„Psi głos nie idzie do niebios! Ani sowy, ani sójki, ani Grubej Anielki.
Ale u mnie, pod mym słowem, one gościną staną, i stąd wyć będą za wszystkie krzywdy uczynione ludziom szarówki i nocy, przez uprzywilejowanych posiadaczy światła nie zasłużonego, światła niezrywanego ręką, co za horyzont sięga”.
Mariana Pankowskiego (prozaik i poeta)
Co znajduje się wewnątrz Nieprzejawienia 8-12? Czyli. Czy po tamtej stronie granicy 8/9 znajdziemy macierzysty wszechświat, który uważamy za swojego Boga ?
Sen jest hiperrealny(5) składa się z dwóch części. Jedna opisuje sytuację z zewnątrz a druga wewnątrz naszego wszechświata !!!
Sen pierwszy.
Jestem na oddziale szpitalnym. Po prawej stronie leży na łóżku mój ojciec (dobrze widoczny), z dziesiątego piętra. Matki nie widzę co jest normalne na tym poziomie. Nigdy nie są obok siebie jednocześnie, bo jedno przemienia się w drugie! To, pierwsza faza, stawania się Androgyna, patrząc od naszej strony, a ostatnia dzielenia się, patrząc od strony Źródła Świadomości. Naprzeciw mnie, obok łóżka Ojca, posadzono innego mężczyznę. Ten jakoś tak, wpycha się na łóżko Ojca, anektuje je centymetr po centymetrze, do tego stopnia, że Ojciec musi się nieco przesunąć w prawo. Mężczyzna przybył nie z żoną a ze swoją córką (!)
Abym traktował owego pacjenta z należną mu atencją, ktoś podpowiada mi, że to były premier czy prezydent tyle, że już na emeryturze.
No dobra niech mu będzie, że jest wyjątkowo ważny. Chociaż przyznam, że nie wygląda jakoś nadzwyczajnie. (Osobowa postać Źródła może wyglądać byle jak, tak to wyrażono w mojej podróży o Księdze Umarłych).
Ot zwykły starszy jegomość. Zabieram się do badania. Pacjent otwiera usta (sytuacja przypomina Matkę Yasiodę spoglądającą w usta Krisznie, gdzie manifestuje się cały wszechświata!) a ja widzę, na dole, po lewej stronie, że w okolicach ósemki (!) pacjent ma naruszoną ciągłość śluzówki policzka. Ósemka już się chwieje więc moja rada jest taka aby ową ósemkę usunąć zanim uszkodzi policzek i przebije go jeszcze bardziej.
Spoglądam na prawą stronę, dolnego (!)łuku zębowego ważnego pacjenta, tak dla porównania, widzę otwór po niedawno usuniętej dolnej ósemce. Mówię zatem, że to oczywiste, aby ten zabieg powtórzyć i po lewej stronie (Szpital nie jest szpitalem stomatologicznym, przyszedłem tam gościnnie, zobaczyć się z Ojcem ! Jak widać ważny emeryt, czyli spoczywający w otchłani Nieprzejawienia 8-12 ma na dole dwa (początek dualizmu) wyjścia do Przejawienia, zaraz mu udrożnię to urojeniowo minusowe przejście prowadzące do Czarnego 8/1)
Zdaje się, że znieczuliłem tego Wtulonego w łóżko mojego Ojca i zamiast czekać, przy pacjencie udałem się w głąb szpitala. Być może po narzędzia. (To drugi szpital, ten ponad Granicą 8/9, obsługujący „chorych z urojenia” z Wielkiej Karmy 1-8 można by śmiało nazwać Szpitalem Czerwonego Krzyża <10, pierwszy obsługujący małą karmą jest na poziomie 6)
Niestety budynek jest ogromny i pełen zakamarków, które są wszystkie do siebie podobne !!! Trafiłem nawet na jego niższe piętra, ale zgubiłem się i nie potrafiłem spowrotem zlokalizować piętra i miejsca gdzie pozostawiłem znieczulonego pacjenta. Minęło już niemal pół godziny, we śnie to jakaś wartość graniczna, dokąd znieczulenie ma jeszcze działać. Kiedy zaglądałem do ust Prezydenta kręcił się tam jakiś asystent może on mnie wyręczy w „odkorkowaniu” owego zębodołu To kompromitacja.Pozostawić pacjenta w znieczuleniu i nie powrócić do niego na zabieg !
