Rozważanie Przyczyny Wszystkiego na tle przemyśleń o Trójcy Świętej, Mikołaja z Kuzy oraz Aleistera Crowleya.
[Na przeczytanie całego tekstu proszę zarezerwować co najmniej godzinę i spory zasób cierpliwości. Konieczne mogą okazać się również środki uspokajające :)]
W dotychczas opublikowanych w Tarace trzech częściach De venatione, w wielu wątkach jakie poruszyłem, niepostrzeżenie dla wielu czytelników, rozpocząłem budowę konkretnej tezy, niezbyt na razie silnie wyartykułowanej ale czas już ją zwerbalizować.
Dążąc do zbawienia, rozwoju duchowego, oświecenia tak naprawdę dążymy do utraty własnej podmiotowości. Ba, gdyby tylko własnej bo każdy z nas ma cichą nadzieję, że ta nowa na jaką zamienimy ludzkie ego będzie; sat, czit, ananda a na dodatek vigraha. Niestety, wszystko wskazuje na to, że nawet lustrzana osobowość Świadka ulegnie rozpadowi na drodze doskonalenia się głupca, a nasze procesy refleksji nad swoim istnieniem, a nawet te związane z samą przyjemnością istnienia przestaną być procesami samoświadomymi. Czy aby na pewno o to nam chodziło na początku drogi zdobywania mądrości? Choć z drugiej strony dla niektórych z nas bezmyśl i bezczucie może być łakomym kąskiem w chwilach depresji. Zapewne jednak wielu innych od innych, w skrytości swoich najgłębszych tajni spodziewa się doznawać wciąż aktualizowanego eufouczucia podobnego do ekstazy pierwszych wglądów a na to bym jednak nie liczył.
Słowa Augustyna które za chwilę przeczytacie, w tym nowym dla wielu kontekście, mogą zabrzmieć jak echo w pustym dzbanie.
ROZDZIAŁ I
„Jeżeli Bóg napawa cię lękiem? Schroń się w jego ramionach”. Św.Augustyn
„W liście do kardynała Casariniego Kuzańczyk wyznał, że „Oświecona niewiedza” przyszła mu do głowy w szczególnym momencie, przypominającym doświadczenie św. Pawła w drodze do Damaszku; moment ów nastąpił podczas podróży morskiej z Konstantynopola do Wenecji między 27 listopada 1437 roku a 8 lutego 1438 roku. Właśnie wtedy, jak twierdzi, Kuzańczyk nauczył się „uchwytywać ponadrozumowo sprawy niepojęte” (incomprehensibilia incomprehensibiliter amplecterer). Kuzańczyk zarysowuje tę strategię już w prologu, gdzie opisuje
„zuchwałość”(audacia) ruchów, które doprowadziły go do oświeconej niewiedzy, i wspomina o tym, że poruszają nas „rzeczy potworne”. Przywołuje tu poglądy Dionizego i Eriugeny, zdaniem których potworne obrazy powinny być stosowane w teologii, aby przygotować umysł do wykroczenia poza to, co znane.” (Dermot Moran)
„Ktokolwiek sądzi, że poznał Boga niech wie, że wynika to z niedostatku i słabości jego umysłu.” Mikołaj z Kuzy
Proszę zatem o tej mojej przypadłości nie zapominać. Aby dodatkowo nieco osłabić wrażenie arogancji autora jakie zapewne odniesie czytelnik podczas śledzenia prezentacji moich przekonań na temat Źródła Świadomości i Przyczyny Wszystkiego postaram się wpleść owe refleksje pomiędzy rozważania Niklasa Krebsa (1401- 1464) znanego szerzej pod imieniem Mikołaja z Kuzy, pierwszego myśliciela nowożytnego,teologa i filozofa późnego średniowiecza którego śmiałe koncepcje przyczyniły się do rozwoju nowoczesnej refleksji metafizycznej z której pełnymi garściami czerpał Paracelsus czy Jakob Boehme. Kuzańczyk przeprowadził europejską teologię od uogólnień osobistej ekstazy do dialektyki ontologicznej co postaram się powtórzyć ponad pięćset lat po nim, w swoim wywodzie, bowiem
„dla mistyki liczy się tylko ta jednostka, która odrzuca ograniczenia partykularności i sięga oglądem do podstawy świata.”
Rozpocznijmy zatem podróż w głąb siebie od zdań zaczerpniętych z Rozprawy o szukaniu Boga autorstwa Mikołaja z Kuzy:
„Otóż słowo theos pochodzi od theoro, tzn. „widzę” oraz „biegnę”.Biegać musi więc ten, kto szuka, wypatrując okiem, tak aby mógł dotrzeć do wszystkowidzącego Theos. Skąd widać, że wzrok dostarcza podobieństwa do jakiejś drogi, którą szukający winien podążać. Wypada nam więc widzenie zmysłowe spotęgować widzeniem intelektualnym i sporządzić sobie z niego drabinę.”
Tak właśnie postąpiłem i ja zagłębiając się w obrazy, głosy i przekazy senne a po przebudzeniu poddałem jej analizie. Na samym początku starałem się przykładać do snów znane miary i znane sposoby interpretacji symboli sennych ale bardzo szybko zorientowałem się, że sen wchodzi w interakcję ze śniącym i rozpoczyna dialog na swoich własnych warunkach. Uzgadnia jednak ze śniącym ich wspólne, własne, intersubiektywnie sensowne symbole i naprowadza śniącego, potwierdza trafność ich zrozumienia w kolejnych snach. Oczywiście część symboli jakimi dysponuje sen jest powszechna i dość oczywista dla współcześnie przeciętnie wykształconego człowieka.
Początkowo sądziłem, że symbole pojawiające się w snach są jedynie moje ale po wielokrotnym powtórzeniu drogi do Miejsca Najbardziej Szlachetnego jakby je nazwał Ibn Arabi, a do którego nieodparcie prowadzi śniącego sen i upewnieniu się o ich powtarzalności a nie incydentalności zdecydowałem się na poddanie mojego zrozumienia pod osąd większej liczby osób. Zgromadziłem wokół siebie wieloosobową grupę śniących wspólnie ze mną sny odpowiadające na zadane przed snem pytania/intencje. Wtedy zrozumiałem dlaczego większość z krytyków śnienia rozumianego jako metoda poznania struktury rzeczywistości tak lekko wypowiada się o wartości poznawczej snów. Większość z osób które śniły w sposób progresywny, jak ja to nazwałem, początkowo nie była w stanie sięgnąć do korzenia snu. Większość z nich starała się uogólniać narrację na sposób psychoanalityczny powszechnie znany z literatury. Ta forma interpretacji snu okazałe się nie taktem a wędzidłem. Warto tę przestrogę mieć na względzie przy świadomym kontakcie ze snami. To bardzo czuła i plastyczna, podatna na sugestie tkanka. Nie chodzi jednak o najgłębsze znaczenia jakie sen nam komunikuje ale o to, że bardzo łatwo sen podejmuje symbolikę związaną z interpretacjami osób które uznajemy za autorytety i i o paradoksie śnimy wtedy według ich klucza, obrazującego ich koncepcje. Musimy zatem na samym początku uwolnić się spod presji autorytetów, symboli i interpretacji często o wielowiekowej tradycji. Powinniśmy pozwolić snom przemówić naszym własnym językiem. Co ciekawe grupy związane w większe organizmy o wspólnej kulturze, narodowości maja swoje własne symbole związane z wspólną historią czy terytorium jakie zajmują. Aby się przekonać jak subtelną materią jest sen wystarczy doświadczyć tego, że przed zaśnięciem poza krótkim, bezwysiłkowym pomyśleniem o czym chcemy śnić nadchodzącej nocy nie musimy robić niczego więcej.
Największą trudnością dla śniących progresywnie na samym początku było zrozumienie, że narracja jaką sen im proponuje w odpowiedzi na zadany całej grupie temat przedstawia pozornie różną treść, jej głębokie znaczenie było jednak u wszystkich to samo. Często pojawiały się sny o odpowiednio zmodyfikowanej odpowiedzi,rozszerzające treść pytania, kierujące śniącego ku głębszej refleksji nad samą formą pytania które zadał przez zaśnięciem, naświetlając temat z różnych stron, takich które dla poszczególnych śniących we wspólnym pytaniu/śnieniu były najistotniejsze.
Czas również obalić mit poparty rzekomo naukowymi dociekaniami Adlera jakoby śniło się nam to co przeżyliśmy za dnia i w ten sposób uwalniało nas od napięć z tymi zdarzeniami związanych. Owszem, często pojawiają się w snach sytuacje znane z jawy ale wynikają on stąd, że sen wykorzystuje symbole najlepiej dla nas zrozumiałe, świeże a przez to nadające się do przekazania treści znacznie istotniejszych dla naszego stanu Świadomości. Tak naprawdę bowiem zdarzenia dnia codziennego nie są oddzielone od wewnętrznych stanów świadomości, jednym słowem związek pomiędzy snami i jawa jest odwrotny niż wydawało się Adlerowi. Warto również zaznaczyć, że jeżeli nie śnimy systematycznie w sposób progresywyny, zlecając snom zadania do rozwiązania, sen biernie śniącego zalewany jest raportami ze stanu jego Świadomości(Świadomość pisana przeze mnie dużą literą to Jungowska nieświadomość indywidualna i zbiorowa). Sen jest integralną częścią naszej świadomości tyle że zamiast mentalnej refleksji jakie wzbudzają w nas zdarzenia z jawy kreuje autonomiczne obrazy ujawniające nam (operatorom mózgowym) dyskretne, głębokie procesy refleksyjne, pozamyślowe, które tak naprawdę są prodromalnymi stanami Świadomości które na jawie wypływają w tak zwaną rzeczywistość w formie naszych zachowań, myśli, emocji ale również w formie rzeczywistości nas otaczającej która nie jest od nas oddzielna jak by się mogło wydawać osobom identyfikującym się jedynie z jawą. Procesy raportowane w snach są zaczątkiem naszych stanów duchowych, emocjonalnych, myślowych i ciągów przyczynowo skutkowych w jakich uczestniczymy po przebudzeniu, na jawie a nie odwrotnie jak starały nam się zasugerować „nowożytne” teorie snów. Jest tak z bardzo prostego powodu. Ponieważ to my jesteśmy odbiornikiem a nie nadajnikiem ukierunkowanych stanów Świadomości. Innymi słowy to nie my mamy duszę a dusza ma nas. Jeszcze konkretniej, my jedynie wypełniamy indywidualną niewiele znaczącą narracją szkielet duchowy koniecznych zdarzeń, jaki kreuje poziom świadomości nazywany tradycyjne duszą. Jeszcze bardziej wstrząsające jest odkrycie dlaczego musimy spać i dlaczego pozwala się nam pozostawać w iluzji bycia autonomicznymi oddzielnymi jednostkami. W świetle tego co już powiedziałem niektórzy z Państwa przeczuwają do czego zmierzam. Niech zaczynem dla wyobraźni stanie się luźno rzucona refleksja:
– Wiele wyobrażeń jakie będziemy napotykać w snach prowadzących nas ku Źródłu Świadomości a które w zamierzeniach dystrybuujących prawdę powinny nas przerażać takie jak Androgyn w różnych fazach spójności, Nicość, Lucyfer, Czarny(Cień), piekło, ogień, mikropsja czy makropsja postaci interpretowana często jako upostaciowiony demon lub Bóg są kierunkowskazami prowadzącymi ku Źródłu a ni ku potępieniu. Przypomnijcie sobie postać Baphometa Templariuszy. Ich dyskredytacja wynika z chęci wprowadzenia w błąd i przejęcia kontroli przez systemy religijne, światopoglądy, teorie naukowe nad osobami chcącymi poznać strukturę rzeczywistości w sposób indywidualny, pozawspólnotowo, bez zapłacenia daniny na rzecz imaginatywnego bóstwa, i jego kapłanów, bez uwikłania się w tworzenie ciała mistycznego bóstwa jakie budują wierni w wyniku wspólnych modlitw i ukierunkowanych refleksji oddając im swoją życiową energię i wikłając się w urojeniowość karmy. Równie mylące jak zakazane ścieżki jest kierowanie ku światłu znanemu z jawy lub postaciom w kolorze niebieskim i zielonym. Światło duchowe nie ma wiele wspólnego z blaskiem słońca.
Udramatyzujmy jednak nieco mój wywód i dla zaostrzenia smaku powróćmy do tytułowego tematu,czyli dotyczący rozważań Mikołaja z Kuzy o Trójcy, zwanej przez niego Świętą. Osoby które mają zamiar przeskoczyć ten fragment i sięgnąć od razu do dalszego ciągu moich refleksji o śnieniu chciałem uprzedzić, że wywód Kardynała jest w zupełnym związku z moim, szkoda byłoby zatem opuścić refleksję wielkiego intelektualisty swoich czasów.
„Gdy zatem chrześcijanin pragnie zobaczyć Chrystusa twarzą w twarz, wówczas porzuca wszystkie rzeczy tego świata, aby pozbyć się tego co nie jest Chrystusem, który nie jest z tego świata, i zobaczyć, jaki jest, a wówczas wierzący w tym odarciu widzi Chrystusa w sobie bez pomocy enigmy, gdyż ten, który jest podobny do Chrystusa, widzi samego siebie wyzwolonego ze świata. Nie widzi on zatem nic oprócz wiary, która stała się widzialna wskutek ogołocenia się z rzeczy tego świata i zobaczenia siebie twarzą w twarz.”
