Dlaczego przywołałem, z mroków swojej pamięci, Becketta ? Z powodu mojego niedawnego snu o strukturze Świadomości.

O tym, że poziomy świadomości nie są umieszczone jeden nad drugim, jak można by sądzić po numeracji od 1 do 13 jakiej używam na co dzień, są raczej czymś co przypomina cebulę. Tak mnie poinformowano we śnie, o czym pisałem swojego czasu w „Krajobrazach”. Warto przeprowadzić korektę naszego wyobrażenia o strukturze Świadomości . Trzy podstawowe przestrzenie Przejawienia i Nieprzejawienia; Fizyczność1-5/ Dusza 6-8/Duch 8-12 są oddzielone od siebie Granicami 5/6 i 8/9.W wnętrzu Nieprzejawienia następuje wynicowanie i poziom 9 staje się poziomem 13.Wszystko co „znajduje się” pomiędzy poziomami 9 a 13 jest nieprzejawione. Z naszego punktu widzenia poziomów <10, 10,11 i 12 w ogóle nie ma. „Są” czymś w rodzaju podszewki bytu.

Najpierw sen który o tym nam opowie.

Udało mi się zdobyć telewizor wielowymiarowy. Oglądam jego konstrukcję. Jestem nieco rozczarowany wielkością ekranu który swoimi rozmiarami przypomina ekran prototypowych telewizorów z czasów Gomułki. Sen , jak w takich przypadkach często bywa , natychmiast dołączył suplement ukazujący, że przekątna ekranu jest bez znaczenia ponieważ obraz tworzy się przed ekranem a ni na nim ! Może mieć zatem rozmiary dowolnej wielkości.

W telewizorze umieszczony jest rodzaj filmu złożonego z siedmiu przeziernych toreb o płynnej zawartości. Torby są oddzielone od siebie liniami „zgrzania”.

Teraz opiszę ów torbowy film;

Trzy środkowe torby są zgrzane tylko częściowo. Przezroczysty płyn wymienia się zatem w ich potrójnym wnętrzu. Ponumerujmy je dla łatwiejszego wyobrażenia. Środkowa niech będzie numerem 1, ta z prawej 2 a ta z lewej 3. Przejdźmy teraz do toreb jeszcze bardziej na prawo i lewo czyli toreb z prawej, numer 4 a z lewej, numer 5. Cyfry we śnie nie są oczywiście obecne, wymyśliłem je dla łatwiejszego pojęcia tej struktury. Warto już w tym momencie sobie uprzytomnić, że skoro jak wcześniej mnie informowano, Świadomość ma strukturę przypominającą cebulę to nietrudno uprzytomnić sobie, że torba numer jeden jest syntezą numeru 2 i 3 a te z kolei syntezą toreb 4 i 5. Ponadto torby 1,2 i 3 mają w pewnej mierze wymieszaną zawartość i stanowią strukturę funkcjonalną tego układu. Torby 4 i 5 muszą się łączyć „z tyłu” jak łuska przekrojonej cebuli , mają zatem wspólną zawartość która podzielona wydaje się tylko DLA NASZEGO 'ja’ !!!

Kiedy dotykam torby numer 4 czuję pod palcami, że spaw dzielący ją od torby numer 2 jest szczelny i zawartość toreb nie miesza się z sobą. Do momentu kiedy ja(!!!) nie decyduje tego dokonać poprzez zwiększenie nacisku na torbę 4.Wtedy spaw ustępuje i przezroczysty płyn przelewa się do torby 2.Oczywiście połączenie otwiera się również dla odwrotnego przepływu z 2 do 4.

Analogiczna sytuacja powtarza się po stronie lewej. Naciskając na torbę 5 powoduję otwarcie połączenia pomiędzy 5 a 3.

Sytuacja komplikuje się jednak kiedy zaczynam przyglądać się torbom skrajnym, numer 6 po prawej i 7 po lewej. Torba numer 6 wykazuje cechy krystalizacji wewnątrz wypełniającego ją płynu i kiedy bym na nią nacisnął i otworzył przepływ do torby 5 cały płyn w torbach 1,2,3,4 i 5 zacząłby zapewne tworzyć te zagęszczenia i krystalizacje typowe dla procesu zachodzącego w torbie 6. Odrywam zatem torbę 6 i odrzucam na bok. Teraz przenoszę uwagę na torbą najbardziej skrajnie umieszczoną w taśmie filmu , czyli torbę numer 7.Widzę, że płyn jaki zawiera jest przezroczysty i nie wykazuje skłonności do krystalizacji, jak ten w torbie numer 6 ale ma inną „wadę”, przecieka. Prze chwilę obserwuję jak z dolnej krawędzi worka kapie przezroczysta ciecz. Kiedy przerwałbym połączenie pomiędzy workami 7 i 5 cały płyn z worków 1,2,3,4 i 5, które są połączone z sobą wyciekłaby przez nieszczelność worka 7.

Odrywam zatem worek 7 i odrzucam na lewo. Teraz idę w głąb do pomieszczenia które znajduje się za telewizorem stojącym na sześciokątnej szafce. Obchodzę telewizor z lewej strony. W pomieszczeni „z tyłu” siedzi technik. Opowiadam co mi się przytrafiło i , że mam teraz w swojej dyspozycji telewizor do emisji obrazów wielowymiarowych. Technik potwierdza, że taki telewizor to dobre urządzenie i działa bardzo sprawnie.