Asystent kręcił się po lewej tam gdzie wcześniej pojawiła się córka tego ważnego mężczyzny.
Sytuacja dość czytelna. Wkłucie do znieczulenia otworzyło drogę obok dolnej ósemki i doprowadziło mnie do sondowania minusowości na poziomie dość niskim, bo to właśnie tam traci się orientację co do kierunków wyjścia z takiej przestrzeni. Asystent i córka to forma pary oblubieńców- przestrzeni i potencji- która często pojawia się w obszarze 8-12. To młodzi, a zatem starzy Rodzice. W snach czym postać młodsza tym może okazać się starszą. Zależy, z której strony na to spojrzymy).
Ów asystent, w czasie kiedy diagnozowałem pacjenta zaglądał do dokumentacji, tak jakby chciał znaleźć potwierdzenie tego co ja mówię.
Oglądał zdjęcia rentgenowski (!!!), dokumenty i potwierdził moją diagnozę. Trochę się w duchu nabijałem z tej jego skłonności do sprawdzania zgodności obydwu wersji.
Błądzę zatem po innych piętrach, dużo niższych aż spotykam jakiegoś profesora. Ten wiedząc co mam zamiar zrobić podpowiada mi abym zabrał z sobą jakiś specyfik czerwonego koloru (wymienia nazwą, którą we śnie znam, ale po przebudzeniu nie potrafię sobie jej przypomnieć), specyfik, który powinienem wykorzystać do zamknięcia pustej szczeliny (!!!) po zębie.
Udaję, że wiem a nawet właśnie tym się zajmuję, ponieważ akurat zalepiam brakujący fragment izolacji przy rurze pod samym sufitem !!!
Klej, którego do tego używam jest czerwony ale to nie ta sama substancja o której mówi profesor. Skąd jednak mógłby to wiedzieć? I to czerwone i to czerwone.
Pewnie pomyślał, że jestem rzeczywiści zorientowany.
Aby podkreślić swoją kompetencję, dodaję, że powinno się jeszcze w ten pusty zębodół włożyć gąbkę powstrzymująca krwawienie. Profesor odchodzi uspokojony o dalsze losy pacjenta a ja złażę na podłogę i dalej szukam piętra z pozostawionym przeze mnie pacjentem.
Docieram w końcu do piętra, które jest tym którego szukam. Coś nieokreślonego mnie w tym przekonaniu upewnia. Teraz pozostaje mi znaleźć właściwy korytarz. Szamoczę się jednak pomiędzy jakimiś ślepymi wnękami, który mają na końcu zamknięte drzwi. Trochę przypomina to labirynt.
Raz idę w lewo to znów w prawo. W końcu to moje myszkowanie zwróciło uwagę pielęgniarki z tego piętra. Ta pyta- czego szukam ?
Tłumaczę, w jakiej znalazłem się sytuacji. Pielęgniarka kieruje mnie we właściwym kierunku, czyli na prawo. Zapewne wszystko skończyło się pomyślnie, ponieważ . . . . .
Natychmiast zaczął się drugi sen, jakbym przeniósł się z tej płaszczyzny rzeczywistości do wnętrza szczeliny, która odsłoniła się po usunięciu dolnego lewego „zęba” numer osiem.
Idę z lewej na prawo (jak przed chwilą) tyle, że nie sam a z dwoma znajomymi. To gigantyczna niedokończona elektrownia atomowa w Żarnowcu !!!
