Cz. IV

Obudziłem się rano. Zupełnie niczego nie pamiętam, leżę dłuższą chwilę, wspominam wczorajszy dzień, ale po chwili dociera do mnie, że to, co przez chwilę po przebudzeniu brałem za wspomnienie wczorajszego dnia, to realny (5!) sen, który był odpowiedzią na pytanie.
Leżę i próbuję sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów tamtych krystalicznie realnych zdarzeń:
Wybrałem się na wycieczkę do Krakowa (brama, przez którą wjeżdżały wczoraj we śnie na stare miasto wszystkie pojazdy uczestniczące w wydarzeniach, nazywała się Krakowska, byłem zatem w Nieprzejawieniu 8-12)!
Wybrałem się nie sam, ale i nie z żoną. Tym razem to dwaj koledzy z młodości (z czasów wczesnego Przejawienia 6-8!), z czasów kiedy jeszcze chodziliśmy do liceum. Jeden ma na imię Janusz, drugi – Maciek.
(Przepraszam kolegów za pewną niezręczność ale naprawdę nie uważam ich za łotrów. Jezus może też nie uważał swoich dwóch towarzyszy niedoli za takich. Tym bardziej, że słowo, którym ich określa oryginalny tekst Ewangelii, oznacza nie łotra, a buntownika. Po raz kolejny mamy do czynienia z intencjonalnym przekłamaniem tłumaczy Ewangelii.). Przypominam, że moje imię zaczyna się na J !
Ktoś jeszcze jest z nami, ale nie ogarniam go wzrokiem. Jesteśmy na dworcu w Krakowie. Maciek ma dla mnie LSD, przyniósł je z sobą, aby moja podróż (!) była jeszcze ciekawsza. Nigdy nie przyjmowałem LSD, więc to, co dostałem od niego, wsypuję na łyżeczkę laboratoryjną (wszyscy trzej pasjonowaliśmy się w liceum chemią , chciało by się dodać przedrostek al- ) i podgrzewam nad płomieniem. Zestaloną substancję wytrząsam na ziemię i kawałki pokruszonego LSD wrzucam do szklanki z wodą. (Kiedy zastanawiam się na jawie nad tym co robiłem z tą substancją we śnie, jestem zdumiony. Pominę, że wygląda jak topiona w czasie snu o Golgocie żywica. Taka ilość LSD wystarczyłaby na kilka tysięcy osób. Dlaczego podgrzewałem LSD nad płomieniem, też nie wiem. Chodziło, widać, o stopienie substancji w jedną całość. A tak naprawdę to proces Nicościowania temperaturą 8/2 czyli redukcja , krystalizacja 8-12 i rozpuszczenie 6-8 czyli powrót na poziom szeroko pojętej Duszy 6-8.Jak widać proces jakby alchemiczny 🙂
Przetopione LSD nie rozpuściło się całkowicie w wodzie (!), pływa w niej w kawałkach (byty oddzielone od Płynnego Pola 6-8). Wszystko to wypiłem i czekam na psychodeliczną podróż.
Nic !!! (chyba, że odjechał cały świat, a ja tego nie zauważyłem? Ale to tylko taka łagodna sugestia, kiedy to teraz zapisuję).
We śnie myślę, że pewnie za wcześnie na efekt, może trzeba poczekać kilkadziesiąt minut?
Spaceruję z Januszem po dworcu. Wyszliśmy przed budynek. Wszędzie spokój, po prawej sporo ludzi. jak to przed dworcem. ale nadal nie czuję spodziewanej reakcji. W spacerowaniu po krakowskim dworcu zapędziłem się na moment nawet do Lublina, jestem już blisko Krakowskiego (!) Przedmieścia, ale to jeszcze nie stare miasto. Kiedy skręcam pod kątem 90 stopni w lewo, w podcienia, w jakich jest usytuowany bank, widzę w głębi pasażu niebieski (7+) błysk. Ocho?! Myślę sobie: „Zaczyna się trip”.
Niestety na tym nieznacznym błysku wszystkie ekstatyczne wrażenia się zakończyły.
Coś kiepskie to LSD albo może to, że jestem śniącym, powoduje, że na mnie nie działa (tak rozmyślam we śnie).
Jestem z powrotem na dworcu w Krakowie i widzę, jak po prawej przy bankomacie (czyżby był terminalem banku z Lublina, tam gdzie widziałem błysk?) stoi Maciek, ma zamiar wypłacić pieniądze. Jest na samym początku sporej kolejki.
Maciek pyta, czy będę wypłacał również, bo jeżeli tak, to wpuści mnie przed sobą. Ja wyjmuję z lewej kieszeni garść drobnych, wśród nich dwa złote. Mówię, że mam tylko tyle gotówki, bo wszystkie pieniądze wydałem na bilet do Krakowa, we śnie ma to znaczyć, że nawet na koncie bankowym nie mam niczego więcej. Wiem, że w portfelu trzymam jakieś banknoty, ale nie mam ochoty ujawniać swojej rezerwy. Dopowiadam, że mam tylko kartę kredytową, ale z niej nie da się wypłacić pieniędzy. Maciek pyta mnie o pieniądze jeszcze dwa razy i ja po raz kolejny pokazuję garstkę drobnych. (Nie, nie, kur nie zapiał.)
Koledzy są chyba mocno rozczarowani moją odmową. Zdaje się, że chwilę wcześniej Janusz prowadził mnie na lewą stronę dworca. Tam była zupełna pustka i marazm. Kręciła się jedynie grupka kilku facetów o dość podejrzanej proweniencji. Chyba właśnie dlatego zacząłem zachowywać się podejrzliwie również wobec swoich kolegów.

