„Gdybym się uleczył z niepokoju, nie miałbym nawet konsystencji zjawy”
Emil Cioran

Dzisiaj zapytam o koszmary: z jakiej sfery bytu pochodzą? Czy powstają w umyśle czy w sferze duchowej?

Obserwuję jak to „coś” przechodzi z lewej strony na prawą, ale aby przejść przez środek ekranu musi mieć określone uchwyty(!!!).

Budzę się i skrupulatnie zapisuję. Zasypiam na nowo.

Z ogólnego zamętu wyłaniam się na dworcu kolejowym. Mam jechać na prawo. Wracam do domu. Obserwuję kobietę, która stoi na środku peronu, twarzą do mnie. Z lewej strony stoi grupka ludzi, która odbywa z nią jakieś konsultacje. W kobiecie rozpoznaję moją bardzo dawno niewidzianą koleżankę z liceum. Teraz jest notariuszem. Zmieniła się bardzo, przytyła, ale poznałem ją po oczach.

Kiedy petenci odchodzą w lewą stronę, podchodzę bliżej, chcę się do niej zwrócić po imieniu, ale nie mogę sobie dokładnie przypomnieć, jak brzmi. Waham się pomiędzy Danutą a Dorotą. Wybieram Dorotę. Kiedy zwracam się do kobiety tym imieniem, okazuje się, że trafiłem. Ona chwilę mi się przygląda i odpowiada: witaj Jarku. Trochę mi głupio, że ona pamiętała moje imię, a ja miałem z tym problem.

Mamy jechać tym samym pociągiem, więc zadaję pytanie, którą klasą jedzie i czy ma wykupioną miejscówkę, bo jeżeli będę mógł, to kupię miejsce obok. Posiedzimy i pogadamy po drodze.
Budzę się, zapisuję i zasypiam.

W świetle otwartej bramy, na prawo od targowiska siedzi kilka rzędów (dworzec kolejowy z poprzedniego snu?) beznogich żebraków. Część z nich zajmuje środek, część jest po jej lewej stronie, za płotem.

Głos:
– Czekają na orzeczenie o własnych nogach/drogach!

Po obudzeniu muszę uściślić dwie kwestie, ponieważ słowo „nogi” albo „drogi” mimo swojej sennej nieokreśloności znaczy tak naprawdę jedno i to samo.

Po pierwsze: ta koleżanka na jawie ma na imię Renata, naprawdę jest prawdziwym notariuszem i faktycznie nie widziałem jej trzydzieści lat. Etymologia tych trzech imion (Danuta, Dorota, Renata), z których tylko jedno jest prawdziwe, zapewne rzuci jakieś dodatkowe światło na materię snu.

Po drugie: notariusz jest łącznikiem(uchwytem) pomiędzy dwiema stronami chcącymi potwierdzić transakcję. Przypomnijmy o co pytałem o Źródło pochodzenia koszmarów? Czyli rysująca się przed nami odpowiedź zmierza do określenia między kim a kim pośredniczy notariusz?

Oberwańcy, żebracy/pociąg (ciąg koszmarów sennych)które/którzy mają mnie zabrać w drogę wraz z pośrednikiem . Notariusz jest więc katalizatorem, który łączy koszmary z umysłem. Jest nogami i drogą koszmarów!

Można by jeszcze ustalić, kim jest notariusz. To kobieta, więc na pewno strona aktywna przejawiania się koszmarów. To przestrzeń umożliwiająca ich pojawiania się. I ma znajome oczy!

Znałem tylko dwie kobiety o imionach Danuta i Dorota. Jedna już nie żyje, druga żyje. Obydwie pracowały w klubie Akord więc ich wspólnym akordem jest wzajemne dopełnianie się.

Należy domniemywać że senna notariusz o imieniu „żywa- nieżywa” jest tą, która pozwala na koszmarne ataki na śpiących. Uaktywnia koszmary, obdarowuje je „nogami” i wskazuje cel, drogę.

Kim jest? Tego, mam nadzieję, dowiemy się najbliższej nocy.

Kim jest notariusz oraz z kim współpracuje?