Czuję się tutaj pewnie, bo wiem, że nigdy nie odpalono tu jeszcze (!!!) reaktora atomowego, więc nie ma obaw co do promieniowania.
Mijamy, z lewej, niewielki murek i spoglądamy pod sam sufit, w głębi hali na lewo. Sklepienie znajduje się na wysokości kilkudziesięciu metrów.
Zatrzymaliśmy się i obróciliśmy się w lewo o dziewięćdziesiąt(!) stopni. Z zadartymi w górę głowami śledzimy jak jakaś przerażająco wielka maszyna usuwa gigantyczną rurę (w poprzednim śnie na jej miniaturze (-) wykonywałem działania klejem, tu warto zauważyć, że obserwowane działania odbywało się podobnie jak to do góry nogami (8/9) bo to, co na dole jest czynione na górze !!!), która poziomo(!), z lewej na prawo, przechodzi w stropie.
To chyba rozbiórka jeszcze nieuaktywnionej (!!!) elektrowni, bo słyszę jak z wysiłku poza budynkiem drży ta przeogromna maszyna która wyciąga rurę na prawo. Zaraz jak tylko ją wyciągnie zobaczymy pewnie gołe niebo !!! (to taka pętla czasowa, która symbolizuje aktywację i dezaktywację w jednej, bo Jedynej chwili)
Mówię do dwóch kolegów, abyśmy podeszli, pod ścianę, którą mamy za plecami, to będziemy bezpieczniejsi, a jednocześnie, będziemy mogli śledzić ten fascynujący proces wyjmowania rury ze stropu. Koledzy jednak, zamiast stanąć pod ścianą, z mojej lewej strony dali od razu nogę za drzwi, które gdzieś tam w tej wnęce odkryli.
Stoję nadal we wnętrzu tej gigantycznej budowli, zafascynowany, śledzę przesuwającą się pod sklepieniem rurę. Początkowo niewiele się dzieje. Maszyny, która wykonuje tę pracę, w ogóle nie widzę, a postęp całego procesu śledzę jedynie obserwując jak z wolna, przesuwa się sama rura.
Spadło już na dół kilka elementów stropu, ale dużo dalej, niż ja stoję. Kiedy jednak rura odsłoniła niewielką szczelinę posypał się pył. Tak gęsty, że nie było niczego już widać(mgła parabrahmaniczna !!!) a nawet nie dawało się momentami oddychać.
Chciałem przeczekać ten moment, ale niestety nie dało się. Jeszcze chwila a zasypałoby mnie albo bym się udusił. Całe szczęście, że zapamiętałem gdzie zniknęli koledzy bo teraz już nie trafiłbym sam do drzwi. Obróciłem się zatem przez lewe ramię o sto osiemdziesiąt(!) stopni i pobiegłem w stronę niewidocznych, już teraz, drzwi. Kiedy znalazłem się przed nimi, a rozpoznałem to po przeświecających nico przez pył szybkach(!)w górnej części drzwi, pozostawało mi już tylko pchnąć je całym ciałem i wybiec na zewnątrz budynku.
Na zewnątrz jednak był również spory zamęt, ale pyłu znacznie mniej (mgła brahmaniczna). Na tyle mało, że dało się dostrzec kilka osób. Wśród nich swoich dwóch kolegów oraz policjantów stojących obok radiowozu. Wszyscy mają niezłego stracha. Widać to po ich zadartych w przerażeniu głowach. Patrzą gdzieś wysoko, nade mną. Wolę się jednak już nie obracać i niczego nie oglądać a raczej się obudzić 🙂
Załatwiłem zatem całą sprawę do czwartej nad ranem. Potem mi się jeszcze sporo śniło, ale było albo podobnie, albo uznałem, że wystarczy tego co mi się przyśniło w pierwszej części nocy zatem już się więcej nie budziłem aby zapisywać sny, i tak do samego rana.