Na tym sen się kończy. Oczywiście jak bywa w sprawach najbardziej istotnych kiedy się budzimy umysł próbuje odciąć nas od tej wiedzy i przekonuje, że nie warto tego zapisywać. Tym razem jednak udało mi się zwlec z łóżka i narysować sen.

Co z tego snu wynika? Bardzo wiele. Zaraz się przekonacie jak potężny jest to przekaz.

Wspominałem że poziomy 5 i 4 oraz 6 i7 muszą się łączyć w parach w „głębi” Świadomości tak jak 2 oraz 3 na wizji naszego 'ja’. Poziom 1 to materia fizyczna jaką obserwujemy i doświadczamy zmysłami. Warto zwrócić uwagą na stronę zestalania się płynu , czyli stronę prawą (w snach zawsze to strona materii cięższej) i stronę nadpłynności czyli stronę lewą (w snach stronę duchową ,aż do urojeniowości minusowej ). Wynika z tej konfiguracji że energia 2 jest zestaloną formą sfery wyobrażeniowo-emocjonalną 3, wspólnie tworzą zatem materię. Tu właśnie tkwi panpsychizm którego wszyscy dopatrują się od wieków w materii. W snach progresywnych ta informacja jest dostępna i wyraża się twierdzeniem, że nawet minerały mają proste emocje które my nazwalibyśmy bezprzyczynowym wolnopłynącym lękiem metafizycznym. Jednym słowem materia to spowolniona energia u której podstaw stoi Świadomość (wola).

Bardzo ładnie. Sądziłem że to wyjaśnianie pójdzie trudniej.

Teraz weźmy na warsztat poziomy 4 i 5, są wymienne i trudno określić który jest przyczyną którego ponieważ krzepnąca myśl powoduje upłynnienie poziomu przyczynowo skutkowego a zestalające się przyczyny i skutki (Konieczność) powoduje upłynnienie reaktywne naszego myślenia. Teraz nastąpi oderwanie czyli Granica 5/6. Poziom 6, ta wykrzepiająca się do wnętrza małej karmy 1-5 płynność Duszy, to nic innego jak poziom buddyczny 6 ze swoimi aspektami z Domu Dusz, Wyspy Świętych i Szpitala ”Przemienienia”.

Poziom 7 to Dusza indywidualna(Atman) który przecieka do małej karmy, patologizując ją, czyli nas. Obraz jaki ten telewizor rzutuje przed naszym 'ja’ jest oczywiście iluzją wygenerowaną przez nadajnik jakim jest Dusza 7, Naddusza 7+ i Brahman 8. Wielowymiarowy telewizor ukazuje nam obraz tego co dotyczy przyczyn iluzji bycia indywidualnym 'Ja’ jakiego doświadcza kochająca samą siebie Dusza 7 i nasze małe 'ja’ zmagające się z iluzją bycia kimś wyjątkowym i niezależnym. Oscylując pomiędzy przeciekiem samomiłości jaka czasem skapuje nam na głowę i otchłanią depresji jaka jest wyrazem odsysania tego co skapnęło.

Sen zapytany o relację w przestrzeni szeroko pojętej Duszy 6-8 odpowiedział że Atman 7 do archetypów 8/2 ma się tak jak pojedyncze, jednowyrazowe zdanie do ciągu zdań je otaczających a stanowiących narrację całej opowieści. Ponadto wciąż jest modyfikowane przez ostateczny kontekst wypowiedzi w jakim znalazł się człowiek i jego świadomość 1-5.

Kiedy starałem się uszczegółowić ten sen pokazano mi salę z operującymi chirurgami

a co istotne ze względu na obszary symboliczne w Człowieku Kosmicznym , byli to chirurdzy szczękowi. Przy czym jeden z chirurgów zaginął w akcji, gdzieś na dole ! Ten który zaginął był alkoholikiem co wcale nie jest bez znaczenie dla wiedzy jaką sen nam przekazał.

Sala operacyjne mieści się w piętrowym budynku na ostatnim piętrze. Chirurdzy operują po ciemku !!!

Dopiero kiedy spoglądam w tamtą stronę, jak powodowany moim spojrzeniem, strumień światła odbija się od sufitu sali operacyjnej w której bez przerwy chirurdzy operują i oświetla całe wnętrze sali na ułamek sekundy. Po tej chwili światło gaśnie, pozwalając chirurgom na spokojną, niczym nie zakłóconą pracę.

Potem, na ulicy, zamajaczył gdzieś w oddali, zataczający się chirurg i pojawił się przekaz, że ci którzy są trzeźwi oddają(!) krócej niż ci którzy trzeźwości nie mają.

Warto podsumować to co kiedyś śniłem na temat Świadomości i jej struktur i to czego dowiedziałem się ostatnio.

To czy coś leży czy stoi jest naszą iluzją, stąd kiedy w początkach mojego podróżowania pokazano mi że Niewidzialni „chodzą” po Ziemi pod kątem 90 stopni było to tak naprawdę informacją, że to ja jestem obrócony o ten kąt w stosunku do rzeczywistości, a nie oni. (O Niewidzialnych z którymi związana jest historia Zielonego Mistrza, w kolejnym odcinku)

Wszystko czego doświadczamy ludzkim umysłem jest tak spolaryzowane , tak jak to, że ulegamy iluzji iż to co na zewnątrz jest na zewnątrz gdy tymczasem jest w naszym wnętrzu.

