„Zauważ, rzekł Filon z Aleksandrii, jak osobliwe zabiegi stosuje przyroda, ażeby życie każdej żywej istoty zaprawić goryczą. Silniejszy żeruje na słabszym i utrzymuje go w ciągłym strachu i lęku. Słabszy z kolei żeruje często na silniejszym, dręczy go i napastuje bez wytchnienia. Weź pod uwagę nieprzebrany rój owadów, które albo żyją na ciele zwierzęcia, albo fruwając dookoła topią w nim żądła. Owady te same z kolei znoszą męki od innych owadów jeszcze mniejszych. Tak więc każde zwierzę ze wszystkich stron, z przodu i z tyłu, z góry i z dołu otoczone jest przez wrogów, którzy nieustannie szukają jego nieszczęścia i zguby.”

 

 

Dzisiaj pytam o to, skąd wywodzi się zło osobowe i jaka jest jego prawdziwa rola, w świecie naszego boga solarnego ?

Jest nas pięciu, w pomieszczeniu poczekalni dworcowej. Chociaż nie wychodzę we śnie na zewnątrz, owego pomieszczenia, to mam świadomość, że to okolica dwupasmowej drogi tranzytowej (Granica 8/9)
W pomieszczeniu, pośrodku dwóch zespołów dwuosobowych znajduje się piąta osoba, ogromny facet który dostał ataku szału(!!! zostaliśmy przez szaleńca zepchnięci do stanu mikropsji czyli minusowości urojeniowej !!!). Po lewej jestem ja z kimś znajomym, po prawej stoi policjant ze swoim znajomym.
We śnie wydaje się, że policjant nie jest na służbie, bo działa mało zdecydowanie(Tymczasem to typowy sposób zachowania Policji Przejawieniowej, będącej właśnie na służbie).
Nie możemy powstrzymać ataku agresji, tego wielkiego faceta, w żaden sposób. W końcu mówię do policjanta:
-Wyciągnij broń, może na jej widok się uspokoi a jak nie, to i tak trzeba będzie do niego strzelać, bo nas tutaj pozabija!

Policjant robi tak jak mu poradziłem, boi się jednak użyć broni.
Tymczasem furiat, wcale się widoku pistoletu nie przestraszył. Podchodzę nieco bliżej i mówię do niego, że to jest prawdziwa broń, myśląc że może nie zauważył, w ataku szału.
Furiat jednak jest wściekły niezmiennie, chociaż ta wściekłość jest jakaś taka stała i ustabilizowana, nie powoduje, że furiat przemiesza się po pomieszczeniu. On raczej jest ustabilizowany w swojej wściekłości i znajduje się na środku !!!

Hm. Wygląda na to, że zło osobowe to jakiś stały i dość stabilny potencjał destrukcji, na dodatek nieukierunkowany. Dysproporcja w jego i naszej wielkości wynika z tego, że w jego obecności poczuliśmy się zepchnięci w świat minusowo wyobrażeniowo emocjonalny. Nie potrafiliśmy zrównoważyć jego furii chociaż nie daliśmy mu się swobodnie przemieszczać.

Drugi śniący

Najpierw próbowałem całe pytanie powtórzyć, ale że nie mogłem sobie go precyzyjnie przypomnieć, powiedziałem że chcę o złu osobowym, ale żeby śnić razem z Jarkiem i resztą sennych podróżników, wspólnie ten temat .

A więc śniłem dziś o złu osobowym, to ciekawy acz dziwny sen :

Śniło mi się, że spotykam się z Samanthą Gailey (lub Geiley) czyli kobietą, która spółkowała z Romanem Polańskim bez swojej zgody. Umawiam się z nią na wywiad. Możemy gadać o wszystkim, byle nie o jej świeżym rozwodzie (nie wiem czy realnie się rozwodzi). Spotykam się na dziedzińcu jakiegoś dużego gmachu, może we Francji, może w Anglii – myślę, że budynek jest z około 1200 roku ona mnie poprawia, że chyba z 1100 – któregoś. Fajnie się gada, idziemy w pewnym momencie za rękę, gadamy jak starzy przyjaciele.(Cyfry wskazują na przestrzeń 8-12 ponieważ mają w sobie 000 i przestrzeń 6-8 bo 00 a nawet 1-5 bo wspomniano że 1100 któryś czyli cyfra lub cyfra i 0. Tematem snu jest tak naprawdę zło jakie zaistniało na poziomie już samej fazy androgynicznej czyli. Reżyser który przejawił się w Przestrzeni która nie wyraziła na to zgody !!! JB)