Ktoś chyba nas namówił, kupiliśmy z żoną(anima 1-5) we śnie drugi samochód.(pojazd świadomości). Do tej pory wystarczał nam jeden, ciemnozielony, taki sam jak na jawie który prowadziłem ja sam. Teraz żona będzie jeździła białym. Towarzyszą nam jakieś dwie ciemne osoby. Najpierw siedząc w samochodzie obserwujemy we trzech, ja z nimi, jak żona sobie daje radę ze swoim autem. Po prawej stronie wykonała bardzo prawidłowe parkowanie i nawrót. Nie wiem, dlaczego, ale moi nowi znajomi postanowili towarzyszyć jej w jakiejś przejażdżce próbnej. Zgodziła się na to.

Stoję na rogu ulicy, na schodach naszego domu (to ulica Kowalska, kiedyś wybierałem się tam w celu zakupu czarnych drewno-wkrętów – cykl snów o prawdziwej miłości z drugiej księgi „Krajobrazów…”).

Pojechali wszyscy troje, nie wiem nawet, czy tą uliczką w lewo, czy tą na wprost. Czekam z niepokojem, ale ani jedną, ani drugą drogą nikt nie powraca. (Diabli ją wzięli :))

Musieli udać się prosto, bo ulica w lewo jest jednokierunkowa, nie pojechaliby chyba pod prąd. W prawo na pewno nie, to bym widział. A zatem pojechali na wprost, w głąb ekranu śnienia!

Budzę się. Pytam, co się stało. Zasypiam.

Głos:
– Czerwony chirurg!
Pytam, co to znaczy?

Głos:
– Chirurg pomidor! (warto zwrócić uwagę, że w analizie tego symbolu, tej czerwieni znajdziemy element złoty (pomo-)d’oro czyli <10 to 8/3)

Pytam, czy notariusz i chirurg to jedno i to samo?

(Notariusz jest pośrednikiem między stronami tak jak chirurg pomiędzy chorym a chorobą. Kolor czerwony sugeruje tendencje biegnące od poziomu 5 do <10)

Do kobiety stojącej na środku, ale nieco po lewej stronie, od prawej podchodzi mężczyzna ubrany w ciemne kolory. Kobieta to typowa mieszczka w czapce z lisa. Jej adorator to przebiegły(Czarny) osobnik. Bez ceregieli obejmuje ją i stara się ją pocałować. Ona początkowo się opiera, ale chyba jest zbyt bierna, a może nie do końca chce się mu sprzeciwiać.
Budzę się. Zapisuję. Zasypiam.

Ktoś komuś wyjął z brzucha całą krezkę. Nie wiem, kto komu, bo odzyskałem świadomość, kiedy krezka już leży na chodniku.(To robota chirurga ale przed chwilą widziałem jak Czarny dobierał się do cwanej pani w lisie zatem ta krezka falbana to jej własność). Przyczepione są do niej białe duże grudy (wyglądem przypominają pufy, które widziałem podczas wizyty, jak mi się początkowo wydawało, u obcych, a jak się po dodatkowych badaniach okazało miały coś wspólnego z sześcioskrzydłymi Serafinami na poziomie Nieprzejawienia 8-12).

Rozciąganiem, rozkładaniem krezki zajmują się dwaj mroczni panowie podobni do tych, którzy uprowadzili moją senna żonę. Krezka zostaje rozciągnięta na chodniku jak sieć. Nie ma już na niej dużych białych grud, tylko ogromna ilość małych białych grudek. Teraz nikt nie może przejść chodnikiem na wprost (!) cała sieć jest trudną do przekroczenia przeszkodą. To żywa, śliska i śmierdząca tkanka!

Budzę się. Pytam Szirin, o co tu chodzi? Matryca i jej obsługa?

Głos śnienia :
– To są ratownicy!

