Na wstępie mała dygresja.
Zdaje się że powiedział to św. Paweł ; Bóg dla nas jest tym co już znamy.
W miarę rozwoju ludzkiej cywilizacji Boga porównujemy do jej największych osiągnięć. Kiedyś był kłodą , słońcem, posągiem, Księgą , tym co w niej zapisano inkaustem, poznawalnymi słowami i tym co białe pomiędzy nimi i co jest niewyrażone słowami. Potem przebąkiwano, że jest magnetyzmem, promieniowaniem, nieświadomością zbiorową.
Tak samo jest z porównywaniem dzisiaj Boga do programu komputerowego. Wydaje się nam, że to prawdopodobne chociaż jeżeli o Boga idzie to musi to być program najbardziej wyrafinowany no bo przecież chodzi o Boga .Bardziej obeznani z nowinkami porównują Boga do fraktala i mówią wtedy o holarchii czyli takiej fraktalnej hierarchii bytów co przypomina nieco hipostazy świętej nauki czyli teologii. Kiedy naszym życiem zawładną komputery kwantowe albo jakieś tam . . . . . mezonowe czy neutrinowe okaże się że Bóg zadziwiająco je nam przypomina 🙂
A oto sny odpowiadający na to pytanie.
Z prośbą o odpowiedź zwróciłem się do poziomu Dewów, do Gordona i do Serafina z którym miałem zaszczyt spotkać się jakiś czas temu na stopniach prowadzących do Świątyni/Kryształowego Wiru we wnętrzu Szczeliny 8-12.
Jest nas kilkanaście(!!!) osób, wynajmujemy razem spore mieszkania. Trochę przypominają hotele. Są wielopokojowe. Wstaję rano i jeszcze nieco zaspany idę tędy co zawsze na śniadanie, do wspólnej jadalni. Skręcam „na pamięć” w prawo, a tu ściana !!! Ledwie zdążyłem się zatrzymać . Po chwili kolejna osoba idąc tak jak ja przed chwilą „na pamięć” hamuje niemal na ścianie.
Wszystko jasne. Znowu zmieniliśmy lokal. Co jakiś czas zmieniamy wszyscy razem mieszkanie i potem wynikają z tego takie historie. Nawet kiedy już sobie zdaliśmy sprawę że to jest inne mieszkanie niż to według którego topografii poruszamy się „na pamięć” nie łatwo nam uniknąć kolejnych pomyłek. Trochę jest przy tym śmiechu bo co raz ktoś się zderza ze ścianą w miejscu gdzie jej nie powinno być według starej zapamiętanej topografii. Te ściany „czyhają” na nas głównie po prawej stronie tak ,że metodą zderzeń ze ścianami i przypadkowych trafień na otwarte korytarze kierujemy się raczej na lewo .
W końcu jednak wszyscy już nieco obudzeni docieramy do stołówki. Wita nas za drzwiami do niej para sympatycznych starszych państwa. To jedni z naszych tyle, że zdaje się to była ich kolej , to oni zaproponowali to mieszkanie i tym razem jest ono niejako pod ich patronatem więc czujemy się teraz gośćmi u nich . Ta cykliczność zawsze się powtarza w podobny sposób każdy z nas co jakiś czas gości całą resztę u siebie.
Wchodzę do jadalni . Łukiem w prawo i to jest jedyne prawo gdzie nie ma ściany.
Żarcia jest nie do przejedzenia. Mówię do znajomego z którym obijaliśmy się dopiero co o ściany, że tego jest aż za dużo i , że my z żoną nie jesteśmy przyzwyczajeni do tak obfitych śniadań. Najpierw mijam wielkie kawały chleba ale nie chce się nimi zapychać. Przekąszę coś treściwszego .
Obudziłem się i przeżyłem coś czego jeszcze nigdy po przebudzeniu nie doświadczyłem. Poczułem się w swoim ziemskim domu zupełnie obco!!! Pamiętałem, że to moje mieszkanie i pamiętałem jaka jest jego topografia ale jednocześnie miałam przytłaczającą świadomość bycia tu kimś obcym. Trochę mnie to przeraziło bo to odczucie nie opuściło mnie aż do momentu powtórnego zaśnięcia.