W drugim śnie jestem świadkiem rozmowy Radka Sikorskiego z jakimś dziennikarzem w biurze. Sikorski jest dziwnie ubrany – w duże buty, trochę jak śmieszny rybak. Przyznaje się tam i uczciwie tłumaczy z jakiejś swojej ostatniej afery, i mówi że też jest pokrzywdzony.

W drugim śnie, jakby nie było, jeden z najważniejszych swojego czasu „ludzi” w państwie coś kręci a właściwie odwraca kota ogonem i na dodatek ma za duże buty czyli wszedł w cudze buty na poziomie 1-5. Zło osobowe ma zapewne o sobie takie mniemanie, że to ono jest stroną pokrzywdzoną nawet jeżeli samo jest powodem zamętu.

Pytam skąd się wzięło zło osobowe tu na dole (1-5) ?

Siedzę na łóżku. Łóżko ma swoje przedłużenie /lustrzane odbicie po prawej stronie. Przenoszę się przez to lustro/membranę na prawo. Tu siedzi ktoś inny. Inny ja ?
Ja, kiedy znalazłem się naprzeciw niego, dotykam jego twarzy.
Wiem we śnie, że przeniknąłem na prawo a po chwili powracam na lewo, do swojej sennej realności.

Wyszliśmy z chłopakami przed blok, który jest tylko podobny do dziesięciopiętrowego wieżowca Ojca i Matki. Stoimy na schodach a po prawej stronie, w miejscu gdzie na jawie powinien być panel z guzikami, we śnie znajduje się membrana głośnikowa.
Stoimy i masujemy(!!!) się dźwiękiem płynącym z głośnika. Jeden z kolegów podkręca jego głośność aby lepiej poczuć falę dźwięku jaka w nas uderza. Muzyka jest spokojna, pamiętam dwa słowa z piosenki której dźwiękowi się poddajemy:
Heven nois ….

Kiedy już podkręciliśmy na ful, tę muzykę, zbiegamy po schodkach na dół jak małe urwisy.
Myślę sobie, że lokatorzy to już pewnie mają dość takich numerów i zaraz ktoś ją przyciszy.

Pewnie nawet ktoś z zewnątrz bo właśnie mijamy kilka osób zmierzających w stronę bloku.
My biegniemy kilka kroków prosto, w głąb ekranu śnienia, a potem skręcamy pod kątem prostym i biegniemy w prawo, za grupką znajomych którzy wyszli z innego bloku, pod przewodnictwem jakiejś kobiety (!!!).
Jesteśmy ubrani w letnie sandały, może nawet idziemy boso a tymczasem zaczyna padać śnieg i robi się zimno.
Zastanawiam się czy by nie wrócić po jakieś lepsze buty.

Obudziłem się pytam; Czy w takim razie to my zawlekliśmy niebiańskie wibracje do swoich wszechświatów i sami nadaliśmy im charakter złośliwego nękania ?

Śni się sporo ale niczego nie pamiętam. Rano obudziłem się nieco rozczarowany. Leżę próbując sobie przypomnieć choćby jakieś strzępy snu.
Zasnąłem na sekundę, bo widzę po środku ekranu snu jakiś sześcian. Przypomina wielkością kiosk. Po lewej stronie widzę napis: SCENY. Wychylam się na prawo, aby zobaczyć co jest napisane po prawej stronie sześcianu. Tu pisze: Z ŻYCIA.