Obraz: Trzech (Czyli dwaj Czarni i ja !) mężczyzn biegnie na wprost, w głąb ekranu. Mają zamiar skoczyć w przestrzeń przed sobą. Ale kiedy środkowy i ten z prawej rzeczywiście skaczą, trzeci z nich, ten, który był z lewej (!), zatrzymuje się, odwraca głowę przez lewe ramię i patrzy na mnie. Patrzy, ale tak, abym to ja mógł się mu przyjrzeć dokładnie. Ma żylaste ciało i wielką głowę o zawziętej twarzy. Włosy przycięte krótko na jeża, ale i w samej twarzy ma coś z jeża. Brak mu ryjka, ale twarz ma jeżowaty wyraz i na dodatek rzadkie ostre włosy na całej powierzchni, wyglądające jak igły. (Widziałem taką twarz u osobnika stojącego na schodach prowadzących do wieżowca, w którym na dziesiątym piętrze mieszkają moi rodzice. To był cykl snów o Jezusie i Marii Magdalenie. Księga III. Głos wtedy stwierdził: „Pobić by go, na zewnątrz!”)

Budzę się i pytam: Kogo ratują?

Głos śnienia :
– Wasz konsulat!

Pytam: to znaczy?

Głos śnienia :
– Wierzycie, że gorąca większość to Polacy? (W głosie słyszę wyraźną drwinę)
Budzę się i pytam: To znaczy, że ratujecie moich rodaków – ludzi którzy są mniejszością w gorącej (Nicosć 8/2) części Przejawienia? Wiadomo, że nie chodzi o Polaków jako nację, która jest ponad innymi ale o nas czyli ludzi. Sieć jest łącznikiem-notariuszem/chirurgiem i tym co wyławia ratując nas z gorącej przestrzeni w której jesteśmy w mniejszości jako byty. Wielkie grudy które w rozciągającej sieci je zastępują to jakiś proces hipostazowania zstępowania poziomów Nieprzejawienia 8-12 ku Przejawieniu 1-8).

A może nas odgradzacie od gorącej większości ? Siecią – Matrycą! Zasypiam.

Zaproponowano mi, abym przeprowadził porządne badania nad tym, czy we wszystkich cywilizacjach gesty i reakcje, takie jak śmiech czy grymas twarzy, odpowiadają sobie znaczeniowo i rzeczywiście oddają ten sam stan emocjonalny. Ja znam odpowiedź już we śnie, wiem że tak! Te zachowania są wyrazem wewnętrznych stanów energetycznych, a nie tylko zewnętrznym wyrazem przypadkowych emocji!

Ze snu wynika w oczywisty sposób, że opieka sprawowana jest nad wszystkimi rodzajami istot.

Pytam, kim są ratownicy i czym się zajmują? Wszystko wskazuje na to, że koszmary są sieciami ratownikami które odławiają z naszego otoczenia to co nie przechodzi przez oka sieci a co mogło by nam zagrażać. A może raczej koszmary są tym co zostaje odłowione a co mogłoby nam zagrozić. Nogami przemierzającymi drogę i drogą zarazem.

Większej części tego snu nie pamiętam, ale podejrzewam, że stanowiła jakieś przygotowanie do tego, co nastąpiło później (Przestrzeń niepamięci 6-8).

Towarzyszę grupie, która schodzi z góry na dół. Grupa ma charakter militarny.

Zmieniam punkt widzenia. Teraz jestem na rynku niewielkiego miasteczka usytuowanego u podnóża gór, z których schodzą Ratownicy.(Ci z was którzy pamiętają moje rozmowy z Czarnym z Księżyca pamiętają zapewne że wtedy swoją obecność w ludzkiej przestrzeni uzasadnili tym że oni mają za zadanie pochłaniać niskie wibracje jako docierają do Ziemi, żywią się nimi. Oczywiście smakują im również niskie wibracja jakie tworzą ludzie o czym wtedy zapomnieli już dodać :))