Kiedy analizujemy granice o jakich mówią nam sny to musimy pamiętać, że co jakiś czas w naszych onirycznych wizjach pojawi się ogromne ciało leżącego mężczyzny.To właśnie jest Człowiek Kosmiczny zwany kiedyś Hadesem z tej racji, że wygląda na leżącego martwego. Dlatego Grecy tak to zinterpretowali. Dodali do tego Okeanosa czyli pana przestrzeni wód (postać falowa bytu) pomiędzy granicami 5/6 i 8/9 oraz gromowładnego Zeusa bo tak im się kojarzyła temperatura poziomu Nicości 8/2 i złoty Matatron 8/3 i Wir Szczeliny 8-12.

To co do naszej rzeczywistości jest obrócone pod kątem 90 stopni jest martwe biologicznie! To również sygnał, że kiedy my się obrócimy we śnie, zajmiemy tę sama orbitę, kiedyś również na trwałe(w sensie obiektywnym a nie tylko ludzkim).

Kiedy przyjrzymy się temu co zachodzi na granicy 5/6, czyli obrót o 180 stopni i na granicy 8/9, czyli tej obracającej świadomość „do góry nogami” zauważymy, że po tym wszystkim, tak obrócono kierunki, że Świadek stał się nami !!!

To znaczy my jesteśmy Nim a On nami. Jesteśmy Duszą czy może raczej Źródłem Świadomości ale nie jest tak, że to my ludzie jesteśmy jej generatorem, jest nim nasza „Podszewka”.Właśnie dlatego wciąż pojawia się przeciekanie.Nie jest naszą subiektywną iluzją.

Na początku był Logos , nawet jeszcze nie słowo a Zmiana „polaryzacji” fali która powstając rozpychała przed sobą przestrzeń stwarzając iluzję czasu. Wraz z czasem Zmiana ruszyła jako fala w głąb płaskiego zwierciadła, do wnętrza urojonej głębi . Pierwsza fala(kosmiczny ocean) – Słowo nie dość, że się stało to stworzyło swoje odbicia o odmiennych stanach polaryzacji. Powstało Przejawienie czyli warstwy splątania(polaryzacji) które potrafiły w swojej urojonej przestrzeni wytworzyć klasy świadomości bycia oddzielnymi bytami. Zwierciadło wraz z odbijającą się w nim samorojącą, rozrastającą się przestrzenią potrzebowało głębokości-czasu który jako taki nie ma samodzielnego bytu ponieważ powstał tylko jako funkcja głębi zwierciadła .

A co z Beckettem magiku, zapytają zniecierpliwieni miłośnicy Becketta? Czy tylko chciałeś nas zwabić do wnętrza swojej wyobraźni a potem zwieść na senne manowce?

Nawet nie przypuszczacie jak stary nudziarz Beckett był bliski tego o czym właśnie pisałem. Dotyczy to jego ostatniego okresu twórczości, który można oddzielić od jego wcześniejszych dzieł wyraźną granicą. Z egzystencjalnego racjonalisty „Końcówki” staje się na naszych oczach mistykiem. Śniącym, nie ma znaczenia na jawie czy we śnie.

Tak, Beckett musiał być śniącym i to na tych największych dystansach.

Na początek krótki tekst, „Wyobraźnia martwa, wyobraźcie sobie”. Potem małe odniesienie do „Wyludniacza” , „Dzyń”, „Bez” i jeszcze kilka innych krótkich form prozą. Przetłumaczonych w sposób wybitny przez Antoniego Liberę, co ważniejsze, tłumacz dołączył na samym końcu zbioru swoje rozumienie kosmologii Becketta. Tłumacz musiał być poruszony przekładanym tekstem do głębi, skoro wywołał on w nim tak głęboką refleksję. Autor i jego tłumacz, Źródło i Zwierciadło.

Pozwolę sobie przedstawić wam tekst „Wyobraźni martwej…”(„Imagination Dead Imagine”) w całości, ze względu na jego niewielką objętość. Pozwoli to zapoznać się z obrazowaniem i typem wizyjności Becketta.