Kolejnej nocy, kiedy już ponownie nabrałem animuszu do eksploracji panaboskiej maszynerii, nadaję kierunek:
Premieroprezydent. Przydałaby się jakaś charakterystyka.
Szkoda, bo wiele snów zapomniałem, ale udało mi się przywołać ostatni.
Idziemy. Nieco z przodu i po mojej lewej, kobieta. Za mną zbiorowy byt wypowiadający się jednym głosem (!!!!!!!!!!!!!!!!!)
Zbliżamy się idąc z góry, do miejsca, które jednoznacznie kojarzy mi się z drogą tranzytową z moich dawnych snów. Ale to nie jest ta sama droga.To wieloszynowe torowisko.
Podchodzimy. Kobieta jest zaniepokojona, bo nie wie co ma dalej zrobić, wejść na torowisko czy nie ? Nie zastanawiając się długo mówię żeby rozglądać się za ludźmi i tam, gdzie jest ich skupisko tam musi być stacja. Do niej przecież mamy dotrzeć.
Kobieta nadal nie jest zdecydowana więc chwytam ją i wrzucam na środek torowiska. Byt podążający za mną, przez cały czas również ma, podobnie jak kobieta, wątpliwości co zrobić ? Co robić?!?!?!?
Ja powtarzam. Szukać zgromadzonych ludzi!!!!
Powtarzam jeszcze raz, że teraz kiedy jesteśmy pośrodku torowiska trzeba się rozejrzeć za zgromadzonymi w jednym miejscu ludźmi. Spoglądamy w lewo. Nic. W prawo. W oddali stoi grupka ludzi otoczona wieńcem innych. Stoi i czeka. Tam ! Mówię do kobiety i zbiorowego bytu poza moimi plecami.
(Byt podążający za mną to Bóg znany mi z innego snu, o układzie scalonym, którego ścieżkami idąc, umożliwiałem podążanie za sobą Bogu wypełniającemu przestrzeń, którą ja poznawałem swoimi zmysłami. Kobieta to oczywiści również On tyle, że jako Przestrzeń Jego Przejawiania się!)
Ruszamy i znajdujemy się natychmiast w budynku dworca. Wychodzimy z niego na zewnątrz. Kobiety, która do tej pory mi towarzyszyła, nie widzę, ale Byt Zbiorowy, który podążał za mną jest. Bez przerwy zastanawia się co robić. Co robić ?!?!?!
Schodzimy ze schodów. Po prawej stronie przy balustradzie stoi facet, który wygląda jak by należał rumuńskich służb specjalnych (śniady 8/1, płaszczyk i kapelusik).Od razu widać, że to kapuś 🙂
Mówi coś do mnie w jakimś, pewnie rumuńskim, języku a ja do niego po angielsku. Niczego nie rozumiemy, z tego, co mówi, ten drugi. Ja jednak nie mam wątpliwości co robić, spycham go napierając na niego swoim ciałem, aż do samej barierki, a potem chwytam w pasie i przerzucam przez barierkę głową w dół. (Do góry nogami !) Byt Zbiorowy, za mną, właśnie zastanawia się, czy tak powinno się robić, z napotkanymi osobami ?!?!?!?
Ja nie mam takich wątpliwości! Zrzucam faceta jedynie tak, aby spadając, nie trafił pod koła vana, który właśnie przejeżdżał po tamtej stronie w prawo. (Wrzucam go w przestrzeń Przejawienia 6-8).
Wycelowałem tak, aby spadając został ochlapany przez jego tylne koła. (Nabrał kolorów Czarnego 8/1 🙂
Facet podnosi się. Nic mu się nie stało, ale widać, że jest zadowolony z takiego obrotu (!!!) rzeczy. Pewnie z tego, że wyszedł z tego z ŻYCIEM !!!