Tak zanurzyłem się w Pustkę , że wystarczyłby drobiazg, żeby przekształciła się ona w Boga.
(Emil Cioran)

Poznawanie i systematyzowanie prawd metafizycznych odbywa się trzema drogami. Za pomocą: stwierdzeń, negacji i absolutyzacji. Via affirmationis, Via negationis (apofatyka) i Via eminentiae.

Interesujący jest pewien aspekt, rzadko zauważany przez ludzi zachodu, poszukujących ustania świadomości/nibbany/nirwany poza swoim kręgiem kulturowym. Na wschodzie gdzie powstało to pojęcie ,co nie oznacza że proces tak nazwany znany jest tylko tam, z racji sposobu budowania zdań a co za tym idzie wynikającego stąd sposobu myślenia , porządkowania myśli, rozważany przedmiot dociekania definiuje się poprzez określanie czym nie jest, stąd dążenie do osiągnięcia upunktowienia z zewnątrz , pozostawiając coraz mniejszą wolną przestrzeń, ograniczając definiowany przedmiot z zewnątrz przymiotnikami które określają czym nie jest, stąd skłonność do zbliżania się do przedmiotu definicji asymptotycznie w nieskończoność, przy wciąż oddalającej się perspektywie przy kolejnych próbach zdefiniowania go. Stwarza to większą skłonność do apofatycznej drogi docierania do Prawdy Ostatecznej. Definiowanie przy użyciu języka i wynikającego zeń sposobu myślenia na zachodzie zachodzi zazwyczaj odwrotnie. Nie znaczy to że apofatyka czyli droga negacji w dochodzeniu do Prawdy nie była znana na zachodzie zanim dotarł do nas buddyzm. Była ale przede wszystkim mistykom i teologom. W religii pospólstwa dominował sposób definiowania poprzez afirmację, działo się tak również na terenach rdzennie buddyjskich. Mowa ludu nie miała tej apofatycznej wykwintności jaka legła u podstaw buddyjskiego (wysokiego buddyjskiego) sposobu dowodzenia czy znanego z bardziej abstrakcyjnych form hinduizmu i jego apofatycznego; net, neti.

Na zachodzie zatem od początku chwytamy przedmiot umysłem i rozpoznajemy w nim, a nie na zewnątrz niego, cechy które go definiują , jego przymioty. Takie też są systemy religijne które rozwinęły się na tych dwóch krańcach świata. Problem powstaje dopiero kiedy umysł człowieka z zachodu chce przyswoić sobie religię ze wschodu na sposób zachodni. Większość poszukujących nawet nie zdaje sobie sprawy z tej fundamentalnej bariery kulturowej która jest trudniejsza do przezwyciężenia niż sam opór umysłu. Adept mnoży coraz to nowsze i bardziej wyrafinowane sposoby pojmowania upunktowienia/ustania, drążąc we wnętrzu definicji która z zasady jest wyrazem niedookreśloności i pustki ex definitione. Wyobraża sobie, że jest jakiś uniwersalny poziom oświecający w którym wszystko (!) ustaje gdy tymczasem to tylko ludzki rodzaj doświadczania przestrzeni Świadomości która wydaje się nam z racji ograniczeń poznawczych nieistniejąca w otoczeniu istnienia przez nas postrzeganego.

Gdybyśmy nieco lepiej znali ścieżki którymi poruszała się myśl Tomasza z Akwinu wiedzielibyśmy że:
„Wszelką wiedzę nabywa się poprzez pewne zasady same z siebie wiadome, czyli widziane. Dlatego trzeba powiedzieć, że cokolwiek jest poznane, jest w jakiś sposób widziane. Nie jest zaś możliwe, żeby to samo w tym samym względzie równocześnie widzieć i w to wierzyć[…]. Stąd też jest niemożliwe, żeby to samo równocześnie wiedzieć i w to wierzyć. Choć zdarza się że jeden coś widział lub wie , a ktoś inny w to wierzy.”

Nie muszę dodawać że Nieprzejawienie 8-12 wyrażane w buddyzmie pod postacią czterech pozaświatowych jhan jest nieprzejawione tylko dla ludzi i ich umysłów. Najpierw kiedy dopiero wiemy/wierzymy jaki cel ma ta wędrówka wewnętrzna nie doświadczamy ustania, potem kiedy wyda się nam, że nastąpiło ustanie percepcji , prowadzonej przez umysł, nie powinniśmy wiedzieć ale powinniśmy być Nim, ustaniem. Jednak do tego potrzebny jest aparat doświadczający ustanie w ustaniu 🙂 Bez istnienia nieprzejawionej, dla nas Źródłowej Świadomości obserwującej nie można było by doświadczyć ustania. Nie jest to doświadczenie dualne podmiotowo-przedmiotowe ale bycia podmiotem przedmiotu.

