„Ponieważ lis był najsprytniejszym ze wszystkich zwierząt w lesie, postanowił, że zamiast wpadać w pułapki zastawione przez życie i przez myśliwych, po prostu zamieszka w jednej z nich. Trzeba przyznać, że lis był gościnnym gospodarzem i chętnie zapraszał do siebie, w pułapkę, jeszcze inne zwierzęta. Wielu też przychodziło. Pułapką była nora naszego lisa i jeśli ktoś chciał go zastać w domu, musiał wejść w potrzask”.
H. Arendt, Lis Heidegger
Pytam, czym jest ta- boska podstawa moralności ?
Obserwuję jak jedna ze stron konfliktu (zwycięska?), zrzuca pomoc dla ludności cywilnej.
Słyszę (widzę?) jak mężczyzna wspomina, że jedna z takich paczek, uderzyła w głowę jego matkę. Widzę krew, jaka wypłynęła z głowy zabitej paczką, kobiety.
Wydaje się, że syn nie ma o to pretensji, rozumie masowość sytuacji i przypadkowość tego nieszczęścia.
Widzę sznur białych furgonetek, jadących z prawej na lewo. To samochody amerykańskie(3), tych, którzy zwyciężyli. Są przerobione na karetki, jednak nie takie było ich pierwotne przeznaczenie.
Na bokach mają wyklejone napisy, taśmą samoprzylepną, na potrzebę chwili. Napisy są złożone z prostych odcinków taśmy. Coś jak UN na ziemskich samochodach tyle, że ten skrót jest chyba trzyliterowy. Nijak nie mogę zorientować się co to za litry.(Pismo Obcych składa się z kółek i kresek w różnych konfiguracjach! Kiedyś poprosiłem o jakąś ściągawkę, do odczytywania tego pisma, jakiś taki kamień z Rosetty, okazało się, że to pismo jest dwuwymiarowym zapisem trójwymiarowych obrazów. Opisałem to w Krajobrazach)
Ci, którzy zostali pokonani, Niemcy (Niemowy) są po lewej stronie i ustępują pola niosącym pomoc.
Drugi sen, nad ranem z Obserwatora, czyni mnie uczestnikiem, a może nawet stara się mnie postawić w punkcie widzenia Twórcy (!!!) tego całego dynksu.
Zalewam kwadratową ramę jednym „sosem”. W środku ramy stoją ludzie (Jak bile w ramce do bilarda).
Stan świadomości, jaka mnie ogarnia, jest następujący:
NIE CHCE MI SIĘ CZYTAĆ ZAWARTOŚCI KAŻDEGO Z NICH, TYCH WSZYSTKIM MOŻLIWYCH WARIANTÓW, ICH WYBORÓW ŻYCIOWYCH !!!!
Zatem zalewając ich jednym „sosem”, dając im wspólne ograniczenia i parametry życia, upraszczam sobie analizę ich doświadczeń !!!!!!!!!!!!!!!!
Po przebudzeniu czuję się, jakby ktoś napluł mi, mojej godności bycia osobą, w twarz.
Pytam ponownie o moralność Boga.
Drugi śniący.
Sporo różnych snów i jestem zaskoczony, bardzo ! Bo Bóg rzeczywiście ma trochę dziwną moralność, według mnie, moralność księgowego 😉
Pierwszy sen: jestem na budowie. Przebudowujemy monumentalny dom, z cegły (1-5-<10 . JB), ale z elementami drewnianymi(-). Patrzę właśnie na górę, na belki podłogowe, a w zasadzie potężne bele drewniane – widzę wśród nich trochę zbutwiałych, ale co najgorsze, zauważam na wielu belkach ślady korników albo termitów. Wiem, że to oznacza straszną rzecz. Na takim etapie budowy trzeba będzie wymienić całe drewno na nowe, bo termity nie muszą być widoczne na całym drewnie, ale najprawdopodobniej wszystkie belki są już zarażone i całe drewno jest do niczego. Po wybudowaniu domu po prostu wkrótce zacząłby się sypać. Rozmawiam z Inwestorem i mówię mu o całej sprawie. Wiadomo, że wymiana drewna wiąże się z niebotycznymi kosztami. Właściciel domu mówi mi: słuchaj, jesteś najlepszym budowlańcem, nawet aż za dobrym – jest trochę wściekły na mnie, że mu powiedziałem o tym – Odpowiadam mu, że może mnie teraz nawet znienawidzić, ale jeszcze bardziej by mnie znienawidził, jakbym przymknął na to oko i niedługo wszystko by się zawaliło, w nowo wyremontowanym domu. Sen kolejny, też o budowie, co ciekawe.