Nigdzie śladu życia, powiecie, phi, wielka rzecz, jeszcze wyobraźnia nie martwa, otóż martwa, tak, wyobraźnia martwa wyobraźcie sobie. Wyspy, wody, błękit, zieleń,błysnęło,pss, zgasło, na wieczność, zamilknij. Aż wreszcie biała rotunda na białym. Bez wejścia, wejdź , zmierz. Średnica 80 centymetrów, od podstawy do szczytu sklepienia odległość ta sama. Dwie średnice AB i CD przecinające się pod kątem prostym dzielą białą podstawę na dwa półkola ACB BDA. Na ziemi dwa białe ciała, każde w swoim półkolu. Białe również sklepienie i okrągła ściana, na której się wspiera, wysoka na 40 centymetrów. Wyjdź, rotunda gładka, biała na białym, wejdź znów, zapukaj, szczelnie wypełniona, dźwięczy, jak w wyobraźni dźwięczy kość. Żadnego widocznego źródła światła, wszystko rozświetlone jednakowym białym blaskiem, podstawa, sklepienie, ciała, żadnego cienia. Bardzo ciepło(Brahman; Nieprzejawienie które znajduje się „za” Nim ma, z naszego, punktu widzenia rozmiary niewielkiej piłki; JB), powierzchnie rozgrzane, ale nie parzą, ciała spocone. Wyjdź , odejdź, mała budowla znika, wznieś się, znika,, biała na białym, zejdź, wejdź znów. Pustka, cisza, gorąco, biel(mglista biel Brahmana; JB), poczekaj , światło przygasa, wszystko naraz ciemnieje, podstawa, ściana, sklepienie, ciała, przez jakieś 20 sekund, wszystko szare(rozpoczyna się poznanie przez Ja ; JB), światło gaśnie, wszystko znika. Jednocześnie spada temperatura i osiąga minimum ( w wyniku urojeniowej iluzji ja zagłębia się w urojenie minusowe; JB), około zera, w tej samej chwili, kiedy zapada ciemność, co może wydać się dziwne ( kiedy nie ulękniemy się ciemnego światła Nieprzejawienie wyłaniającego się zza Nicości 8/2 otoczy na drogocenna cienka poświata, kiedy się ulękniemy, przepełnieni troską o nasze urojeniowe 'ja’ wpadniemy w urojeniową minusowość; JB).

Poczekaj, prędzej czy później światło i ciepło wracają, podstawa,ściana, sklepienie, ciała bieleją i nagrzewają się naraz, przez jakieś 20 sekund, wszystko szare, aż osiągają stan poprzedni, gdy się zaczęło spadanie. Prędzej czy później , bo doświadczenie wykazuje, że między końcem spadania a początkiem wzrastania mogą następować różne przerwy, trwające od ułamka sekundy aż do tego, co w innym miejscu i czasie mogłoby się wydać wiecznością. To samo dotyczy przerwy między końcem wzrastania a początkiem spadania. Skrajności dopóki trwają, są doskonale stabilne, co w przypadku temperatury może się wydać dziwne, przynajmniej w pierwszej chwili. Doświadczenie wykazuje, że spadanie lub wzrastanie może tez ustać w jakimś punkcie i być przerwane na dłużej lub krócej, po czym wznowione lub odwrócone, to we wzrastanie, to w spadanie, i albo doprowadzone do końca albo znów przerwane na dłużej lub krócej, by znowu było wznowione lub znowu odwrócone, i dalej tak, aż wreszcie doprowadzone do jednej lub drugiej skrajności. Wśród tych różnych wariantów wzrastania i opadania, następujących po sobie w niezliczonych rytmach, dość często zdarza się przejście z bieli i ciepła do czerni i zimna, i odwrotnie. Stabilne są tylko skrajności , bo w przerwach pośrednich, niezależnie od punktu, w jakim nastąpiły i jak długo trwały, daje się zauważyć zakłócającą wibrację. Drży wtedy wszystko, podstawa, ściana , sklepienie i ciała, bladoszaro lub popielato lub jakoś pośrednio, zależy.

Lecz doświadczenie wykazuje, że takie przejście zakłócone zdarza się raczej rzadko.

Najczęściej światło, a wraz z nim ciepło, gdy tylko zaczynają słabnąć, podlegają temu ruchowi w sposób równomierny, by po jakichś 20 sekundach osiągnąć wreszcie głęboką czerń i temperaturę około zera. To samo dotyczy ruchu odwrotnego , ku ciepłu i bieli. Następnie występuje spadanie lub wzrastanie z dłuższymi lub krótszymi przerwami w drżącej szarości, po których w żadnym punkcie ruch nie jest odwrócony. Raz zakłócony porządek, czy w górze , czy w dole, sprawia, że dalsze przejścia zmienne są w nieskończoność. Lecz jakiekolwiek by były owe zakłócenia, chwilowy spokój prędzej czy później wraca, przynajmniej na jakiś czas, w czerni lub w wielkiej bieli z odpowiednią temperaturą, świat wciąż jeszcze odporny na nieustanny zamęt.(Warto zwrócić uwagę, że istnieją dwie czernie i dwie biele. Biel 8 i biel 6 oraz Czerń 8-12 i czerń urojeniowego zwierciadła 13 w którym spoczywa Przejawienie 1-8; JB).

