na autostradę – to najpierw wjechałem pod prąd, ale się zorientowałem, że jestem w Niemczech i że chyba tu jest ruch odwrotny. Zawróciłem i pojechałem dalej. Miałem pojechać do jakichś znajomych konstruować rower. Właśnie taki model roweru, bardzo nisko (!!! J.B.) położony, na którym jeździ się w pozycji leżącej. Tak bardzo chciałem ten rower skonstruować, że przez nadgorliwość kupiłem podwójne narzędzia (!!! J.B.). Później mój kolega powiedział mi, że kupił swojemu znajomemu samochód. Był to samochód retro w dobrym stanie. Poszedłem go oglądać. Okazało się, że był to kamper. Weszliśmy do tego kampera – w środku był potężny. Miał pełno pokoi i korytarzy. Byłem w szoku, gdy zobaczyłem tak potężną przestrzeń z dużą ilością pokoi i korytarzy. Było to niesamowite. (Samochód jest dla większości ludzi naszego pokolenia symbolem ich niższej części Świadomości, zatem w tym przypadku całym wnętrzem oddaje wrażenie, jakiemu ulegamy, gdy lądujemy poniżej granicy 5/6 w domenie karmicznej. Kiedy długo podróżuje się we śnie, ze zdziwieniem konstatuje się, że w świecie „realnym” są ogromne przestrzenie pomiędzy rzeczami! Duży kamper to oczywiście dużo większa część Świadomości niż samochód osobowy, więc Wojtek obejmuje nim zakres poziomów 1-5 i 6-8. W okolicach Szczeliny 8-12 samochód we śnie zazwyczaj jest kradziony albo tracimy go w inny sposób. Czasem na poziomach 6-8 jeździmy jednośladem (!) – motocyklem albo rowerem – J.B.).  Wyszliśmy z kampera, który stanął nad jakimś zbiornikiem wodnym. Wyszliśmy i zobaczyliśmy 3 kobiety, które stały w wodzie po kolana. Zastanawiałem się, czy nie jest za zimno, ale woda była bardzo ciepła. Z jedną z tych kobiet zacząłem rozmawiać o kompie (Ekran komputera/telewizora w snach jest odpowiednikiem dawnego objawiającego sie obrazu Boga widzianego
twarzą w twarz – J.B.), ale więcej nie pamiętam o czym. To jeziorko znajdowało się na posesji znajomych.
Jeszcze jeden motyw. Byłem w domu rodziców, ale nie było już rodziców… (Nieobecność rodziców jest typowa dla nieco wyższego poziomu w Szczelinie 8-12. Rodzice widzialni są niższym stanem poziomu Świadomości niż niewidzialni. Rodzice widzialni jednak nigdy na tych poziomach nie występują jednocześnie. Widzimy albo Matkę, albo Ojca. To wymienne oblicze jednego bytu. Ta wymienność prowadzi właśnie do powstania na jeszcze wyższym poziomie Oblicza androgynicznego. Troistość kobiet stojących w jeziorze jest typowa dla tamtejszych form bytowania. To taki rozłożony na części Cherubin, połączony „wodą nieświadomości”. Stąd w chrześcijaństwie powracający motyw Trójcy, który w języku jego teologii trudny jest do wyjaśnienia – J.B. ). Teraz ja byłem gospodarzem. Usunąłem wiele rzeczy z podwórka. Wiem, że ojciec nie byłby zadowolony, ale wiedział, że tak zrobię. Potrzebowałem przestrzeni. Zostawiłem tylko garaż. Dużo więcej śniłem, ale tylko tyle udało mi się przypomnieć.

Mój dodatkowy komentarz do snu Wojtka:

Stan, jaki odczuwał Wojtek pod koniec snu, jest właśnie owym poczuciem oddzielenia się Serafina od Boga. Religie interpretują to jako stan buntu przeciwko Bogu, ale tak naprawdę jest to warunek istnienia przejawienia różnego od podstawowego stanu Źródła. W snach i wizjach właśnie ten stan Świadomości określany jest buntem najwyższych hierarchii. Lucyfer jest również Serafinem, co potwierdza teologia chrześcijańska. Ważne jest również wypalone znamię na szyi duchowo rozwiniętej istoty. Oznacza, że jest wybrana (!). Relacjonowana przez Wojtka chęć naśladowania Jej sugeruje, że utożsamia się z Nią we śnie; ogromne koła są znane z relacji Ezechiela. Leżący rower kojarzy się ze śnieniem, czyli z bardziej bezpiecznym, wygodnym, ale i niższym sposobem poruszania się niż ogromne Ezechielowe koła Cherubów. Podwójność narzędzi (utożsamianie się z początku snu), wielkość wnętrza kampera–obozowiska (Poruszającym się Cherubom towarzyszy szum, jaki unosi się nad obozowiskiem wojska!) nad Nieświadomością, z której wyłaniają się trzy kobiety, które symbolizują również greckie Parki (Mojry) – boginie przeznaczenia, prządki losu:
Kloto – przędzie nić życia, Lachesis strzeże tej nici i Atropos, która te nici przecina. W ten sposób Grecy przekazali nam swoją wiedzę o strukturach troistych (takich jak Serafiny, również o ich wzajemnych relacjach i sile sprawczej wobec przejawienia. Co zaś do samych Cherubinów – to widać mają swobodę i władzę nad przestrzenią (wielka przestrzeń wewnątrz kampera jak i puste podwórko).
Sen ma ciekawe zbieżności z widzeniem Ezechiela. Wielkie koła! Koła pozwalające „poruszać się” Cherubinom są podróżnym stanem ich anielskości; pozwalają się im poruszać we wszystkie strony bez odwracania się, a szum, jaki powstawał przy poruszaniu się Cherubinów na Kołach, jest tak wielki, jak  „zgiełk obozu żołnierskiego”. Aniołowie o kształcie koła w tradycji żydowskiej nazywani są Ofanim i odpowiadają tajemniczym Tronom, o których wspomina Testament Lewiego, a w Nowym Testamencie (tylko raz!) św. Paweł w liście do Kolosan. Trony wypełniają polecenia cherubów i serafów. Co do Księgi Ezechiela, można było ją czytać po przekroczeniu trzydziestego roku życia. W Talmudzie zakazano odczytywania publicznego księgi Ezechiela ze względu na możliwość obecności niepożądanych słuchaczy i wpływ mistyczny, jaki wywierała na obecnych.
U mnie w nocy znowu zupełnie nic !!!!

Wojtek do mnie.

Zrobiłem powtórkę i wyszło coś śmiesznego i tajemniczego.
Spotkaliśmy się razem w kawiarni, Ty i ja, lodziarni albo w czymś takim, co ja za takie uważam/kojarzę. Mieliśmy mieć spotkanie z osobami, chyba zainteresowanymi tym, co robimy. W pewnym momencie zadzwoniła komórka (moja lub Twoja); okazało się, że to jakiś facet. Generalnie nam groził i nie pochwalał tego, co robimy; mówił też, że nas nie lubi i obserwuje. Z rozmowy wywnioskowaliśmy, iż ten facet musi nas teraz obserwować i pewnie stoi właśnie na zewnątrz kawiarni. Było tam sporo ludzi, więc ciężko było stwierdzić, który z tego tłumu to on, ale zdawało mi się, że ten właściwy używał komórki. Pokazałem go Tobie: był to mężczyzna w koszuli w kratę. Zrobiliśmy jeszcze jeden trik i poszliśmy do innej kawiarni; czekaliśmy, kto pójdzie za nami. Oczywiście poszedł facet w koszuli w kratę i jakiś jego kolega. Pewnie jego współpracownik. Komu się naraziliśmy? To wszystko.

Ja do Wojtka.

No właśnie, to może być wytłumaczeniem, dlaczego już kolejną noc nic mi się nie udaje zapamiętać. Lodziarnia i szyba wskazywałaby na to, że jesteśmy w pobliżu granicy 5/6. Zaordynuję Szirin usunięcie z drogi wszystkich, którym się nie podoba to, co robimy, oczywiście jeżeli pozostaje to w zakresie naszych możliwości.

Wojtek do mnie.

Powiem Ci coś jeszcze, czego nie napisałem w relacji z tego poprzedniego snu, bo nie wiedziałem, jak to ująć. To może być dziwne, ale na tym rowerze drugim pasażerem byłeś chyba Ty. Po pewnym czasie zrobiło nam się niewygodnie, razem więc musieliśmy zejść. Miałem takie dziwne odczucie i chyba to sobie źle zinterpretowałem; bałem się, że tak samo i ty to zinterpretujesz. To jest trudne do wyjaśnienia. A nie wiem też, czy napisałem Ci, że ta istota chciała mi też wypalić znamię na szyi. Mówiła, że takie powinienem nosić, bo jesteśmy związani.

Ja do Wojtka.

