„Kto widzi duchową rzeczywistość, staje się tym, co widzi” Ewangelia Filipa

 

Unterland i powojenne losy ewakuacji niedobitków III Rzeszy, na Antarktydę.

Trzeba by było jakoś zweryfikować te informacje. Jedno z wejść do Unterlandu znajduje się podobno na terytorium zwanym Nową Szwabią, na Antarktydzie.
Na pierwszy rzut oka doniesienie o niemieckim podziemnym mieście, do którego wejście znajduje się na Antarktydzie, wydaje się nonsensem.
Pytam Szirin, co to jest ten Unterland. Czy to w ogóle istnieje?
Pierwszy sen, na niskim jeszcze dostrojeniu, ukazał po prawej stronie dużą, baloniastego kształtu przestrzeń, przykrytą białym, wypukłym sklepieniem. W środku siedziała jakaś osoba. „Balon” był po prawej stronie. Wszedłem do niego z lewej strony ekranu śnienia. Chciałem obejrzeć osobę siedzącą w tym pomieszczeniu.

Budzę się i myślę: „Coś chyba z tego będzie, bo inaczej ta podróż tak by się nie zaczynała”.
Zasypiam, tym razem głębiej.
Idę do góry klatką schodową własnego domu (4). Minąłem piętro, na którym mieszka siostra, i wchodzę na strych. Właściwie wchodzimy, ponieważ za mną idzie moja żona. Właściwie jest obecna, bo jej nie widzę.
Niosę w rękach puste poszwy/worki. Nie chce mi się wracać na parter, do siebie, aby je zostawić, więc idę razem z nimi na strych. Idę coś sprawdzić czy coś obejrzeć. Nie pamiętam, co to miałoby być.
Otwieram z trudem drzwi na strych, a ponieważ ręce mam zajęte (!), pomagam sobie nogą. Kiedy drzwi już się otworzyły na oścież, widzę, że na strychu, w poprzek drzwi siostra rozciągnęła sznury i porozwieszała pranie. „Co jej strzeliło do głowy?” – myślę – „przecież zawsze wieszała po prawej, wzdłuż strychu; wtedy nie przeszkadzało to we wchodzeniu na strych”.
W dłoniach cały czas trzymam poszwy, więc trochę spętanymi rękami, a trochę kolanem zapętliłem całe to pranie, kilka sznurów wokół jednego. Przynajmniej nie będzie mnie „smyrać” po twarzy przy przechodzeniu pod nim.
Nieco mnie to poirytowało, ale też i dało do myślenia. Nabrałem podejrzeń, że siostra chciała w ten sposób coś zasłonić! (Siostra w moich snach to reszta społeczeństwa a strych to coś na kształt wspólnej zbiorowej świadomości.)Coś ukryć. Mam świadomość , że mogę być obserwowany.

Po przejściu pod rozwieszonym praniem kieruję się na lewo, w głąb ekranu śnienia. To moja połowa strychu. W ścianie naprzeciw drzwi wejściowych na strych są dwa okna (przypominają dwoje oczu, przez które można wyjrzeć na zewnątrz!). Jedno należy do mojej części, drugie do części siostry.
Coś tam oglądam, ale przez to, że mam cały czas zajęte ręce, niczego nie wyjmuję ani niczego nie zabieram ze strychu. Przyszedłem nie bardzo wiadomo po co. Chyba po to, aby przyjść! A to „oglądanie” ma być jedynie wytłumaczeniem tego przyjścia.
Nie miałem potrzeby wyglądania przez swoje okienko aby popatrzeć na ogród za domem, z góry. Inaczej jest z oknem należącym do siostry. Podchodzę do niego i wyglądam, jakby widok przez jej okno miał jakąś przewagę nad widokiem z mojego.
Wyglądam na ogród i… nie wierzę własnym oczom. Przez moment myślę, że to złudzenie optyczne. Na jej (prawej) części ogrodu wykopano ogromny kwadratowy dół. Wygląda jak fundament pod normalnej wielkości dom, ale ten nie jest tylko fundamentowym obrysem, lecz wybranym do dna wykopem. Tak jakby dom miał mieć głębokie piwnice.
No, ale wszystko powinno mieć jakieś granice! Ten dół , jednak, jest tak głęboki, że kiedy patrzę ze strychowego okna, nie widzę jego dna!
Znajduję się na wysokości jakichś czternastu metrów nad poziomem gruntu, a mimo to nie mogę dojrzeć dna wykopu. Jestem wstrząśnięty. Jak ona to zrobiła, że tego nie zauważyłem??? Przecież to niemożliwe. Nie widziałem żadnych maszyn ani robotników. Pewnie sama go wykopała, wynosząc ziemię po trochu. Ale na to trzeba lat!!! Na dodatek nigdzie nie widać ziemi. Dokoła wykopu jest nienaruszony ogród(ogród to zieleń 3 poziom wyobrażeniowo-emocjonalny, warto mieć również na uwadze słowo związane ze strychem-wystrychnąć kogoś).
Przez chwilę wydaje mi się, że po mojej stronie ogrodu, tuż za rozgraniczającym go teoretycznie środkiem, widzę niewielki kopczyk który przysypał nieco kilka moich, ozdobnych krzaczków. Kiedy jednak przyjrzałem się temu miejscu uważniej (zakomodowałem odpowiednio wzrok), kopczyk zniknął. A może mi się tylko zdawało? Może go tam wcale nie było?
Wracam do przyglądania się wykopowi. Cały czas nie mogę pojąć, jak się tu znalazł. Siostra ma zamiar postawić sobie drugi dom? Po co? Kto jej dał zgodę na postawienie w ogrodzie takiego budynku? Przecież takie głębokie wykopy fundamentowe robi się pod wieżowcami z podziemnymi gażami a nie pod domy jednorodzinne. Jestem wkurzony nie na żarty !
Nie wiem, jak mam teraz postąpić?