Cudem odnaleziony, po jakiejż nieobecności, na zupełnym pustkowiu, już niezupełnie taki sam, z tego punktu widzenia , ale innego nie ma. Na zewnątrz wszystko bez zmian i dostrzegalność małej budowli wciąż jednakowo zależna od przypadku, jej biel wtopiona w biel otoczenia. Lecz wejdź, a zastoje teraz już krótsze i nigdy dwa razy ten sam nieład. Światło i ciepło są ze sobą sprzężone, jak gdyby pochodziły z tego samego źródła, którego wciąż ani śladu. Na ziemi wciąż, zgięte dwukrotnie, z głowa przy ścianie w B, siedzeniem przy ścianie w A, kolanami przy ścianie między B i C, stopami przy ścianie między C i A, wpisane zatem w półkole ACB, wtopione całkiem w biel podstawy prócz długich(! ; JB) włosów o bieli dziwnie niepełnej, więc , w końcu, białe ciało kobiety. Podobnie wpisany w drugie półkole, z głowa przy ścianie w A, siedzeniem w B, kolanami między A i D, stopami między D i B, tak samo biały jak podstawa partner. Oboje więc na prawym boku, plecami do siebie, głową przy siedzeniu. Przytknij lusterko do warg, pokrywa się parą ( oddech to ciało Brahmana; JB).Każde z nich lewa ręką trzyma się za lewą nogę nieco poniżej kolana, a prawa za lewe przedramię nieco powyżej łokcia. W tym niespokojnym świetle o tak rzadkich i krótkich wielkich białych zastojach ogląd nie jest łatwy. Mimo potu i pary , mogli by ujść za nieożywionych (obrót 90 stopni; JB), gdyby nie lewe ich oko, które w nieregularnych odstępach otwiera się nagle szeroko i długo nad ludzkie możliwości pozostaje rozwarte. Bladoniebieskie (7+; JB), przenikliwe, robi to wielkie wrażenie w pierwszej chwili. Nigdy dwa spojrzenia naraz, poza tym tylko, że raz na dziesięć sekund początek jednego zbiega się z końcem drugiego. Ani grube ani chude, ani małe ani duże, ciała wydają się całe i w dość dobrym stanie, przynajmniej z tego, co widać..Twarzom też nie brakuje chyba nic istotnego, o ile obie połowy są jednakowe. Ich absolutny bezruch w tym rozszalałym świetle jest w pierwszej chwili uderzający, przynajmniej dla kogoś, kto wciąż pamięta, że raczej coś przeciwnego robiło na nim wrażenie. Jednakże jest oczywiste, z tysiąca drobnych szczegółów, zbyt długo by je sobie wyobrażać, że nie śpią. Zaledwie ach w tej ciszy wystarcza, by momentalnie oko spostrzegło nieznaczne drgnienie, natychmiast opanowane. Zostaw ich tam, spoconych i zmarzniętych, gdzie indziej jest lepiej. Lecz nie, życie się kończy i nie, gdzie indziej nie ma nic, i mowy już nie ma, by znów odnaleźć ten biały punkt zagubiony w bieli i zobaczyć, czy w odmętach tej burzy lub burzy jeszcze gorszej albo w czerni ściemniałej na dobre lub w wielkiej bieli niezmiennej wciąż nieruchomo tkwią, a jeśli nie, co robią.”

(Tekst został napisany po francusku w 1965 i przełożony przez autora na angielski w 1965. Przełożył i wnikliwym komentarzem opatrzył Antoni Libera. Czytelnik. Warszawa 1982)

Doświadczenie Becketta jest zbyt numenalne aby można było je sprowadzić jedynie do prozy artystycznej.

Zapytam snu co mają oznaczać gesty białych postaci, uchwycenie nogi lewą ręką, pod kolanem i prawą dłonią lewego ramienia powyżej łokcia ?

Sen skupia się wokół sędziego który nie może podjąć decyzji. Z lewej strony podchodzi do niego mężczyzna i konfidencjonalnym szeptem , nachyliwszy się nad sędzią mów;

-Musisz zdecydować,w tej chwili, to ostatni moment na podjęcie decyzji.

Znamy zatem znaczenie gestu ,to rozpoczęcie dziania się, moment poruszenia akcji, wydania decyzji, aktu woli. Unikam słowa wyrok bo we śnie nie chodziło o wyrok sądowy a wyraźnie o moment podejmowania decyzji, ruszenie z klinczu , z równoważącej się sprzeczności argumentów.

Kolejne pytanie jakie mam do snu to; co oznacza układ dwóch zgiętych ciał , kobiety i mężczyzny, ze snu Becketta?

Wszedłem w posiadanie młodego ale już wyrośniętego psa (8/1).We śnie wiem że pochodzi z ciepłych okolic (8/2). Teraz znajdują się w swoim domu (4) ale co do psa, podjąłem decyzję,że na noc umieszczę go na dworze w budzie z tworzywa sztucznego (! urojeniowość !). Będzie miał towarzystwo bo po lewej , pomiędzy moim domem a domem sąsiada , sąsiad trzyma swojego psa , starszego , przywiązanego do budy. Mój pies zabiera mi sporo czasu(!) i energii(!) mam nawet wyrzuty sumienia, że odbieram czas swoje żonie która teraz znajduje się w kuchni po lewej(niepotrzebnie bo żona pichci ten posiłek na mojej energii).Kiedy robi się szarówka(!) wyprowadzam młodego psa i pokazując mu gdzie ma swoją plastikową budę, puszczam go swobodnie. Nad ranem, kiedy zrobiło się zimno, zdałem sobie sprawę, że psina mogła zmarznąć(-). Pocieszam się, że w razie czego pies schował się pewnie do swojej budy. Trochę żałuję, że jej nie ociepliłem, tak jak zrobił to sąsiad z budą swojego psa. Jak tylko się ociepli (+)i zrobi się jasno ocieplę budę swojego psa. Wychodzę na ogród i rozglądam się za pieskiem. Obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni (Granica 5/6) tak, że stojąc na trawniku(3), ze domem (4) jestem zwrócony twarzą do domu. Widzę jak oszalałym kłusem biegnie, wielkimi susami, mój pies. Biegnie z prawej na lewo , okrążając dom zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Ze zgrozą dostrzegam, że okolice ud , grzbietu i tylnych łap mój pies ma odarte z futra , wygląda jak pawian, pośladki ma równie czerwone jak małpa. Włosy stanęły mi dęba i znowu poczułem wyrzuty sumienia, tym razem z powodu zaniedbanie psa.