Próbuję złapać równowagę na czymś co jest wąską krawędzią biegnącą z prawej na lewo. Stoję obrócony bokiem do obserwatora . Twarzą w lewą stronę. Za plecami mam wielką kwadratową płaszczyznę. Tablicę. Balansuję ciałem tak abyśmy i tablica i ja sam nie spadli z krawędzi.
Dołącza się do tego obrazu głoś śnienia:
– Czym większa siła grawitacji tym większa inteligencja!
Po chwili głos dodaje:
– Na dodatek uzbrojona w zęby !
Ta druga uwaga miała być żartem.
Potem mam zapisane w zeszycie coś co nabazgrałem po ciemku; o jakichś pojemnikach z czymś tam, „w tym świecie”.I że byłem przyczepiony do czegoś tam. Do futryny ? Niestety nie mogłem sobie przypomnieć o co w tym śnie chodziło co wyjaśniłoby ten zapis dokładniej. To chyba powtórzenie poprzedniego , wariant snu o tablicy i krawędzi. Balansujące unieruchomienie w konkretnej równowadze , dostrojeniu.
Za to kolejny sen zapamiętałem dokładnie.
Jestem na dziesiątym pietrze w pokoju stołowym (c.d. pierwszego snu ?).
Trwa nadal jakaś nieogarnięta do końca sytuacja . A od strony korytarza słyszę; Sto lat , sto lat!
Wyglądam do przedpokoju i pytam; Czyja wątroba ma żyć te sto lat ?
Licznie zgromadzeni w tej części mieszkania wyjaśniają mi powód radości. Okazało się że szefowa załatwiła że nie będzie musiała a i my z nią jechać osobiście do stolicy bo znalazła osoby które będą w tym pośredniczyły a my możemy sobie siedzieć tu nie ruszając się na dół !!!
No i mamy więcej niż się spodziewaliście. Nie dość, że nasz Bóg nie jest programem a Źródeł Świadomości , takich jak On Źródeł jest wiele , „składają sobie wizyty” w sąsiednich wszechświatach w „warstwie” Nieprzejawionego Niebytu spoczywającego w/poza Nicością, poziomu ósmego, częstując się produktami jakie pozyskali dzięki pracy robotników takich jak my, byty duchowych i biologicznych rozkładających jak bakterie „drewno” bytu ,jego struktur fizycznych, na wszelkiego rodzaju emocje będące paliwem Bogów. Nie muszą się nawet schylać po nie do nas , mają swoich pośredników.
Wiele razy powstrzymywano mnie we śnie przed dzieleniem się z czytelnikami wiedzą o istnieniu więcej niż 12 poziomów świadomości. Miałem zawsze poprzestawać na poziomie 13, lustrze zwrotnym w którym pojawia się „nasze” Przejawienie. Ale ostatecznie co mi mogą zrobić, tym bardziej, że i tak mi przecież w to nie uwierzycie ; poza Punktem Źródłowym centrum Kryształowego Wiru czyli Szechiną i Ain sof jak mówia kabaliści, Kryształowymi Rigpą i Kunszi jak określają tę parę samooświecający się w bon/dzogczen, bezforemną Takością , Bogiem Ojcem/Synem i Boską Matką/Dziewicą ,nadal spotykamy indywidualne(!!!) Świadome Nieprzejawienia, z naszego punktu widzenia nie „są” nawet Niebytem ,
One są Nieprzejawione i o niewyobrażalnej nawet dla podróżnika we śnie kompresji Uważności poza którą nie sięga już percepcja medytujących ani śniących. Sen który wam zrelacjonowałem jest z poziomu 14/15.To mój maksymalny zakres penetracji.