Zachwyt nad doświadczeniem jhanicznym/szczytowym które jest wynikiem odczucia braku oporu jaki mała świadomość stawia natłokowi polowej Świadomości ponad kauzalnej >5, na wyższych Nieprzejawionych poziomach jest nadal zachwytem naszego umysłu 4 i nie ma związku z samymi poziomami Nieprzejawionymi ale z ich postrzeganiem/rezonansem umysłu 4. Dla umysłu 4 to doświadczenie jest jak odczucie balansowania w próżni kosmicznej jakiego doświadczają astronauci. Próżnia nie ma natury dreszczy jakie odczuwa człowiek w niej zawieszony. Nawet jeżeli nie prowadzimy bezpośredniej percepcji ustania to jednak po wyjściu z medytacji pamiętamy, że pojawił się taki stan i przez umysł został postrzeżony choć niewyartykułowany w momencie samego doświadczania ustania.

Jak roztropnie zauważył Cioran:
„Człowiek nie domaga się wolności, lecz jej pozorów. Tylko o nie zawsze gorliwie zabiegał. Skoro zresztą, jak już powiedzieliśmy, wolność jest tylko doznaniem, to jaka różnica między byciem wolnym a uważaniem się za wolnego?”

W kontekście tego co ukazują sny, to nie my mamy karmę ale karma nas. Tak jak i Dusza 7 operuje nami jako swoim linearnym terminalem w świecie fizycznym, umysłem który polową przestrzeń Duszy postrzega na swój ułomny sposób, linearnie, jako ciągi przyczyn i skutków.

Zabieganie o wyzwolenie linearnie postrzegającego umysłu staje się zatem tragifarsą z definicji linearną u zarania takiej decyzji, ponieważ umysł nie może wyzwolić się ze swojej formy postrzegania pola Świadomości. Może jedynie na jakieś czas , zatrzymać się przestać formatować Świadomość polową w sposób linearny co daje w efekcie doświadczenie bezrefleksyjnego polowego Obserwatora >7. Właśnie to określa się ustaniem. Ale ustanie dotyczy nie Świadomości a jej linearnego przebiegu w postaci świadomości 1-5, Obserwator to już pole Świadomości >7. Do chwili śmierci mózgowej umysł nie ustanie nawet jeżeli takie pozory sam sobie tworzy. Bowiem to co określamy ustaniem/nibbaną jest wciąż postrzegane, inaczej nie można było by powiedzieć że nastąpiło. Nawet jeżeli tłumaczymy sobie, że byliśmy w strefie ustania i dopiero po powrocie świadomości mogliśmy to stwierdzić jest tłumaczeniem nierozsądnym bo niczym by się takie ustanie nie różniło od stanu nieprzytomności. Opowieści o zaniku fal mózgowych w trakcie ustania medytacyjnego są absurdalnym wymysłem wynikającym z nieznajomości fizjologii mózgu. Podobnie zwolnienie oddychania nie jest brakiem oddechu jak chcieliby widzieć to poszukiwacze nirwany. Wymiana gazowa przy skrajnie niskiej aktywności metabolicznej może odbywać się przy bardzo rzadkim, płytkim oddechu a nawet przez błony śluzowe i skórę. Medytujący może doprowadzić się do stanu katatonii tak jak może wywołać dysocjację, na ja i moje ciało poza mną, specyficznym treningiem jak w OOBE ,LD, oddychaniu holotropowym czy pranajamie , tożsamą z dysocjacją w padaczce skroniowej która zazwyczaj połączona jest z doznaniami uniesienia teofanicznego jak w ihanach czy uniach mistycznych.

Aby mózg przestał podejmować jakiekolwiek czynności elektryczne musiało by to być odejście fizyczne, bezpowrotna śmierć mózgowa a nie ustanie medytacyjne z którego można powrócić, obserwowane subiektywnie przez czynny wciąż umysł. Iluzja zapadania w stany szczęśliwości jakie opisują opracowania na temat ihany nie biorą pod uwagę doświadczającego tej szczęśliwości, tak jakby szczęśliwość mogła doświadczać sama siebie.