Można by powiedzieć, że zło osobowe zstąpiło z góry jako niebiański dźwięk ale skoro we śnie wieżowiec Świadomości jest tylko kopią , oryginałem był zapewne ten z którego wychodzili nasi znajomi wraz z Kobietą, znajomymi byliśmy my sami tyle że pozytywowi (!) a w pierwszym śnie kopią tego z prawej jestem ja z lewej, albo ten ja z lewej jest kopią tego z prawej, to chodzi tu o jakieś kopiowanie jak w lustrzanym odbiciu odwracającym to co dobre na to co złe i odwrotnie. Koniec snów tej nocy wskazywałby na to, że sami jesteśmy dla siebie własnym przeciwieństwem a to co widzimy jako zło i dobro jest lustrzanymi odbiciami naszego widzenia świata, scen z naszego życia. Nigdy do tej pory nie myślałem o tym w taki sposób ale wygląda na to, że tworząc dobro jednocześnie tworzymy zło przez samo to że tworzymy sceny z życia, obydwa lustrzane elementy składają się zaś na Ciszę Niebios !!! Zatem żaden z naszych wyborów nie jest pozbawiony zła ani dobra !!!

Drugi śniący
Zadałem pytanie. Czy zło osobowe pochodzi z poziomu wyższego niż nasz lokalny bóg solarny?

1. Śni mi się opowieść o jakiejś cennej rzeczy, która jest wytapiana z czerwonej żywej ważki (?) czy modliszki raczej.
Wytapiana tak, że od dołu podpala się ją zapalniczką. Płomień zmniejsza modliszkę, rozżarza tak, że zostaje sam dół – dolne kończyny bez tułowia. – kończyny dolne świecą na czerwono jak te „druciki” w starych piekarnikach. We śnie komentuję, że to okrutne.

2. Jestem w domu rodzinnym. Siedzę z matką i jej uczniem na korepetycjach. Mama tłumaczy mu zadanie. Próbuje go nauczyć prawidłowego odczytu : 0,1 (-1, JB). Dzieciak jest trochę zestresowany więc chcę go czymś poczęstować do jedzenia, ale to spada dzieciakowi na brzuch i lekko parzy. Niema tragedii, zdejmuję mu ten kawałek jedzenia z brzucha. Mówię mu, że to jedna dziesiąta, ale on nie łapie. Mówię, żeby patrzył najpierw na jedynkę i potem w myślach sobie dodawał drugi człon – 10 i mu wyjdzie. Tak samo miałoby być z analogicznym 0,7 (-7, JB)

3. Potem jestem w kościele i jakiś młody, smęcący, ale dość sympatyczny ksiądz wstawia mi jakąś pogadankę. Być może jestem w kościele z tym dzieciakiem. W każdym razie wychodzę z kościoła, tłumy ludzi się tam przewijają, jak na jakiejś wielkiej wystawie, czy pielgrzymce, muszę zniesmaczony przeciskać pomiędzy nimi. Mijam starszego od siebie gościa, mam przeświadczenie, że nie chce tak samo jak ja, być w tym miejscu, i też szybko się stąd próbuje wydostać. Jest Irlandczykiem czy Szkotem. Podajemy sobie ręce. Mówi „Nice to meet you” a ja mu : „Nice to meet you too”.

4. Później jeszcze jakiś basen mi się śni, czy aquapark i robię tam długości, pływam. Jest dość zielono.

Zło osobowe takie jak my go postrzegamy „wytapia się” z poziomów od -7 do -1. Podkreślone są czerwone drogi. Twoja reakcja na pojawienie się zła osobowego jest typowo ludzka. W moim dawnym śnie o złu osobowym, wypruwano dziecku wnętrzności. Zło bierze się również z ludzkich emocji również religijnych co podkreśla przytomny obcokrajowiec będący twoim alter ego, tak jak w moim śnie o zwierciadlanym odbiciu.