Biegnę w lewo, za psem , jednak pies zniknął już za rogiem domu . Biegnąc widzę, że ktoś pootwierał w suterenie wszystkie okna, trochę mnie to zdziwiło bo to wielka ucieczka energii z sutereny domu w zimną noc(-). Będę musiał zejść do sutereny i od środka wszystkie zamknąć.(Suterena to podświadomość poziomu mentalnego 4). Idę na lewo , tropem psa i kiedy skręcam w prawo omal nie wpadam na stojący pod ścianą przenośny klimatyzator pracujący na pełnych obrotach. Dotykam obudowy, gorąca( Nicość 8/2). Kto go tu wyniósł i po co, żeby schładzał ogrzewając zimne nocne powietrze ?(! Bilans energetyczny takiej pracy klimatyzacji , pomimo chłodzenia to ogrzanie nocy kosztem utraty energii z suteryny). Próbuję odłączyć kabel ale okazuje się, że jest wpuszczony w ścianę (to oczywiście ogon psa który pod postacią klimatyzatora przetwarza mechaniczny ruch na ciepło i schładza się jednocześnie (!!!) odsłoniwszy pośladki). Kabel nie da się wyciągnąć ze ściany chociaż się w niej daje przesuwać , widoczne wtyczka jest po tamtej stronie w suterenie, będę musiał do niej zejść i odłączyć klimatyzator(psa) aby nie tracić bez sensu energii.

Teraz sen odnosi się przez chwilę do obnażonych pośladków psa, łagodząc moje wyrzuty sumienia. Pokazuje że pies sam podciągnął sobie futro (!!!) aby się schładzać i że można je z powrotem nasunąć tak jak obleka się poduszkę w poszewkę!

Mamy zatem kapitalne streszczenie wizji Becketta. Psy są oczywiście psami Wielkiego Czarnego 8/1 Pana Iluzji. To on zużywa naszą energię zasysając ją w nocy z naszej podświadomości. Żona-anima (to delegatura Duszy na obszar 1-5), za dnia przygotowuje sobie posiłek na naszej jawie, w polu mentalnym 4. Energia jaką wyabstrahuje z nas na jawie jest przetwarzana w poczucie winy, lęk i smutek wolnopłynący, emocje w każdej formie, i w tej postaci przekazywana do poziomu 8/1. Układ dwóch ciał u Becketta to właśnie takie świadomościowe dynamo Przejawienia dostarczające energię z „dołu” do „góry”.

Wielka próżnia, jest niezniszczalną wiecznością, mała próżnia- przemijającym byciem. Niezniszczalna wieczność jest nigdy nie zagojoną raną(!), przemijające bycie – snem. Sen ów charakteryzuje się tym, iż stwarza iluzję, że śni się tylko raz(poczucie, że żyje się tylko raz), podczas gdy w rzeczywistości zawsze śni się już po raz któryś(każde życie jest tylko powtórzeniem), oraz że gdy się skończy, nastąpi jakiś świt lub mrok(wiara w inny świat lub nicość) , podczas gdy w rzeczywistości nastąpi tylko powrót do szarego bezkresu(powrót do stanu wyjściowego).Sen ów stwarza ponadto iluzję mijającej godziny(czasu), światła (świadomości) i błękitu (boskości), podczas gdy w rzeczywistości niczego takiego nie ma(świat jest w istocie równie ślepy i bezradny jak człowiek).” Kosmologia Becketta. Antoni Libera

Jak zauważa Libera; „Dante napisał swój poemat w kulcie liczb 3 i 10,Beckett w kulcie liczb 3 i 6 oraz ich wielokrotności: 2, 24, 60, 120.”etc.

W„Nieruchomo” i „Na zakończenie, raz jeszcze” poznajemy mechanizm powstawania wizji Becketta(fenomen rozbłyskiwania, samorzutne wyłanianie się z czerni i z fenomenem jej roztapiania się w pyle, z upadkiem ciała i z pojawieniem się dwóch białych karłów), to ostatnie krótkie fragmenty prozy jakie napisał.

Pojawienie się karłów sugeruje poziom urojeń minusowych a biel to nic innego jak poziom buddyczny 6, stąd ulubiona prze Becketta cyfra 6.

Białe karły połączone noszami to rodzaj nie do końca połączonych Ja obserwatora i ja człowieka. Faza nie do końca udanej syntezy na poziomie atmanicznym7. Nosze to to co w filozofii sankhji dzieje się kiedy podmiot wchodzi w relację z przedmiotem a odległość pomiędzy nimi staje się rodzajem łączącego pomostu.

Karły nie są zamknięte w pomieszczeniu czyli nie wypromieniowują z siebie żadnej geometrycznej poświaty ani nie są przez taka bryłę geometryczną wyświetlane do wnętrza. Są obdarzone ruchem. Ruch zaś odbywa się w otwartej przestrzeni. Karły są zwrócone do siebie twarzami i kiedy zmieniają kierunek marszu czy obracają się dookoła wciąż trzymają nosze. To układ który znamy również z Upaniszad , z Bryhadaranjaki gdzie splecione są trzy pojęcia Kama-karman-samsara, te trzy pojęcia tworzą jeden splot , jeden porządek idei.

