W swoich rozważaniach pominę spontaniczne śnienie, jakie uprawia większość z nas, czyli jest conocnym raportem stanu świadomości, a którego najczęściej nie rozumiemy lub staramy się nie zrozumieć. O tym możecie Państwo przeczytać w artykule O snach Izabeli Ołdak.
Freud, Fromm … nie próbowali świadomej konfrontacji ze światem snu sterowanego przez Świadomość (jungowską nieświadomość zbiorową, jaźń), zakładając, że jest wtórna wobec jawy.
Jung musiałby krytycznie spojrzeć na swoją koncepcję archetypów i przystać na to, że to nadrzędny archetyp i archetypy pozornie autonomicznie od Niego „śnią” nas, a nie my śnimy sny archetypowe.
Moje przemyślenia dotyczą snu kontrolowanego.
OBE, LD, w mniejszym stopniu sen realny – to taka, zdawałoby się, niewinna sztuczka, jaką zdolna jest uczynić nasza ludzka świadomość związana z biologicznym mózgiem. W OBE/LD świadomość podróżnika zsynchronizowana z falami mózgowymi o dziennej częstotliwości beta (28-12 Hz) zostaje skoncentrowana do niewielkiego fragmentu mózgu, niejako lokalnie izolowana od reszt mózgu, który w stanie relaksu zasypia, przechodzi w stan nieco niższy od alfa a wyższą od theta(9-7 Hz); fizjolodzy określają tę fazę jako sen REM. To poziom, na którym mózg tworzy wizuale. Ta wyspa świadomości dziennej nie pozwala zapaść reszcie mózgu w stan snu głębszy niż theta (7-4 Hz). W takim stanie współistnienia dwóch częstotliwości jednocześnie wydarzają się właśnie podróże OBE i LD. Dlatego fizjologia snu taki stan określa stanem dysocjacyjnym. Poczucie realności zdarzeń tam zachodzących nie jest żadnym dowodem na to, że tak nie jest, ponieważ najzwyczajniej w świecie tak właśnie wygląda dysocjacja. Przedłużeniem stanu OBE, świadczącym o dysocjacyjnym charakterze tego zjawiska, są również stany hipnopompiczne trwające do kilku minut po przebudzeniu, kiedy to trudno odróżnić nam sen od jawy.
Aby wyruszyć w dalszą podróż, zasnąć – musimy zasnąć całym mózgiem i stracić kontrolę umysłu nad bezpośrednią percepcją naszej Świadomości (Jung nazwałby ją jaźnią, nieświadomością indywidualną, a na głębszych poziomach – zbiorową). Lokalizacja tego dualizmu – o którym wspomniałem wcześniej jako o przyczynie dysocjacji, tej intruzji stanu czuwania w mózg pogrążony w fazę REM – jest już dawno przez fizjologów określona. Ośrodkiem, który powoduje tę dychotomię, jest przed-ciemieniowe zlokalizowane w lewej półkuli mózgu – tej bardziej logicznej. Jest to miejsce, gdzie spotykają się płaty skroniowe i ciemieniowe (mniej więcej za lewym uchem). Odgrywa on ważną rolę, ponieważ odpowiada nie tylko za sen, ale również za postrzeganie świata i lokalizacji w przestrzeni naszego ciała. W moich snach, badających strukturę mózgu odpowiedzialną za powstawanie OBE, zauważyłem, że duże znaczenie dla jego powstawania ma lewy zakręt obręczy. Kiedy stymulujemy te rejony elektrycznie, czy za pomocą nagrań hemi-sync chemicznie przy pomocy halucynogenów, czy też – tak jak to robią obenauci – na różne „swoje” sposoby, prowadzi do jednego: do wytworzenia w mózgu dwóch częstotliwości jednocześnie. W Tybecie stan, jaki w ten sposób osiągamy, nazwano Bardo – pomiędzy. Powtórzę jeszcze raz. Ta lokalnie zwiększona częstotliwość nie pozwala pogrążyć się mózgowi w niższy stan falowy. Zejść do poziomu delta (3-o.5 Hz). Na poziom, gdzie docierają do nas informacje, jakie możemy pozyskać w czasie bardzo głębokich snów. Nie są to sny REM, a sny dotyczące najgłębszych warstw Świadomości. Trudne do przypomnienia po obudzeniu, czasem są dostępne dopiero we śnie. Tak, we śnie przypominają się nam najgłębsze sny jakie mieliśmy. Stąd podstawowym warunkiem takiej eksploracji jest zaśnięcie we śnie. I o tym poziomie opowiadamy, propagując śnienie progresywne.
Poniżej granicy 5/6, czyli w obszarze niższych (1-5) warstw Świadomości, nasza świadomość bycia jednostką utożsamia się przede wszystkim ze stanami zapamiętanymi z jawy, odpowiednio je przetwarzając i korelując. Dopiero po przekroczeniu swoją percepcją tej Granicy zyskujemy właściwą identyfikację i poznajemy, Co jest Źródłem Świadomości indywidualnej. A jest nim świadomość poziomu atmanicznego (7).Po śmierci ciała biologicznego część Świadomości skorelowana z niższymi warstwami (3-5) wpada w zamęt, nie mogąc określić swojego źródła, ponieważ pozostaje w iluzji, jaką wygenerowała w zetknięciu ze światem fizycznym. Za życia lokalizowała owo Ją w umyśle fizycznym. Tymczasem po jego śmierci okazuje się, że nadal owo Ja trwa. Dlatego właśnie powstaje koło karmy. Świadomość (1-5) szuka nowej siedziby w kolejnym ciele. Niższe warstwy Świadomości nie potrafią wyjść z zaklętego kręgu ciała kauzalnego. W snach progresywnych wyraźnie widać Granicę (5/6) i to, że jest to kulista sfera zamykająca, a właściwie kreująca ciała od 1do 5. To rodzaj zwierciadła, więzienia dla niższej części Świadomości. Do czego takie zakotwiczenie w ciele kauzalnym „naszej” wyższej Świadomości jest potrzebne ? Odpowiedź na to znalazłem dopiero w szóstej księdze Krajobrazów.