Trzeci śniący

Córeczka miała znów złą noc więc często nas budziła mimo, iż spała z nami. Śniłem coś co było długie i miało chyba sens ale zapamiętałem tylko końcówkę, więc sens chyba straciło. Szedłem do akademika i uchwyciłem się jakiejś ciężarówki, która mnie kawałek podwiozła, zjeżdżając na lewą stronę tak, że mogłem zeskoczyć. Wszedłem do tego akademika a tam było pełno czarnych. Niby miała być impreza, ale czułem się dziwnie bo byli sami czarni na parterze przynajmniej. Nie wiem biali nie chcieli imprezować?
Nic więcej nie pamiętam.

Na razie dojechałeś do siedziby Czarnych. Zapewne sedno śnienia pojawi się najbliższej nocy.

Trzeci śniący

No i faktycznie miałem jazdę. Sen, który pamiętam, bardzo krótki.
Zasnąłem, miałem ten szybki sen i się obudziłem. Wydawało mi się, że było to 5 min a było to około godziny, kiedy sprawdziłem czas. Sen był taki:
Byłem z żoną w łóżku i przytulałem się do niej. Była też inna kobieta, która nie miała męża i była samotna więc położyła się z nami, a w zasadzie obok mnie. W związku z tym, że jej brakowało tego uczucia bliskości miałem jej dać jakąś namiastkę, więc też się do niej przytuliłem dając jej to ciepło i bliskość. Objąłem ją ręką ale po chwili ktoś chwycił mi moją dłoń mocnym bardzo uchwytem z którego nie mogłem się wyzwolić. To mężczyzna! To chyba jednak jej mąż! A więc ona jednak ma męża. Zostałem oszukany? Pułapka? Obudziłem się.

Podobnie jak w moich snach wziąłeś dopełnienie z przestrzeni 6-7, swojej animy 1-5, za osobę trzecią , co często w snach z ponad granicy 5/6 się zdarza, a potem wziąłeś siebie samego za męża czyli animusa swojej animy. To ciekawe odwrócenie zwierciadlane i być może właśnie w tym tkwią korzenie zła osobowego. W pomyleniu siebie i swojej agresji czy frustracji z obcym i przymiotami zła projektowanymi na innego, ale w swoisty sposób, tak jakbyśmy swoją dobrą intencję tłumili poczuciem winy wobec swojego zwierciadlanego odbicia. To ten sam problem który ujawniły moje sny.

Czy zło osobowe ma swoje korzenie w Szczelinie 8-12?

Trzeci śniący

Udałem się dziś do tej Szczeliny. Miałem trudności z uchwyceniem snów. Części nie potrafiłem sobie nawet przypomnieć.

Żona poszła do pracy ale gość z którym pracuje dał jej do wykonania dodatkowo 1000 godzin na tydzień, pracy księgowej.
Gdy żona mi to powiedziała to stuknąłem się palcem w czoło, mówię, że chyba się pomyliła bo to może 100 godzin na miesiąc a nie na tydzień, a to i tak bardzo dużo, jak na pracę dodatkową. Powiedziałem jej aby poszła do szefa się poskarżyć. (Oczywiście żona miała rację, chodziło o 000, bo to przecież Nieprzejawienie 8-12 sprowadzone do wymiaru Duszy 7. JB)

Drugi sen, nie bardzo wiem co to za bohaterowie ale było coś takiego, że ktoś kupił w celach biznesowych 40 tysięcy (interesujące jest aż takie-mentalne- zwielokrotnienie 000, JB) ton różnych towarów/rupieci, trochę tak w ciemno ale jak masz szczęście to sprzedasz to w detalu za bardzo duże pieniądze. No i ten gość mówi jakiejś kobiecie, że mieszka w dużym mieście, Gdańsku, więc ona będzie to jemu tam rozprowadzała. Kobieta odpowiada, że mieszka w małej miejscowości i nie może tego sprzedawać w Gdańsku.
Na co gość odpowiada, aby nie robiła z nas głupów, bo ta miejscowość jest zaraz pod Gdańskiem, a w zasadzie graniczy z nim bezpośrednio i co za problem dla niej aby sprzedawała to w mieście obok, na co ona, że ona nie ma w zasadzie dostępu do Gdańska bo na granicy(5/6. JB) jest rzeka. Na co my z tym gościem śmiejąc się już z niej do rozpuku mówimy jej, że albo jest głupia albo jakaś nie tego, bo przecież można korzystać z wielu mostów, na co ona, że niby tak ale na mostach są korki i w ogóle traci się kupę czasu i nie jest to takie proste. Babol szukał wymówek bo nie chciało się jej.