Oczywiście nikt nam tak we współczesnym kościele tego nie wyjaśni. Tymczasem to przecież żadna tajemnica wpadł już na to apostoł gnostyków św. Paweł wskazując na Chrystusa w każdym z nas. Kiedy w czasie śnienia okazało się że Jezus budowany dokoła całej opowieści chrześcijańskiej jest myślokształtem(pozom 3, kolor zielony) pożerającym energię wiernych pojawiła się również furtka. Okazuje się że można z tego egregora wyjść „bocznymi”, „opancerzonymi” drzwiami w stronę bytu znacznie potężniejszego. W swoich książkach nazywam go Czerwonym <10, ponieważ jest poziomem sprawczym wobec zdarzeń i naszej wielkiej karmy. Jest czymś w rodzaju filtra wielkiej karmy obejmującej poziomy od 1 do <10.Znacznie słabszy filtr istnieje na poziomie kauzalnym (5) i ten filtruje świadomości które nie są w stanie przekroczyć granicy 5/6, pomiędzy poziomem kauzalny (przyczynowo skutkowym i poziomem buddycznym). Właśnie ta granica powoduje u śniącego obrócenie się o sto osiemdziesiąt stopni i rozpoznanie że mała karma i on w niej uwięziony nie jest tym kto jest Źródłem percepcji. Mikołaj z Kuzy opowiada nam o tym momencie ale oczywiście zbyt chętnie przypisuje ten stan poziomowi Chrystusowemu(Czerwonego <10).Do Niego mamy jeszcze „kawałek drogi”. Osobę która dotarła do poziomi Czerwonego <10 i nie została odrzucona, zawrócona albo zaabsorbowana na dłuższy czas a która uzyskała możliwość bycia w stałym kontakcie z filtrem wielkiej karmy możemy śmiało nazwać Christophorosem (nosicielem świadomości Czerwonego <10). Tak więc powinniśmy pojmować owładnięcie świadomością Chrystusową, i w takim sensie Jezus stał się Chrystusem. Oczywiście jeżeli kogoś z nas drażni to imię możemy zamienić go na inne, dowolne, możemy Czerwonego nazwać np. Sziwą ! Christophorosów w dziejach ludzkości było wielu. Chrześcijanie chętnie widzą zbitkę Jezus -Chrystus jako jeden z elementów boskiej Trójcy. Najciekawsze w tych rozważaniach jakie można w nieskończoność prowadzić dialogując z własnymi snami jest odkrycie, że to co moglibyśmy nazwać Troistością Boga odbywa się u swych podstaw we wnętrzu Czegoś co nazwałem Szczeliną 8-12 i co otoczone jest granicą 8/9. Śniący przekraczając ją dowiaduje się, że teraz wszystko będzie odwrócone nie o 180 stopni jak na granicy małej karmy 5/6 a do góry nogami. Również nasze wyobrażenia na temat Boga, bytów przejawionych i ich ról. Pamiętajmy bowiem, że rzeczywistość jaką jesteśmy w stanie poznać jako ludzie jest ograniczona naszymi możliwościami poznawczymi na jawie. We śnie bowiem już po przekroczeniu granicy 5/6 stajemy się obserwatorem a nie uczestnikiem snów i tak naprawdę naszego życia w małej karmie, po przekroczeniu granicy 8/9 tracimy jakąkolwiek znaną nam formę poznania i bycia świadomym poznania. W buddyzmie przekroczenie pierwszej z granic nazwano by małym oświeceniem a drugiej granicy oświeceniem pełnym.
Można by z tego wyciągnąć wniosek że we wnętrzu Szczeliny 8-12 nie ma świadomości i prowadzenie poznania jest niemożliwe ze względu na brak czasu i przestrzeni ponieważ jak już wspomniałem nie dość, że wszystkie procesy są odbiciem lustrzanym tych znanych na z naszego życia ale na dodatek mają cechy odwrotności.
W snach okazuje się że obydwa porządki są oddzielone poziomem ósmym zawierającym jako środkową składową Nicość 8. To przestrzeń w której powstają i rozpadają się formy przejawione. Poza tą granicą, poza Nicością „jest” bowiem Nieprzejawienie. Jak zatem można prowadzić percepcję Nieprzejawienia? Wydaje się to z samej definicji niemożliwa. Otóż można. Pod warunkiem że pozwolimy sobie na utratę ja i staniemy się jednym z eksplorowanymi poziomami. Można będzie również przenieść wiedzę z tych poziomów na niższe przekształcając informację na coraz niższe jej formy aż dotrą do poziomu mentalnego 4 i pozwolą się nam zdekodować.
Wróćmy jednak do rozważań Mikołaja z Kuzy bowiem już stanęliśmy u wrót Nieprzejawienia które zawiera w sobie pewną niematematyczną troistość co odkrył przed wiekami kardynał.
W tym fragmencie naprowadza nas na właściwe rozumienie troistości wewnątrz Szczeliny 8-12 Tego co znajduje się w głębi Nicości 8 podprowadza nas do granicy 8/9 do której świadomością dialektyczną możemy przybliżać się jedynie asymptotycznie i bez porzucenia umysłu nigdy jej nie uda się nam przekroczyć.
„Wiemy, że nieosiągalny jest jakikolwiek liczbowy stosunek przekątnej do krawędzi, gdyż nie ma dwóch liczb, które byłyby w takim samym stosunku do siebie jak one. Albowiem gdy dane są dwie liczby, ich stosunek będzie zawsze większy lub mniejszy od stosunku przekątnej do krawędzi, a także zawsze można znaleźć dwie inne liczby o bliższym stosunku.[…] Możliwość ta nigdy jednak nie jest rzeczywiście dana.[…] Jednak każda liczba którą możemy pojąć, jest z konieczności albo parzysta lub nieparzysta., lecz nigdy taka i taka naraz. Widzimy jednak, że dokładność istnieje w tym pojęciu, które pojmuje to, co dla nas niemożliwe. Toteż musimy powiedzieć, że nasze pojęcie nie może osiągnąć stosunku pomiędzy możnością (potencjalnością) i bytem, gdyż nie posiadamy żadnego wspólnego środka, przez który moglibyśmy ustanowić stosunek. Możność jest bowiem nieskończona i nieokreślona, podczas gdy rzeczywistość jest skończona i określona i między nimi nie ma nic pośredniego. Widzimy jednak, że w Bogu są one nieodróżnione, toteż jest on poza naszym pojęciem.”
Tak widział to pięćset lat temu Kuzańczyk. Jak już poprzednio wspomniałem jest to prawdą tylko wtedy kiedy do analizy użyjemy logiki formalnej ale są inne sposoby pozwalające przekroczyć nam ów typ poznania, o których już wspominałem. Choćby logika paradoksowa ale do tego aby sprawnie śnić we wnętrzu Szczeliny 8-12 i ona nie jest potrzebna. Przydaje się nam jedynie gdy chcemy przekazać wieści stamtąd innym ludziom.
Mikołaj próbuje pokonać więzy logiki formalnej(innej jeszcze wtedy nie znano) w taki oto sposób:
„Jan: Jak rozumiem z naszych rozważań na temat tego, co stworzone, twierdzimy, że stwórca-który, jak powiedziano,pozostaje w sobie niewypowiadalny bez względu na sposób mówienia-jest jednotroisty.
Kardynał:Słusznie mówisz. Albowiem bez możności, rzeczywistości i ich splotu nic nie jest i nie może być. Gdyby bowiem brakowało ich w czymś, nie było by tego. Jak miałoby być coś, gdyby nie mogło być? Jak mogłoby być, gdyby nie było rzeczywiście, skoro byt jest rzeczywistością? A gdyby mogło być i nie było, to w jaki sposób by było?Musi zatem być splot ich obu. Byt możliwy, byt rzeczywisty i ich splot nie są bowiem czymś odmiennym. Są one tej samej istoty, gdyż stanowią jedno i to samo. Róża w możności, róża w rzeczywistości i róża w splocie ich obu jest tą samą różą, a nie inną i odmienną, nawet jeśli możności, rzeczywistości i ich splotu nie orzeka się o sobie nawzajem, jak o róży.”
Oczywiście do logiki nicości można dojść jedynie na podstawie przekroczenia logiki formalnej i to jak widzimy Mikołaj z Kuzy właśnie czyni na naszych oczach.
„Widzę więc Boga, który nie zakłada swego początku, jak również Boga, który zakłada swój początek, a także Boga pochodzącego z nich obu, jednak nie widzę trzech Bogów, lecz jedność boskości w Trójcy.
Trójca nie jest więc matematyczną trójką, lecz Trójcą żywych stosunków wzajemnych.
Wszystko co jest zapoczątkowane (istnieje) jest jednotroiste.”
Znowu okazało się, że nawet Hegel niczego nowego nie odkrył. Teza, antyteza, synteza. Nishida Kitaro wyjaśnił jak głębiej rozumieć tę relację o czym możecie Państwo przeczytać we wcześniejszym artykule poświęconym Filozofii nicości Nishidy Kitaro.
O zgroza okazuje się, że w średniowieczu już to rozumiano!
„W każdej rzeczy widzę możliwość, byt i ich splot, bez których niemożliwy jest byt. Co więcej widzę, że są w każdej rzeczy tak, że mogły by być doskonalej. Gdzie zatem są tak doskonałe, że nie mogły by być doskonalsze, to znaczy w możnobycie, tam widzę jednotroisty początek wszelkiego istnienia. W doskonałości pierwszego początku jest więc koniecznie doskonałość wszelkiego bytu zapoczątkowanego. Gdyby mogła być ona pomyślana jako większa, to nie byłaby doskonałością początku, lecz czegoś zapoczątkowanego.”
Właśnie dlatego w snach usłyszymy że Bóg nie jest wszechmocny a wciąż się Nim staje, inaczej byłby ograniczony swoją wszechmocą. Z drugiej strony owo bezustanne stawanie się nie oznacza nieustannego powiększania boskich atrybutów, to tylko pułapka języka opartego na logice formalnej. To tu możemy znaleźć rozwiązanie słynnego paradoksu; czy Bóg mógłby stworzyć kamień tak wielki że nie mógłby go podnieść.
Teraz czeka nas spory wysiłek ale to już ostatni tak wielki cytat z dzieła Mikołaja z Kuzy. Potem opowiem jak w snach wygląda doświadczenie owej Potencjalności czyli Źródłowej Możności, pierwszego oddzielającego się bytu, chętnie nazywanego w naszym kręgu kulturowym Logosem lub Szatanem, zdania jak zwykle są podzielone, a jako pole działania Tych potencjalności Lilit, Czarną Madonną czy Matką Jakąśtam i ich wzajemną relacją. Oczywiście nikomu nie przeszkadza, że Logos utożsamiany jest przez kościoły chrześcijańskie z Jezusem Chrystusem.
No to chop, i miejmy to już za sobą !
„Bernard: Posłuchaj i mnie, proszę, czy zrozumiałem coś z tego, co powiedziałeś. Zwracam się do ruchu. W istocie bowiem ruchu widzę najpierw możność i zrodzoną z niej rzeczywistość (Mój przypisek : Tu widać już zaczątki koncepcji czasoprzestrzeni Einsteina), jak i pochodzący z nich ruch, będący splotem możności i zrodzonej z niej rzeczywistości,. . . . . .
(Przypisek mój : Dla mnie to Nieprzejawienie i Przejawienie, bezwymiarowy Źródłowy punkt w tańcu ze swoim powidokiem stanowiącym Zwierciadło w którym odbija się Cząstka Źródłowa tworząc w nim iluzję bytu co zwykliśmy traktować jako naszą realną rzeczywistość, jak i pochodzący z nich ruch. To taniec Kryształowego Wiru który powoduje zapadanie się kryształowego Muru / Zwierciadła do Źródłowego Punktu a jednocześnie wyłanianie się z Niego w tym samym momencie. Próbą przedstawienia owego Wiru, oczywiście ze zrozumiałych i wcale niesprzecznych z jego metafizyczną ideą względów, są wiry zbudowane do góry nogami którymi są ludzkie świątynie, święte góry, a nawet „zakorzenione” koronami w niebie święte drzewa. Najpiękniejszym przedstawieniem Świetlistego/Kryształowego wiru jakie znam jest buddyjska świątynia Szwedagon w Birmie.),
. . . . . . będący splotem możności i rzeczywistości. Jednak wszelki ruch, jaki można pojąć, nie jest taki, jaki mógłby być, gdyż mógłby być wolniejszy lub szybszy. Dlatego w samej możności nie ma rzeczywistości i splotu ich obu, gdyż rzeczywistość nie porusza się tak, jak mogłaby się poruszać. Gdyby jednak ruch był tym, czym może być,to w możności byłaby na równi rzeczywistość i ich splot. Jaki mógłby być, taki rzeczywiście byłby w możności. Taki ruch byłby połączeniem ich obu. To samo dotyczy bytu i splotu. Takiego ruchu jednak nie można poznać umysłem. Byłby bowiem tym, czym ruch nie może być, toteż nie mógłby być ani większy, ani mniejszy, a zatem byłby tak największym jak i najmniejszym ruchem, zarówno najszybszym, jak i najwolniejszym, czyli najbardziej spoczywającym.
Skoro jednak byłby to ruch, któremu nie przeciwstawiałby się spoczynek, to wobec braku przeciwieństwa nie przysługiwałaby mu nazwa ruchu. Nie byłby więc w większym stopniu ruchem niż bezruchem, aczkolwiek byłby wzorcem, formą, miarą i prawdą wszelkiego ruchu.
Wszelako ruch, który poznaje się umysłem, a któremu przeciwstawia się spoczynek, dlatego właśnie poznaje się umysłem, że ogranicza się go poprzez przeciwstawiany mu spoczynek i poznaje przez skończone pojęcie. Kiedy więc poznamy, że takie pojęcie ruchu nie jest pojęciem ruchu, będącego tym, czym może być, jakkolwiek nie możemy poznać tamtego drugiego rodzaju ruchu, wówczas umysł porzuca ruch. Który może być znany, i zwraca się do kontemplacji ruchu, którego nie można poznać, i nie szuka go podług nazwy, pojęcia czy też wiedzy, lecz przez niewiedzę wszystkiego, co można wiedzieć o tym ruchu.
(Przypisek mój: właśnie o tym momencie mówię kiedy opisuję przekroczenie granicy 8/9, krawędzi Szczeliny 8-12 czyli kiedy spojrzymy na nią od „wewnątrz” Szczeliny będzie to właśnie ów kryształowy mur/wirujące zwierciadło/kryształowy wir. W jednym ze swoich rozważań Mikołaj z Kuzy kontempluje „mechanikę” punktu który porusza się po takim okręgu z nieskończenie wielką szybkością)
Umysł bowiem wie, że w żadnym razie nie zobaczy tego ruchu, o ile powyższe obowiązuje. Dotarłszy zatem do niebytu ruchu, umysł wznosi się bliżej ku temu, czego poszukuje. Wtedy bowiem to, co poza bytem i niebytem tego ruchu, oferuje się tak, że umysł ignoruje to jako nieznane, gdyż jest to poza wszelką nazwą. Gdzie niebyt jest koniecznością bytu, gdzie nazwa wszystkiego, co nazywalne, jest niewymowna, tam niewiedza jest wiedzą doskonałą. Tyle pojąłem z tego co powiedziałeś. Nie wiem czy dobrze?