Na rynku stoi budka z jedzeniem, podobna do rożna w food tracku. Stojący w środku mężczyzna, na moich oczach, używa tego rożna jak karabinu maszynowego. Przyciskając uchwyty od szuflad, szyje seriami w kierunku nadchodzących Czarnych Ratowników. Karabin nie wyrządził im oczywiście żadnej szkody. Kiedy podchodzą do budki, właściciel udaje, że o niczym nie wie. Ratownicy nie są w jakiś widoczny sposób poirytowani tym zdarzeniem. Chcą jedynie udowodnić, że to stąd padły strzały.
Rożen jest tak skonstruowany, że z zewnątrz nie widać jego prawdziwego przeznaczenia. Ratownicy jednak wiedzą, że to jest do ustalenia. Dotykają tych samych uchwytów, na które naciskał „partyzant”. Na szczęście nie dochodzi do uruchomienia karabinu. Całej sytuacji dramatyzmu dodaje to, że przed ukrytymi lufami zatrzymał się właśnie ojciec z synem, chyba czekają, aż rożen będzie znowu czynny, by kupić sobie jedzenie. Ja w jakiś sposób jestem związany „klauzulą nieuczestniczenia” w wydarzeniach, które obserwuję. Mam prawo być jedynie widzem. Słyszę jak jeden z ratowników poucza pozostałych: Szukajcie gwintowanej lufy!

Budzę się.

Pytam, co to za okolica. Zasypiam.

Biorę udział w dziwnej lekcji dziwnej religii.
Dziecko, pod czujnym okiem nauczyciela, próbuje wyłowić z dużego akwarium jakiś przedmiot. Na dnie ułożone są przedmioty podobne do muszli. Nauczyciel podpowiada:
– Szukaaamy Emila.
Dziecko trafia na właściwy przedmiot i wyjmując go z wody wypowiada wyuczoną lekcję:
– Sam Pan Bóg jest Emilem1!
Budzę się. Nie ma się z czego śmiać. My nie jesteśmy wcale lepsi! To obszar wyobrażeniowych/urojeniowych bogów.

Zasypiam.

Unia (Matryca i jej czarna obsługa Ratowników, zapewne chodzi o tę 5/6 za którą znajduje się Atman7=Barhmanowi8 !) dopłaca do wszystkich inwestycji połowę ich wartości. Właśnie rzecznik magistratu oprowadza mnie po najnowszej inwestycji. Ja jestem dziennikarzem.

Podchodzimy do ogrodzenia budynku, który przypomina mi szkołę podstawową z mojego dzieciństwa (moja ziemska szkoła przed wojną była budynkiem klasztornym).

Wchodzimy przez otwartą bramę, na wprost. Od razu zauważam, że po lewej stronie zainstalowano nową siatkę (krezka!/Matryca 5/6) ogrodzeniową. Teraz można iść już tylko na wprost, prosto do drzwi budynku. Nie da się skręcić w lewo. Wszystko, co znajdowało się pomiędzy bramą a drzwiami budynku, zostało uprzątnięte.

Pytam rzecznika, czy potrafi mi powiedzieć, czy unijne współfinansowanie ma jakieś konsekwencje co do późniejszych praw własności do remontowanych obiektów?

Czy czasem Unia nie nabywa w ten sposób połowy praw do takiej nieruchomości. Rzecznik wymijająco odpowiada, że nie orientuje się w tej kwestii, ale jutro na pewno będzie mógł mi odpowiedzieć. Obydwaj wiemy, że jutro mnie już tutaj nie będzie.
Wychodzimy przez bramę z powrotem na zewnątrz posesji. Pytam, czy po lewej stronie nadal jest kościół(ziemski odpowiednik Świątyni Kryształowego Wiru w Nieprzejawieniu 8-12). Rzecznik potwierdza, że jak najbardziej, również został wyremontowany. Chciałbym do niego zajrzeć, ale rzecznik zaczyna coś kręcić. Okazuje się, że w czasie remontu ogrodzenia zapomniano zrobić w płocie wejście do kościoła. Zapewnia mnie jednak, że ten błąd zostanie na pewno naprawiony.
Budzę się. Wygląda na to, że wszystko jest jasne. Procesy globalizacji, jakie obserwujemy tutaj na Ziemi, nie są jedynie procesami lokalnymi. Takiej unifikacji (Unia) filtrowaniu siecią/matrycą podlega cały otaczający nas Wszechświat. Świadomości, które czują się na siłach, aby podjąć realizację tego procesu, wykonują go w niespodziewany dla nas sposób. Globalizują poprzez antagonizowanie, potem odcinają skrajności i przygotowują do kolejnego antagonizmu, do konfrontacji kolejnych poziomów, oczywiście nie odbywa się to bez pojedynczych aktów oporu. Proces filtrowania matrycą jest realizowany centralnie, wydaje się jednak że to sprawka Czarnego 8/1 bo zapomniano otworzyć filtrowanym bytom drogi ucieczki do Świątyni nieprzejawienia 8-12 a nasze koszmary są tego odbiciem. Nasze umysły we śnie są wciąż konfrontowane z innymi świadomościami po to, aby można było oddzielić od siebie te ze skrajnie różnymi poziomami wibracji. Trochę to banalne i niezbyt interesujące! Ale zapewne taka jest druga rola istnienia matryc/granic 5/6 i 8/9 w Przejawieniu. Zatem koszmary są doświadczeniem działania sieci/granic w czasie ich pracy !!!

