Czy na pewno jesteśmy w stanie kontrolować to, co dzieje się z nami w trakcie medytacji/śnienia, a potem to, co w nas zachodzi pod ich wpływem pomiędzy takimi doświadczeniami? Proces rozpadu ego, raz rozpoczęty, toczy się już bowiem potem nieprzerwanie. Kontrola nad tym procesem to kolejna iluzja, jakiej chętnie ulegamy ze strachu przed ujrzeniem prawdziwej natury nieznanego w naszej głębi. W początkowej fazie tracenia formującej nasze ja/naszą karmę urojeniowości, której źródłem jest iluzja realnego i oddzielnego od innych bytów istnienia, bardzo trudno się nie uwikłać w relacje z niekompetentnymi nauczycielami w świecie fizycznym(1) z głodnymi duchami w świecie eterycznym (2), ulec wyobrażeniom i emocjom świata astralnego (3), biorąc je za przejawy duchowości z najwyższej półki. Podobnie, nie posiadając właściwego zrozumienia procesów we wnętrzu Świadomości, łatwo jest ulec mentalnym (4) spekulacjom, stworzonym przez wieki w tej sferze. To co dobre dla innych, niekoniecznie jest dobre dla nas. Największe nieporozumienia wynikają z braku umiejętności współpracy z własnymi najgłębszymi strukturami Świadomościowymi. Nie potrafimy dostrzec gry przyczynowo-skutkowej, otaczającej nas rzeczywistości zewnętrznej nie rozumiemy, że zdarzenia w jakich uczestniczymy, a które najczęściej wydają się nam przypadkowe, są wyrazem nurtów Świadomości, w jakich jesteśmy zanurzeni razem z innymi. Nie są bowiem od nas oddzieleni, jak i zdarzenia o których wspomniałem. Wiele religii, czy samodzielnych mistrzów duchowych, stosuje pewien wybieg. Przedstawiają adeptom pojazd duchowy, egregorialny wytwór mentalno astralny, który ma dowieżć ich poza oddziaływania niskich energii małej karmy 1-5. Problem jednak polega na tym, że część z duchownych, a większość spośród wiernych traktuje ów pojazd, który na odpowiednim etapie należy odrzucić, za realny, zbawczy byt duchowy. Tak powstały owe ochronne jidamy, bóstwa, bogowie i Jezusy, do których modlimy się, jak do realnych zbawczych bytów, nie pojmując, że są jedynie pojazdami prowadzącymi nas na „orbitę” kruszącej wszelkie formy Nicości 8. Uwięzieni w niemożności pozbycia się owych łodzi, stajemy się ich „ciałem mistycznym”, wynaturzając w ten sposób egregora, którego sami – wraz ze współwyznawcami – stworzyliśmy. We współczesnym śnieniu bardzo często takimi transporterami okazują się samochody osobowe (1-5), autobusy, ciężarówki, pojazdy terenowe (6-7) oraz jednoślady okolic poziomów brahmanicznych 8. Kierowcami bywają właśnie owe bóstwa zbawcze, przewodnicy duchowi, do momentu, aż sami nie przejmiemy sterów.

Kiedy spojrzymy na ten proces od „tamtej strony”, zdajemy sobie sprawę, że razem z zanikaniem urojeniowej oddzielności, jakiej wciąż ulegamy na jawie na kolejnych poziomach Świadomości, następuje zatarcie różnic pomiędzy nami a świadomością kolejnego poziomu. Opuszczając kolejny pojazd, którym przybyliśmy na ów poziom, tracimy kolejną powłokę, którą staraliśmy się odgrodzić od Nicości 8. Często nasza rozmyta świadomość zlewa się – zostajemy opanowani przez „rozleglejsze” od nas byty, czasem zbiorowe, które egzystują na tych poziomac, i nie są to byty egregorialne, jakie tworzą nasze religie; stajemy się częścią ich środowiska – dla nich to poziomy ich naturalnego bytowania. Pierwsze zalania takimi energiami, jakiego doświadcza podróżnik Świadomości, są często trudne do zniesienia. Płaczemy, chcemy uciec. Powstaje odczucie przeciążenia. To właśnie ono niszczy granice naszego Ja. Tych osobowych operatorów sieci powiązań wszystkich uczestniczących w niej aktorów, na różnych poziomach Świadomości, można by śmiało – za Bruno Latourem – nazwać Translatorami, a nie demonami, które nas opętują.

Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że wizje, jakich doświadczamy w medytacji/śnieniu, nie są pozbawione naszej indywidualnej interprtacji. Gdyby tak nie było – śnilibyśmy Świetlistą podstawę naszej Świadomości; w pozostałych przypadkach, wciąż aktywnego Ja niepozbawionego swoich urojeń, śnimy urojeniowe lub symboliczne narracje. Rozszerzając świadomość, nie robimy tego w próżni; inne poziomy/byty je reprezentujące pozwalają nam siebie eksploatować, ale my, tracąc swoje spoiste granice, pozwalamy im wchodzić również w nas. Na niższych poziomach 1-5 to opętanie, na wyższych, tych ponad granicą 5/6, stajemy się Forosami za życia. Różnica nie leży jedynie w nazwie a w poziomie duchowym takiego doświadczenia. Pozbawieniu się własnej urojeniowości.

Mało kto pozwala, w czasie duchowej podróży, monitorować osobie trzeciej pogrążonej w tym samym stanie percepcji. Nie chodzi tu o zewnętrznych facylitatorów, jak w oddychaniu holotropowym czy nadzorowanym zazen, ale o osobę zanurzoną w tym samym procesie, jakiemu sami się poddaliśmy. W śnieniu progresywnym robimy to dość często. Zamieszczę tu krótką relację ze wspólnego śnienia, przekazaną przez osobę, która zbliża się we śnie do mojego poziomu mentalnego (4):

Mam odwiedzić znajomą i jest z tym bardzo dużo zamieszania. Trafiam pod Twoją chałupę. Słyszę telepatycznie, że kurki pod Twoją bramą są przejawioną formą jakiegoś bytu duchowego. Zbliżasz się z żoną i nie jesteś zadowolony na mój widok; prowadzisz mnie do jakiegoś pomieszczenia, gdzie spotykam, między innymi, moją siostrę; wszyscy ludzie mają tutaj oczy kameleonów (takie ruchliwe, okrągłe). Ktoś mi wydaje kartonik z psychodelikiem, ma listę osób, którym może to wydawać, i pyta mnie wcześniej o imię i nazwisko (wiem, że to prezent od Ciebie) – kładę go pod język i zaczynają się wizje. Są w nich najpierw zdjęcia ludzi o szczególnej urodzie, potem obcy, przeważnie szaraki, niektóre mają czerwonokrwiste oczy, później coraz mniej humanoidalnych, a coraz bardziej przypominających jakieś potwory, bestie. Wiem, że nie oglądam wytworów swojego mózgu tylko realne byty; budzę się przerażony jak nigdy.”

Tej nocy, może nie tyle sesja, co dormiresja – dotyczyła prawdy o tym:

Czym jest katolickie Zbawienie?

Zapytałem o to swojego znajomego Dewę (8) i Szirin (7), ponieważ nie wiem, kto bardziej z nich ma ochotę dzisiaj o tym opowiedzieć.

(Oczywiście zadawałem to pytanie już dawniej wiele razy.).

Pierwszy sen.

To podwójna membrana na bębnie stojącym pionowo. Ta druga membrana to jakby nakładka na pierwszą.

Drugi sen.

Załatwiam sobie wizę do Szwecji. Przyszedłem tu zupełnie na luzie i na dodatek odgrywam przed urzędnikiem bezradność. Co urzędnik odda mi formularz do dopisania czegoś tam, siedzę z nim, myśląc o niebieskich migdałach. Kiedy urzędnik prosi o oddanie uzupełnionego formularza, za każdym razem okazuje się, że niczego nie wpisałem. Urzędnik ma świętą cierpliwość, a ja robię za każdym razem bezradną minę i odpowiadam, że nie znam szwedzkiego. Wtedy urzędnik wypełnia to miejsce za mnie, a ja z udawanym zainteresowaniem przyglądam się temu i zastanawiam głośno, jakby to było po mojemu?