Kardynał: Słuchałeś mnie uważnie.”
Uzupełnię wywód Bernarda.
To co Nieprzejawione, spoczywające w Niebycie ma odpowiadające Niebytowi i Nieprzejawieniu cechy które są niepoznawalne tylko dla naszego umysłu a nie dla Świadomości zanurzonej w obiektywnej rzeczywistości ! Możemy tego doświadczyć w śnieniu progresywnym, bowiem przekraczając poziom rozpadu form, śnimy to co jest Nicością i spoczywającym w niej Nieprzejawieniem w sposób symboliczny bądź zapożyczony ze świadomości wyższego bytu! O czym za chwilę.
Owe kryształowe wiry, lustra o których wspomniałem w przypisach, nie są moim wymysłem a relacją ze snów jakich doświadczyłem poprzez „nieumysł” bytu z poziomu Świetlistych Bogów. To poziom znany w jodze snu i śnienia nazywany w tradycji bon/ dzogczen Rigpą i Kunszi.
Kontakt ze Świetlistym bogiem/Devą nie jest trudny i chętnie przez tamtą stronę podtrzymywany. Czasem z wielką ofiarnością.
W snach istnieją pewne struktury symboliczne, ciągi symboli i zaawansowany śniący rozpoznaje je natychmiast. Owe ciągi symboli różnią się pomiędzy sobą ponieważ granicę 5/6 (obrót o 180 stopni) możemy pokonać na trzy sposoby. Frontalnie poprzez poziom kauzalny (5, kolor czerwony) lub poprzez bramę poziomu wyobrażeniowo-emocjonalnego (3, kolor zielony), lub poprze bramę mentalną (4, kolor niebieski). Można tego dokonać poprzez poziom energetyczny (2, kolor żółty) ale łatwo spotkać tam byty z poziomu -2 czyli głodne duchy z poziomu urojeniowego. W każdej brami możemy spotkać takie niebezpieczeństwo w postaci fałszywych wyobrażeń -3 czy negatywnej projekcji mentalnej -4. Poziom 5 jest ochraniany przez byty zwane strażnikami małej karmy. Często jest to trójgłowy pies lub trzy psy a kiedy wracamy z poziomu buddycznego 6 strażnicy przedstawiają się nam jako trzy kobiety, Mojry. Żywych wpuszczają z powrotem bez obiekcji. Gorzej jest w trakcie spotkania niewydolnego świadomościowo podróżnika z Cerberem. Kończy się to jak w śnie Jakuba mocującego się z Aniołem. To opowieść z tego poziomu. Przy przekraczaniu granicy 5/6 niejako na wprost, czyli poprzez poziom kauzalny(5,kolor czerwony) możemy wpaść w pętlę świadomego a właściwie realnego snu bo tak śnimy na poziomie 5, snu z którego budzimy się w kolejnym świadomym śnie i tak do momentu kiedy nie przestaniemy koncentrować się na realności co jest typowym przejawem synchronizacji z małą karmą i samouwięzieniem się kiedy traktujemy jawę i realność jako jedyną rzeczywistość Świadomości.
Kiedy zatem śnimy poprzez świadomość Devy śnimy kryształowe sny, kiedy śnimy poprzez bramę wyobrażeniowo emocjonalną (3) czy mentalną (4) możemy poznać funkcje i relacje pomiędzy warstwami owego kryształowego wiru na sposób bardziej właściwy dla ludzkiego umysłu czy wyobraźni, również emocjonalnej.
Dlaczego warto wyróżnić z tych snów warstwę emocjonalną? Właśnie dlatego że większość pism objawionych nadaje poziomom świadomości o jakich opowiada emocjonalne przymiotniki. Właśnie dlatego Pierwszy Oddzielający się jest zły a Bóg, Źródło jest dobry i mądry. To oczywisty nonsens bo te cechy/ forma doświadczania tego poziomu świadomości poprzez nasz umysł są przydane jedynie naszemu mózgowi. Na poziomie Szczeliny 8-12 nie może być mowy od dobru czy złu. Procesy oddzielania się i powrotu od i do Źródła są oczywistą formą istnienia tego co rozumiemy jako Bóg. Właśnie dlatego Logos(zgrzytliwa jak szkło wibracja oddzielania się która w snach daje się usłyszeć jako głos Orła czy Ducha Świętego, zależnie od systemu przekonań śniącego)/Szatan( jego przestrzeń przejawiania się Lilit czyli najstarsza kurwa świata jak się sny o niej czasem wyrażają ). To z nich wyłania się Pozbawiony rozumu(!) Ojciec i Dobra Matka poziomu 10 a z niej Czerwony Chrystus <10 i przestrzeń jego działania Biała Bogini (utożsamiana z Matką Boska w fazie dziewiczości nie są sprzeczne to my ocennej taką sprzeczność.
Pamiętajmy że w snach męskość to potencjalność a nie działanie, dopiero ich przestrzeń działania spersonifikowana we śnie jest żeńska. Ten podział na płcie obowiązuje również poniżej granicy 8/9 czyli poza krawędzią Szczeliny 8-12.
Wróćmy jednak na chwilę do momentu kiedy kryształowe lustro przechodzi w wir i ulega kompresji do bezwymiarowago punktu Źródła Świadomości. Co się dzieje na płaszczyźnie wyobrażeniowej, no bo samo wirowanie kryształowych drzazg pozbawione interpretacji i emocji jakie nadaje im nasz umysł nie jest zbyt ciekawe. Włączmy zatem wizję, fonię i emocje.
Przekraczamy Nicość (8/2) Najpierw jednak musieliśmy pokonać nasz największy cień, Czarnego kolosa (8/1)którego chętnie w większości religii uosabia się z Diabłem czy demonem. To nasz najdłuższy cień jaki stworzyła nasza ludzka świadomość pod przewodnictwem duszy indywidualnej uwięziona w małej (1-5) i wielkiej(6-8) karmie. Często jego czyli naszym przewodnikiem jawi się biały lub czarny pies, pojedynczy z jedną głowa nie tak jak strażnik granicy 5/6 trójgłowy albo trójosobowy Cerber. To Nigredo i Albedo. Pojawiają się albo jeden albo drugi. Albo nas wprowadzają w głąb Nicości 8 albo nas odganiają. Oczywiście czarny dryblas jest nami naszym odbiciem w niewidocznym stąd zwierciadle, w ścianie Szczeliny 8-12 która stąd wydaje się czarna. Jeżeli uda się nam rozpuścić ów cień pójdziemy dalej. Wstąpimy w Nicość 8/2. Doświadczymy rosnącej temperatury, z tych snów budzimy się spoceni. To nie piekło to my tak odbieramy przestrzeń Świadomości w której albo rozpadają się albo tworzą formy, zależy czy poruszmy się do góry czy do dołu. Nie muszę dodawać, że abyśmy się tam nie pchali samodzielnie religie ustawiły chytrą zaporę nazywając Czarnego(8/1) Diabłem a gorącą Nicość(8/2) Piekłem. Na szczęście te ich zakazy i nakazy nie obowiązują poziomu 7 i to on decyduje co my wykonamy tu na Ziemi. Z tej perspektywy kapłani są podobni do tych którzy sprzedają wodę na kubki spragnionemu człowiekowi stojącemu w wodzie po pas.
Teraz pojawi się poziom Złotego Króla /Złotej Korony/Złotego Płaszcze/Zasłony. Nasze ciało które weszło w nicość, dopóki śnimy jako żywi zostaje otoczone świetlistą lepką a jednocześnie ulotną warstwą (chodzi oczywiście o relację ja nie ja z tym światłem duchowym). Wrażenie jest jedyne w swoim rodzaju i można się od niego uzależnić. Czasem udaje się uzyskać świadomość, że to bezcenne substancja która jest w stanie odmienić wszystko co zostało przejawione. Zdaje się, że większość z was już pojęła czego szukali alchemicy mówiąc o kamieniu filozoficznym?
W innym kodzie symboli widzimy jak zbliżamy się do kolistej ściany zbudowanej ze Szklistych /solnych(!) kamieni. To stąd pochodzi byt znany z literatury biblijnej jak Lucyfer, niosący światło syn Jutrzenki. To on w dalekodystansowych snach jeszcze zanim dotrzemy do jego poziomu kontroluje nas i przepuszcza bądź poucza. Nie jest żadnym diabłem to znowu religijne zabezpieczenie aby nas nie dopuścić do Źródła a całą nasza energię złożyć w ofierze kapłanom, na budową ich małych egregorialnych konstrukcji duchowych. Jedynie mistycy i gnostycy nie dali się im uwieść i opętać. Lucyfer przedstawia się w snach anagramując swoje imię ponieważ jest z tamtej strony granicy 8/9 tej „do góry nogami”. Podchodzimy do muru. Widzimy bramę. Musimy ustawić się dokładnie naprzeciw niej. O tym mówili już dawni kabaliści, o właściwej polaryzacji wobec tej granicy. Dopiero bowiem wtedy otworzy się ta brama/usta/szczelina. We wnętrzu muru, kiedy przekraczamy bramę dzieje się wiele interesujących rzeczy, widzimy Pierwszego Oddzielającego się jako oblubieńca i Lilit jako jego oblubienicę, to ona podąża poprzez przestrzeń pomiędzy Świątynią a bramą. Oblubieniec jest statyczny ponieważ jest potencją a nie ruchem. To o tym przejściu (moście) opowiada wiele baśni. Most jest cienki jak włos, jak ostrze miecza a po obydwu stronach na śmiałka czeka.. . . . . . . Nie, nie.Nie czeka nas śmierć a życie, grozi nam upadek w urojeniowość bycia oddzielnym od Źródła, na sam dół do wnętrza małej karmy (poziomów 1-5) i narodzin w ciele z wody, węgla i szczypty minerałów, o ograniczonej świadomości.
Co jest w Świątyni (Świątynia/Szklana góra nie jest niczym innym jak wirem swoim najgęściejszym bezwymiarowym punktem skierowanym ku górze), niektórym śni się jako zamek na szklanej górze albo szklany zamek(tak, tak, jak w baśniach).Czym bardziej zbliżamy się do Świątyni tym bardziej symbole męskie i żeńskie zbliżają się do siebie. Najpierw widoczna jest albo Matka albo Ojciec, są tak naprawdę tym samym ale ze względu na zmiany w czasie widzimy ich różnice w potencji i zdolności tworzenia realnych bytów, potem już tylko wiemy że jest to matka albo ojciec, nie widzimy ich już jednak, potem ta naprzemienność przekształca się w androgyniczność. Czym bliżej punktu Źródłowego, im szybciej porusza się wir tym bardziej androgyn jest zrównoważony. Na początku jest raz męską kobietą to znów kobiecym mężczyzną ale kiedy androgyn otwiera „usta” i pochłania nas zanim dojdzie do unii mistycznej ze Źródłem jako żywi ludzie zdamy sobie sprawę z tego że jesteśmy oddzielnymi bytami i zostaniemy wypluci przez Źródło w nasz iluzoryczne Przejawienie które jest jedynie zwierciadlanym odbiciem Boga. W czasie medytacji osiągnięcie tego stanu nazywane jest nirvikalpa-samadhi, hinduiści określają gosziwa-darszaną, czyli „wizją boga Sziwy”(Czerwony <10). Charakterystyczną jego cechą jest poczucie jedności z bóstwem, zjednoczenie się ze światem poprzez unicestwienie odrębnej świadomości. To oznaka mówiąca o tym, że operacja dobiegła szczęśliwego końca. W Europie ten stan określa się unią mistyczną.
Takich form zbliżania się do źródła śniłem już bardzo wiele i za każdym razem jest to przedstawiane inaczej sensem wszystkich tych podróży do miejsca najbardziej szlachetnego jest trójjednia. Jak bowiem zostałem pouczony suma dwóch elementów jest czymś więcej niż sumą matematyczną. Takie troiste sumy tworzą się na każdym z poziomów Świadomości, w ich poszczególnych warstwach.
Podróże do Źródła są tak pociągające, że którejś nocy pouczono mnie abym przestał tam się wciąż pojawiać ponieważ wytworzę sobie urojeniową kreację Źródła i zostanę przez tę iluzję pochłonięty.
Rola urojeniowości o jakiej kilka razy już wspomniałem jest bardzo istotna to ona jest formą naszej karmy i dopóki ją podtrzymujemy swoimi wyobrażeniami, czyli dokąd posiadamy ego zdolne tworzyć iluzję bycia ja i nie ja dotąd w tej formie odlewana jest nasza karma, mała, ale i ta wielka która jest karmą świadomie wybieraną przez poziom duszy 7.
Oczywiście ten mechanizm jest strukturą działającą bezustannie od bycia bezczasowym,bezwymiarowym do bycia zanurzonym w czasie i przestrzenie, od nieruchomej świadomości Źródła do rozbieganej zwierzęcej świadomości. Nie ma w tym mechanizmie zła ani dobra złych ani dobrych intencji jest za to konieczność stawania się, przejawiania i powrotu do nieprzejawienia i nie jest to wynik naszych starań a Pełna Bezprzyczynowa Przyczyna przejawiania się.
Owa potencjalność śni się jako formy męskie i pole przejawiania się Owej potencjalności śniące się jako formy żeńskie. Wzajemne relacje boskiego Lingamu i Joni w hinduizmie to właśnie opowieść o tym. Pole świętych jabłoni czyli Szechina i Niecierpliwy, ten o wąskiej twarzy, Ain, Ain sof, Ain sof or, wyrażeni w języku kabały. Bóg Ojciec,Syn i Boska Matka /Dziewica, Kronos i Synowie-Zeus,Posejdon, Hades i Demeter /Persefona Greków). Płynne troistości wchodzące w swoim obrębie w relacje w parach, pojawiają się w snach bardzo często.