Wygląda na porównanie dwóch skal wielkości. O ich nieprzystawalność i nieprzenikalność. Gdańsk to takie okno czyli równoważnik Szczeliny 8-12 i Granicy 8/9 na poziomie niższym czyli Granicy 5/6. Jak z tego widać zło osobowe jest odbiciem zwierciadlanym , nie tylko „poprzecznym” lewo-prawo ale i pionowym. Góra -dół. Wtedy ujawnia się jako niewykonalne zadanie a przynajmniej jak odczucie potęgi przekraczającej nasze możliwości do wzięcia się z nim za bary.
Powtarzam przed zaśnięciem pytanie, o to czy zło osobowe pojawia się już w Szczelinie 8-12 ?

Śni mi się ograniczona, okrągła przestrzeń (1-8) w której tkwi jakiś mężczyzna, a dokoła niego jest sporo krwi (1/5/<10). Na zewnątrz są jakieś byty ale nie wiem czy to są byty ludzkie.
Jakieś to wszystko mało uchwytne i trudno mi się obudzić z tego snu, aby to zapisać.
Powtarzam więc sobie jego treść, kilka razy, w półśnie, żeby zapamiętać.

Nad ranem, obudziłem się i przypomniałem sobie ogólny zarys tego snu. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy to nie jakieś odwrócenie sytuacji. Bo to, ta zamknięta przestrzeń, powinna być symbolem Szczeliny a logika by wskazywała na to, że jest to we śnie ukazane odwrotnie jakby otwarta przestrzeń była Szczeliną i otoczyła to czerwone źródło zła kokonem. Może to i ma sens.
Najgłębszym Źródłem zła osobowego nie jest oczywiście Czerwony <10, on jest jedynie jego rozpoznającym w nas poziomem Świadomości. Jeżeli nie zneutralizujemy zła w nas dobrem zamieniając ich dychotomię w Niebiańską ciszę wtedy zostaniemy wypchnięci z powrotem do karmy. I nie będzie to kara ale nasz brak gotowości na stanie się Przezroczystą Ciszą Nieprzejawienia 8-12.
Tak sobie leżałem, po ciemku i dumałem, a tu wchodzą do mieszkania (4) moi Rodzice (w formie przejawieniowej 1-8, bo oddzieleni od siebie, a nie androgynicznej). Po ciemku, bo to jeszcze nawet nie szósta rano, wiem bo przed chwilą właśnie spojrzałem na zegar.
Zaczynają się mnie i żony czepiać o to, że jeszcze śpimy.
Ja się już nawet trochę wkurzyłem, bo po pierwsze, kto tak wpada o świcie, bez uprzedzenia a po drugie, skąd Oni mają klucze do naszego mieszkania?
Starzy łażą po pokoju a ja z żoną jesteśmy wściekli. Nawet nie zapalili światła, więc ich praktycznie nie widać.
Po lewej, Matka ustawia żonę a po prawej przy drzwiach, Ojciec podnosi z podłogi jakiś ciemny obrazek i zabytkowy krzyż, który wisi „normalnie” nad drzwiami.
Obrazka nie rozpoznaję ale też jest jakiś ŚWIĘTY.

Myślę kto to zdjął ze ściany, przecież ja ani żona tego nie zrobiliśmy. Stary zaczyna wieszać je z powrotem, demonstrując w ten sposób swoje oburzenie, na świętokradcze praktyki panujące w naszym domu, ale krzyż wiesza po prawej stronie drzwi w połowie ich wysokości, a święty obrazek nad drzwiami, czyli odwrotnie niż było. Myślę sobie, oho, zaczyna się upominać o przestrzeganie jego wartości. A niech sobie wiesza jak chce, co mnie to obchodzi.