W końcu odgrywa się ta scena po raz ostatni, bo dotyczy uzupełnienia wpisu w nagłówku. Znowu stosuję ten sam wybieg i urzędnik odebrawszy ode mnie formularz, dopisuje za mnie ostatnią brakującą rubrykę. To trzyliterowe słowo na T (Ton). „On” jest chyba niezbyt istotne albo jest tylko dodatkiem mniej ważnym do T, bo jest ledwo zaznaczone i wychodzi już poza rubryczkę, najważniejsze jest duże T!

Urzędnik, na szczęście, jest nawet nie bardzo tym zdenerwowany i ubieganie się o wizę do Szwecji zostaje zakończone pozytywnym rezultatem.

Wychodzę z budynku wyjściem na południe (czyli w kierunku do dołu na mapie) i idąc, myślę sobie, że teraz, kiedy będę wszystkim mówił, że pojechałem na wschód do Japonii, będę mógł pojechać na północ do Szwecji i nikt się nie zorientuje, gdzie tak naprawdę pojechałem.

We śnie byłem świadomy polskiego znaczenia słowa Ton, być może to chodziło o pochodzenie albo może o przyczynę ubiegania się o wizę wjazdową do Zbawienia? Jak widać to Zbawienie należy się jak psu zupa, nawet kiedy wykazuje (a może nawet pod warunkiem), że ubiegający wykaże się wyuczoną, a może tylko świadomie udawaną biernością. Zastanawiając się nad tym, zasnąłem.

Wydaje się, że kolejny sen odpowiada właśnie na pytanie, czym jest owo T (Ton)?

Ci z mężczyzn, którzy chcą zerwać, czy raczej usprawiedliwić swoje odejście, a może rozwiązać sprawę swojej zdrady i uwolnić się ze związku z kobietą(Przejawieniem), zrywają sobie z karku wielki strup wielkości dłoni, wstają i odchodzą z sali ku wolności (Sąd „Ostateczny”?). Sala była wypełniona niemal w całości takimi mężczyznami. Jeden po drugim wstawał, wykonywał tę czynność, odrzucał martwą tkankę i odchodził z sali. Jedynie z przodu, w pierwszych rzędach, siedziało kilka niewyraźnych kobiet. Trudno powiedzieć, czy one chciały uwolnić się, podobnie jak mężczyźni, czy to właśnie od nich uwalniali się opuszczający salę.

Wygląda to na wyzwolenie się ze związku z Przejawieniem, które ma charakter żeński Demeter/Persefona, ale odrzucenie martwej tkanki z karku, na granicy 8/9, bo temu odpowiada szyja u Człowieka Swedenborgiańskiego, wygląda na odrzucenie możliwości wejścia do Szczeliny 8-12. To rodzaj nakładki na autentyczne wyzwolenie z Przejawienia. Tak jak wyjazd do Japonii zastąpić można wyjazdem do Szwecji. Wystarczy stać się biernym i poddać mechanizmowi katolickiego Zbawiania.

Szwecja jest krajem północnym i raczej zimnym, o specyficzny socjalizmie społecznym, więc trop prowadzi nas raczej ku minusowej wolności o cechach umowy społecznej. Zastanawia się, dlaczego prawdziwe wybawienie miałoby  znajdować się w Japonii. Zapewne chodzi o kolor żółty i ideologię samozbawienia, które trzeba wypracować, medytując samodzielnie. A w Szwecji wszystko dzieje się z automatu – kiedy tylko podporządkujemy się byciu biernym, katolickie zbawienie samo wciągnie nas do swojego egregorialnego państwa. Na pewno chodzi o różnice w tonie obydwu membran/rodzaju zbawień .”T” oczywiście jest czymś w rodzaju krzyża, na który się godzimy, wybierając zbawienie/wolność w „Szwecji”. To oczywiście przypomina nam, że mamy do wyboru dwa rodzaje Zbawienia: zbawienie prawej i lewej ręki. Aby było jeszcze bardziej interesująco, w sanskrycie istnieje litera T, ale jest odwrócona do góry nogami i oznacza dar, czym więc jest T?