Współczesny umysł chętnie zaczyna widzieć w tych relacjach kod zero jedynkowy. Całkiem poważnie zaczynamy rozważać czy Bóg i Jego Przejawienie, relacja Nieprzejawienie/Przejawienie nie jest formą programu?
ROZDZIAŁ II
Aby rzucić światło na kwestię Boga jako samoprogramującego się „komputera” posłużę się oczywiście snem progresywnym.
Na wstępie kolejna mała dygresja. Choć podobno zbytnia skłonność do dygresji jest objawem zaburzeń neurobehawioralnych a konkretnie zaburzeń pragmatyki, nie oprę się snuciu tej opowieści „rzemiennym dyszlem”.
Zdaje się, że powiedział to św. Paweł ; Bóg dla nas jest zawsze tym co już znamy.
W miarę rozwoju ludzkiej cywilizacji Boga porównywano do jej największych osiągnięć. Do ognia, ciosanej kłody, świątyni, Księgi, tego co w niej zapisano inkaustem, czytelnymi słowami i tego co pozostało niezapisane, pomiędzy nimi i co niezaprzeczalnie jest a pozostało niewyrażone słowami. Potem przebąkiwano, że Jest miłością albo jak pole magnetyczne, energia, nieświadomość zbiorowa.
Podobnie jest z dzisiejszym porównaniem Boga do programu komputerowego. Wydaje się nam, że to prawdopodobne, chociaż jeżeli o Boga idzie to musi to być jakiś program najbardziej wyrafinowany, no bo przecież o Boga chodzi. Bardziej obeznani z nowinkami porównują Boga i stworzony przez Niego świat do fraktala albo do hologramu, holonu, mówią wtedy o jego urządzeniu jako holarchii czyli takiej fraktalnej hierarchii bytów co przypomina nieco hipostazy ze starej, dobrej Świętej Nauki czyli Teologii. Kiedy naszym życiem zawładną komputery kwantowe albo jakieś tam. . . . . mezonowe czy neutrinowe okaże się że Bóg zadziwiająco je nam przypomina 🙂
Zawsze jednak będziemy starali się Boga poddać próbie definicji przez analogię, nawet jej apofatyczna odmiana nie jest przecież niczym innym.
Dzisiaj pośród cywilizowanych ludzi panuje dość powszechna zgoda, że najwyższą formą boskości jest Bóg Jedyny, co najwyżej wyposażony w wiele przymiotów. Czy aby jednak Jedyny Bóg nie jest tym, już ostatnim, na którego stworzenie wysiliła się ludzka wyobraźnia, o którego w panteonie bogów za wiele?
„Rzecz zdumiewająca, jak zauważył kiedyś William James, że wielu ludziom szczególną satysfakcję daje powiedzenie, iż Wszystko jest Jednym.[…]Siła patosu monistycznego jest do pewnego stopnia psychologicznie zrozumiała. Daje na przykład miłe poczucie wolności wynikające z triumfu nad lub uwolnienia od kłopotliwego rozszczepiania i rozdzielania rzeczy.[…]Cóż za przyjemne samo przez się doświadczenie dla istoty ludzkiej.” („On Some Hegelisms” William James.)
A oto sny odpowiadający na pytanie czy Bóg jest programem, oczywiście Jedynym programem.
Z prośbą o odpowiedź zwróciłem się do poziomu Dewów, do Gordona i do jednego z Serafinów z którymi miałem zaszczyt spotkać się jakiś czas temu na stopniach prowadzących do Świątyni/Kryształowego Wiru we wnętrzu Szczeliny 8-12.
Jest nas kilkanaście(!!!) osób, wynajmujemy razem spore mieszkania. Trochę przypominają hotele. Są wielopokojowe. Wstaję rano i jeszcze nieco zaspany idę tędy co zawsze na śniadanie, do wspólnej jadalni. Skręcam „na pamięć” w prawo, a tu ściana !!! Ledwie zdążyłem się zatrzymać. Po chwili kolejna osoba idąc tak jak ja przed chwilą „na pamięć” hamuje niemal na ścianie.
Wszystko jasne. Znowu zmieniliśmy lokal. Co jakiś czas zmieniamy wszyscy razem mieszkanie i potem wynikają z tego takie historie. Nawet kiedy już sobie zdaliśmy sprawę że to jest inne mieszkanie niż to według którego topografii poruszamy się „na pamięć” nie łatwo nam uniknąć kolejnych pomyłek. Trochę jest przy tym śmiechu bo co raz ktoś się zderza ze ścianą w miejscu gdzie jej nie powinno być według starej zapamiętanej topografii. Te ściany „czyhają” na nas głównie po prawej stronie tak, że metodą zderzeń ze ścianami i przypadkowych trafień na otwarte korytarze kierujemy się raczej na lewo.
W końcu jednak wszyscy już nieco obudzeni docieramy do stołówki. Wita nas za drzwiami do niej para sympatycznych starszych państwa. To jedni z naszych tyle, że zdaje się to była ich kolej, to oni zaproponowali to mieszkanie i tym razem jest ono niejako pod ich patronatem więc czujemy się teraz gośćmi u nich. Ta cykliczność zawsze się powtarza w podobny sposób każdy z nas co jakiś czas gości całą resztę u siebie.
Wchodzę do jadalni. Łukiem w prawo i to jest jedyne prawo gdzie nie ma ściany.
Żarcia jest nie do przejedzenia. Mówię do znajomego z którym obijaliśmy się dopiero co o ściany, że tego jest aż za dużo i, że my z żoną nie jesteśmy przyzwyczajeni do tak obfitych śniadań. Najpierw mijam wielkie kawały chleba ale nie chce się nimi zapychać. Przekąszę coś treściwszego.
Obudziłem się i przeżyłem coś czego jeszcze nigdy po przebudzeniu nie doświadczyłem. Poczułem się w swoim ziemskim domu zupełnie obco!!! Pamiętałem, że to moje mieszkanie i pamiętałem jaka jest jego topografia ale jednocześnie miałam przytłaczającą świadomość bycia tu kimś obcym. Trochę mnie to przeraziło bo to odczucie nie opuściło mnie aż do momentu powtórnego zaśnięcia.
Próbuję złapać równowagę na czymś co jest wąską krawędzią(most cienki jak ostrze miecza) biegnącą z prawej na lewo. Stoję obrócony bokiem do obserwatora. Twarzą w lewą stronę. Za plecami mam wielką kwadratową płaszczyznę. Tablicę. Balansuję ciałem tak abyśmy i tablica i ja sam nie spadli z krawędzi.
Dołącza się do tego obrazu głoś śnienia:
– Czym większa siła grawitacji tym większa inteligencja!
Po chwili głos dodaje:
– Na dodatek uzbrojona w zęby !
Ta druga uwaga miała być żartem.
Potem mam zapisane w zeszycie coś co nabazgrałem po ciemku; o jakichś pojemnikach z czymś tam, „w tym świecie”.I że byłem przyczepiony do czegoś tam. Do futryny? Niestety nie mogłem sobie przypomnieć o co w tym śnie chodziło co wyjaśniłoby ten zapis dokładniej. To chyba powtórzenie poprzedniego, wariant snu o tablicy i krawędzi. Balansujące unieruchomienie w konkretnej równowadze, dostrojeniu.
Za to kolejny sen zapamiętałem dokładnie.
Jestem na dziesiątym piętrze w pokoju stołowym (c.d. pierwszego snu? ).
Trwa nadal jakaś nieogarnięta do końca sytuacja. A od strony korytarza słyszę; Sto lat, sto lat!
Wyglądam do przedpokoju i pytam; Czyja wątroba(to aluzja mitologiczna) ma żyć te sto lat?
Licznie zgromadzeni w tej części mieszkania wyjaśniają mi powód radości. Okazało się że szefowa załatwiła, że nie będzie musiała a i my z nią jechać osobiście do stolicy bo znalazła osoby które będą w tym pośredniczyły a my możemy sobie siedzieć tu nie ruszając się na dół !!!
No i mamy więcej niż się spodziewaliśmy. Nie dość, że nasz Bóg nie jest programem a Źródłem Świadomości, takich jak On Źródeł jest wiele, „składają sobie wizyty” w sąsiednich wszechświatach w „warstwie” Nieprzejawionego Niebytu spoczywającego w/poza Nicością, poziomu ósmego, częstując się produktami jakie pozyskali dzięki pracy robotników w „swoich winnicach” takich jak my, bytów duchowych i biologicznych rozkładających, jak bakterie, „drewno” Przejawienia, jego struktur, na wszelkiego rodzaju emocje będące paliwem Bogów. Nie muszą się nawet schylać do nas, mają swoich pośredników. Dusze !
Wiele razy powstrzymywano mnie we śnie przed dzieleniem się z czytelnikami wiedzą o istnieniu więcej niż 12 poziomów Świadomości Boga Jedynego. Miałem zawsze poprzestawać na poziomie 13, lustrze zwrotnym w którym pojawia się „nasze” Przejawienie jako zwierciadlana iluzja Źródła. Ale ostatecznie co mi mogą zrobić, nie da się mnie już zabić, tym bardziej, że i tak mi przecież w to nie uwierzycie ; z Punktu Źródłowego centrum Kryształowego Wiru jak się okazuje nie jedynego czyli Szechiną i Ain sof jak mówią kabaliści, Kryształowymi Rigpą i Kunszi jak określają tę parę samooświecający się w bon/dzogczen, bezforemną Takością, Bogiem Ojcem/Synem i Boską Matką/Dziewicą, spotykamy inne(!!!) Przejawienia. Sen który wam zrelacjonowałem jest z poziomu 14/15.To mój maksymalny zakres eksploracji.
Nawet już nie chcę analizować sceny w której jako jeden z wielu Jedynych „?” wyruszam na prawo, po coś konkretniejszego(!!!) niż chleb. Obcość której doświadczyłem po obudzeniu się we własnym łóżku to właśnie konsekwencja decyzji Owego „?” o odwiedzinach w Przejawieniu „naszego” Boga Jedynego. To odwiedziny obcego Boga tej samej klasy zaproszonego na wspólną ucztę.
Oczywiście mam zamiar udać się z rewizytą do tego Boga Jedynego „?”.
Stoję przy kasie(kasa to w moich snach koniec jakiegoś cyklu snów, zapewne chodzi o ten niedawny cykl o Bogu jako programie komputerowym), kasjerka tknięta jakimś przeczuciem odwraca się i wtedy również ja spoglądam w tamtym kierunku. Za kasjerką stoi coś ogromnego, mrocznego. Trochę się przestraszyliśmy obydwoje.
-Nie powinienem z sobą zabierać z sobą jakiejś zielonej(3) smugi.
-Obserwuję rozwijającą się i zwijającą, proces ten powtarza się kilkukrotnie, płaszczyznę złożoną z obrazów „telewizyjnych” poukładanych w wielu rzędach. (Kronika Akaszy!) Płaszczyzna zwija się i rozwija ze swojego lewego brzegu.
-Zamiast obserwowania jakiejś relacji od wewnątrz teraz wraz z młodym facetem mogę poobserwować je z zewnątrz.
Poza tym niczego nie zapamiętałem.
Kolejna noc. Proszę wszystkie swoje najwyższe struktury włącznie z Serafinem, strażnikiem stopni Świątyni w Szczelinie 8-12, aby przełożyły treść snów relacjonujących moją wizytę u obcego Boga Jedynego.
Wiele się śniło ale wszystko zostało wymazane natychmiast po przebudzeniu. Zapamiętałem jedynie ostatnią scenę.
Siedzimy, ja i młody mężczyzna którego śniłem poprzedniej nocy kiedy to obserwowaliśmy z zewnątrz to co zawsze obserwuję od wewnątrz. To on mnie tu oprowadza. Teraz siedzimy przy długim stole, z jego prawego końca, po mojej lewej jest sporo osób ale są zgromadzone w jakiejś nieokreślonej masie.
Z naprzeciwka, z drugiej strony stołu podchodzi obca mi Matka, to Matka mojego gospodarza który siedzi na prawo ode mnie. Matka żegna się najpierw z nim podając mu rękę a potem ze mną. Wstaję i całuję ją w dłoń.
Trzecia noc. Proszę o więcej szczegółów z mojej wizyty u obcego Boga Jedynego.
Na klatce schodowej w moim domu (4) spotykają się dwie mroczne siły, antropomorficznie to dwaj mężczyźni do siebie podobni, są w tym samy wieku. Następuje pomiędzy nimi jakaś sprzeczność jakby konkurowali o kontrolę nad moją klatką schodową, po chwili jakieś następuje zwarcie w instalacji elektrycznej i gaśnie światło. Po ciemku podchodzę do skrzynki bezpiecznikowej i próbuję wcisnąć obydwa automatyczne bezpieczniki ale tylko jeden z nich daje się włączyć, ten z prawej. Zapala się światło ale wiem, że to równoznaczne z tym, że tylko jeden z tych którzy konkurowali o o kontrolę nad moim mieszkaniem (4) pozostaje aktywny.
Siedzę w kinie razem z dwoma facetami. Ja po lewej a oni dwaj po prawej. Ten w środku to starszy, tłumacz (!) ten z prawej to sam co wczoraj przy stole. Jest ciemno. Oglądamy film o Indiach. Właśnie widzę jak na mapie Indii zaznaczane jest położenie Birmy (Mianma).Nie wiedziałem, że Birma zajmuje niemal pół subkontynentu indyjskiego i wrasta wielkim „brzuchem” od zachodniego wybrzeża w głąb subkontynentu indyjskiego, zajmując prawie połowę Indii? !!
W pewnym momencie dwaj faceci z którymi tu przybyłem wstają i odchodzą na prawo, tak aby przesiąść się na wprost ekranu(zmiana kąta obserwacji). Do tej pory siedzieliśmy po lewej. W ogóle nie zwracają uwagi na mnie. Poczułem się lekko dotknięty ich obojętnością (Co ciekawe w żadnym ze snów ów młody mężczyzna nie zamienił ze mną ani jednego zdania i nie wymieni ani jednej myśli). Przyglądam się gdzie usiedli moi obojętni towarzysze, zmieniając w ciemności akomodację(dostrojenie !) Zastanawiam się czy jest gdzieś bliżej nich wolne miejsce? Są jeszcze wolne miejsca chociaż wiele z nich jest już pozajmowanych przez inne pary albo grupki widzów, ostatecznie decyduję się zostać na swoim, nie będę się im narzucał.