Idziemy teraz, ja z Januszem, najniższym(-) poziomem dworca w głąb ekranu śnienia. Chyba zgubiliśmy się. („Po drodze im było!”, napisałem w liczbie mnogiej bo kolega J wystąpił również w roli minusowości urojeniowej mojego J, czyli wersji piekielnej mojego imienia, drugiego, Janusowego oblicza. Właśnie dlatego w tytule pojawił się pełne imię Jezusa – Christus verus Luciferus jaki nadali mu swojego czasu dawni chrześcijanie mówiąc ”Nie rozłączajmy potęg”). Nikogo tu nie znamy i w tym momencie z samego końca, z drzwi po lewej stronie ściany, która zamyka salę w głębi ekranu, z kierunku, w którym właśnie szliśmy, słyszymy wołanie: „Januuusz!” Od razu skierowaliśmy się w kierunku drzwi. Ja nie widzę, kto jest za nimi, bo idę z prawej strony Janusza, ale on wyraźnie kogoś tam rozpoznaje. Kiedy zaglądam w światło drzwi, widzę same obce twarze, ale udaję, że je również rozpoznaję (to kobiety). Tak jak Janusz, witam się z nimi po koleżeńsku.
Wracam do miejsca, gdzie pozostawiłem łyżkę po LSD. Chyba dałem się nabrać i na kolegów, i na LSD. Niewiele brakowało, abym jeszcze stracił pieniądze. Odnajduję łyżkę i kiedy się jej przyglądam, widzę, że wcale nie wytrząsnąłem całej jej zawartości, więc może dlatego nie zadziałało?!

Wersja Ojca jest całkiem zwyczajna. Powiedziałbym, że biblijna. Tyle, że nie dotyczy faktów fizycznych a metafizyczne. W momencie eksplozji dokonało się przekształcenie Świadomości Duszy Jezusa. Pisałem o tym w Krajobrazach jako o amalgamatyzacji tych poziomów. Jaką rolę grała w tym zdarzeniu substancja odurzająca? Miała ułatwić zmartwychwstawanie?
Byłem pod jej wpływem podczas tej podróży? Zstąpiliśmy z Januszem do piekieł?
Pod wpływem narkotyku wykonałem podróż tam i z powrotem, nie zdając sobie sprawy z procesów duchowych, które dokoła mnie zachodziły, powróciłem do miejsca, z którego wyruszyłem, czyli do życia. Na dodatek nie ja za to zapłaciłem. A chyba tego ode mnie oczekiwano.
Oczywiście wiem, że tradycja podaje imiona: Gestas, ten zły i Dyzma, ten dobry łotr. Jak większość przekazów biblijnych, źródła tych informacji są mocno niepewne. Ponadto nie o to w tym przypadku chodziło. Za pomocą pierwszych liter imion wskazano na wzajemne relacje pomiędzy osobami występującymi w śnie.

(Maciej – imię męskie, pochodzenia hebrajskiego: hebr. מתתיהו Matatjahu, oznaczające „dar od Boga”, „dar Jahwe”. Forma Maciej powstała prawdopodobnie jako spolszczenie węgierskiego imienia Mátyás , na dodatek kojarzy się z rybą-śledziem. Imię to nosił apostoł wybrany po samobójstwie Judasza. Do XVI wieku imiona Maciej i Mateusz nie były w języku polskim rozróżniane.
Jan (stgr. Ἰωάννης od hebr. rdzenia יחב – łaska) – imię męskie pochodzenia biblijnego. Po hebrajsku יוחנן (Jochanan) oznacza „Jahwe jest łaskaw”. Według Ewangelii imię to nosił prorok Jan Chrzciciel oraz apostoł Jan Ewangelista.
Janus-jedno z najważniejszych bóstw staroitalskich czczone w starożytnym Rzymie. Był bogiem wszelkich początków, a także opiekunem drzwi, bram, przejść i mostów, patronem umów i układów sojuszniczych. Początkowo dzielił władzę z Camesesem, a następnie z Saturnem, który wypędzony przez Jupitera, znalazł u niego schronienie, na tyle gościnne, że odwdzięczył mu się przekazanym darem widzenia przyszłości i przeszłości. Przedstawiano go jako bóstwo o dwóch twarzach-Janusowe oblicze.)

C.d.n.