Przyglądam się wykopowi jeszcze raz. Staję na palcach. Chyba widzę kawałeczek dna, a może tylko mi się zdaje. Dziwne jest dla mnie również to, że przy takiej głębokości brzegi się nie obsypały, nie mając żadnego oszalowania. Może brzegi trzyma trawa, która porasta ogród siostry? Jeszcze raz zwracam uwagę na to, że trawa nie jest zabrudzona ziemią. Wszystko to wygląda tak, jakby dół zapadł się samoistnie. Jak krasowa lej. Ale jego regularność nie pozwala mi uwierzyć w to, że zrobił się sam!
Jeszcze raz przyglądam się pionowej, przeciwległej ścianie wykopu, która jako jedyna jest dobrze widoczna. Ma wycięte w sobie kwadraty w jakiejś nieregularnej konfiguracji. Na dodatek każdy z nich ma różną głębokość, na którą zanurza się w tej pionowej ścianie.
Budzę się. Jestem zaskoczony tym, że jawa to jawa, bo we śnie byłem przekonany, że wszystkie wydarzenia dzieją się naprawdę (RD- 5). Tak jakbym całkowicie wziął sen za realność.
Byłem poważnie poruszony ziemną budowlą, która pojawiła się za moim domem.
Czyżby szpiegostwo PSI było jednak wykonalne ? Skoro zanosi się w tym moim śledztwie na konkretne efekty sięgnąłem po więcej szczegółów na temat Unterladu.

„Nowa Szwabia (niem. Neuschwabenland) – terytorium na Antarktydzie, zajmujące ok. 600 000 km², będące przedmiotem roszczeń III Rzeszy między 19 stycznia 1939 a 8 maja 1945. Jego granice rozciągały się od 20°E, do 10°W (a więc znajdowało się ono wewnątrz Ziemi Królowej Maud – części Antarktydy, która jeszcze przed wysunięciem roszczeń przez Niemcy została uznana przez Norwegię za terytorium jej podległe). Nazwa pochodzi od regionu w dzisiejszych Niemczech – Szwabii.
Niemieckie ekspedycje na Antarktydę
Jak wiele innych krajów, również Niemcy wysyłały swe ekspedycje na Antarktydę. Pierwsza (1901-1903), pod wodzą prof. Ericha von Drygalskiego, odkryła Ziemię Wilhelma II (nazwaną tak na cześć niemieckiego cesarza Wilhelma, fundatora wyprawy). Podczas niej po raz pierwszy użyto balonu nad Antarktydą.
Celem drugiej niemieckiej ekspedycji (1911-1912) pod wodzą Wilhelma Filchnera było sprawdzenie, czy Antarktyda jest jednolitą połacią lądu. Zamiar ten się nie powiódł, ekspedycja dokonała za to odkrycia Wybrzeża Luitpolda.
Trzecia ekspedycja
Głównym celem trzeciej niemieckiej ekspedycji (1938-1939) pod wodzą Alfreda Ritschera (1879-1963) było znalezienie i zabezpieczenie terenu na Antarktydzie, na którym można by stworzyć stację wielorybniczą. Tran wielorybi był wówczas w Niemczech głównym surowcem służącym do produkcji margaryny i mydła. Trzecia Rzesza była jednym z najważniejszych importerów norweskiego tranu, kupując rocznie ok. 200 000 ton tego surowca.
17 grudnia 1938 ekspedycja wyruszyła z Hamburga w kierunku Antarktydy. Na pokładzie frachtowca Schwabenland znajdowało się 57 osób, w tym 24 członków załogi. W styczniu 1939 statek przybił do części Antarktydy, która już od 1938 uznawana była przez Norwegię za jej terytorium (Ziemia Królowej Maud). Dwa samoloty Dornier Wal nazwane Passat i Boreas wykonały łączne piętnaście lotów nad terenem mającym wynosić ok. 600 000 km² (według niektórych źródeł – o połowę mniejszym), robiąc ponad 11 000 fotografii lotniczych.