Niepotrzebnie się obawiałeś. To nie jest informacja o związku homoseksualnym tylko o tym, że utworzyliśmy atrapę Cherubina, a warunkiem jej funkcjonowania było wspólne znamię wypalone na szyi. W starożytnej Grecji nawet sny o związkach kazirodczych nie były traktowane dosłownie i nikt się ich nie wstydził opowiadać. To są jedynie symbole relacji duchowych. Proszę swoje najwyższe warstwy Świadomości, odpowiadające poziomem trudności zadania, o identyfikację i neutralizację tego/tych bytów, które nas nie akceptują.
Nie muszę dodawać, że sen jest hiperrealny, czyli z poziomu kauzalnego (5).
Wracamy z jakiejś wyprawy po mokradłach. Przyroda jest bujna, ale już pozostała w oddali, za nami, jakby tropikalna, ale nie czuję gorąca. Moja świadomość wyłania się z jakiegoś zamieszania sennego, którego już potem po obudzeniu nie potrafię dokładnie przywołać.
Zachowałem jedno wrażenie:
Jeździliśmy z Wojtkiem na wężu!!!!!!!!!!!!!!! Teraz, jak już wspomniałem, wracamy. Ciapiemy po płytkiej wodzie; nie jest grząsko, ot, takie sobie płyciutkie szerokie rozlewisko. W pewnym momencie docieramy do miejsca, w którym na wodzie leży mój materac, na którym śpię w nocy, w świecie realnym. Wojtek idzie za mną, więc mówię do niego, że chyba trzeba zabrać ten czerwony (c.kauzalne – J.B.) materac z sobą (normalnie, na jawie, materac bywa seledynowy albo pomarańczowy, takie mam prześcieradła frote na zmianę). Obchodzę materac dokoła. Wojtek chwyta go z tamtej strony i próbuje podnieść tamten brzeg, aby ułatwić mi jego uchwycenie. Okazuje się, że jest to prawie niemożliwe. Materac nie daje się oderwać od mokrego podłoża. Przy naprawdę wielkim wspólnym wysiłku w końcu udaje się nam go oderwać od strony Wojtka i postawić na szerszym boku pod kątem 90 stopni do powierzchni podmokłej łąki. Sprawa wydaje się dziwna, ponieważ przyczyną tych trudności nie mogło być jedynie przyleganie mokrego materaca do powierzchni wody. Materac wcale nie jest mokry, a siły przylegania nie mogły być aż tak potężne. Spoglądam za materac, aby przyjrzeć się, co mogło być pod nim takiego, co spowodowało aż tak wielki opór. Zamarłem! Pod materacem dostrzegłem kilka splotów grubego cielska ogromnego węża (Anakondy ???). Po bokach materaca, kiedy nad nim staliśmy, wąż nie był widoczny, a kiedy spod niego się wynurzył doszło do nas, że……. na nim stoimy!!!!!! Nasza decyzja jest natychmiastowa –  trzeba uciekać, dając nura w przestrzeń. Ja mam zadanie ułatwione, ponieważ wystarczyło, że odwróciłem się na pięcie o 180 stopni (przekroczenia Granicy 5/6) i natychmiast znalazłem się w otwartych drzwiach!!!!!!!!!! Wojtek musiał uciekać za mną na wprost, a na swojej drodze miał przecież czerwoną (!) przeszkodę/ścianę, jaką stanowił materac! Kiedy już stanąłem na twardym gruncie, tuż za drzwiami, odwracam się ponownie i widzę, że wąż owinął Wojtka swoim cielskiem i zaczyna go dusić. Bestia o wielkim cielsku wychyliła w końcu głowę z mokradła; okazało się, że miała ją tuż przed drzwiami!!! Właściwie główkę, bo ta była niewiele większa od mojej dłoni. Dysproporcja pomiędzy cielskiem a głową węża jest zaskakująca. W jednej chwili chwytam go za szyję, tuż poniżej łba. Bestia ma co prawda zęby, ale chyba nie jest jadowita. To raczej dusiciel. Wiedząc, że nie będę miał tyle siły, żeby urwać jej głowę gołymi rękami, przydusiłem łeb prawą ręką do futryny. Sukinsyn trochę mnie gryzie, a właściwie to ja sam sobie wbijam te jego zęby w krawędź dłoni, naciskając jego łeb, ale we śnie nie czuję bólu, mimo że przygniatam jego łeb do futryny z całej siły. Tymczasem lewą ręką chwytam skrzydło drzwi i uderzam nim w szyję węża, najsilniej jak tylko mogę. Nie udaje mi się odciąć mu głowy drzwiami, ale uścisk węża, jaki dławił Wojtka, wyraźnie osłabł. Wąż podciągnął cielsko bliżej drzwi, wraz z wplątanym w niego Wojtkiem, na tyle blisko, że Wojtkowi udało się oderwać od pogruchotanych nieco drzwi sporą drzazgę i nią próbuje  odciąć łeb bestii w miejscu, gdzie drzwi najbardziej zgniotły jej szyję. Wąż jest oszołomiony, więc wykorzystuję ten moment i zwalniam nieco uścisk prawej ręki, bo właśnie zauważyłem za sobą kilka leżących na podłodze ostrzy i niewielki zardzewiały toporek. Aby go uchwycić – muszę jednak  nieco odsunąć od framugi trzymany wciąż w prawej dłoni łeb bestii. To ryzykowny moment, bo wąż może odzyskać w tym momencie przytomność i zaatakować ponownie. Na szczęście udaje mi się ten manewr i chwytam palcami lewej dłoni trzonek siekierki. Walę jej ostrzem węża w szyję i jego głowa odpada. Wojtek jest wolny, a ja się budzę z realnego snu.
Pieprzony cherubin, strażnik rajskiej bramy 5/6, właśnie próbował nas załatwić. Niewysokich lotów jest zatem ten Raj judeochrześcijański. Tuż za granicą 5/6. Teraz już rozumiem, skąd ten pociąg, napełnianie dwóch jego elementów. To my dwaj na wężu. Ogromne koła „roweru” w tym kontekście również są zrozumiałe. To Ofanim – anielskie pojazdy (formy aktywne) Cherubinów  będące kołami w formie Uruborosa. Wąż rajski to nic innego, tylko to bydlę pilnujące drzwi na granicy 5/6. Facet (faceci) zza okna kawiarni, którzy nas obserwowali, a jeden z nich, ukryty pod moim materacem, trzymał moją świadomość na wodzy – to właśnie oni w innej postaci Cherubinowej. To o nim, wężu odwiecznym, jest ta biblijna legenda i to on namówił pierwszych – nieświadomych skutków poddania się niskim wibracjom – przedludzi (jeszcze wtedy bezcielesnych – patrz mój wcześniejszy artykuł: Jakob Boehme …. Świadomości), aby zeszli na poziom kauzalny i zaczęli pędzić życie w kole (!!!) inkarnacyjnym. To on, a nie jakiś mściwy bóg (Archont, zły Demiurg) był tego przyczyną. Ale skoro aniołowie są myślami Boga, to w takim kontekście była to świadoma robota Boga, czyli plan był odgórny. Słowem Biblia przedstawia emocjonalnie zabarwiony opis procesu zstępowania Świadomości z niższego poziomu buddycznego w cięższe warstwy poziomu kauzalnego, czyli poprzez Granicę 5/6. Ale jak tu nie ulec emocjom, kiedy te zdarzenia jeszcze dziś budzą dreszcz przerażenia w naszych Świadomościach. Byłem tak poruszony, że mimo iż się obudziłem przed szóstą, już do siódmej nie potrafiłem zasnąć.