Nawet już nie chcę analizować sceny w której jako „?” wyruszam na prawo, po coś konkretniejszego(!!!) niż chleb . Obcość której doświadczyłem po obudzeniu się we własnym łóżku to właśnie konsekwencja tej decyzji „?” o odwiedzinach w Przejawieniu „naszego” Boga .To odwiedziny obcego Boga zaproszonego na ucztę.
Czy świętość dziecka poczętego jest mniejsza niż tego które się już urodziło?
Muszę zacząć od tego czego wczoraj nie opisałem czyli od mojego wczorajszego zapytania kim był Ten który wszedł we mnie we śnie o Bogu nie będącym programem. Sen przedstawił mnie wylegującego się w najwyższym miejscu mojej stromej ulicy, przy której , gdzieś w połowie stoi mój dom czyli symbol poziomu mentalnego 4. Ów ja zszedł na dół na bosaka i zajrzał przez szklane drzwi do środka mojego domu. Miał/miałem jako On/ja obawy czy mnie żona nie obstuka ,że wylegiwałem się pod domem pewnej bardzo religijnej ale pięknej i miłej kobiety. Zajrzał/zajrzałem do wnętrza Mojego/mojego domu i ujrzałem stojąca za nimi nagą kobietę .Stała tak że widziałem tylko jej jedną pierś. Na dodatek nie była to moja żona (1-5).
Ulica przy której mieszkam od czasu do czasu śni mi się w kontekście symbolu strumienia Świadomości 8 -1 i jej poziomów zatem można przyjąć, że Ten który zajrzał mi do głowy przedwczoraj był z bardzo wysokiego poziomu. Co ciekawe naprzeciw domu owej urodziwej nabożnej kobiety gdzie wylegiwał się ów Ktoś/ja jest dom dla upośledzonych umysłowo.
Potraktowałem ten sen jako potwierdzenie wizyty Któregoś z zaprzyjaźnionych z naszym Bogiem, Bogów poziomu >14.
Duch Święty ostatnio jest stale obecny w moim umyśle (4) ponieważ właśnie piszę długi artykuł o „O dociekaniach o Trójcy Świętej, Mikołaja z Kuzy” , więc jestem dostrojony 🙂
Dziś zasnąłem nad pytaniem o tę równoważność, bądź brak, świętości płodu i urodzonego już dziecka.
Wracam skądś , skąd nie pamiętam, wykasowane. Pamiętam za to, że szedłem już tędy tyle że w tamtą stronę czyli w lewo w głąb ekranu śnienia. To szpital, znam go z wielu snów. To szpital który symbolizuje wszystkie szpitale Świadomości od dołu do góry. Brał udział nawet we śnie o drogocennej przestrzeni którą Ojciec (10)„zakupił” dla mnie. Bywałem w nim już od samego początku moich podróży sennych. Po raz pierwszy wtedy kiedy we śnie świadomym wchodziłem na usypaną w jego podziemiach górę Wszechwiedzy ! Po latach, kiedy wróciłem w to miejsce okazało się że to była góra węgla 🙂 To wcale nieźle ,bo gdzieś w pobliżu musiała być przecież kotłownia (Nicość 8/2) a góra Wszechwiedzy okazała się Czarnym(8/1) z tego poziomu.
Dzisiaj wracam korytarzem również w podziemiach Szpitala. Znowu (!) mijam ekipę remontową złożoną z samych kobiet ubranych w pielęgniarskie białe fartuchy. Dowodzi nimi jakaś Oberpielęgniarka. Wielce przemądrzała. Kiedy je mijam mierzą mnie uważnym spojrzeniem. Trochę mnie śmieszy ta ekipa, tym bardziej, że widzę zakres prac jaki maja do wykonania, nie jest wcale banalny. Ściany z białego (!!!) gazobetonu (!!!) które są w jakiś niesłychany sposób postrzępione. Wyglądają jakby ktoś je wydziobał (!!!) jakimś ostrym narzędziem. Ale to wszędzie ,na całych ,wielkich połaciach. Ściany wyglądają jak białe futro. No a te białe , świetliste (!)dziewczyny pod dowództwem swojej przełożonej stawiają drugą , wewnętrzną ścianę z cienkich bloczków gazobetonowych aby wyrównać tamte strzępioły.