Dla potwierdzenia niemieckiego roszczenia wobec tego terenu, nazwanego Nową Szwabią, rozmieszczono trzy flagi III Rzeszy wzdłuż wybrzeża, trzynaście następnych zrzucono z powietrza w głębi lądu. Badacze, podróżując wzdłuż linii brzegowej, odnotowywali istnienie wzniesień i innych elementów krajobrazu, stworzono także tymczasową bazę. Z powietrza odkryto gorące źródło i miejsce wegetacji roślin nazwane Oazą Schirmachera (od 1989 roku znajduje się tam indyjska stacja badawcza Maitri). Nazwa oazy pochodziła od nazwiska pilota, odkrywcy słodkowodnych jezior na tym terenie.
W lutym 1939 roku wyprawa została zakończona, Schwabenland powrócił do Niemiec.
Kolejne ekspedycje
Planowano następne ekspedycje na lata 1939-1940 oraz 1940-1941. Miały one znaleźć dogodne miejsce do polowań na wieloryby, ale przede wszystkim rozszerzyć teren niemieckich roszczeń na Antarktydzie. Prawdopodobnie druga ekspedycja miałaby także zbadać możliwość stworzenia bazy morskiej, dzięki której Niemcy uzyskałyby kontrolę nad południowym Atlantykiem i Oceanem Indyjskim. Wybuch II wojny światowej spowodował odłożenie i ostatecznie anulowanie tych planów.
Powojenny status
Niemieckie roszczenie terytorialne wobec Nowej Szwabii nigdy nie zostało cofnięte oficjalnie (zazwyczaj za symboliczną datę jego cofnięcia podaje się dzień podpisania bezwarunkowej kapitulacji Trzeciej Rzeszy – 8 maja 1945). Istnieje pogląd, że wobec tego ziemie te wciąż oficjalnie pozostają pod władzą Niemiec (choć nie był on nigdy formułowany przez żaden powojenny rząd RFN, NRD lub zjednoczonych Niemiec). Należy zaznaczyć, że żaden kraj nie uznawał niemieckich praw do Nowej Szwabii ani przed rokiem 1945, ani później; a oba państwa niemieckie zostały w latach 70. sygnatariuszami Traktatu Antarktycznego zawieszającego wszelkie roszczenia wobec Antarktydy”(Wikipedia).

Powstało wiele mitów związanych z domniemanymi bazami floty niemieckiej w tym rejonie. O wielu takich zdarzeniach możemy przeczytać w wywiadzie przeprowadzonym z Douglasem Dietrichem przez niemieckiego dziennikarza Thomasa Kirschnera. Otóż w latach 1943 i 1945 marynarka brytyjska przeprowadzić miała w tym rejonie tajną operacje wojenną „Tabarin”. Niestety, bez większego powodzenia.
W latach 1946-1947 przeprowadzono również w tym samym rejonie manewry floty USA. Przez wiele osób traktowane były jako inwazja na ukrywające się na tym obszarze pozostałości rządu i armii III Rzeszy. Operacje przeprowadzano pod dowództwem kontradmirała Richarda Evelyna Byrda.

Jak podaje Douglas Dietrich, który był odpowiedzialny za niszczenie dokumentów w amerykańskim Departamencie Obrony, Byrd po powrocie z tej misji, w której miało zginąć kilka tysięcy żołnierzy, został poddany leczeniu psychiatrycznemu, co nie przeszkadzało po kilku latach postawić go ponownie na czele kolejnej wyprawy pacyfikacyjnej.
„Efektem końcowym była operacja Argus, w ramach której rozmieszczono na Antarktydzie w roku 1958 broń jądrową, dziesięć lat po nieudanej inwazji na nią w ramach operacji Highjump. The New Jork Times doniósł, że w tym okresie doszło do zniszczenia lub zaginięcia 204 samolotów myśliwskich. W latach pięćdziesiątych, to co nazywano »wojną powietrzną«, ostatecznie zostało uwzględnione w dokumentach, które kazano mi palić. Obliczono, że między połową lat 1940 i połową 1950 w »wojnie dysków« zginęło 2000 pilotów”-Ukryta strona historii, „Nexus” 2012: 6(86).
Nie licząc kilku tysięcy żołnierzy piechoty morskiej, o których Dietrich wspomniał wcześniej.