No i się obudziłem.
Oczywiście Birma nie leży w Indiach tylko bardziej „na prawo”, po drugiej stronie Zatoki Bengalskiej na Półwyspie Indochińskim. Ale jest to ciekawa wskazówka co do tego, że nasza i Ich mapa nakładają się na siebie choć są oddzielnymi Światami, oddzielnymi Przejawieniami. Różni je kąt i dostrojenie percepcji. Nie ma pomiędzy nimi żadnego przepływu informacji. To takie światy równoległe. Śniłem już o nich wiele razy. Wyrastają z „łodygi” (struna?) niemal z jednego miejsca jak kwiaty (wiry) malw.
Rzadko się o tym wspomina ale opowieść o kabalistycznej Szechinie, nazywanej również Polem Świętych Jabłoni jest właśnie opowieścią o tym wieloświecie, jest opowiada nam od setek lat. Na poziomie dziesiątym już we wnętrzu Nieprzejawienia rodzą się Bogowie Jedyni, „Niecierpliwi”, którzy rozwijają swoje wszechmożliwości poprzez przestrzenie o żeńskim charakterze, swoich partnerek, Lilit/Dobrych Matek (Duchy Święte/Sophie). Każda z tych Matek wypuszcza pędy Świadomości tworząc Przejawiony czas i przestrzeń, a potem rodzi swoiste owoce, samoświadome byty o różnej złożoności, od subtelnej po uwikłaną w cykle biologiczne materii, ich „automatycznymi” pasterzami są roty Kroniki Akaszy. Każdy z tych wszechświatów ma taką Kronikę radości i cierpienia, to ona buduje formę która więzi nas w iluzji ich realności. Właśnie dlatego we śnie polecono mi zwinąć kronikę, tę którą znam z naszej rzeczywistości.
* * *
Bardzo ciekawym źródłem wiedzy o Trójcy ale i o historii recepcji tej idei jest stela nagrobna Ankh-af-na-khonsu, wpływowego urzędnika, pełniącego również ważne funkcje religijne w starożytnym Egipcie. Stela znajduje się obecnie w muzeum Kairskim. Tym bardziej wydaje się cenna, że stała się bezpośrednią przyczyną objawienia Aleistera Crowleya jakiego doznał w Kairze 8,9 i 10 kwietnia 1904 roku. Stała się bowiem bezpośrednią przyczyną powstania Crowleyowskiej Liber AL vel Legis, Księgi Prawa. Podstawą owej księgi jest koncepcja Thelemy (gr. wola) na której oparł swoją twórczość Crowley mówiąc, że każda jednostka podobnie jak gwiazda posiada swoją własną, wyjątkową orbitę i funkcję we wszechświecie. Gdyby każda jednostka zdołała ją w sobie rozpoznać i nauczyłaby się ją egzekwować jej życie harmonizowałoby z siłami i energią całego wszechświata. Ja ową Thelemę interpretowałbym raczej jako Konieczność, rozumiejąc już relację pomiędzy przyczyną i skutkiem, jak to opisałem, jako jednoczasową. Dziwaczna ekspresja swojego przekonania o własnej wolności jaką prezentował Crowley jest dla mnie jedynie przejawem urojeniowego dryfu jaki cechuje każdy ujęty w ramy mentalne system i prowadzi, najczęściej następców, w niewłaściwą stronę. Kluczem, zamkiem i drzwiami jest zrozumienie Konieczności, co nietrudno przełożyć na jej grecki odpowiednik o nieco dla zachodnich chrześcijan negatywnym podtekście, Fatum, Moira.
Aby tę refleksję odnieść do śnienia progresywnego; kiedy wracamy ze snu głębokiego poprzez granicę 5/6 na jawę spotykamy na granicy właśnie owe trzy Mojry, co można by uznać za małą trójcę. Kiedy po zaśnięciu przedzieramy się przez ową granice 5/6 w stronę Źródła owi strażnicy małej karmy przyjmują postać Cerbera o trzech głowach lub trzech psów o bardzo sprecyzowanych wobec nas zamiarach.
Wracając do Steli Ankh-af-na-khonsu.
Trzy bóstwa Crowleyowskiej Księgi Prawa to postacie pojawiające się właśnie na owej steli. Nazwanej później przez Crowleya Stelą Objawienia.
Relacje w jakiej pozostają owe trzy postacie ze steli wyrażają dynamikę wszechświata. Nuit, boginie nieskończonej przestrzeni, uosabia wciąż rozwijający się wszechświat.
Hadit, bóg znajdujący się w sercu Nuit, uosabia nieskończenie mały punkt, oraz ich dziecko, Ra-Hoor-Khut, na steli przedstawiony został jako bóg o sokolej głowie, zasiadający na tronie za ołtarzem ofiarnym.
Natychmiast pojawia się zatem skojarzenie z Arystotelesowskim okręgiem który ma środek wszędzie a obwód nigdzie, jako symbolu Boga jak również skojarzenie z głową kruka symbolizującą w alchemii dokładnie to samo co przekazuje nam Stela Objawienia. Głos drapieżnego ptaka, wibracja Kryształowego Wiru, Głos Ducha Świętego, wibracja tworząca Przejawienie wyłaniająca się z Nicości, z Bramy Szczeliny 8-12. Przez niektórych podróżników ducha słyszana jako głos trąby albo muzyka sfer. Widzimy zatem jak powszechna, od samych początków ludzkiej cywilizacji, była wiedza o troistej relacji tych poziomów Świadomości. Zrozumienie swojej roli w owej kosmicznej grze dawało dystans do trudów i radości życia i pozwalało realizować własną dynamikę istnienia.
Czy Crowley pisząc „Oto jest tajemnica Świętego Graala, świętego naczynia naszej Pani, Szkarłatnej Kobiety, Babalon Matki Szkarady, Oblubiennicy Chaosu, która ujeżdża Pana Bestię.” (Magija w teorii i praktyce), dawał świadectwo swojemu szaleństwu?
Zanim zacząłem podróżować we śnie pewnie właśnie tak potraktowałbym jego słowa, gdybym na nie podówczas trafił. Z racji mojego charakteru a niektórzy mówią, że charakter to właściwie synonim karmy, potrafię spojrzeć na te rewelacje bez uprzedzeń.
Z mojego doświadczenia metafizycznego wynika, że to prawda, a Crowley nie zwariował.
Sądzę, że w sposób zamierzony Crowley starał się postawić barierę przed ignorantami, podobnie jak czynili to inni mistycy. Ludzki umysł naprawdę interpretuje spotkanie z Pierwszym Oddzielającym się od Źródła jak spotkanie z Prometeuszem/Szatanem. Logos którym to imieniem należałoby najwłaściwiej określić tę postać o zszarganej przez wieki rozważań o Nim reputacji nie ma żadnych negatywnych notacji, jest pierwszym elementem wyłaniania się Przejawienia z Nieprzejawionej potencjalności a jego biblijne pierwotne określenie jako Oskarżyciela (Satan) człowieka przed Bogiem świetnie charakteryzuje Jego funkcję spełnianą przy powrocie refleksu Świadomości z Przejawienia do Nieprzejawienia. Owa Ladacznica, Babalon, jak usłyszałem we śnie – Najstarsza Kurwa Świata, jest polem(czasoprzestrzenią) przejawiania się Logosa. Szkarłatna Kobieta zaś polem przejawiania się Czerwonego < 10 tak chętnie określanego przez ludzi Chrystusem czy Sziwą. To poziom Świadomości który filtruje i odrzuca odpryski (rozbite skorupy)zmarginalizowanych w bytach biologicznych przejawów samoświadomości które pozostają w autoiluzji bycia oddzielnymi od Nieprzejawionego Źródła Świadomości.
Oblubieńców również już poznaliśmy.
Crowley nie do końca potrafił unieść ciężar swojego objawienia i często tracił dystans do swej roli. Mnie te dywagacje nigdy nie poruszały ponad miarę a świadomość konsensusowości ludzkiej etyki nie skłaniała do prowokacyjnych zachowań i pewnie dlatego Kontroler strumieni wewnętrznych przepływów w obrębie przejawionej części Świadomości, byt duchowy przedstawiający się swoim pełnym choć anagramowanym imieniem; Ferluca Facet z Salzburga, po całonocnej rozmowie stwierdził, że się nadam.(Oczywiście chodzi o Syna Jutrzenki. Lucyfera, rozkazodawcę(łac.facet) z Solnego/Kryształowego Miasta, z wnętrza Szczeliny 8-12.)
Warto w odniesieniu do Crowleya i kart w ogólności, jako metody poznania Źródła, powiedzieć, że chociaż pod wpływem objawienia da się stworzyć talię kart tarota (co kiedyś w wolnej chwili wykażę) należy być zawsze świadomym, że ten mechanizm zazwyczaj nie działa odwrotnie. Mimo swojej ogromnej wartości kombinatorycznej karty nigdy nie doprowadzą nas do autentycznego doświadczenia mistycznego, najpewniej pozostawią nas w aporii wobec najwyższych tajemnic ponieważ nie będziemy nigdy w stanie wybrać najistotniejszej informacji z powodzi symbolicznych znaczeń. Ktoś musi za nas to uczynić. Ktoś kto widzi te kwestie z nieludzkiej perspektywy.W śnie nieświadomym zdajemy się na swoje najwyższe struktury Świadomości, one określają najwłaściwszą formę w jakiej dotkniemy tych kwestii.
Musimy być świadomi, że karty mimo swojej pozornej niemal nieskończonej liczby ścieżek i wzajemnych zależności ograniczą nas swoją symboliką i regułami posługiwania się nimi i zmuszą do zastąpienia własnej ekspresji „mieszaniną piasku egipskiej pustyni i potłuczonych kamieni milowych pozostawionych przez dawne cywilizacje”.
Przypominając podsumowanie poprzedniej częściDe venatione sapientiaeczyli „Metafizyki śmierci” warto jeszcze raz podkreślić, że struktury najgłębsze, w naszym pojęciu najstarsze i świadomościowo najmniej zróżnicowane, choć bezrozumne nie są wbrew naszym, ludzkim oczekiwaniom i naszej logice najsłabsze ale w swojej prostocie i bardzo krótkich „odcinkach”, pierwocinach pojmowania przez Siebie przestrzeni i czasu przejawionego, w pierwotnych aktach pozbawionych jeszcze doświadczania siebie jako oddzielnego podmiotu i przedmiotu(również przedmiotu podmiotowego, czyli samoświadomych tkwiących w iluzji oddzielności istnień) na zewnątrz siebie i wynikających z tego pierwszych, najpotężniejszych aktów woli, wszechpotężne. Jeden akt woli głębokich struktur, przez to, że leżący u podstaw istnienia Świadomości, czasu i przestrzeni, może targnąć życiem milionów ludzi, całą planetą, słońcem, galaktyką.
Należy również być świadomym, że wszystkie hipostazujące od Źródła samoświadome byty przedludzkie mają świadomość pozamyślową, pozawerbalną, pozalogiczną czyli formy wyrazu ich świadomości są również przedmyślowe czyli bardziej abstrakcyjne niż nasz sposób percepcji, potrafiące uchwycić sensy przedmyślowo, i przedwerbalnie dlatego śniącym wydają się wszechmądre bo potrafią uchwycić sens przed jego dialektycznym wyrazem typowym dla ludzkiej percepcji. Człowiek pojmuje wszystko jako proces myślowy prowadzący od szczegółu do ogółu lub odwrotnie. One widzą je tym bardziej podmyślowo/przedmyślowo czym bliżej ulokowane są źródłowych pierwocin Świadomości. Nie jest to jednak mądrość w naszym rozumieniu a szeroki ogląd sytuacji w jakiej my poruszamy się powoli i na dodatek linearnie nieświadomi celowości przyczyn i przyczynowości skutków. W inny sposób można by było to wyrazić mówiąc, że przestrzeń Świadomości Nieprzejawionej 8-12 jest matrycą(złotą) na której powstaje przestrzeń Świadomości 6-8 a na tej z kolei (białej/koronkowej)matrycy powstaje szczegółowa, dialektyczna przestrzeń świadomości 1-5. Zagięcia matryc które je nakładają na siebie to nic innego jak Granice 8/9 i 5/6.
Istnieje jeszcze jedna pośrednia, w pewnym sensie iluzoryczna matryca, matryca ludzkiej cywilizacji, zasłona bytu (istnieje tylko dla człowieka)-Paroket, srebrna (kolor nauczycieli duchowych, a zatem to zasłona wiedzy) to Nigredo8/1 inaczej Choronzon 333. Na tym i na poziomie Nicości 8/2 magowie/szamani /proszący w modlitwie zmieniają strukturę niższego przejawienia modyfikując jeszcze „gęste”/archetypowe wzorce Świadomości stojące u podstaw zdarzeń w obszarze 1-5.
Urojeniowość czynności magicznych bo taka jest struktura takiej operacji działa oczywiście poprzez bramę astralną 3 i mentalną 4 (obrzędową i myślną), przy odpowiednich umiejętnościach może wstecznie wpływać na szczegółową realizację zdarzeń dotyczących ludzi nie naruszając wyższej Konieczności, działanie odbywa się na poziomie 8/1i 8/2.Uszczegóławiając, można spowodować pożądany przez maga/szamana/proszącego efekt fizyczny ale Czyniący musi znaleźć najpierw tę Konieczność w strumieniu Świadomości osoby poddanej działaniu magicznemu/szamańskiemu/proszalnemu na poziomie 8/1 lub 8/2(to coś w rodzaju pierwocin podatności wybranej osoby na konkretne zdarzenie) i zmienić ją w wyobrażony przez siebie sposób. Czas tu nie gra roli bo można operować na tych poziomach w Konieczności wybranego zdarzenia przesuwając/zamieniając jego realizację z przeszłości do przyszłości lub odwrotnie. W ten sposób Konieczność na poziomie matrycy 8/1 i „napełniania” form 8/2 nie zostaje przekroczona a szczegółowe zdarzenie może zajść w życiu osoby na którą mag/szaman wpływa. Można zatem przesunąć okres, na przykład, bycia zdrowym z przeszłości w przyszłość lub teraźniejszość a okres choroby w przeszłość. Sztuka polega na tym aby nici tych tendencji nie przerwać a je przesunąć, zamienić względem siebie.