Wojtek do mnie.

Kto nas śledzi?
W nocy śniłem, ale nic nie zapamiętałem, lecz gdy niedawno się zdrzemnąłem – miałem krótki sen, ale ton raczej niewiele wyjaśnia… choć może?
Siedzę w stojącym vanie. Nagle ktoś podchodzi i siada na przedniej szybie. Co to za debil – myślę – i niewiele myśląc, włączam spryskiwacze i leję nimi po nim. Widzę, że robi się mokry, ale nic sobie z tego nie robi. Nagle jakby przeniknął przez szybę i siedzi na siedzeniu pasażera. Patrzę na niego i zdumiewa mnie to, że znam jego facjatę (nie mam pojęcia teraz, kto to był, ale w śnie go znałem). Nagle on z wielką siłą wyciąga bezceremonialnie rękę i wypycha mnie zza kierownicy. Nie potrafiłem oprzeć się jego sile. Na początku byłem po prostu w szoku, później próbowałem przeciwdziałać, ale nie miałem na to siły!
Oczywiście po chwili, jaką zajęło mi wysłanie mojej relacji, Wojtek poznał prawdę o tym, co działo się  z nim w nocy.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ „W STRONĘ METATRONA”

                    
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ „W STRONĘ METATRONA”
Jarosław Bzoma

Korekta przez: Roma Wolny (2015-03-11)