Proszę, przed zaśnięciem, o możliwość dostanie się do wnętrza Unterlandu.
W piękny, dosłowny sposób przekazano mi, jak moja prośba przechodzi z ust do ust szeregu osób, aż w końcu rozmywa się w potoku ważniejszych, wyższych spraw.
Idę z prawej na lewą stronę. Mijam samochód wielkości matiza, ustawiony w środku dużej przeszklonej hali. Nie spojrzałem na rejestrację.
Kiedy go mijam, słyszę z głośnika umieszczonego gdzieś na górze:
– Ludzie, kupujcie samochody używane z Rosji!
Odwróciłem się w stronę przodu auta, które właśnie minąłem, i spojrzałem na rejestrację. Atrapa, którą była zamaskowana, właśnie się trochę odchyliła. Na tyle, abym mógł dojrzeć, że to rzeczywiście ruska rejestracja. Chyba z Petersburga !(Wiem o tym we śnie).
Myślę sobie: „Toż to przecież na pewno jakaś »mina«, a nie samochód nadający się dla wszystkich”.
Idę dalej i mówię do siebie głośno, niby żartem, zachwalając towar:
– Pakupajtie maszyny iz Pietierburka.
„A może Pietierburga?” – zastanawiam się nad tym, jakby to było, we śnie , w tej chwili najważniejsze!!!
Wychodzę z oszklonej hali i przechodzę na lewo, aby wejść do innego budynku, na lewo od tego oszklonego.
(Tytułem komentarza warto zwrócić uwagę na czerwień, carskie miasto Piotra i szklaną halę co wszystko daje w połączeniu z miniaturowością samochodu minusowy obraz Nieprzejawienia !!! Samochód jest minusowy i używany czyli to jakieś popularne wyobrażenie urojeniowo- minusowe.)

Zmienia się przestrzeń snu.
Zaglądam do szafy, w której wiszą ubrania. Po prawej stronie, gdzieś zza ubrań zwisa mięsista rura szerokości około 30 centymetrów. To mięsiste ciało ślimaka. Wyglądem przypomina trąbę słonia.
Myślę sobie we śnie : „Już kiedyś jadłem takiego ślimaka, ale nigdy sam go nie przyrządzałem!”. Przypomniałem sobie, jak go spreparować. Najpierw trzeba odciąć cienki plaster ze spodu, bo on ma głowę właśnie na dole (!). Nie można jej odróżnić od reszty ciała, ale ślimaki zawsze zwisają głową do dołu(!!!), więc nie powinno być żadnej pomyłki.
Jak go ciachnę od dołu, to na pewno reszta ciała podciągnie się do góry. Odcinam plaster i kładę go na spodzie szafy. (Mamy zatem odwrócenie do góry nogami co wskazuje na granicę 8/9, zapewne miusową bo szafa, nie jest szklaną halą a drewnianą komorą. Ubrania są jakąś formą Zasłony Bytu-Paroketu, na tej granicy 8/9)
Tymczasem ktoś mnie obserwuje z lewej strony. Nie widzę go, jedynie wyczuwam jego obecność.
Z jakiegoś powodu zależy mi, żeby ten szary( to odcień poziomu 8/1), pozbawiony śluzu ślimak na razie schował się za ubrania, a nie zwisał i był widoczny. Tymczasem ślimak po odcięciu spodu opuścił się, jakby chciał się zbliżyć do odciętego kawałka – który powinien być jego głową.
„Kurczę” – myślę sobie – „a może on miał jednak głowę na górze?” .
Tymczasem ślimak pcha się na lewo i próbuje wyjść z szafy. Jest bardzo silny, nie mogę go zatrzymać, bo odpycha mnie z drogi. Ślimak przypomina wyglądem trąbę albo słoniową nogę.
Głos:
– W takim razie za inteligentnego będzie gospodarz. Karbon! (Kiedy śniłem te sny nie wiedziałem jeszcze, że chodzi o Czarnego 8/1)
Pytam, co to jest. Kosmici ?
Głos: Jeżeli nie masz kogokolwiek, musisz to robić w drugiej części świata.

Według mnie to ruscy użytkowali te ślimaki, a właściwie zdawało się im, że potrafią ich użytwać. Być może oddali tę działkę Niemcom, ale jakoś Niemców tam nie było widać. Chyba Amerykanie próbowali przejąć to siedlisko obcych, jednak „cóś” im nie wyszło.
(Tak sobie wtedy pomyślałem , ale nie wiedziałem jeszcze, że kiedyś się okaże, że Ruscy z moich snów to Czerwoni nadzorcy karmiczni od 1-5 do <10, Niemcy to Niemowy czyli Pająki z poziomu bliskiemu poziomowi ósmemu, czyli mniej więcej to samo co Reptilianie Icke’a. Amerykanie zaś to cywilizacja która swoje istnienie wiedzie na poziomie odpowiadającym naszemu astralnemu 3, mająca zamiar zrobić porządek z ludzkością zaśmiecająca im ten poziom swoimi fantazmatami, myślokształtami i chorymi emocjami, ten dla nich, naturalny poziom istnienia. )