Zajmujemy się jakąś rozbiórką i chyba mamy demolować łazienkę, rozmawiam z kimś o tym, że w tej okolicy wykafelkowałem sporo takich łazienek i całkiem prawdopodobne, że będziemy właśnie rozbierać „moje” dzieło. Gość, który jest tu ze mną, odbiera to z niedowierzaniem. Po zbadaniu kafelków stwierdzam jednak, że to nie moja robota. Moja praca powinna charakteryzować się dokładnością wykonania i artyzmem. Koleś pyta, czemu skoro jestem takim dobrym – artystycznym kafelkarzem, nająłem się teraz do rozbiórki. Mówię mu, że mnie nie obchodzi (!!!, JB) jaką pracę wykonuję i tak robię to tylko dorywczo, gdy potrzebne mi są środki do życia i wówczas biorę pierwszą lepszą pracę. [Mamy dwa zagadnienia Inwestora, któremu jest obojętny materiał, trwałość i normy moralne konstrukcji Przejawienia, dla niego liczy się forma, a nie treść (!!!) i wykonawca, któremu jest wszystko jedno czy buduje, czy rozwala, ale robi to zawsze z artyzmem i porządnie, ma również normy etyczne. Inwestorem jest Bóg Nieprzejawiony (8-12) a konstruktorem/burzycielem (Wielkim Budowniczym) poziom brahmaniczny 8 (Czarny8/1, Nicość 8/2 i Metatrom 8/3). JB] Kolejny sen: moi rodzice (10 i >. JB) są kimś bardzo ważnym, w jakiejś organizacji albo sekcie. Jako ich syn (Czerwony <10. JB) mam specjalne przywileje. Mogę robić rzeczy, których nie można innym (zabrałem coś, co jest niedopuszczalne, normalnie). Gardzę tymi zasadami, a sam mój przywilej uważam za tym większą hipokryzję członków sekty (Byty Przejawione 1-8. JB).
Dobrą stroną tych najaktywniejszych z hipokrytów, jest to, że przez ich nadgorliwość (!) mam spokój(!) i nie muszę stykać się z resztą członków sekty, którą gardzę (!!!). Poprzez niesłuszne (!!!) stawianie mnie na piedestale, niezależnie od tego, czy ma to jakieś podstawy, czy nie.
Pokręcona ta logika była, ale mam wrażenie, że Bóg nie bardzo lubi organizacje, które zajmują się jego wielbieniem i kontaktem z nim, jednak chyba jest zadowolony, że istoty, które dobrowolnie się w to wikłają, nie zawracają mu głowy bezpośrednio, takimi bzdurami jak kult i wywyższania Go.
Kolejny sen pokazuje moich rodziców prowadzących biznes. Prowadzą go bardzo sumiennie, prowadząc przy tym bardzo szczegółową i uczciwą księgowość.
(Mamy zatem narrację z obszaru 8 i < , gdzie rodzice śnią się nam jako oddzielne byty, oddzielne, stojące obok siebie jednocześnie a nie tak jak w Nieprzejawieniu pojawiające się jako Ojciec lub Matka, naprzemiennie aby w końcu stać się jednym Androgynem-Iśwarą. JB).
Robią regularne remanenty i niczego nie ukrywają. Są tacy, którzy oszukują i sprzedają poza księgami rachunkowymi, wprowadzając potem towar w zastępstwo innego – to chyba bardziej dotyczy pracowników, którzy tak robią.
Podsumowując nasze sny:
Jestem zaskoczony, bo przy tej całkowicie skomplikowanej budowie i zawiłościach tego procesu nagle na końcu wygląda on całkiem prosto – przypomina mi to taśmociąg. Komplikacja istnieje tym bardziej, im niżej się opuszcza Przejawienie. Procesy w Bogu są masowe i nieskomplikowane, podstawowe, nierozróżniające dobrego materiału od złego. Totalne. Pozbawione współczucia dla jednostek i jakiejkolwiek refleksji nad ich cierpienie. Szczegółowy nadzór Źródło scedowało na poziom brahmaniczny 8 a ten na byty nadzorujące procesy zbiorowe na poszczególnych poziomach. SYN, Czerwony <10 nikogo nie szanuje a istotami z samego dołu „brzydzi się”. Jego pomoc dla ofiar procesy stwórczego bywa tak samo zabójcza, jak jej przeciwieństwo. W takim razie zapytajmy co Brahman/Bóg/Ojciec sądzi o ludzkim wyobrażeniu moralności ? Osobowość Boga to efekt przejawienia się Androgynicznej bezosobowej Świadomości. Ten „nasz”-Matatron 8/3 ma osobowość od/do pewnego momentu/poziomu zstępującej Świadomości, to znaczy od/do momentu, kiedy jest zbiorową (Konieczną) Świadomością wszystkich świadomości (Żydzi właśnie jego określali JHWH i to On siedział na tronie, przed Zasłoną Bytu/w Płaszczu Zasłony Bytu, wiedzieli nawet o tym, że to tylko atrapa Boga. Dzieci Wdowy określiły go Wielkim Budowniczym. Metatron Jest, w „odwrotności” do Tego, który jest „prawdziwym” Bogiem, Który spoczywa za Zasłoną Bytu 8/9- Który spoczywał w Otchłani Niebytu, nie Jest Tym Który Jest. Ten „prawdziwy” spoczywa w Niebycie Nieprzejawienia 8-12. Jego boskość przekracza nawet Świadomość Bycia Wszystkim.