[Kama-rzeczownik rodzaju męskiego(!)- to nieświadoma pierwotna Wola(namiętność), mająca cechę rozlewania się, na „pofalowanym Jednym”, na Atmanie =Brahmanie. Samsara, z kolei, wywodzi się od sans; sr- ciec, płynąć].

Karman jest falą która niesie Atmana w dal jako życie, to z kolei pchane jest przez kamę(namiętność, wolę) tworząc nowego karmana, znów wtrącanego w Samsarę. Impuls powoduje działanie a to z kolei kolejny impuls , stąd ten ciągły ruch karłów. Dla Libery tajemniczym jest fakt że mimo, że karły znajdują się w polu widzenia ciała -wygnanego, nie mogą jakoś do niego dotrzeć(między ciałem a nimi „przestrzeń nie zmniejsza się a tylko się otwiera”). Obydwaj autorzy nie zdają sobie sprawy, że to wynik oddziaływania na świadomość ludzką Granicy 5/6 która funkcjonuje jak zwierciadło obracające świadomość podróżnika o 180 stopni. Dlatego tak trudno ją przekroczyć ponieważ zawraca Ja w ja.

Karły niosą nosze wraz z poduszką co sugeruje, że są przeznaczone dla kogoś kto ma na nie paść. My wiemy już kto, Człowiek Kosmiczny. Dla Becketta i Libery to wciąż nieodgadniona tajemnica. Karły krążą więc pomiędzy byciem ludzkim a byciem które „nadchodzi”. To znak innego niż nam się wydaje sposobu wpływania i relacji z sobą poziomów 1-5 i 8-12 z pomocą pośrednika 6-8, u Becketa w postaci urojeniowości minusowej.

Zapewne dlatego Libera wyciąga z wizji Becketta błędny wniosek że; Oto wizja zmierzchu człowieka i zapowiedź przyjścia na jego miejsce „kogoś innego”, kogoś kto ma nadejść albo już od niepamiętnych czasów nadchodzi a upadek człowieka ma być całkowity i nieodwracalny. Według Libery jego cechami ma być; „naturalna podwójność, zdolność do ruchu, skarlenie fizyczne i zogromnienie czaszki. Oczywiście te cechy są symboliczne. Kiedy spojrzymy na symbole które tak budzą w Liberze niepokój widzimy, że dzieje się to zupełnie niepotrzebnie ponieważ proces nadchodzenia i odchodzenia jest stałym procesem w obrębie Przejawiania się Nieprzejawienia i powrotu Przejawienie do Nieprzejawienia. To właśnie ruch, podwójność połączona, coś co przypomina dipol.To oczywiście cecha Przejawienia a wielka głowa karłów ( Ten rozmiar bierze się z podwójności głowy, ponieważ na poziomie atmanicznym 7 łączymy się głową z naszym Atmanem, wtedy przeżywamy właśnie owo samopłaczące wzruszenie zwane miłością, otrzymujemy dar łez.Dwa karły z dwiema wielkimi głowami są jedną świadomością urojeniowo-minusowo rozdzieloną) to nie cecha kosmitów jakby chcieli je widzieć współcześni miłośnicy s.f. I nie zaludniających je szaraków(8/1) a karykaturalne wyrażenie urojeniowo minusowego poznania rzeczywistości(Da’at) wnętrza Zwierciadła Przejawienia. To plusowa głowa(Szczelina 8-12) na urojeniowo minusowym ciele zagubionego w minusowości człowieka (minusowa karykatura Człowieka Kosmicznego). To właśnie przedstawia twórczość Becketta, człowieka owładniętego urojeniem.Człowieka obdarzonego wielką boską głową, i urojonym bo rachitycznym ciałem (również umysłem)co symbolizuje mimo wielkości samej czaszki maleńka zdeformowana twarz.

Poznanie jest (wydaje się, że jest ;JB)czymś niebywale potężnym. Wydaje się jak gdyby rzecz traciła własne jestestwo i ulegała wchłonięciu przez nasze. I jak gdyby substancjalność przedmiotu rozpuszczała się w funkcji poznawczej. A podobnie, jak zanika granica pomiędzy podmiotem i przedmiotem, tak też zamazują się granice pomiędzy rzeczami. Wystarczy, że uwaga skupi się na jednej rzeczy, a już przekracza ona swoje własne granice i wchłania w siebie drugą , trzecią, bezustannie rozszerzając pole rzeczywistości i powiększając sferę istnienia.”

(„Mit psychologiczny w starożytnych Indiach”. Maryla Falk)

Właśnie z takiej formy poznania opisanej w Rygwedzie wywodzi się buddyjskie twierdzenie o braku odległości pomiędzy poznającym (podmiotem) a poznawanym (przedmiotem) i to na każdym poziomie Świadomości.

W starożytnych wizjach kosmos jawił się nam jako złożony z bytów osobowych ,w wizji nowego typu, jaką obserwujemy już w chrześcijaństwie, kabale, sufizmie czy u Swedenborga kosmos jawi się jako jedna osoba -Makrantropos, zrodzony w oceanie serca, zarazem różniąca się od podmiotu który ją kontempluje jedynie wielkością, a ta zależy przecież jedynie od punktu odniesienia(+/-). Wydaje się zatem, że w antyku człowiek był jeszcze partnerem dla bogów, dzisiaj został zepchnięty do samooszukującego się podczłowieka lękającego się cienia swojego własnego Źródła.