Trzeba jeszcze zapytać, czy ci, co tam siedzą, to obcy, czy nasi?- Zadałem całkiem rozsądne jak na moją ówczesną wiedzę, pytanie.
Pytam zatem, czy to obcy, czy nasz ślimak.
Jestem w Ameryce. Jakiś czas pracowałem tutaj w swoim zawodzie, ale chyba nie do końca legalnie.
Potem spadłem szczebel niżej, byłem już tylko asystentem, a w końcu mnie zwolniono, bo mi się niczego nie chciało robić. Poszedłem razem ze znajomym, sam to zaproponował, do opieki społecznej. Ci dali mi bez większych problemów małe mieszkanie, abym mógł sobie w nim żyć bez większego wysiłku.
(Odbyłem kiedyś podróż do najbardziej wysuniętej na lewo cywilizacji. Brałem wtedy udział jako szef drużyny z lewej strony, w zawodach polegających na walce o dostęp do wielkiego wahadła. Pozyskałem wtedy swojego sprzymierzeńca-wojowniczkę o imieniu Martha. W tym śnie, o Unterlandzie, nie jestem świadomy zbieżności tych dwóch wydarzeń.)
To jest właśnie Ameryka! Idziemy do tego lokalu socjalnego. Minęliśmy grupę szwendających się luzem postaci (astralny minus , czyli głodne duchy baraszkujące na poziomach -2,-3 !) i wchodzimy w długi korytarz. Idziemy w prawą stronę ekranu śnienia (nieco bliżej jawy). W połowie korytarza, po lewej stronie są drzwi do mojego nowego świata, gdzie będę teraz mieszkał. Nie wiem, czego mam się spodziewać. Obawiam się jakiegoś strasznego dziadostwa.
Mój przewodnik, który mnie tutaj przyprowadził, otwiera drzwi i wchodzi przede mną. Ja za nim. Za drzwiami jest przedsionek, który ciągnie się z lewej strony na prawą poprzez cały ekran. Spoglądam w lewo. To ślepa odnoga. Prawie pusty ślepy korytarz. Pośrodku coś stoi prawie pod ścianą, ale nie przyglądam się temu zbyt dokładnie. To coś ma gabaryty niewielkiej, niskiej szafki.

Mój przewodnik skręcił w prawo, więc i ja idę za nim. Wchodzimy do jednoizbowego mieszkania.
– Fajnie – mówię do przewodnika. – Spodziewałem się małej klitki, a tu co prawda jeden pokój, ale dość duży.
Całe mieszkanie wraz z przedpokojem jest prostokątem, ale sam pokój ma kształt obróconej litery L (Tę literę znamy już z moich snów o niebiańskiej i ziemskiej Szambali , to zespolenie tworzące kształt L to ich „Moń”).
Wchodząc do pokoju, z przedpokoju, mam go po lewej stronie. Obracam się zatem pod kątem 90 stopni. Teraz mam większość pokoju dalej po lewej, a po prawej ścianę z trójdzielnym okienkiem. Tu stoi również jakiś stolik. Na wprost znajduje się lampa z dziwnym abażurem „własnej” roboty. To chyba dzieło poprzedniego lokatora. Wygląda jak dwa parawany obejmujące w nawias źródło światła. Pokrycie lampy przypomina poplamiony pergamin. Na lewo od lampy widzę kibelek. Po lewej, wzdłuż tej ściany jest łóżko. Jest jeszcze jeden czy dwa duże stare fotele, ale te są jakieś mało wzrokowo stabilne. Dlatego nie jestem pewien, czy są dwa, czy jeden.
(To opis takiej „Moni” sięgającej granicy 8/9, inaczej w minusowej wersji -bocznej, granicy urojeniowości minusowej-strona lewa i urojeniowości plusowej -prawa co zwyklismy okreslać jawą)
Postanawiam otworzyć okienko które mam teraz po prawej stronie. Okienko jest niewielkie, prostokątne, szersze niż wyższe i podzielone na trzy części. (Przypomina to drzwi do EGO z moich dawnych snów, a będące tak naprawdę troistością jaką obserwujemy będąc w Przejawieniu to coś jak podział mentalny na materię-duszę-ducha czyli urojeniowe-symboliczne-realne, czyli 1-5/6-8/8-12). Otwieram środkową część; ma podwójne okno. Kiedy obydwie jego warstwy zostają otwarte, słyszę nieznośny (!), dudniący dźwięk sprężarki. Częstotliwość przypomina drżenie przed wyjściem z ludzkiego ciała, ale nie jest przyjemne, wydaje się zbyt głośne jak na moje przyzwyczajenie. (Oczywiście to wibracja Kryształowego Wiru z poziomu Nieprzejawienia 8-12 docierająca do 6-8 kiedy otworzy się granicę 8/9. To samo co głos Ducha Świętego który kiedyś opisywałem jako zgrzytliwy dźwięk przypominający głos drapieżnego ptaka, np.Orła !)