W snach, kiedy przekraczamy Granicę (5/6), ekran śnienia obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Jednak w sytuacji, kiedy nie mamy do tego odpowiedniej kompetencji – na owej granicy napotykamy coś, co Wedy określiłyby jako Panów Karmy. Byty psychiczne, które spychają nas z powrotem. Dochodzi do nadrealnej szamotaniny. O tym wspomina nawet Biblia, opowiadając o walce Jakuba z Aniołem.
Na koniec tej tyrady zasygnalizuję temat, który mnie najbardziej pasjonuje i to on był prawdziwym powodem, dla którego zająłem się podróżowaniem we śnie.
Medytacja, a właściwie kontemplacja znana w chrześcijaństwie, pozwala dotrzeć do poziomu kauzalnego i utożsamić się z cierpiącym Jezusem. Nie pozwala przekroczyć jednak Granicy 5/6. Pomijam tu przypadki indywidualne, przeżycia szczytowe, takie jak wgląd mistyczny, akt strzelisty, bo te nie mają nic wspólnego z narracją jakiejkolwiek religii i dotyczą mistyków w obrębie każdej z nich, a nawet podróżujących we śnie czy głęboko medytujących.
Medytacja bezforemności i bezjaźniowości, jaką proponuje wschód, pozwala przekroczyć granicę 5/6 i dotrzeć do postrzegania na poziomie ciała buddycznego, ale cały jej urok pryska, kiedy zapytamy, kto jest świadkiem bezjaźniowości. Inaczej – skąd wiemy, kto pamięta, kto jest tego świadomy, że to był stan bezforemny i bezjaźniowy.
Co prawda medytujący w ten sposób zaprzeczają zazwyczaj istnieniu Świadka – Obserwatora, ale zaprzeczenie nosi cechy argumentacji logicznej, zatem jest z poziomu mentalnego a czasem nawet tylko astralnego.
W śnieniu progresywnym znacznie pełniej niż we wglądzie mistycznym możemy zdać relację z tego, czego doświadczyliśmy. Mistycy najczęściej mają trudności z jej werbalizacją. W śnieniu progresywnym istnieje wiele sposobów na zapamiętanie i doprecyzowanie wizji w ciągu kolejnych nocy. Istnieją sposoby na stworzenie mapy podróży, jaką odbyliśmy przy pomocy „wleczonego świadka”. Techniki pozwalającej przekazywać wizję z poziomu na poziom aż do warstwy Świadomości, w której będzie ona przystępna dla naszego ludzkiego zrozumienia i zapamiętania.Wiele osób przypomina sobie, że w dzieciństwie miało umiejętność pozostawania w OBE, a teraz – po chwilowym odzyskaniu świadomości w OBE albo LD – wyrzuca je na jawę. Przyczyną jest atawistyczność zdolności osiągania OBE; to umiejętność, którą zazwyczaj tracimy wraz z wczesną fazą rozwojową, jaką jest wczesne dzieciństwo. Owa umiejętność ułatwia dostosowanie do świata jawy, w jakim dziecko się stopniowo zanurza. Aborygeni nazywają to zjawisko, w sensie ewolucji zbiorowej świadomości, wyjściem ze Świata Wielkiego Snu.
Jest jednak pewna grupa ludzi, którzy zachowują tę umiejętność, u których „kurtyna” przetrwała, często są to dyslektycy, czyli osoby, które mają pewien rodzaj psychicznej niesynchroniczności pomiędzy powszechnie stosowanymi regułami, jakie ustala społeczeństwo (np. gramatycznymi), a swoją zdolnością ich stosowania. Często są to osoby będące psychopatami w różnym stopniu nasilenia objawów, ponieważ tak naprawdę obydwie przypadłości poza stopniem przejawiania się i obszarem swojego nieprzystosowania niewiele różnią się u swoich podstaw. Są osobami niedojrzałymi, a może raczej trwale niezdolnymi do tworzenia typowych dojrzałych więzi społecznych (mimo swojego wieku), rozwijającymi przystosowawczo różne formy maskowania własnej psychicznej rzeczywistości.
Dlatego ci, którzy zostali obdarzeni taką naturalną skłonnością, powinni szczególnie unikać celowego wywoływania tych stanów. Tym bardziej, że faza drżenia ciała, jaka pojawia się po uprzestrzennieniu obrazu pod zamkniętymi powiekami, kiedy to staramy się wywołać OBE celowo, jest tak naprawdę autogennym wywołaniem stanu okołopadaczkowego w płacie skroniowym mózgu.
Stąd już niedaleko do pojawienia się syndromu osobowości interyktalnej, zespołu Geschwinda, czyli oglądania Boga twarzą w twarz i słyszenia jego głosu nakazującego wielkie dzieła, czyli padaczki skroniowej z aurami ekstatycznymi.
Reasumując, najrozsądniej jest śnić w sposób progresywny, gdzie sen współgra z poziomem rozwoju naszej świadomości, a nie jest gwałcony z chęci przeżycia ciekawych przygód w astralu.
Dyskusja po adresem Jarek Bzoma
Korekta przez: Roma Wolny (2015-05-29)