Matka, dalej po ciemku, poucza żonę która, już czuję to przez skórę, zaraz na matkę wyjedzie z gębą, bo długo już nie wytrzyma tych pouczeń.
Ojciec tymczasem polazł do kuchni, bo słyszę że szczękają talerze w zlewie.

Robi porządki w naszym domu jak by był u siebie !!!

Tymczasem dnieje. Za oknem robi się szarówka. Wstałem bo i tak nie będzie już spania, minąłem Matkę spierającą się z żoną i wyglądam do ogrodu (3). W ogrodzie, za domem stoi bagażówka i coś z niej wyciągają, czy może wkładają, robotnicy. To coś wygląda jak regularne grube szare kłody albo rulony. Myślę sobie, co tu się kurwa dzieje ?!? Jak oni tam wjechali skoro do ogrodu nie ma żadnego wjazdu ???
Wychodzę na klatkę schodową. Na dole, jest jasno i słychać głosy rozmów kilku osób.
Schodzę na dół a w suterenie, ekipa remontowa złożona z wysokich gości i majstra, o raz przyglądającego się ich robocie szwagra, kończy kłaść izolację podłogi, w dwóch pomieszczeniach w suterenie(-). Od razu pomyślałem, że siostra ze szwagrem(reszta ludzkości) naciągnęli starych na kasę i za darmo mają izolację (– od +). Ja musiałem to robić sam.
Przyglądam się tej izolacji. To zgrzewane, ciemniejszym tworzywem, niewielkie kwadraty koloru szarobeżowego.
Jeszcze sporo na nich wody czy jakiegoś płynu. Pewnie to jakaś faza końcowa a płyn albo się wchłonie albo to resztki wody, przed którą ma zabezpieczać właśnie ta izolacja.
Wygląda na to, że robota jest już skończone. To musi być jakiś super majster(Wielki Budowniczy) skoro pracuje nawet w nocy i o świcie, pewnie nie starcza mu już czasu(!).

Widzę jak szwagier komplementuje go, że taki jest super, że niemal geniusz, ale ten skromnie odpowiada, że to normalna rzecz i nic nadzwyczajnego.
Wszystko jest oświetlone bardzo jasno. Wprost nienaturalnie jasno, jak na tą suterenę, robotnicy chyba przynieśli z sobą własne superźródło światła.

Wróciłem po schodach, na górę, trochę podkurwiony, bo widzę, że siostrzyczka z piętra nade mną znowu wycyckała Rodziców. Niby dobrze, bo część domu która nie miała izolacji, w końcu ją zyskała, ale sam sposób załatwienia tego, poza moimi plecami niezbyt mi się podoba.

W mieszkaniu nie ma już Starych, gdzieś się ulotnili. Żona śpi, bo widzę, że drzwi od jej pokoju są przymknięte i słyszę z poza nich ciche chrapanie.
Wychodzę więc, z powrotem na klatkę schodową, a tu z góry, schodzi dwóch robotników. Bardzo młodzi, po trzy metry wysokości !!!
Na klatce schodowej jasno jak nigdy !!!

Znowu pewnie, to jakieś ich, własne oświetlenie! W tym silnym świetle widać pod sufitem(!) sporo pajęczyn(!) których wcześniej przy zwykłym świetle nie było widać.
Trochę mi przez to głupio, że mam taki bałagan na schodach, zagaduję więc, aby odwrócić ich uwagę od sufitu.
Wtedy jeden z nich, pokazuje mi, w swoich ustach rozchwianą piątkę(!), na dole, po lewej i pyta, co z tym zrobić.
Ja odpowiadam, że ząb jest zwichnięty (rozchwiany) i już nic z niego nie będzie. Mogę mu ją wyciągnąć, za mniej niż normalnie biorę, bo zabieg nie będzie trudny.
Wystarczy mu mniej niż sześć dych (<6 to mała karma). Zdaje się że wyciągnąłem mu tę piątkę, po chwili, kiedy razem schodziliśmy na dół.