Zamykam więc pierwszą szybę, ale niewiele to pomaga, domykam drugą, ale nadal słychać dudnienie; jest niewiele ciszej. Dlaczego więc nie słyszałem tego dźwięku przed otwarciem okna??? Orientuje się, że część okna po lewej stronie ma małe okienko uchylne, jest niedomknięte. Niestety teraz jest niedomykalne na stałe, jakby zostało unieruchomione jakimś klejem. (Tak kończą się zabawy w tej przestrzeni. Otwarcie okna 8/9 bywa już nieodwracalne ! Nawet kiedy śnimy urojeniowo czyli bocznie- zielonym wyobrażeniowo-emocjonalnym astralem 3)
To spory mankament tego mieszkania! Drugim jest to, że muszla klozetowa stoi pod ścianą niczym nie zasłonięta, więc kiedy będę potrzebował na niej usiąść ja albo mój gość, wtedy ten drugi będzie musiał wyjść z pokoju, pewnie właśnie do tego ślepego korytarza !? (Sedes to oczywiście symbol kanału zstępującego, a wyjście jednego z duch istnień to echo oddzielenia się od Źródła)
Budzę się.
Kto to jest??? – pytam.
(Kiedy zapisywałem ten sen nie miałem zielonego pojęcia co się w nim tak naprawdę dzieje, wiem to dopiero dzisiaj 🙂
Pod sufitem wiszą, na jakimś pręcie, zamrożone kiełbasy (Karmy , minusowość urojeniowa +mięso, na dodatek pod sufitem czyli obrót do góry nogami, w pobliżu granicy 8/9, foliowy worek to minusowa wersja tej granicy tworzonej przez Kryształowy Wir-Zwierciadło 13). Wszystkie ofoliowane wspólnym workiem. Nacinam worek (To, to samo, co otwarcie środkowego okna w poprzednim śnie, tyle, że teraz to strona prawa a jeżeli obrócimy do góry nogami to jednocześnie lewa), na środku kiełbasy wiszącej najbardziej z prawej strony ekranu śnienia. Zastanawiam się, co z nią mam zrobić ?
Kiedy się tak zastanawiam, sen zmienia narrację !
Zbyt długo trzymałem zdjęcie w wywoływaczu ! Tak po ciemniało, że przestało być czytelne i nie mogę teraz siebie na nim rozpoznać ! Chyba zrobiłem to celowo, aby nie być widocznym na zdjęciu! ( To, co zrobiłem to, coś w rodzaju minusowego zajrzenia do Nieprzejawienia 8-12 poprzez Nicość 8/2 !)
Chcę się teraz wytłumaczyć ze swojej opieszałości komuś, kto przyszedł skontrolować, czym się zajmuję. Jako wytłumaczenie swojej obecności tutaj pokazałem im to, co stało w ślepym korytarzu, zapamiętałem ten przedmiot kiedy po raz pierwszy wchodziłem do tego mieszkania. To trzyletnie dziecko leżące w łóżeczku. Zrobiłem to, aby się ode mnie odczepili. (Mamy cyfrę poziomu 3, pozycję orbitowania stacjonarnego -leżącego i dziecko czyli poziom jeszcze nie rozwinięty do eksploracji)
Razem z kimś, kto mi pomaga, obserwujemy, jak jakiś bluszcz rzuca się (!!!) na drzewo i oplata go w jednej chwili. Bluszcz atakuje drzewo na sporej wysokości, skacząc na nie z prawej strony ekranu. Po chwili dorodne drzewo przewraca się, pozbawione sił życiowych!!!
(To bardzo ciekawy symbol siły wyobraźni poziomu 3/-3 , zastępującego minusowo podniesienie kundalini, jest przedwczesne więc wywraca /blokuje stacjonarnie Drzewo Świadomości. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co z tym mogłem zrobić.)
Razem z moim towarzyszem wspinamy się po drabinie w górę. Coś podnosimy ponad swoje głowy, jakbyśmy wkładali to coś na wyższy poziom. To coś znika, jakby zostało przyjęte, odebrane od nas. Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni.
(Dopiero z pomocą przewodnika udaje się przywrócić drożność drogi dół-góra !)

W całym śnie przewodnikiem nie jest moja żona, tylko ktoś znajomy, kogo jednak na jawie nie jestem w stanie zidentyfikować.