Suplement:
Proszę o objaśnienie fragmentu snu z Panem Bogiem, który jest Emilem.

Siedzę w korytarzu szpitala. Pod prawą ścianą. W ścianie po lewej stronie są drzwi, z których wychodzi kobieta w różowym(odcień czerwieni w ramach tej tendencji, prowadzone były poprzednie sny, stąd momenty niepamięci bo na drodze tego strumienia Świadomości tracimy zdolności poznawcze tuż po przekroczeniu granicy 5/6, wszystko staje się brahmaniczną mgłą, to właśnie to słynne zaśnięcie we śnie) fartuchu lekarskim, idzie w głąb ekranu śnienia. Domyślam się że to co najmniej docent. Powinienem się jej zapytać o coś ale wygodniej jest mi tu siedzieć gdzie siedzę i niczego się nie dowiadywać. Sen zmienia narrację i ;
Szkoda mi oddać dziecko mimo, że jest adoptowane, nie ma nawet matki. Ktoś ma je wziąć i wychować. Ma to zrobić zamiast mnie. Mimo rozterek godzę się na to.

(to właściwie jest dialog z panią docent w różowym fartuchu tyle ,że prowadzony za pomocą obrazów snu a nie bezpośredniej rozmowy) . Następuje rozwinięcie kwestii scedowania wychowania dziecka które jest tak naprawdę jednym z poziomów Świadomości którego jeszcze nie zsynchronizowałem ze swoją małą świadomością 1-5. Sen zmienia narrację po raz kolejny i ;
Podróżuję po Ameryce.( To wysunięta najbardziej na lewą stronę-urojeniową kraina samoświadomych bytów dla których poziom wyobrażeniowo-emocjonalny 3 jest takim samym ciałem jak dla nas ciało fizyczne) .

Mimo, że drogi są tutaj dobre, to tak naprawdę gdyby porównać szybkość podróżowania z drogami naszego typu, uwzględnić te wszystkie bramki kontrolne, światła(zielone3/żółte2/czerwone5) i inne „udogodnienia”, to okaże się, że ruch ma tę samą szybkość jak na zwykłej (naszej) drodze. Niektórzy z miejscowych mają zainstalowane specjalne urządzenia, wąskie ekrany po prawej stronie kokpitu. Te urządzenia programują im cały przebieg podróży i synchronizują szybkość z infrastrukturą tej nowoczesnej drogi.

Ja tymczasem „grzeję” dziewięćdziesiąt na godzinę, a potem ostro hamuję tuż przed samymi światłami. Rozglądam się tylko, czy nie ma tu kamer. Widzę po lewej czarne(!!!) pudełka, ale odnoszę wrażenie, że to są tylko projekcje moich obaw a nie realne fotoradary (już miałem w jednym z dawnych snów kłopoty z przekroczeniem szybkości, wtedy kiedy nie używałem żadnego paliwa i czym ono było bardziej żadna mój pojazd świadomości miał coraz lepsze osiągi ! ).