Naszą daniną, kontrybucją! Warto wiedzieć, że krzyż jest – tak naprawdę – symbolem dwóch krzyżujących się granic: 5/6 i 8/9. A symbolicznie rozpięty na nim człowiek jest tym samym, co róża w różokrzyżu – konającym i rodzącym się jednocześnie Przejawieniem.

Ważnego tropu do właściwego znaczenia obydwu form Zbawienia „Szwedzkiego” i „Japońskiego” mogą nam dostarczyć flagi obydwu krajów. W pierwszym przypadku to kolor niebieski – mentalny(4) i Nadduszy (7+), w drugim kolor czerwony – kauzalny (5) i kolor Czerwonego <10. W pierwszym przypadku żółty krzyż fizycznej energii (2), w drugim białe tło poziomu buddycznego (6).

Na poziomie 7+, Nadduszy, ukryta jest największa tajemnica chrześcijańskiego Zbawienia. Zbiorowy egregor (-7) eksploatowany przez sześcioskrzydłego Serafina z jedną parą skrzydeł martwych, jedną chorych i jedną zdrowych. To ten sam, który zwiastował Marii, że opanuje świadomość jej syna!!!

To on jest ośrodkiem, wokół którego wierni swoimi duszami 7. budują mistyczne ciało „Jezusa” egregorialnego. Tylko mistycy chrześcijańscy potrafią się przebić przez Jezusowego egregora i dotrzeć aż do Czerwonego <10;  o tym wydarzeniu opowiadają potem jako o „Ciemnej nocy duszy”, wydostają się bowiem z egregora „Jezusowego”, pokonują Nigredo 8/1 „Szatana”, potem pokonują Nicość 8/2 i jego „piekielny” upał, stają w złotym blasku Paroketu poziomu 8/3, sądząc, że to blask Boga; potem napotykają Czerwonego <10 – sędziego wielkiej karmy, którego błędnie utożsamiają z Jezusem Chrystusem, potem stają przed Dobrą Matką 10., którą definiują jako Matkę Boską i ku swemu zdziwieniu odkrywają, że jest jednym z Ojcem 10 i z synem <10, a nadto hipostazuje w Białą Boginię (Persefonę), dziewicę brzemienną przejawionymi indywidualnymi świadomościami. Nie rozpoznając swojego położenia we właściwy sposób, nabierają pewności, że ich religia jest tą, która jest depozytariuszką najgłębszej prawdy, uwodząc przy tym tych, którzy słuchają ich opowieści, pasą nimi nigdy niesytego naszej energii serafina ssącego pierś Matki-Kościoła, Jezusowy myślokształt „ciało mistyczne Jezusa”-7, udający Nadduszę/Paramatmana /7+.

Co ciekawe, Duch Święty, Sophia, chrześcijańska urojeniowa nakładka na MatkoOjca 10 (tworzący kompletność wraz z pozostałymi elementami Trójcy – OjcoMatką 11 oraz Czerwonym <10 ) często śni się jako byt o jednej piersi kobiecej i jednej męskiej.

Sami wezwijcie Ducha Świętego przed snem, przekonajcie się o tym, czy każdemu pozwala ssać z jednej piersi. Zapytajcie, czy Jezus was kocha i poczekajcie aż zbliży się do was nastroszony, wściekły kocio-jeżący się, przeładowany energią Serafin z połamanymi skrzydłami, udający Czerwonego <10, i odegna od urojeniowego źródła swojego pożywienia egregorialnej judeochrześcijańskiej nakładki „Boga” na Źródłową Szczelinę 8-12. To oczywiście Choronzon 333/Czarny 8.1.

Pewnie trochę was obleciał strach ?

Jarosław Bzoma

Korekta przez: Roma Wolny (2017-01-04)