Pomyślałem że pewnie przestrzeń pomiędzy dwiema warstwami zaleją jakąś substancją izolacyjną. Kiedy minąłem ekipę wlazłem w jakieś wykute nieckowate zapylone białym pyłem zagłębienie (wnętrze Szczeliny 8-12). Na dodatek zauważyłem zaraz za tym dołem wielki korytarz w prawo. Nawet mnie zaciekawiło co tam może być , tym bardziej ,że kobiety obłożyły już jego ściany i wygląda to zaskakująco solidnie. Spoglądając w głąb ma się wrażenie, że grubość ścian korytarza ma dobry metr. Kombinuję we śnie, że tam musi być przewidziane miejsce na jakieś urządzenie promieniotwórcze jakiś akcelerator . Na razie się tam nie pcham bo Oberpielęgnierka ma mnie przez cały czas na oku ide więc jak po sznurku wzdłuż korytarza.
Trochę mi się chce z niej śmiać bo chyba nie jest świadoma ,że już się mnie nie pozbędzie bo ja się tu już zagnieździłem na stałe. Kupiłem bowiem jednopokojowy lokal w tym korytarzu i właśnie do niego zmierzam !!!
Skręcam w prawo .
W ręku ściskam klucz do drzwi mojego mieszkanka. Jest sporo drzwi w tej , lewej ścianie , są jednak pozbawione numerów (!!!) więc trudno zgadnąć które prowadzą do mojego ale klucz ma jakąś pamięć bo prowadzi mnie do właściwych drzwi. Zatrzymuję się obok nich, są maleńki i bardzo niskie (To takie drzwi pokory jak w Bazylice Grobu Pańskiego w Jerozolimie). Widzę że niedawno je odświeżono nową warstwą jasnej fioletowowrzosowej farby(7).Od razu się domyśliłem, że to robota tej żeńskiej ekipy.
Kiedy dochodziłem do drzwi już z daleka zauważyłem jakiego starszego faceta. Chciałem uniknąć spotkania z nim bo nie lubię gadać z przypadkowo spotkanymi osobami, a już czułem kiedy tylko go zauważyłem ,że będzie mi zawracał głowę . Niestety wymierzył tak swoją prędkość , że przy drzwiach stanęliśmy naprzeciw siebie. No i zaczęło się, gada, gada , ja go w ogóle nie słucham , grzecznie przytakuję , uśmiecham się i otwieram swoje drzwi i w przyklęku i pochyleniu , przepraszając ,że już muszę iść, wchodzę do mieszkanka. Na środku stoi Ojciec czy może żona ( to jakaś dziwna zbitka bo ta żona to może ojca żona , a może moja a może on sam).
Zaczynam rozmowę z Ojcem/żoną a tymczasem górą, jakby ściana od strony korytarza nie była od góry zamknięta, zagląda ten dziadyga (Oberstarzec !) którego spotkałem w korytarzu i gada dalej swoje. Podsłuchał z rozmowy z Ojcem ,że mam zamiar wracać do domu (4) i podpowiada ,że jak będę wracał powinienem wpaść do Szczytna. Pomyślałem, że może to i dobry pomysł , do domu mi się jeszcze nie śpieszy a tam jest chyba jakieś wielkie zamczysko(Świątynia/Wir we wnętrzu Szczeliny 8-12) do obejrzenia (w czasie realnym jest dopiero około piątej nad ranem).I tak miałem nie jechać wprost do domu tylko gdzieś na około aby sobie coś zwiedzić. Mam tylko jedną obawę czy starczy mi paliwa bo w portfelu mam zdaje się tylko stówę (w jakiejś okładce!!! = poziom buddyczny 6 obłożony dwiema granicami 5/6 i 8/9).