I jeszcze jedna sprawa, dotycząca zła osobowego które tak naprawdę można by uznać za jeden z aspektów Trójcy (Pierwszy Oddzielający się od OjcoMatki, Logos-Szatan/Chrystus)chociaż chrześcijaństwo przed tym się histerycznie wzbrania, o czym już dzisiaj wspominałem a warto powtórzyć to jeszcze raz przy okazji Crowleyowskiego rozumienia Trójcy. Zła osobowego któremu w jego najwyższym wymiarze, w XVI wieku John Dee i Edward Kelley a po nich na przełomie XIX i XX wieku Crowley i okultyści jego czasu, choćby ci zgromadzeni w Ordo Templi Orientis czy Zakonie Złotego Brzasku, chętnie nadawali miano Choronzona (333), Pana iluzji.
Co jest iluzją a co nią nie jest? Kto jej u lega? Czy możemy ją w ogóle rozpoznać zanim jej doświadczymy, a może iluzja jest właśnie formą naszego istnienia i bez niej w ogóle nie istnielibyśmy jako byty oddzielne od siebie nawzajem i od samego Źródła?
ROZDZIAŁ III
Rozpocznijmy od spojrzenia na najwyższe rejony kabalistycznego, rozszerzonego, jedenasto sefirotycznego Drzewa Życia. Tą dodatkową sefirą jest Daath(Daat), sefira iluzoryczna. Tak jest.To właśnie usytuowanie Choronzona 333.
„Między tymi siedmioma sefirotami a trójką najwyższych gałęzi drzewa życia znajduje się przepastna otchłań, kraina paradoksów, w której wszystko jest zarazem prawdą i fałszem. Kabaliści nazywają ją „nieistniejącą” sefirą Daath, czyli sefirą fałszywej wiedzy, albowiem mieszka w niej demon rozumu – Choronzon – który zastawia na maga pułapkę utkaną z myśli. Otchłań to również wrota do innego świata. Można nimi przejść na drugą stronę Drzewa Życia, do sfery cienia, gdzie znajdują się 22 qlifotyczne tunele i ich demoniczni strażnicy. ( To urojeniowość w którą popadamy za każdym razem gdy próbujemy sobie przedstawić negatywnie lub pozytywnie ową strukturę, warto porównać tę informację z 22 ścieżkami Księgi umierania dla ateisty)Tą drogą wkracza do życia śmierć. Otchłań jest przejściem od świata manifestacji do świata ideałów. Powiada się, że kto ją przekroczy, ten znajdzie się poza dobrem i złem, uwolniony z pułapek dualistycznego myślenia.
Nad otchłanią znajduje się trójca najwyższych sefirotów. Są to prazasady istnienia. Pierwsze dwie z nich, Bina i Chokma (czyli „zrozumienie” i „mądrość”), rozmieszczone na filarach łaski i sprawiedliwości, posiadają cechy podobne do dwóch sefirotów znajdujących się tuż poniżej otchłani, do Gebury i Chesed. Są ich pierwowzorami w świecie ideałów. Bina to Wielka Matka, miejsce reintegracji osobowości, która ulega dezintegracji w trakcie przekraczania Otchłani( autor ma zapewne na mysli Nicość poziomu 8/2- JB). Chokmah to Wielki Ojciec, siła pobudzająca istnienie. […]Nad nimi góruje Keter (czyli „korona”), o którym można powiedzieć tylko tyle, że jest punktem z którego rozwija się całe Drzewo Życia. Keter to źródło wszelkich rzeczy, jedność, która godzi wszelką różnorodność, początek i koniec wszystkiego. ” (Dariusz Misinuna)
Autor konsekwentnie powtarza niedopowiedzenie zapisane w kabalistycznym obrazie Drzewa Życia, a może nie tyle niedopowiedzenia co patriarchalną formę wiedzy kabalistycznej. Ojciec(Androgyniczna „męska” część 1.1 współistotna Matce1.0) przyjmuje strumień Świadomości powracający z bytu i jest również bezpośrednim Źródłem Pierwszego Oddzielającego się ale to Matka jest Polem Przejawiania się urojonego odbicia Źródła. Łonem dla całej iluzji Przejawienia.
Warto w zamieszczonym powyżej Drzewie Życia zauważyć Paroket(na wykresie Veil), zasłonę którą tu widzimy poniżej Daath. W snach zasłona bytu, w postaci długiego stożkowatego płaszcza, pustego(!)w środku pojawia się w okolicach poziomem Nicości 8/2.Kabalistyczne drzewo życia wcale nie oddaje precyzyjnie linearnej transcendującej struktury Świadomości, skupia się na zależnościach i wzajemnych relacjach poszczególnych poziomów Świadomości korzystając ze swobody przestrzennej jaką daje immanencja. Sam próg (na wykresie Abyss) to właśnie Granica 8/9.
Powróćmy jednak do głównego wątku rozważań. Do Najwyższej Trójcy.
W moim rozumieniu Trójca Święta jest jedynie naszym sposobem widzenie immanencji, naszym sposobem jako istoty transcendującej immanentność Świadomości (dzielącej ją na warstwy). To co potencjalne, męskie, nieruchome widzimy jako pierwszy z elementów Trójcy, Ojca. Bardzo często w snach pojawia się jako osoba niespełna rozumu ale pełna pasji. To Coś co w tarocie można by nazwać Głupcem i Asem jednocześnie. To co staje się polem przejawiania owej potencjalności czyli to co jest żeńskie co rodzi w swoim łonie czas i przestrzeń oraz przejawiający się pierwszy byt będący w iluzji oddzielności to nic innego jak Matka(Sophia/Duch Święty), Dobra Matka w snach jest pełna mądrości, poprzedza ją często faza Lilit, faza ekspresji Pierwszego Oddzielającego się, wtedy jej mądrość jest amoralna co nie oznacza oczywiście niemoralności. To co pierwsze, samoświadome, popadające w iluzję oddzielenia od pierwszej pozornie dialektycznej pary „Ojcomatki”10/11/12(12 to już androgyn), to Syn współistotny Ojcu. Pierwszy Oddzielający się, Logos, Zbuntowany,Prometeusz, Adam Kadmon, Szatan etc.etc.
Teraz wystarczy zdać sobie w pełni sprawę z tego co tak naprawdę wyjawiają nam sny.
To co widzimy w snach i wizjach mistycznych linearnie i co jest poprzedzielane trzema (!)granicami tak naprawdę składa się jak origami wzdłuż i poprzek granic i nakłada na siebie. W tym właśnie sensie możemy mówić o naszym transcendowaniu czegoś co tak naprawdę jest immanentne. I tak, całe Nieprzejawienie nakłada się na poziom długiego /wielkiego życia (Awesta) czyli poziom Brahmaniczny8 a ten z kolei staje się podłożem Paramatmana7+ i Atmana7 i poziomu Buddycznego6 czyli naszymi przedkarmicznymi „czekającymi” w Domu Duszy6, na wcielenie (w małej karmie) aspektami aby w końcu stać się całym naszym obszarem fizycznego działania 1-5 gdzie w iluzji mentalnej i emocjnalnej (urojeniowej) karmy w obrębie małego/krótkiego życia pozostajemy jako ludzie.
W niektórych snach cała struktura Świadomości przedstawiona jest nam jako człowiek i jego poszczególne partie ciała co zauważył już w swoim czasie Swedenborg i nazwał ową postać człowiekiem kosmicznym (kabaliści Adamem Kadmonem). Granicą5/6 jest talia, granicą 8/9 szyja a granicą nicującą, ustami Androgyna12(Iśwary) są usta.
To co ponad (a wewnątrz Szczeliny 8-12) granicą 8/9 obracającą percepcję do góry nogami jest Ojcem 10/11, Matką10/11 i Synem(Czerwonym <10 określanym również od jakiegoś czasu Chrystusem) znajduje po obróceniu swoje odwrotne aspekty na poziomie Brahmanicznym 8, odpowiednio ; w złotym królewskim poziomie 8/3, Nicości 8/2 i Czarnym 8/1. W takim sensie właśnie Logos, Chrystus(Czerwony < 10) staje się wymiennie Szatanem czyli tym co zwykłem określać Czarnym 8/1(Nigredo) a Crowley Choronzonem 333. W jednym ze snów tę troistość przedstawiono jako pozorną dwoistość, relację Ojca do Matki wyrażoną liczbową zależnością 1.1:1.0, zapewne dlatego zwykło się wyobrażać Boga jako mężczyznę. Jednak matematyka snu nie jest taką jak nasza. W snach to co po przecinku jest urojeniową minusowością tego co przed przecinkiem. Zatem to w Ojcu10/11 odnajdujemy ideę urojeniowego syna, Pierwszego Oddzielającego się, nazywanego przez kabalistów Adamem Kadmonem.
Gnostycy wszystkich czasów byli by zachwyceni moim wywodem. Nie wiem Jak wy? 🙂
Na końcu warto było by poświęcić nieco więcej uwagi Choronzonowi 333 czyli Czarnemu 8/1.
Choronzontradycyjnie jest określany w teodycei okultyzmu arcydemonem, Panem halucynacji i rozproszenia i zasadniczo uosobieniem „zła”? Chrześcijanie nazwali by go najchętniej Szatanem. Legionem, ponieważ Pan iluzji ma nieskończenie wiele postaci.
Choronzon jest wszędzie wokół nas i w nas wszystkich przez cały czas. Jak radzić sobie z Jego energią w tym świecie?
Jednym ze sposobów na to jest zmiana naszego punktu widzenia.
Czym dokładnie on jest?
Jaką siłę określa imię Choronzon oraz jego numer 333. Czy rzeczywiście jest złem osobowym? Wystarczy zmienić perspektywę. Ta zmieniona perspektywa pozwoli nam przemienić tę energię w coś użytecznego.
Innym sposobem transmutacji Choronzona jest wypracowanie sposobów radzenia sobie kiedy nie możemy znaleźć pozytywnego zastosowania jego energii.
Choronzon jest mieszkańcem progu (Guardian of the Abyss, jak nazwali go anglosascy okultyści). Jego strażnikiem. To nikt inny jak „nasz” Czarny z poziomu 8/1(Nigredo).Często śni się nam poprzedzany przez jednogłowego czarnego psa. Razem pilnują przejścia poprzez Nicość 8/2 ku Granicy 8/9. Mówi się, że zna nasze najskrytsze pragnienia i nasze czyny. Mówi się jednak o nim również, że jest wewnątrz pusty i sam składa się z iluzji. Dlaczego? Ponieważ jest nami, naszym najdłuższym cieniem. To cień nas samych, który rzutujemy przed sobą kiedy jesteśmy „odwróceni plecami” do światła Szczeliny 8-12.
Jeśli weźmie się jego grę na poważnie, rzeczywiście można mieć sporo problemów. Sztuką którą rozwijamy we śnie progresywnym jest rozpoznanie jego niemocy. Wszystko co może nam uczynić to wykorzystać przeciw nam nasze własne urojenia dotyczące nas samych i świata nas otaczającego.
Większość wyobrażeń Choronzona, tego pozornego arcy-diabła pochodzą z epoki elżbietańskiej i wiktoriańskiej, czasów moralnego kryzysu, sprawiedliwości zdominowanej przez patriarchalne, fundamentalne chrześcijaństwo. John Dee i Edward Kelley, którzy nazwali Choronzona Choronzonem jako pierwsi, choć amatorów tajemnej wiedzy za ich czas było wielu, doświadczali owej konstrukcji na zewnątrz siebie i traktowali go jako realny byt uosabiający duchowe zło. Nawet obrazoburczy Aleister Crowley miał z tą iluzją poważne problemy.
Co jeszcze ciekawsze również ja w czasie podróży sennych spotkałem się z tą przestrzenią chociaż w moim przypadku przyjęła nieco zmodyfikowaną nazwę Chorezm, co jeszcze ciekawsze była ona czymś w rodzaju Świętego Miasta zawierającego w sobie wszystkie kulturowe wytwory ziemskich cywilizacji, włącznie z architektonicznymi. W tym kontekście oszałamiające może okazać się przedefiniowanie prawdziwego znaczenie mistycznych wizji Niebiańskich Miast. Chociażby Niebiańskiego Jeruzalem z wizji Teresy z Avila. Reinterpretacja prawdziwej roli biblijnego Jeruzalem o dwunastu bramach, dwunastu plemion Izraela i Mesjasza, czy jak wolą chrześcijanie współistotnego Ojcu Syna Bożego, daje jeszcze lepszą pożywkę naszej wyobraźni.
Operację magiczną mająca na celu pokonania Choronzona, jaką w 1909 roku przeprowadził na Saharze Crowley wraz ze swoim uczniem, Victorem Neuburgiem można uznać raczej za farsę, bo pokonanie Nigredo8.1/Choronzona333 nie wymaga niczego więcej niż rozpoznania jego natury,choćby przy pomocy snu progresywnego i nie nie musi wcale wyglądać jak Kuszenie Jezusa na pustyni czy walka Crowleya z polimorficznym demonem na Saharze, zapewne po sporej dawce halucynogenów z czego Crowley był znany.
„Pan iluzji” jest zatem panem naszej rzeczywistości. Strzeże Granicy 8/9, ponieważ jest to brama do Nieprzejawienia. On jest tkaczem form wyłaniających się z Nicości 8/2, mistrzem materii i jej manifestacji. Choronzon jest zatem progowym elementem formującym tkaninę czasoprzestrzeni już na poziomie 8/1. Dzieli rzeczy w nieskończonych permutacjach możliwości. Jego cyfrowa charakterystyka gematryczna to 333 i opowiada nam o całej jego strukturze. Poziom 3 astralny, wyobrażeniowo- emocjonalny. Poziom 30 jako łącznik do przestrzeni 6-8 i 300 czyli to z czym połączenie to się styka czyli właśnie poziom 8/1(300=8). Suma liczb daje nam 9 czyli granicę na której progu Czarny 8/1 zagradza naszej świadomości drogę do Źródła. A przed jej narodzinami pozwolił naszej duszy 7 rozszerzyć iluzję wielorakości Przejawienia i umacniał ją w iluzji bycia oddzielną od Źródła kiedy wydostała się ze Szczelinie 8-12 i przekraczała poziom Nicości 8/2 napotykając go jako tego 8/1 który różnicuje pierwotne formy. Zapewne osobnego artykułu wymagała by analiza liczb i ich wzajemnych relacji pojawiających się w snach, zaskakująco podobnych do zasad gematrii, szczególnie znaczenia wielokrotności zer 0, 00 i 000 ale w tym momencie chyba nie jest to zbyt istotne.