Po śmierci pola informacyjne wraz z samoidentyfikacją 'ja’ jeszcze jakiś czas trwają ale jeżeli nie przekroczyliśmy pewnego poziomu urojenia o istnieniu 'ja’ oddzielnego od całej Świadomości jako pola, rozpadnie się w ciągu kilku, kilkudziesięciu dni.
Próba ucieczki przed ciężarem świadomości do świadomości pozbawionej owego ciężaru jest właśnie takim uważaniem się za wolnego, w ramach zniewolenia przez umysł, o jakim wspominał Cioran.

Stworzono nas jako istoty o postrzeganiu dialektycznym, liniowym, tylko po to abyśmy go przeżywali i reagowali na bodźce które umysłowi dialektyzującemu wydają się zewnętrzne. Iluzja istnienia jakieś przeżyciowego wyzwolenie doprowadza wielu ludzi do życia jego iluzją. Do wycofania się z życia wspólnotowego , zatem do formy ucieczki od Całości, w stronę indywiduum tyle, że pod pretekstem doświadczania wzniosłości bycia wyzwolonym.

Rozpuszczenie karmy , splotu egregorialnych konstruktów jakie odziedziczyliśmy po poprzednich jej użytkownikach a właściwie jej nieświadomych niczego niewolnikach jest czynem na miarę bodhisattwy bowiem to nie my siebie wyzwalamy z karmy a zapobiegamy jej polowaniu na kolejnej ofiary. Nie tyle dla siebie rozpuszczamy karmę co dla jej kolejnej inkarnacji, takiej jaką sami jesteśmy. Nie będziemy mieli z nimi nic wspólnego, żadnej wspólnej świadomości poza formatywną karmą która magazynuje doświadczenia swoich byłych ofiar. Jako dzisiejsze ja nie przetrwamy śmierci ciała, przetrwają nasze emocje i urojenia.

Co innego Obserwator 7, „nasza” indywidualna Dusza. Jedyne co dostępne jest każdemu z nas to usunąć z karmy naszą część urojeń które tworzyliśmy przez całe życie. W wyjątkowych przypadkami możemy wygasić nie nasze matrycowe elementy karmy, jej poprzednich inkarnacji. Całkowite ustanie czyli całkowity rozpad karmy, dla nas, jednostkowych ja, nie ma żadnego znaczenia poza usunięciem jej myślokształtnych zapisów z pola Świadomości na zawsze.

Dla Duszy 7 to sygnał o utracie zakotwiczenia. Jeżeli nie miała zamiaru powracać do Źródła Nieprzejawienia natychmiast skompensuje zanik takiej matrycy linii świadomości 1-5 wysłaniem swojego kolejnego aspektu zakotwiczającego się we własnych urojeniach oddzielności a jeżeli powrót jest zgodny z jej Wielką Karmą zrealizuje Konieczność powrotu.
Jeżeli ustanie było Konieczne odbędzie się bezwysiłkowo. bez tych wszystkich ceregieli jakimi 'ja’ często maskuje swoje lenistwo lub wygodnictwo innym razem tak zdefiniuje swoją urojeniową dominację nad otoczeniem.

Wszystko było by zrozumiałe gdybyśmy poszukiwali całkowitej ekskarnacji czy ustania dla następców, dziedziców naszej wspólnej karmy ale najczęściej kierują nami egoistyczne aspiracje znalezienia go dla nas samych, dla własnego korzystniejszego wcielenia.

Bywa również ucieczką od cierpienia.

Co by się stało z kulturą poszukiwania ustania świadomości gdyby wynaleziono specyfik odwracający działanie stymulatorów cierpienia na doznania odczuwanie nagrody?

Jak by to było gdyby ewolucja wszystko co odczuwamy jako cierpienie zinterpretowała jako ekstazę? Czy jakikolwiek Jezus, Budda , Mahomet miałby szansę zaistnieć ? Któż przy zdrowych zmysłach chciałby ustania rozkoszy w rozsądnych dawkach? Choć wydaje się, że chrześcijaństwo taki preparat odkryło, nie oszukujmy się w tym przypadku to rozkosz przez łzy! Chrześcijaństwo uczy nas aby ani egzystencjalnego ani fizycznego cierpienia nie unikać a spożytkować je do obrócenie punktu prowadzenia postrzegania z ja 1-5 na Ja Duszy7. Oczywiście chrześcijaństwo tak tego nie definiuje, nazywa to ofiarowaniem własnego cierpienia Bogu. Czym większe cierpienie tym jego przełamanie zapowiada większą pewność nagrody i zajęcie strony Boga! To joga cierpienia, forma medytacji pozwalająca oderwać się od ciała i umysłu jako pierwszej realności wykorzystując do tego cierpienie przed którym buddyzm chce właśnie uciec poprzez ustanie czynności umysłu.
Cierpienie fizyczne jest w sposób oczywisty tym co zapobiega autodestrukcji biologicznych jednostek „autonomicznych”. Cierpienie psychiczne tym co tę autodestrukcją przyspiesza. Tu można się dopatrywać źródła obydwu skrajnych postaw duchowych.