Pytam, jak Bóg ocenia moralność, tak jak my ją pojmujemy ?
Pierwszy sen. Oglądam opakowaną paczkę. Jest obwiązana sznurkiem, jakoś tak … bez sensu, ani ładu, ani składu. Na dole, prawie przy samej krawędzi, po prawej stronie podobnie, sznurek niemal zsuwa się z paczki. Przez całą noc coś mi się śni, ale nie pamiętam co. Nad ranem znowu paczka !!! Szykuję się na wspólną imprezę, na którą każdy z nas ma przynieść prezent (! Obecność !)) i wręczyć go. Polecono nam (z góry !) opakować go w sposób prosty i bez specjalnego dbania o drobiazgi, o estetykę opakowania. Wziąłem więc kawał pomiętego, szarego papieru pakowego, z przypadkiem przyklejoną do niego niebieską foliową torbą. Pomny zaleceniu o niedbałość w pakowaniu, zawinąłem pakunek w pomięty papier, a niebieską (4/7+) foliową torbę, pozostawiłem samą sobie, czyli przypadkowi. Tak jak mi się udało niedbale zawinąć prezent, takie też, „przypadkowe” miejsce zajęła torba. Torba wystaje ze zwoju pomiętego papieru. Obwiązałem wszystko, byle jak, sznurkiem i prezent gotowy. Mam jeszcze sporo(!) czasu do wyjścia, więc co jakiś czas, przechodząc obok, rzucam okiem na opakowanie prezentu. Najpierw moje poczucie estetyki podrażniła wystająca, „przypadkowo” niebieska torba. Przechodząc, za którymś razem, po prostu, wepchnąłem ją pod papier. Potem, wyciągnąłem ją zupełnie. Po kilku minutach zaczął mnie drażnić pomięty papier. Właśnie się zastanowiłem czy nie rozpakować prezentu i nie poszukać jakiegoś normalnego opakowania. Gładkiego papieru pakowego, bo to opakowanie, które pod impulsem pierwszego polecenia wydawało mi się odpowiednie, teraz zdaje mi się uwłaczać godności mojej i obdarowanego.
No i wyszło szydło z worka, a raczej mentalna(!) torba z opakowania. Nasza moralność jest naszym natręctwem, formą uporządkowania, do której przywykliśmy, czymś, co nie jest od nas wymagane przez Obdarowywanego naszą obecnością !!! Jej brak jest jednak powodem naszego wielkiego dyskomfortu !!!
Podsumowując ostatnią część „Bramy”, odwołam się do Jej literackiego obrazu, do „Rzeźni numer pięć. Czyli krucjaty dziecięcej. Czyli obowiązkowego tańca ze śmiercią”, Kurta Vonnegut. Posłuchajcie:
„Billy Pilgrim wypadł z czasu. Zasnął jako podstarzały wdowiec, a obudził się w dniu swego ślubu. Wszedł w drzwi w roku 1955, a wyszedł innymi drzwiami w roku 1941. Wrócił przez te same drzwi, aby znaleźć się w roku 1963. Powiada, że wielokrotnie widział swoje narodziny i śmierć i że przenosi się w zupełnie przypadkowej kolejności do różnych momentów dzielących te dwa wydarzenia. Tak mówi. Billy nie panuje nad czasem, nie ma żadnego wpływu na to, dokąd się przenosi, i te odwiedziny nie zawsze są zabawne. Mówi, że dręczy go nieustannie trema, gdyż nigdy nie wie, jaki fragment swojego życia będzie musiał za chwilę odegrać”, Kiedy gazeta opublikowała pierwszy list, Billy pracował już nad drugim. Drugi list zaczynał się tak: “Najważniejszą rzeczą, jakiej nauczyłem się na Tralfamadorii, było to, że śmierć jest tylko złudzeniem. Człowiek żyje nadal w przeszłości, tak więc głupotą jest płakać na pogrzebie. Wszystkie chwile, przeszłe, obecne i przyszłe, zawsze istniały i zawsze będą istnieć. Tralfamadorczycy mogą oglądać te różne chwile tak, jak my możemy oglądać na przykład Góry Skaliste. Widzą, że poszczególne momenty są niezmienne, i mogą wybierać te spośród nich, które ich w danej chwili interesują. To tylko my na Ziemi mamy złudzenie, że chwile następują jedna za drugą, jak korale na sznurku, i że chwila raz przeżyta jest stracona