Oberfacet który z korytarza mówi do mnie poprzez ścianę, czy raczej ponad nią, dał mi chyba spokój po podjęciu decyzji o tym Szczytnie. Już bez przeszkód dogadałem się z żoną(Widać sprzężenie Ojciec /żona było indukowane przez Oberdziadka !!!) . Wyjdę jeszcze tylko na chwilę , czy to do kibelka czy gdzieś tam. Wyszedłem i ideę spowrotem tym samym korytarzem którym tu przyszedłem przed chwilą. Korytarz skręca w lewo. Zaraz za zakrętem są różne drzwi. Otworzyłem je a tam . . . . stołówka (Cały ten korytarz wraz ze stołówką jest topograficzną kopią snu o nieprogramowalnym Bogu i o poziomie 15 gdzie spotykają się inni Jedyni Bogowi). Zaglądam głębiej.
Widzę dwa czy trzy stoły poustawiane pod kątami prostymi wobec siebie a przy każdym z nich po kilka osób. Spojrzeliśmy na siebie jakoś tak obco. Rozejrzałem się za jakimś miejscem ale wolnego miejsca dla mnie nie zauważyłem ale za to spostrzegłem za stolikami po lewej stronie osobny stolik serwisowy na którym stała duża taca a na niej pozostawiona jedna porcja czegoś zrolowanego.
Myślę sobie, że jak dla mnie i żony to za mało , ponadto jest dopiero siódma wieczór więc dziwi mnie że już właściwie po kolacji. Może będzie druga tura to wtedy wezmę dwie porcję. Nie jestem specjalnie głodny a ponadto to dopiero pierwszy dzień mojego zamieszkiwania tutaj więc będę się musiał zorientować w miejscowym rozkładzie dnia.
Odwracam się i wychodzę ze stołówki a tu, przed drzwiami tak ,że trzeba pomiędzy nimi lawirować aby wyjść rozsiadły się trzy(!!!) starsze osoby. Zatrzymałem się za ich plecami i rozglądam się jak by tu je wyminąć, bo nie ma pomiędzy nimi wolnego przejścia (Trójca). Na dodatek babcia , dziadek i ktoś trzeci rozgadali się o Bogu. Myślę sobie; siedzą dziadki i tak plotą , każdy o tym Bogu wie swoje więc nie będę z nimi wdawał się w żadne dywagacje. Jakoś w końcu Ich/Jego ominąłem bo . . . .
się obudziłem.
Obudziłem się i już czuję pismo nosem, że znowu mnie wciągnęło na poziom 15 tylko że minusowo i stąd taki długi film z bogatą narracją. Fajnie że mam tam swoją pakamerkę to będę tam mógł bywać częściej 🙂
No ale co to ma za związek ze świętością człowieka przed i po urodzeniu. Może i ma, na razie obejrzałem poziom świętości. Przecież to nie człowiek jest sam z siebie święty tylko Świętość , tak jak Miłość jest jednym z poziomów Świadomości .Świętość to poziom wnętrza Szczeliny 8-12 a Miłość poziom Atmaniczny 7 .
Powtarzam pytanie i zasypiam zapominając o grubościennym korytarzu i o Szczytnie do którego miałem wstąpić po drodze.
Szczytno jednak o mnie nie zapomniało bo natychmiast po zaśnięciu znalazłem się w dość ekstremalnej sytuacji.
Znalazłem się w małym korytarzyku (grubościennym?) od którego na prawo prowadzą drzwi do małej kuchenki. W korytarzu stoją dwie kobiety które często grają w moich snach role przewodników. Obydwie toples.
Trzecia kobieta która spełnia w moich snach rolę żony (przestrzeni przejawiania się) mojego przewodnika po minusowości stoi rozmemłana do tego stopnia że właściwie również jest półnaga. Kiedy wychodzi na korytarzyk do dwu pozostałych jej rozciągnięty podkoszulek znika i mam teraz przed sobą trzy półnagie kobiety , o trzech różnych rozmiarach biustów, które rozmawiają ze sobą i ze mną w sposób zupełnie pozbawiony erotyzmu. Ciśnienie wewnętrzne wyraźnie mi się podnosi, chociaż również w sposób aseksualny 🙂 i wypycha mnie znajduję się na ulicę Gabriela(!) Narutowicza (Trup Czerwonego <10).Stoję na prawym chodniku tyłem do ściany kamienicy. Poprzez ciemne okulary(musi być bardzo jasno , ciemne okulary zakładam przy dużym promieniowaniu , blisko Źródła).