Pierwsza – uciekać, musi być przecież jakieś bezpieczne schronienie, druga – uciekać a jeżeli nie ma dokąd, uciekniemy od siebie samych !

Gdyby jednak, jak już wspominałem, udało się stworzyć preparat który zamieniłby impulsy bólowe czy powodujące cierpienie psychiczne na impulsy powodujące odczucie nagrody i przyjemności cała ludzkość utonęła by w rzece krwi, w kilka tygodni.
To zagrożenie jest prawdziwym powodem dla którego ewolucja organizmów biologicznych wypromowała istoty cierpiące. Niecierpiące zniknęły z jej kart.

W tym świetle zaskakujące jest jak wiele wysiłku wkłada się w utratę świadomości angażując w to jej cały potencjał. Odnosi się wrażenie, że to sama ekstatyczność doświadczenia ihanicznego/szczytowego jest prawdziwym powodem dążenia do ustania, przynajmniej dla większości poszukujących a nie samo ustanie. Pozostali to krypto samobójcy którzy pragną uciec od świadomości i paradoksalnie być na samym końcu tej ucieczki świadomi powodzenia ucieczki. Tak jakby mieli nadzieję na to, że skoro tu nie cieszyli się świadomością doświadczania czegokolwiek to po osiągnięciu ustania będą zdolni cieszyć się świadomością doświadczania nibbany która jednocześnie jest i nie jest czymkolwiek. Dążenia te są tak naprawdę częścią dialektyki umysłu w której na jednym biegunie jest święty-rozkosznienierozkoszny-spokój , na drugim czeka nieśmiertelność męczeńskiej śmierci.

„Każde wierzenie-widziane z zewnątrz-jest fałszywe. Ale wierzyć to coś równie ważnego jak oddychać. (nie chodzi mi o wierzenie religijne, lecz o zdolność przylgnięcia do czegokolwiek).”
Emil Cioran

Jak wiadomo z prawa Dunsa Szkota , prawdziwość tezy nie zależy od wartości logicznej jej uzasadnień.
Dlaczego tak jest ?

Ponieważ uzasadnienia są zazwyczaj logiczne lub paradoksowe ale na sposób logiczny, czyli spójne nawet w swojej niespójności, jednak tylko na przyjętych wcześniej warunkach a natura prawdziwości tezy może leżeć poza przyjętym systemem dowodzenia.

Doświadczenie Prawdy Ostatecznej idzie zatem za naszym zrozumieniem, że akurat to doświadczenie które uważamy za szczytowe jest właśnie tym doświadczeniem. Ta arbitralność dotyczy nie tylko osób a nawet nie tyle osób co szkół/formacji które prowadzą adeptów do doświadczenia szczytowego/ustania. Czy może okazać się że doświadczenie uważane za szczytowe w jednej szkole w innej jest uważane za niepełne albo nawet niewłaściwe ?

Czy zatem jest jakiś sposób aby obiektywnie ustalić niezależnie od własności logicznych czy celowo paradoksowych argumentacji i walorów wybranej ścieżki poznania jak osiągnąć cel ostateczny? Czy nie jest to kres poznania przez umysł który rozkwitł w człowieku ? Czy zwierzęta mogą to trzeć do poznania ostatecznego a może zanurzone są w tym poznaniu od samego początku a czym bliżej zwierzęciu do ludzkiego mózgu i świadomości tym dalej jest od stanu ustania? Czy kamień jest wciąż w stanie ustania ? Czy zatem świadomość ustania musi być natury neurologicznej czy jest ustanie obiektywne ale czego to jest ustanie?

Widzimy teraz wyraźnie że chodzi o ustanie czynności neurologicznego przekazywania bodźców do mózgu i ustanie doświadczania bodźców zmysłowych i umysłowych a nie bezruch absolutny. Skąd bowiem założenie, że taki bezruch nawet gdyby dla człowieka wydawał się ekstatyczny taki sam był dla innej istoty. Czy każda skrajna bezrefleksyjność, połączona z ekstazą jest ustaniem ? Czy doświadczenie w ekstazie Boga osobowego jest gorsze od doświadczenia Pustki przesyconej boskością ? Czy nie jest tak że metoda zawiera w sobie konkretne doświadczenie szczytowe i w każdym ciągu dochodzenia do ustania, ustanie w tej metodzie ma swoją specyfikę już nie tyle wynikającą z typu mózgu postrzegającego ale ze ścieżki która do takiego ustania prowadzi?