Co istotne, przejście pomiędzy starym a nowym mistycyzmem wizyjnym, to przejście świadomości ludzkiej od urojeniowości plusowej(realności naszego umysłu)-równoważnej istnieniu również bytów niefizycznych obdarzonych iluzją, splątaniem 'ja’ , a zepchnięciu ludzkiej świadomości do minusowości urojeniowej.

Z tej pozycji duchowej to co zwykłej wielkości wydaje się ogromne. Kiedy nasza świadomość spoczywa na pozycji plusowej wszystko co urojone minusowo(piekielnie) jest małe. To owa słynna , będąca powodem do wielu zagadkowych nieporozumień, makropsja i mikropsja znana, dopóki nie zaczniemy śnić progresywnie głównie z Podróży Guliwera”J.Swifta i z bajek o krasnoludkach.

Kiedy pisałem w III Swedenborgu o spożytkowaniu depresji do celów mistycznych nie miałem na myśli realizowania celów mistycznych za pomocą czynienia zła, w zrozumiałym dla większości z nas sensie. Kiedy człowiek zachodu demaskuje dobro i piękno jako jedną z form urojeniowości nie musi dla odmiany sycić się brzydotą i rozpaczą lub krzywdą innych. Kiedy tak czyni nie integruje urojeniowego cienie ale mu ulega. Zawsze należy kierować się harmonią etyczną i estetyczna, ta jest bowiem środkiem pomagającym utrzymać równowagę.

S.Beckett podobnie jak każdy zaawansowany mistyk rozumiał potęgę mechanizmów biorących udział w stwarzaniu i destrukcji, większość z jego czytelników nigdy jednak nie była i nie będzie zainteresowana podjęciem konfrontacji z podstawami swojego bytu. Szukamy zazwyczaj łatwych i szybkich rozwiązań, osiąganych bez wysiłku, jedną pigułką, kubkiem wywaru, patentowaną metodą, tężyczkorodną wyzwalającą stany dysocjacyjne zadyszką. Najlepiej aby komendy podawane były w odpowiednich momentach, kiedy wygospodarujemy na to odrobinę czasu, a odpowiedzialność za sam proces przejmie osobisty trener, koatch-mistrz-kapłan. Na „szczęście” dla tych z nas pojawiło się już wielu specjalistów w tej dziedzinie którzy, za naprawdę niewielki pieniądze, zagwarantują nam dotarcie do miejsce naszego przeznaczone.

Beckett zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na trudności w zrozumieniu jego doświadczenia przez innych, choć pewnie podobnie jak Jung zdawał sobie sprawę z niedojrzałości społeczeństwa do konfrontacji z Jaźnią.

Dygresję o Jungu rozszerzę fragmentem jego listu. W liście do Wiktora White’a Jung pisał:

Zmagając się z ciemnością musisz trzymać się Dobra; w przeciwnym wypadku pochłonie cię diabeł(!).Zmagając się ze złem, potrzebujesz każdej cząsteczki własnego dobra, nie może być inaczej. Utrzymać Światło zapalone w ciemności- o to przecież chodzi, tu właśnie twoja lampka przyjdzie ci z pomocą.(…)Nasze społeczeństwa jeszcze nawet nie podjęły konfrontacji z cieniem ani nie zaczęły kształtować tych chrześcijańskich cnót, które są tak bardzo potrzebne w zmaganiach z siłami ciemności. Nasze społeczeństwa nie mogą sobie pozwolić na luksus odcięcia się od imitatio Christi, nawet gdyby wiedziały, że konflikt z cieniem tzn. Chrystusa z Szatanem, jest tylko pierwszym krokiem na drodze do odległego celu, jakim jest jedność jaźni z Bogiem.[…] Tak oto zbliżamy się do końca eonu chrześcijańskiego i muszę się dołączyć do oczekiwań Gioacchina(Joachima z Fiore , chodzi o tzw.”Trzecie Królestwo”; JB) i przepowiedni Chrystusa o nadejściu Parakleta. Ten dramat archetypowy jest zarazem wybitnie psychologiczny i historyczny. Żyjemy w epoce podziału świata i deprecjonowaniu Chrystusa.

Oczywiście Jung, wierzący w zbawienie ludzkości en masse(najpewniej na drodze indywiduacji), nie mając większego doświadczenia mistycznego, poza lekturą dzieł mistycznych i kilkuletnim epizodem psychotycznym w połowie życia, (pozostawił nam nawet małe mistyczne dziełko powstałe w tamtym okresie Septem Sermones ad Mortuos, mało znane szerszemu ogółowi), nie rozumiał jednak , że byty samoświadome muszą krążyć w strukturze istnienia, ponieważ taki jest mechanizm urojeniowej iluzji zwanej Przejawieniem, pulsującej pod batutą Czerwonego <10. Wielu jest powołanych ale nie wszyscy są wybrani, statystycznie rzecz ujmując …. Nawet ten kto rozwiązał tę zagadkę , zanim „zgasną podłogi i powietrza” , musi przecież iść dalej, nie zatrzymując się.

Prawdziwe życie polega na wytrzymywaniu napięcia pomiędzy skrajnościami.

Świetnie to rozumiał Samuel B.

Jarosław Bzoma