Jestem tu obcy i nie znam terenu, ale liczę na to, że jak mnie nie złapią za rękę, to już mnie nie złapią w ogóle!
Sen po raz kolejny zmienia wystrój narracji i ;

Kupiłem dwa chleby. Z lewej mam pszenny(biały!), z prawej żytni na zakwasie(ciemny!). Niby wiem, że ten żytni jest zdrowszy, ale ja najpierw zjem ten pszenny bo taki lubię bardziej, a z tym zdrowym poczekam. Podobno czerstwy jest jeszcze zdrowszy :). Emil jest zatem wyborem tego co i tak lubiliśmy zanim zaczęliśmy wybierać. Dotyczy to również Boga i jego formy ale w nawiązaniu do pytania postawionego na początku tej podróży wydaje się, że dotyczy to również tego co dla nas jest albo nie jest koszmarem 🙂

Budzę się. Zastanawia mnie dziwność wątków tego wielopoziomowego snu.

„Świadomie rezygnowałem z dobrodziejstw rozwoju cywilizacji, jej wiedzy, pomocy, poczucia wspólnoty? A może jest również i tak, że ten rozwój niczego tak naprawdę nie wnosi do mojego życia. Więcej, nawet rozwój, który sam staram się w sobie pobudzać, tak naprawdę nie powoduje zmiany mojej świadomości. Ja naprawdę dla samego siebie nie zmieniłem się, w jakiś wyraźny sposób. Opracowałem jedynie strategie realizowania swoich potrzeb. Strategie które pozwalają mi najmniejszym kosztem osiągnąć stan komfortu. Okazuje się, że ten komfort udaje mi się uzyskiwać, w miarę nabywania doświadczenia życiowego, coraz mniejszym kosztem. Najczęściej po prostu rezygnując z rywalizacji i wysiłku. Do znajdowania uzasadnień stworzyłem sobie ogromny aparat pojęciowy. Tu przyznaję, że ja z dzieciństwa nie mam najmniejszych szans ze sobą dzisiejszym!” Tak mówię ja, Emil, jak wam się wydaje, wasz bóg! A że zazdrosny to już inna sprawa 🙂

Dziecko szuka! Nauczyciel podpowiada, że szuka Emila. Kiedy dziecko znajduje, dowiaduje się, co to jest. Zanim jeszcze spróbowało się zastanowić, co tak naprawdę znalazło, podsunięto mu już gotowy aparat pojęciowy na nazwanie jego przyszłego odkrycia. Czyli tak naprawdę niczego nie odkryło, przyjęło tylko ilustrujący, ustalony osąd rzeczywistości, zestaw gestów i form. Jeżeli dążymy do odkrycia prawdy wielokrotnie przekraczającej naszą zdolność jej rozumienia, nigdy nie będziemy w stanie określić, czy ją posiedliśmy. Co ja mówię? Nawet tego, czy jesteśmy chociaż w jej cieniu. Zresztą już samo wyobrażenie tego procesu uzmysławia nam nonsensowność tych poszukiwań. Nie można znaleźć czegoś co nas przekracza pod każdym względem. Możemy, i to chyba jest wszystko, co tak naprawdę możemy, powiedzieć, że Bóg Ojciec jest Tym, co akurat właśnie znaleźliśmy. Obojętnie jak kiepskie i fragmentaryczne jest to co nam wpadło w ręce. Należałoby zadać pytanie: Czy to, co znajdziemy na końcu swoich poszukiwań, będzie tym, co mogliśmy znaleźć największego, czy omijamy największe Odpowiedzi, nie zauważając ich w czasie swojej podróży przez życie, a teraz właśnie radośni, niczego nie świadomi oddalamy się od naszej niepowtarzalnej okazji do poszerzenia świadomości? Tym szybciej, im częściej słuchamy podpowiadających. jak wygląda ostateczna prawda. Nigdy ich nie brakuje wokół nas.

No i chyba się dowiedziałem tego, czego chciałem się dowiedzieć o Emilu.

„Poznanie oznacza zmierzenie zasięgu Złudy będącej terminem kluczowym tak dla Wedanty, jak Bhagawadgity, które są z kolei jedynymi metodami wyrażania doświadczenia nierzeczywistości”.
Emil Cioran

1 Emil – jest to imię pochodzenia etruskiego, ukształtowane w języku łacińskim. Wywodzi się od słowa aemulus (łac. ten, który rywalizuje, współzawodniczy z kimś, zazdrośnik). Emil – bóg zazdrosny! Oczywiście jest tu na Ziemi spora grupa wiernych, która myśli tak o Bogu!.

Jarek Bzoma