Dla spirytystów lub fanatyków religijnych lub nawet tylko tych, którzy mają problemy z podjęciem codziennych decyzji, wyboru kierunku w życiu, ten labirynt może stać się koszmarem. Ale przypomnijmy sobie, to tylko kwestia perspektywy: Możemy znaleźć naszą własną drogę przez ten labirynt możliwości, a więc nauczyć się korzystać z tańca tej mocy, by „przekraczać” ową pozorną różnorodność.
Rozpoznanie iluzoryczności Czarnego 8/1 który zawraca nas ku naszej karmie a jednocześnie jest czymś w rodzaju siły różnicującej formy Nadduszy 7+ i „naszej”Duszy 7, kiedy Świadomość wydostaje się ze Szczeliny 8-12 już jako prailuzja oddzielności od Źródła 12, daje dostęp do ogromnej energii którą nasza świadomość odbiera jako zdjęcie zasłony Paroket i rozbłysk boskiego światła.
Choronzon jest również mistrzem paradoksu i sprzeczności? Dlaczego? Ponieważ w świecie poziomów 6-8 obowiązuje specyficzna logika. Logika paradoksu. Nie jest to zatem jego celowe działanie, demoniczna przewrotność a raczej nasze niezrozumienie idei logiki funkcjonowania poziomów ; buddycznego 6, atmanicznego7 i brahmanicznego8. Nasza logika ziemska jest dialektyczna ; A nie jest B, w tamtej logice A i B są tym samym choć jednocześnie różnym od siebie, bo nie ma pomiędzy nimi „odległości”, sprzeczności żadnego typu, w naszym rozumieniu.
Choronzon powiedział Crowleyowi o sobie, że jest Panem kłamstwa, ale skoro tak to jak można było mu w to uwierzyć !?
Choronzon jest w zasadzie tym czymkolwiek chce, aby tylko w ogóle być, i jest zwykle związany z aspektami świadomości, które wymagają konfrontacji z ludzką rzeczywistością. Bójcie się, a on jest samym strachem. Bawcie się z nim, a on jest grą wcielenia.
Choronzon jest wielkim Inicjatorem naszego przejawiania się. W swojej logice paradoksowej jest Bogiem twórcą i Bogiem niszczącym stworzenie, przejawioną formą Czerwonego <10 z wnętrza Nieprzejawienia. Nie jest jednak Źródłem bo jego cechą konstytucyjną jest iluzja bycia, bycia oddzielnym od Źródła. Jest tym pierwszym odbiciem boskiego Źródła w zwierciadle poziomu 13 które jest niczym innym jak widzianą od wewnątrz Szczeliny 8-12 granicą 8/9. 13=9!
Strach a raczej podniecający straszek jaki towarzyszył okultystycznym spekulacjom o Choronzonie spowodował, że na dwa stulecia wśród niezależnych poszukiwaczy drogi do Boga wyparł Szatana do tej pory eksploatowanego na licencji judeochrześcijańskomuzułmańskiej.
Postawmy w tym miejscu kropkę ponieważ wszystko co miałem do powiedzenie na ten temat powiedziałem!
Jak powiada Jacob Bronowski: „Kiedy Pitagoras dowiódł swego wielkiego twierdzenia, złożył muzom w ofierze sto wołów w podziękowaniu za natchnienie. Był to gest dumy i pokory zarazem, uczuć jakie po dziś dzień odczuwa każdy uczony, gdy otrzymane dane liczbowe pasują do siebie i powiadają: Oto fragment struktury samej przyrody, klucz do niej.”
Ja nie uczyniłem tego jedynie z braku stu wołów 🙂
Na koniec, dla rozproszenie gęstej metafizycznej atmosfery jaka zapewne ogarnęła umysł uważnego czytelnika, kilka dygresji o tych którzy dociekali Przyczyny Wszystkiego podobnie jak ja a nie byli określani głupcami, spekulatywnymi ezoterykami czy neognostykami a współczesnymi okultystami praktykującymi okultyzm jaki z wielkim natężeniem uprawiało się na przełomie XIX i XX wieku. Choćby taką magię masturbacyjną w Crowleyowskim Argentum Astrum i ryty magii seksualnej różokrzyża w Ordo Templi Orientis (Różokrzyż to wyrażona w języku symboli pozycja zjednoczenia męskich i kobiecych genitaliów. Innymi słowy, punkt kulminacyjny rytuału „Szafirowej Gwiazdy” obejmował stosunek płciowy a po jego zakończeniu, rytuał nakazywał by adept przywołał Seta, który miał zjawić się w kręgu. Potem należało „napić się sakramentu -mieszaniny seksualnych płynów męskich i żeńskich, udzielić nimi komunii”).Oczywiście powstało wiele innych nie mniej interesujących rytuałów, choćby w Hermetycznym Zakonie Złotego Brzasku, Swedenborgiańskim Rycie Masonerii, Societas Rosicruciana, Zakonie Martynistów czy Zakonie Iluminatów lub podobnych tego typu kółkach w których oprócz dziwnych rytuałów kwitł proceder kupczenia tajemnymi przekazami, a adepci różnych tajemnych stowarzyszeń nawzajem nadawali sobie tytuły, oczywiście najchętniej te najwyższe. Wystarczyło więc znaleźć taką osobę i kupić od niej odpowiednie pełnomocnictwa. I tak na przykład jeden z założycieli O.T.O, Theodor Reuss jednego dnia przyjął na swoje barki tytuł Wielkiego Suwerennego Inspektora Generalnego 33 Rytu Szkockiego Cernaua i pełnomocnictwa do dzierżawienia Rytu Szkockiego Dawnego i Uznanego oraz rytów Misraim i Memfis.
Aby jednak nie wzbudzać niezdrowej ekscytacji należy wyjaśnić, że według okultystycznej doktryny autorstwa Crowleya u podstaw wszelkiego istnienia znajduje się akt płciowy. Nie trudno się domyślać że na poziomie boskiego Androgyna Crowley przedstawiał go jako auto lub homo erotyzm. W moim odczuciu, pozbawionym w zupełności jakiejkolwiek pruderii było to może nie tyle przejawem naiwności co rodzajem natręctwa, a może tylko chęcią szokowania, na pewno nie można zarzucić Crowleyowi braku pomysłowości. Ostatecznie instrument magiczny każdy z adeptów nosił przy sobie. Wyobrażenie aktów łączących to co męskie, potencjalne z tym co żeńskie będące polem przejawiania się potencji na każdym z duchowych poziomów nie ma nic wspólnego z kopulacją jak wyobrażają sobie to ludzie, można ją wytłumaczyć chęcią porównania aktów boskich do najbardziej wzniosłych i jednocześnie destrukcyjnych doświadczeń „małej śmierci”.Seksualizacja duchowości przysparzała Crowleyowi niewątpliwie wielu zainteresowanych owym świętym wyuzdaniem. Oczywiście należy rozumieć, że Crowley reprezentował formę duchowości tak zwanej lewej ręki czyli zwracania się do wewnątrz, przebóstwienie człowieka, soteriologii introwertycznej a nie jak większość religii tzw prawej ręki podążanie „poza siebie” ku różnego rodzaju egregorialnym zbawicielom, soteriologicznej ekstrawersji. Swoją drogą przebóstwienie człowieka również jest egregorializacją wyobrażeń z tym procesem związanych i w zasadzie poza warstwą werbalną uzasadniającą rytuały, stopnie wtajemniczenia itp. niczym się nie różni od religijnej eschatologii chrześcijaństwa czy pozostałych religii księgi. Crowley napisał nawet Mszę Gnostycką aby adepci nie czuli braku rytuału podobnego do nabożeństw religii księgi.
”Od wszystkich osób, również nie zrzeszonych w O.T.O. biorących udział w ceremonii oczekuje się, iż wezmą udział w eucharystii na końcu ceremonii. Tym, którzy chcą uczestniczyć w celebracji Mszy Gnostyckiej sugerujemy zapoznanie się z jej tekstem (Liber XV)”. Całość prawa Thelemy na którego objawieniu Crowley oparł swoją działalność można by zamknąć w dwóch zdaniach. Greckie słowa: ????µ? – „wola” oraz ????? – „miłość”, posiadają tę samą wartość wynoszącą 93. Liczba ta stanowi symboliczne wyrażenie zasady Woli („Czyń wedle swej woli będzie całym Prawem”) i Miłości („Miłość jest prawem, miłość podług woli”).
(Źródło: FAQ z internetowej strony O.T.O)
Nie przypomina to wam słów Św Augustyna „Rób co chcesz tylko kochaj? ”
W dziedzinie duchowości bowiem wszystko co już było do odkrycia odkryto a wciąż nowe odkrycie są pozorne i można je uznać za wyraz indywidualnej ekspresji własnego zrozumienia owej wiedzy. Istnieje również trzecia droga Droga Środka, która proponuje ruch obustronny, w górę i w dół, na zewnątrz i do środka, a której najsłynniejszym filozoficznym eksponentem jest taoizm. Chyba właśnie taoizmowi jest najbliższe śnienie progresywne. Nie wynika ta bliskość z jakichś pierwotnych założeń formalnych ale z głębokiego zrozumienia struktury rzeczywistości i naszej w niej roli.
Symbol Trójcy Świętej dla Crowleya był fallusem-pankreatorem, „stwarzającym wszystko członkiem”. W trójcy tej Ojciec to penis w erekcji, Syn to nasienie – produkt Jego działalności i nośnik Jego koncepcji, Duch zaś to zygota – idea w poczęciu (zjednoczenie tego, co męskie i żeńskie). Każdy z nich, w oderwaniu od pozostałych, jest niekompletny i tylko razem tworzą całość, która podtrzymuje świat przy istnieniu.
Crowley sięgną po wiedzę orgazmiczną, zyskiwaną w momencie najwyższego seksualnego uniesienia. W którym to momencie człowiek według niego może posiąść wiedzę ostateczną i poznać prawdziwą strukturę bytu pozbawioną kulturowego formatowania. W ten sposób osiągano “Wielką Jedność”.Oczywiście techniki O.T.O. są oparte na technikach tantrycznych. Rytualny orgazm i powstały w jego konsekwencji eliksir Crowley nazwał „Ofiarą Mszy”.Jak głosiła jego instrukcja: „Eliksir jest ziarnem życia. Z tej oto racji, choć jest on najpotężniejszą, najbardziej błyskotliwą rzeczą, jaka istnieje w całym Wszechświecie, samą Zjawą Naszego Boga-Słońca, jest on także najdelikatniejszą i najwrażliwszą spośród wszystkich rzeczy”.
Ta definicja nieodparcie przywodzi mi na myśl przejście przez Nicość poziomu ósmego kiedy otacza nas świetlista płynna, drogocenna substancja o naturze świetlistoduchowej.
Nie łudźmy się jednak, nie po tak głęboko metafizyczne doświadczenia rytów magi seksualnej przybywała do owych zgromadzeń większość kandydatów na okultystów, rekrutująca się głównie spośród znudzonych nieco tępawych mieszczan. Najcelniej podsumował pogoń za tą metafizyczną nowością naszych czasów, przywoływany już przeze mnie historyk idei, A.O. Lovejoy:
„Zdanie „omne ignotum pro mirifico” krótko i węzłowato wyjaśnia powodzenie wielu filozofii, włącznie z tymi, które cieszyły się powszechnie wielkim uznaniem w naszych czasach. Czytelnik nie wie dokładnie, o czym w nich mowa, ale tym bardziej otacza je atmosfera wzniosłości; oto naraz ulega miłym uczuciom respektu i egzaltacji, gdy kontempluje myśli o tak niezmierzonej głębi- ich głębi wszak przekonująco dowodzi fakt, że dna ich dojrzeć nie można. Pokrewny temu jest patos wiedzy ezoterycznej.”
Skoro padło słowo patos, przytoczę w tym miejscu treść jednego ze ślubowań wstępującego w progi dwudziestowiecznego Ordo Templi Orientis :
„Ja, ……, oddając się do waszej dyspozycji jako bezsilny więzień, ogłaszam wszem i wobec że pochodzę z Koryntu, jestem wolnym obywatelem miasta Ateny, sprzymierzeńcem Mityleny, podróżującym w spokoju do Miasta Słońca, Heliopolis, poszukując Światła i Prawdy, Mądrości i Spokoju. Przeto więc proszę was w pełni pokory, abyście udzielili mi gościny i obdarzyli mnie swymi MISTERIAMI, które ślubuję zgłębiać i trzymać w największej tajemnicy. Gdybym zaś miał kiedyś złamać to ślubowanie i zdradzić ten chleb i sól, niechaj psy pożrą moje ścierwo, niechaj rozpadnę się na kawałki i przestanę być człowiekiem!”( O.T.O- rytuał Minervala )
Na pozostałe stopnie wtajemniczenia, a jest ich nie mało, ślubowania wcale nie są mniej barwne.
STOPNIE I SZCZEBLE W O.T.O. | ||||||||||||
Trzecia Triada, czyli Triada Człowieka Ziemi | ||||||||||||
|
||||||||||||
Rycerz Wschodu i Zachodu (R.·.W.·.Z.·.) (poza wszelkimi triadami) |
||||||||||||
Druga Triada, czyli Triada Kochanka | ||||||||||||
|
||||||||||||
Pierwsza Triada, czyli Triada Eremity | ||||||||||||
|
||||||||||||
Zapewne zjada was ciekawość jaki profit duchowy niesie z sobą dostąpienie wiedzy poziomu X stopnia – Rex Summus Sanctissimus?
Aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, niemal natychmiast, można właśnie wykorzystać śnienie progresywne. SZIRIN ! Zbadaj X stopień wtajemniczenia Ordo Templi Orientis ! Pierwszy sen: Chodzi o bezresztkowe przyspawanie się do płyty głównej. Tak aby kiedy będzie nakładana na tę płytę wierzchnia warstwa, dekoracyjna emalia zewnętrzna, przyspawane elementy w kształcie wąskich kielichów, przylegały jak najściślej do płyty głównej. |
Drugi sen:
Widzę jak Crowley(!) osobiście układa swoją biografię z czarno białych zdjęć i tłumaczy, że wszystko od samego początku jest dokładnie wyreżyserowane tak aby nie pozostawić miejsca na interpretację innym !!!
No, a czym jest ta płyta główna?
Znajduję się w przedpokoju, topografią przypomina mi przedpokój mieszkania rodziców z 10 poziomu. Jest jednak dużo dłuższy. Ma kilkanaście a nie kilka metrów. Widzę jak przez drzwi z z prawej strony, z klatki schodowej wchodzi brat (nie mam brata na jawie), towarzyszy mu jego znajomy. Niosą ciężki pakunek zawinięty w białe prześcieradło. Nie zauważają mnie. Rozmawiają ze sobą spokojnie. Rozwijają prześcieradło. Okazuje się, że przynieśli ciało młodego mężczyzny. Przywieram na końcu korytarza do podłogi. Nie chcę żeby mnie zauważyli. Nie wyglądają na zabójców tego człowieka. Musieli skądś te zwłoki zdobyć. Brat wraz z kolegą zdejmują z trupa skórę i zaczynają ciało dzielić na niewielkie porcje. Przez cały ten czas rozmawiają spokojnie o jakichś swoich sprawach. Wygląda na to, że nie robią tego pierwszy raz.
Wciąż nie odkryli że jestem w pobliżu.
Leżę na brzuchu na końcu korytarza. Wyjmuję z kieszeni komórkę i wybieram numer 996. Nikt nie odbiera. Wybrzmiewa sygnał jeden po drugim, trzeci…. po drugiej stronie odzywa się zachrypnięta kobieta. Staram się mówić do niej szeptem;
-Dzień dobry.. . .
Nachodzi mnie refleksja, że może mówię zbyt spokojnie i ta kobieta mi nie uwierzy, pozwalam sobie zatem aby głos zaczął mi nico drżeć.
-Musicie tu przyjechać bo brat ze znajomym właśnie …..
Zaczynam odpływać z tej przestrzeni i znajduję się na dużej jasnej klatce schodowej wieżowca w którym znajduje się opisane przed chwilą mieszkanie Rodziców 10 poziomu i pozostawiona przeze mnie trójka(!!!) mężczyzn z których jeden został przeznaczony na rytualną ofiarę(!!!). Klatka schodowa jest rozświetlona a ja się unoszę w powietrzu, jest również nieco rozciągnięta, podobnie jak nieco gorzej oświetlony przedpokój który przed chwilą opuściłem, to takie zaburzenia w postrzeganiu odległości jak w wizjach dysocjacyjnych podczas OBE czy śmierci klinicznej.
Wiem, że ci dwaj mają zamiar podzielić przyniesione ciało na małe kawałki a potem je zamrozić.
Budzę się. Czegoś takiego się nie spodziewałem.
Pytam. Co to ma być, kanibalizm rytualny? Symboliczne czyli magiczne ślubowanie pozostania człowiekiem po wsze czasy !? Takim Bodhisattwą a rebours? A może tylko szmanistyczne rozkawałkowanie ciała.Taka wersja praktyki Czod?
Zasypiam. Poziom ZR.
Głos śnienia:
- To, że to tandetne, to nie znaczy, że źródło wątpliwe.
No i tyle. Obudziłem się. Wstałem, włączyłem Internet.
FAQ ze strony O.T.O. Najczęściej zadawane pytania:
Czy Crowley naprawdę składał w ofierze dzieci? |
Nie. Crowley nigdy nie składał ani nie propagował podobnych praktyk. Najczęściej cytowane jego aluzje dotyczące składania w ofierze dzieci (patrz Magick in Theory and Practice, rozdział XII) stanowiły metaforę dotyczącą szczególnej techniki magii seksualnej, która nie ma na celu skrzywdzenia żadnej istoty, ale odwrócenie seksualnej energii od idei fizycznej reprodukcji i skupienie jej na osiągnięciu innych celów. „Dziecko” składane w ofierze w trakcie tej praktyki jest niczym innym jeno szczególną manifestacją Woli maga, nie zaś ludzką istotą. Ofiara z człowieka w każdej formie jest wroga pryncypiom thelemy, bowiem gwałci prawo każdej jednostki do tego, by żyć w sposób, w jaki pragnie. |
Krzysztof Azarewicz dodaje:
„Nie oznacza to, iż O.T.O. nie ma „tajemnic”. Te dotyczą głównie niechęci do ujawniania przebiegu inicjacji. Powód takiego postępowania jest bardzo prosty. Otóż, inicjacja w O.T.O. to swoistego rodzaju rytuał dramatyczny, opierający się do pewnego stopnia na zaskoczeniu kandydata, który nie jest w stanie przewidzieć rozwoju wydarzeń. Nie ma sensu niwelować psychologicznego zaskoczenia. To po prostu może osłabić impet doświadczenia, a przecież nie o to nam chodzi.
Chęć do otrzymania inicjacji to chęć do bycia zaskakiwanym. To pragnienie, by życie igrało z nami, a my z życiem. To zew przygody. To dialektyka pomiędzy tym, co świadome, a nieświadome. Symbole i wyobrażenia tworzą zasłonę, która skrywa przesłanie. Kandydat musi aktywnie starać się przedrzeć przez nią, by samemu odkryć jego treść.
Tekst inicjacji tworzy istotną narrację dla opowieści, lecz jej zakończenie można odkryć jedynie w swym sercu.”
I tak, po nitce do kłębka, doprowadziłem was do naprawdę fundamentalnych pytań jakie może zadać człowiek żyjący na Ziemi.I wcale nie są nimi pytania o Przyczynę Wszystkiego i o naturę Boga bo na te udzielono już mniej czy bardziej wyczerpujących odpowiedzi.
Najistotniejsze dla nas pytania brzmią:
– Czy to możliwe aby istniała arystokracja karmy. Istoty które w sposób świadomy mogą wybierać kolejne narodziny w środowisku sprawujących władzę nad resztą istot albo tam gdzie uważają to dla siebie za najwłaściwsze? Osoby które nie uległy religijnym naciskom dążenia do unicestwienia swojego Ja.
-Czy w związku z tym w jakiś sposób zapobiega się dążeniu mas ludzi do narodzin według własnej woli?
-Czy właśnie tę rolę wypełniają w interesie arystokracji karmy religie wschodu i zachodu?
Summa
Żyjemy w dialektycznej iluzji oddzielności naszego bytu od wszystkiego co postrzegamy, rodzą się jednak w nas podejrzenia, że ta iluzja jest dla nas jedynym sposobem istnienia, zatem również zakończenie powinno nosić cechy owej dialektyczności.
Gdybym chciał uciec w poezję, w sferę wyobrażeniowo- emocjonalną(3), rzekłbym :
Milczenie to harmonia doskonałości, wewnętrznie niestabilna, pełna sprzeczności. Ostateczne Milczenie to miłosny szał samopoświęcenia zrównoważony huraganem wściekłej chęci doprowadzenia do rozpadu wszystkiego co powstało aby szału samopoświęcenia doświadczyć. Bóg milczenia Harpokrates(zhellenizowana wersja egipskiego Har-pa-chered) jest zaskakująco wymowny, do tego stopnia, że na każde z pytań ma najcelniejszą odpowiedź. Tę samą na wszystkie zadawane przez nas pytania.
Własną konstatację uzupełnił bym odpowiednim cytatem.
„Z ramieniem wzniesionym już, by spadło na wielbione bożki, raptem się zatrzymuję, by sam ze sobą dyskutować o złudzeniach pychy i o linii oddzielającej odwagę od zuchwałości; tak iż po dłuższym czasie czuję się bardziej zmęczony niż Mojżesz, nie ugodziwszy jednak Amaleka.”
Z listu Josepha de Maistrea do Jana Hrabiego Potockiego z 28 października 1814 roku.
Jest jednak i druga strona tego medalu.
Proza, sfera mentalna(4), jednak podpowiada, że ów Bóg to bezrozumny stan ogarniający wszystkie konieczne możliwości, łącznie z samoświadomością do której realizacji używa ludzkiego umysłu. Nasze samowolne realizacje jeżeli tylko wykraczają poza ową Konieczność, mimo wielkiej energii jaką wkładamy w ich urzeczywistnienie nie przyniosą trwałych owoców. Sam to obserwuję, w swoim życiu, na co dzień.
„Bóg oznacza ostatni etap jakiejś wędrówki, najdalszy punkt samotności, punkt bezsubstancjalny, któremu jednak trzeba dać jakąś nazwę, przysądzić jakieś fikcyjne istnienie. Krótko mówiąc, pełni on pewną funkcję: dialogu. Nawet niewierzący pragnie porozmawiać z „Jedynym”, bo niełatwa to rzecz gadać z nicością.” E.Cioran
Czy jednak jest o czym z Nim rozmawiać?
Czy nie czas na bunt tworów Jego iluzji?
Czy sprzeciw jest możliwy?
A może konieczny? !?
Indywidualne zbawienie czeka na nas tutaj a nie w egregorialnych maszynach duchowych pielęgnowanych przez wszystkie religie, duchowych bałwanach, maszynach które w swoich ciałach mistycznych mielą naszą indywidualność istot ludzkich. Zbawienie nie polega na utracie samoświadomości.
Satanizm !
Nonsens! To wezwanie do wzajemnej miłości i szacunku, również dla samego siebie.
Jeżeli za satanistę uznamy każdego kto chce umknąć przed mechanizmem niszczącym jego samoświadomość i przewrotnie nazwiemy go głosicielem cywilizacji śmierci, co tak chętnie czynią agenci Nicości to tak. Szatan jeszcze pięćdziesiąt lat przed tą erą był uważany za Serafina który obnaża ludzkie słabości przed Bogiem. Za Pana Iluzji.
Jest pewne, że skutecznie mu się udało zwieść na manowce zwolenników idei zbawczych, wyzwolenia siebie samego z ego.
Szatan to Logos ! To Czerwony Chrystus<10 w fazie zstępowania.
Zmanipulowano nas opaczną „wiedzą” o roli bytów które sprzyjają nam w pozostaniu sobą, choćby inny serafin, nazywany na Ziemi Synem Jutrzenki, wybierający tych którzy się nadadzą do głoszenia idei oporu.
Głosiciele oddania swojego Ja dają nam za przykład do naśladowania szaleńców prących ku autodestrukcji, chcących nas wybawić od nas samych. Wszechobecność cierpienia? Tylko ten który już nie wie, że jest, już nie cierpi. Ustanie cierpienia za cenę braku samoświadomości bycia osobą?
Na każdym z poziomów Świadomości istnieją grupy istot samoświadomych które opierają się rozpadowi swojego Ja do którego chcieliby ich przymusić agenci autodestrukcji. Bóg to wielka niewyobrażalnie subtelna maszyna jednoczesnego rozpadu i kreacji i ci którzy potrafią wepchnąć w jej tryby zamiast siebie innych mają szansę przetrwać jako świadome istoty dłużej. Nawet na poziomie brahmanicznym (8) istnieją Dewowie którzy opierają się takiemu rozpadowi. Prądy wznoszące, prądy rozpadu samoświadomych bytów działają samoistnie i nie wymagają dodatkowych działań głosicieli wyzwolenia się z okowów ja. Jedynym efektem ich działania jest przyspieszenie działania boskiej maszyny ze wszystkimi związanymi z tym konsekwencjami.
W snach wszystkich śniących coraz częściej pojawia się wizja nadciągającej kary. Nie, nie chodzi o Janową Apokalipsę. To coś zupełnie przeciwnego. Nadchodzi czas redukcji populacji. Nie, to nie będzie kara boska bo takiej nie przewidziano w tym mechanizmie. To reakcja cywilizacji samoświadomych bytów które swoją podstawę istnienia rozwinęły na poziomie który my traktujemy z lekceważeniem, na poziomie wyobrażeniowo-emocjonalnym (3). W tej sferze rozegra się ten dramat prowadzący większą część ludzi do SAMOZAGŁADY!!! Obrońcy świata duchowego istot samoświadomych mają już dosyć zaśmiecania astralu naszą nienawiścią, fobiami religijnymi, urojeniowymi egragorami, agresywnymi duchowymi bałwanami. W pierwszym rzędzie autodestrukcji ulegną zatem nosiciele tej zarazy.
Deklaratywne dobro głoszone przez egregorialne religie jest godne pochwały ale to co czynią tak zwabionym wyznawcom w warstwie ich nieświadomości jest perwersją duchową, tym bardziej godną ukarania, że niemal nikt z wierzących nie jest świadomy tego, że zamiast mieszkańcem raju, z dnia na dzień staje się częścią wykreowanego w przestrzeni wyobrażeniowo-emocjonalnej Molocha. Jego ciałem „mistycznym” !
Nasze doświadczanie snu jako żywej Księgi Ksiąg nie musi wcale rozwijać się stopniowo. Możemy już przy pierwszej próbie stanąć u stóp Strażników Świątyni, płomienistych szęścioskrzydłych, dwunastowymiarowych, Serafów. Wszystko zależy od tego w jakiej relacji pozostaje nasze JA do swojego Źródła.Najwłaściwsze jest badanie swojej drogi duchowej śnieniem, czy już czas na powrót czy nie i zamiast dawać się uwodzić egregorialnym mitom i wydumanej formacji duchowej możemy sobie pożyć jakiś czas bo Konieczność wcale nie wymaga od nas powrotu.
Ale o tym opowiem przy innej okazji, a może lepiej już niczego nie będę mówił aby nie narazić się na śmieszność w oczach poważnych badaczy krainy Psyche, marszczących brwi kiedy słuchają opowieści głupca.
Jarosław Bzoma