W czym lepszy jest świetliste olśnienia od rozkoszy ustania dopływu bodźców a te z kolei od wzniosłej wizji Chrystusa tronującego? Czy zalewająca nas jhana jest porównywalna z aktem strzelistym, unią mistyczną ? Kto to porównał ? Jakie kryteria przyjął ?

Świetlistość , ekstaza, ustanie, szczytowa wizja upostaciowiona lub teofania zniewalająca nas swoim ogromem są naszymi odczuciami boskości czy może stanem w którym spoczywa każda materia która nie musi cierpieć w wyniku procesów elektrochemicznych. Skąd pewność że wszystkie te formy doświadczeń szczytowych nie są jedynie FORMAMI ekspresji Nieprzejawienia, istniejącego na innych warunkach niż nasze Przejawienie? Nie są opowieścią ślepca o jego skórnym doświadczeniu kolorów ?

To ta nieprzekładalność wprost, separacja Przejawiania się ja od Nieprzejawiania się ja jest prawdziwym cierpieniem. Zmiany jakie z konieczności ich kontroli(sama wola przeżycia wynika z pragnienia zachowania odrębności i to jak najbardziej świadomej siebie) muszą być rejestrowane przez układy celowo wymieniające materię z otoczeniem. Taka potrzeba jest bezpośrednio powiązana ze wzrostem świadomości bycia oddzielnym od całości tak jak kula śniegowa wzbierająca oprócz samoświadomości także nie odrywalną od niej masą cierpienia, niemożności zatrzymania procesów samo uświadamiających bycie oddzielnością. Ten proces z natury swojej jest powiązany z oddzielaniem, oddzieraniem, odpruwaniem fragmentu od całości. Zatem u podstaw cierpienia i pragnienia ustania cierpienia bez utraty samoświadomości 'ja’ które doświadczy ustania leży narastająca samoświadomość oddzielności od całości i to jej , nawet częściowe ustanie, owe układy nawykłe do naprężeń odczuwania 'ja’ jako obserwator bodźców które nie są nim a w tej iluzji są od niego oddzielane lub pragną powrócić do 'ja’ są powodem cierpienia, powtórne osiągnięcie całości odbierają jako rozkosz ustania. Zaspokojenie potrzeby przylgnięcia do Całości która pojawiła się już w pierwszym momencie kiedy Całość podzieliła się na dwie części z których każda aby nadal być sobą różną od nie siebie musiała przyjąć inne kryteria istnienia i nieistnienia. Jeżeli obszar poza granicami postrzegania jest niedefiniowalny w języku jak i w doświadczeniu postrzegającego to taki limes jest po pierwsze przesuwalny w zależności od cech postrzegającego jak też może znajdować się wszędzie i nigdzie zarazem. Może być doświadczeniem szczytowym jak i każdym doświadczeniem całkowicie prozaicznym i znanym z codziennego życia. Kwestią pozostaje jedynie rozpoznanie takowego ustania/doznania szczytowego w prozaicznym fakcie. Ustanie świadomości jest zatem równoznaczne z rozpoznaniem tożsamości każdego istoczenia*, nawet bycia ziemniakiem widzianym na dnie worka.
_________________________________________________
*Bycia bytu

Na koniec mała próbka języka autora „Bożycy, lub teozofii”, Bronisława Trentowskiego. Piękny język, jeszcze nie skażony obcymi zapożyczeniami ze wschodu 🙂

„Owa już w tej dobie wydobywamy się za krańce skończenności i po raz ostatni rzucamy okiem na graniczne słupy przestrzeni i czasu. Przed nami otwierają się powiaty święte, gdzie miasto przestrzeni zalega tameczna jej macierz strzeń, a miasto czasu ogarnia nas wieczność. Bądź zdrowe, lube istnienie, przynajmniej aż do końca tej podróży! Witaj , o witaj , stnienie, tajemnicza piasto istnienia! Teraz jaźni ludzka, która we własnej istocie posiadasz strzeń i wieczność, która we rdzeniu jesteś stnieniem, odepchnij od siebie światową mamonę, przetrzyj oczy …”

Jarosław Bzoma