Obudziłem się przekonany, że nic mi się już tej nocy nie śniło, ale byłem trochę podkurwiony więc się zacząłem zastanawiać dlaczego i wtedy sobie uświadomiłem, że to był sen(realny 5) a nie zdarzenia z jawy czy wspomnienie z wczoraj.

Widać z tego, że moją próbę dowiedzenia się czy zło osobowe jest w szczelinie potraktowano jako próbę zaniesienia go do tej szczeliny, obarczenia z lenistwa, odpowiedzialnością za nie, Przestrzeni 8-12. Pokazano mi, że jest izolowane na poziomie mojego ciała mentalnego 4 i ma związek z nieprzemakalnością Duszy 7 a konkretnie jej minusowego aspektu do ludzkich umysłów. To patologizowanie/przeciekanie wód Duszy od dołu ma pewien wymiar zła w naszym życiu. Można by nawet podejrzewać że kiedy nie chcemy czynić dobra Dusza 7 nas tak „podsiąknie” że jej impulsy ku tworzeniu emocji zinterpretujemy jako potrzebę czynienia czegoś złego. Zło zostało ostatecznie „wykorzenione” na poziomi -5, z obrazu Szczeliny 8-12 (z ust robotnika Pańskiego) moimi rękoma . Ojciec z poziomu brahmanicznego 8, zwrócił moją uwagę na to, że obraz świętości powinien być wyżej postawiony niż symbol chrześcijański i jego wyobrażenie o złu i dobru. Wielki Budowniczy, ogarnięty wielką Jasnością, pracujący w dzień i w nocy, to powtarzająca się, w moich wielu innych snach, postać wykonawcza boga solarnego, naszego układu słonecznego.

„Naiwne bezrefleksyjne nastawienie jest konieczne we wszystkich tych momentach życia, w których potrzebujemy spokoju, wypoczynku, radości. Większość ludzi nie posiada radości życia, bo nie umieją wypocząć, odprężyć się, bawić, zapominać, pogodnie i po prostu korzystać z chwili, albo pogrążywszy się w pogodnej kontemplacji, nie słyszeć zgiełku powszedniości. Te proste naturalne właściwości naiwnej dziecięcej psyche, niezmiernie rzadko są udziałem ludzi dorosłych. Kto się chce cieszyć życiem, musi się nauczyć <>, odpoczywać lub bawić się, gdy chwila tego wymaga. Nauczyć nas może tego w pewnej mierze obcowanie z naturą, turystyką, sporty – o ile nie są traktowane wyłącznie jako wyrobienie sprawności fizycznej dla brania rekordów – wczuwanie się w krajobraz, bezpretensjonalne życie towarzyskie, gry, sztuka, muzyka, poezja, przyjaźń. […] Widzimy więc, że sztuką życia jest w dużej mierze umiejętność życia naturalnego, prostego, naiwnego, to znaczy pozbawionego sztuczności, spontanicznego. Istnieje pewien rodzaj wtórnej, wyższej naiwności dostępny dla ludzi dojrzałych, który przywraca zdolność życia pierwotnego, aczkolwiek różni się zasadniczo od naiwności prymitywnej, niedojrzałej. Pierwotnie bowiem żyje się i używa życia, nie przeżywając jednak sensu istnienia. Refleksje i rozważania o życiu prowadzą do szukania jego sensu. Wiemy już jednak, że obok sensu, znajdujemy bezsens. Natrafiamy na sprzeczności, z chwilą gdy staramy się sens istnienia uchwycić. Naiwność wtórna jest równoznaczna z odnalezieniem mądrości, sensu i wartości życia, na łonie życia samego jest pełnym prostoty powrotem do życia w harmonii z jego pierwotną rzeczywistością. Jest naiwnością świetlaną, uduchowioną, nie mającą nic wspólnego z obcym życiem i wrogim intelektualizmem. Naiwność wtórna jest dojrzałym owocem doświadczeń, które nas wracają życiu a nie oddalają od niego.” Stefan Szuman