Nasuwa się pytanie pierwszorzędnej wagi. Czy sny opowiadają mnie , czy opowiadają mną o mieszkańcach Unterlandu i ich stanie świadomości a może i jedno i drugie , jak to zwykły najczęściej czynić sny kiedy tylko mogą tak to zestawić.

Pytam, kim jest ślimak ? Może jakieś dodatkowe informacje?
Mam odebrać kogoś z jakiejś przechowalni, schowka czy miejsca pobytu czasowego. Może szpital a może dworzec? (Poziom 6/ Dom Duszy/Szpital/Poczekalnia aspektów)
Jestem u siebie w gabinecie (6). Wszystko jest monochromatyczne, właściwie białe, poza jednym elementem. Założyłem na nogi jaskrawozielone skarpety!!! Stąd w całym śnie pojawiająca się zieleń i typowa dla Zielonej Bramy astralnej3, narracja !
Żona o mało zdefiniowanej żonowatości, coś pomiędzy żoną a przewodnikiem, podobnie jak wczoraj, wchodzi z lewej strony do gabinetu. Mówi, że te skarpety to straszne wieśniactwo (!!!)i jak pójdę tam, dokąd mam jechać, to będzie kompromitacja.
Ja uważam inaczej. Podoba mi się ta zieleń i jestem przekonany, że to ładny, ożywiający (!) mój strój element! 🙂
Wkładam je z namaszczeniem, sprawdzam, jak się rozkładają ich fałdy i w ogóle poświęcam im sporo uwagi. Przewodnik jest innego zdania i daje do zrozumienia, że owszem, zwrócę uwagę na siebie uwagę ale swoją ekstrawagancją, w złym sensie.
Po obudzeniu kombinuję: Czyżby ślimaki (skarpety) istniały tylko na poziomie emocjonalno wyobrażeniowym ??? I to z Nimi walczyli członkowie ekspedycji, z bytami z wysokiego świata astralnego ?
To by tłumaczyło szaleństwo dowódcy ekspedycji i dziwne zaginięcia połowy stanu samolotów, które wysłano w ten obszar. Nikt nie widział walki, a samoloty nie powróciły!
Zaczęło mnie to interesować jeszcze bardziej ze względu na możność wpływania takich astralnego gości na ziemskie byty inteligentne. Pachnie to opętaniem, albo przynajmniej sterowaniem naszymi życiem przez byty z poziomu astralnego 3. To była walka z bytami astralnymi, przypominająca walkę z duchami. Daje to asumpt do podejrzeń że cała ta woja była wywołana przez obce , astralne cywilizacja o czym najlepiej świadczy ideologia,symbolika, filozofia podszyta obłąkańczą ezoteryką, ówczesnych Niemiec.

Stąd już niedaleko do tego, co określa się Szambalą i jej mieszkańców, ukrytych nauczycieli ludzi. I tu słowo nauczyciel może okazać się zwodnicze. Bliższe bowiem wydaje się być słowu nauczka, niż nauka.
Pytam, czy Unterland to to samo, co Szambala. Czy ten ślimak astralny to typowy wygląd mieszkańca Unterlandu/Szambali? (Często zadaję pytanie w ów „chytry” sposób aby sen nie mógł ominąć rozróżnienia/utożsamienia rzeczy o które pytam)
Widzę szereg podobnych wielkością i niewiele odbiegających od siebie czerwonych (kanał karmiczny 1-5-10) form. Wszystkie stoją w rzędzie w poprzek ekranu śnienia, powyżej (!) linii mojego wzroku. Trochę mnie zaskakuje ich wygląd „osobniczy”, ponieważ jedne wyglądają jak truskawki, a inne jak maliny. Wszystkie mają niewielkie wypustki po obydwu stronach ciała, przypominające niewielkie uszy.
W nocy zapisałem, że to „coś” jest przez nas prowadzone, oprowadzane, pokazujemy im różne rzeczy. Rano nie przypominam sobie, o co chodziło szczegółowo. Nabazgrałem całą stronę przez sen, ale teraz nie mogę tego rozczytać. Jednym słowem byty o które zapytałem są tymi którym sami pozwalamy nas używać /prowadzić !
Chodzi o to, że ten „ślimak” jest w jakiejś formie niekompletności przetrzymywany właśnie tutaj na Ziemi ! Ogólny sens jest jakiś taki, że to, co się dzieje, ma na celu obronę gatunku.
Ha! Pytanie, czyjego gatunku ???