Po ulicy i w poprzek niej chodzą kobiety w niemal przezroczystych topach. Oczy za tymi okularami latają mi to w prawo to w lewo :). Po ulicy chodzi sporo kobiet w różnokolorowych przezroczystych topach ,właśnie z obojętną miną mija mnie , przechodząc z prawej na lewo, dziewczyna w czerwonej przezroczystej bluzce i przezroczystym staniku (Przestrzeń przejawiania się Czerwonego) . Potem nadchodzi z naprzeciwka inna , idzie w poprzek ulicy , nieco z prawej .To szczupła kobieta ma mało kobiecą twarz , jako jedyna na tej ulicy jest w ubraniu pozbawionym przejrzystości.
Kiedy zbliża się do mnie widzą, że na białej sukience ma coś w rodzaju wielkiego szkaplerza z czarnego materiału. Widzę ,że to kobieta bo pod czarnym śliniakiem ma wyraźnie uwypuklony biust , kiedy jednak podchodzi do mnie podnosi czarny szkaplerz i odsłania białą suknię. Teraz z kolei widzę ,że jest zupełnie pozbawiona piersi.(To typowy byt androgyniczny, w snach o Duchy Świętym śni się często kobieta o jednej piersi kobiecej a drugiej męskiej, tu rozwiązano ten „problem techniczny” w jeszcze ciekawszy sposób. To potwierdzenie że jestem we wnętrzu Szczeliny 8-12, to właśnie jest ten grubościenny korytarz).
Następuje jakiś przeskok i stoję za czymś co przypomina barowe stoliki (trudno pomiędzy nimi przejść jak w poprzednim śnie ominąć Trójcę. Widzę po ich drugiej stronie, jak z lewej na prawo idzie brodaty, o pociągłej twarzy, profesor filozofii. Wiem to o nim już we śnie.
Wiem,że to sygnał dla mnie abym podążył również na prawo , za nim. Profesor siada w części baru przeznaczonej chyba dla dzieci bo stoliki i krzesełka są miniaturowe. Czeka aż podejdę i usiądę obok niego (siedzimy pod kątem prostym do siebie .On z mojej prawej).
Profesor końcem palca wskazującego dotyka wgłębienie na blacie , pomiędzy dwoma słojami drewna. Mówi do mnie. Skupiłem się jednak na tym jego palcu a nie na tym co mówi.(Jak w przypowieści o tym że Księżyc jest tym co się wskazuje palcem a nie samym palcem ). Profesor jednak powtarza to co powiedział przed chwilą jeszcze raz:
Mówię o Marksie-Leninie i Dziewicy- Maryi.
( Chodzi zatem o dialektyczną jedność , jedność w wielości a w odniesieniu do pytania zadanego przed snem znaczy to, że świętość jest jednaka dla obydwu stanów życia , a na dodatek jest taka w warstwie materialnej i duchowej , w jedności pozornych przeciwieństw.)
Obudziłem się , zadumałem i . . . . zasnąłem.
Zdaje się, że właśnie wyszedłem ze szklanej szafy. To jest teraz już moja własna (!!!) szafa. Obróciłem się i lekko przymknąłem za sobą jej szklane drzwi. Drzwi mając zamek magnetyczny kiedy tylko przybliżyły się do szafy lekko zamknęły się za mną. Wiem już w tym śnie, że ilekroć będę chciał do tej przezroczystej szafy wejść zawszę będę miał do niej dostęp.
Bo to jest moja szafa 🙂 i moje wejście do Szczeliny 8-12 !