Znajduję się na targowisku (Ziemia!), ale widzę, że cały bazar jest już właściwie w likwidacji. Ledwie kilka ostatnich straganów w głębi ekranu śnienia (straganiarz mówi, że ta likwidacja następuje z powodu trudnych warunków.
Idę głębiej, jakbym wychodził przez jakieś przejście w głębi ekranu. Jakbym opuszczał to targowisko. Kiedy jestem już po drugiej stronie furtki w nieprzeziernym ogrodzeniu, widzę, że bokiem do mnie, po lewej, siedzi publiczność złożona z tych, którzy opuścili już bazar, który właśnie minąłem. Na prawo jest scena, ale od mojej strony, nie widzę, co się dzieje na scenie. Ta jest do mnie usytuowana bokiem (!), otwarta jedynie na widownię, jak pudło z pełnymi bocznymi ścianami.
Moja ciekawość tego co dzieje się na scenie, powoduje, że znajduję się w jednej chwili w pomieszczeniu, w którym odgrywana jest sztuka.
Wszedłem właśnie przez drzwi i stanąłem z tyłu sali pod ścianą, po lewej stronie, zaraz obok drzwi wejściowych. Ktoś za mną również wszedł do środka, a z przeciwnej strony, od strony sceny, ktoś podszedł, w moją stronę. Jeden z aktorów, a po chwili drugi, który chodzi po sali. W ten sposób prowadzony jest ten spektakl, dlatego nie można odróżnić na pierwszy rzut oka aktorów od widzów !!! To teatr prowadzony przez Czechów. Ci dwaj aktorzy, którzy podeszli w moim kierunku, nie grają niczego. Jedynie ustalają pomiędzy sobą szczegóły techniczne. To rodzaj konsensusu jaki z sobą wciąż zawierają.
Kolejny sen, który chyba był na końcu, chociaż po obudzeniu miałem wrażenie, że poprzedzał ten relacjonowany przed chwilą.
Coś mi się śni. Jakieś zawiłości, wciągające mnie w dziwne zależności. Coraz głębiej i głębiej. W pewnym momencie odzyskuję we śnie świadomość i stwierdzam, że jestem na podziemnym poziomie, na jakimś bardzo głębokim poziomie klatki schodowej. Zdaję sobie sprawę, że wciągnięto mnie w jakieś smutne rejestry, w jakieś niskie, oblepiające (!), negatywne wibracje. Mam tego dość, nie godzę się na to. Wbiegam szybko po schodach, na powierzchnię. Biegnę do światła i radości !!!
Osoby, które mijam po drodze, są zaskoczone tym, że wychodzę samodzielnie, do tego stopnia, że nie reagują na mnie. Biegnę w lewą stronę. Po prawej mam jakąś bryłę. Senne odbicie sceny z poprzedniego snu.
Co z tego zrozumiałem? Zazwyczaj ci, którzy przebywają w ziemskiej Szambali, mają ciało subtelne, i to na wyższym poziomie niż średni. Są niejako połączeni z niebiańską Szambalą tworząc „Moń” – jedność. Różnią się od siebie formą, ale wszyscy mają mimo to wiele cech wspólnych: charakter sprawczy(czerwień), postać astralną- stąd roślinny charakter ich wyglądu w snach, „uszy”- czyli możliwość odbioru bodźców zewnętrznych.

Unterland i zamieszkujący go Ślimak są izolowane na północy dla ochrony gatunku. Chyba bardziej nawet ich gatunku niż naszego. To jakiś pozbawiony możliwości wpływania na swoje losy element astralny, który nie jest z nimi gatunkowo bezpośrednio sporewniony. Jakby unieruchomiony, pozbawiony swobody działania, to jeden z tych, co mieszkają pod ziemią, ukryci przed nami. Te byty, które mogą samo stanowić o sobie (prawdziwi mieszkańcy Szambali), powoli opuszczają naszą planetę z powodu trudnych dla nich warunków. Być może to te drażniące wibracje ziemian. Byt, który siedzi poniżej naszego poziomu („ślimak”), to niskowibracyjny twór, a użytkowany przez niego pokład świadomości harmonizuje, upodabnia się do naszego gorszego „ubrania”/stroju (minusowa szafa naśladująca Nieprzejawienie ) i wciąga nas w odpowiednio niskie, ponure stany świadomości. Ten Ślimak chyba pozostanie z nami i będzie obniżał nasz komfort! Tym bardziej, że zostaniemy opuszczeni przez byty które potrafiły go buforować.

„Bóg, starego jak i nowego przymierza, jest wprawdzie postacią znakomitą, lecz wcale nie tym, co w istocie powinien wyobrażać. Jest bowiem dobrem, szlachetnością, ojcowską opieką, pięknem, a także wszystkim, co szczytne i sentymentalne-owszem! Ale świat składa się także z innych rzeczy. A wszystkie inne zostają po prostu przypisane diabłu i cała ta część świata, cała ta połowa jest starannie kamuflowana i przemilczana. […] należałoby wymyślić sobie takiego Boga, który zawierałby w sobie także diabła, i przed którym nie trzeba by było zamykać oczu w chwilach, gdy dzieją się rzeczy najbardziej na świecie naturalne.” H. Hesse, Demian