na zawsze. Tralfamadorczyk widząc trupa myśli sobie po prostu, że zmarły jest aktualnie w złej formie, ale jednocześnie wie, że ta sama osoba czuje się znakomicie w wielu innych momentach. Kiedy teraz słyszę o czyjejś śmierci, wzruszam tylko ramionami i mówię to, co mówią w takich razach Tralfamadorczycy; to znaczy: «Zdarza się.»” „Billy Pilgrim stanął, oparł się o drzewo i zamknął oczy. Głowę miał odchyloną do tyłu, nozdrza rozdęte. Wyglądał jak poeta w Partenonie. Wtedy właśnie po raz pierwszy wypadł z czasu. Jego świadomość wahnęła się pełnym łukiem wzdłuż jego życia, dochodząc aż do śmierci, która była liliową poświatą. Poza tym nie było tam nikogo ani niczego. Nic tylko liliowa poświata i ciche brzęczenie. A potem Billy wahnął się z powrotem w życie i dalej, aż do okresu przed swoim urodzeniem, kiedy była czerwona poświata i jakieś bulgoczące dźwięki. Potem znowu wrócił do życia i zatrzymał się. Był małym chłopcem i stał pod natryskiem obok swego włochatego ojca w lokalu Ymki w Ilium. Czuł zapach chloru z pobliskiego basenu pływackiego i słyszał trzask trampoliny”.
Pamiętajmy o tym. Przez Bramę można przejść na trzy sposoby. Wyjść wcześniej niż się weszło. Wyjść w tym samym momencie, w którym się weszło i wyjść później niż się weszło. Zazwyczaj wszyscy robią to jednocześnie, nie mając Tego Świadomości. Odkryłem istnienie tych przeskoków już dawno. Właśnie dlatego obserwuję ten proces z zainteresowaniem w snach. Lektura „Końca czasu”, J. Barboura, jedynie umocniła mnie w tym przekonaniu. W moim przypadku przeskoki wyglądają bardziej „poprzecznie” niż „pionowo”.
Wygląda to w ten sposób, że kiedy jestem w pracy, mam wrażenie, że jestem tam, odkąd pamiętam i nie wychodzę z niej, ani nie przychodzę. W domu podobnie, kiedy tam jestem, jakbym siedział w domu całymi dniami i latami, tylko tam. Na zakupach analogicznie. Kiedy idę ulicą, tak jakbym szedł nią bez przerwy, od lat. Trawnik koszę od początku świata i nie zanosi się na to, abym skończył przed jego końcem! Jak z tego widać chwila aktualna ma swoje kategorie. Nie tak jak można by się spodziewać, analizując nieistnienie czasu, logicznie. To są przeskoki pomiędzy kategoriami czynności, związane są również z typami miejsc, w której Świadomość uzyskuje stan Obserwatora i jego ciągłej teraźniejszości.
Czy czas istnieje obiektywnie ? Wiele wskazuje na to, że nie, jedyne co istnieje to chwila aktualna, teraz. Przeszłość jest formą teraz, obserwowanego przez Świadomość, w innym jego aspekcie, w aspekcie ciągłego powstawania teraz, to proto-teraz sprawia, że umysł tworzy na jego kanwie iluzję przeszłości.
„Czas wieczny, ów pierwotny czas to »czas«, który wiecznie zaczyna i wiecznie się staje, który wciąż, sam siebie rodzi i wciąż siebie połyka”. „Ojciec jest Synem Syna, staje się w retrospektywie Ojcem tylko dzięki temu, że istnieje jego syn- tak samo, jak wiek archaiczny życia bożego staje się w ścisłym sensie przeszłością tylko za sprawą samego ustanowienia teraźniejszości”. Światowieki -F.W.J. Schelling
Wspomnienie chwili minionej nie jest przeszłością, jest chwilą aktualną, świadomością teraz która snuje refleksję o tym, co uważa za chwilę minioną. Przyszłość to nic innego jak dalszy ciąg wybranego przez świadomość sposobu snucia przez umysł refleksji o teraz, formy bycia w teraz wynikającej ze wzorca karmicznego. Stąd przyszłość w zasadzie niczym nie różni się od przeszłości. Mówimy oczywiście nie o zmianach w otoczeniu posiadacza umysłu, który sam jest jednym z elementów otoczenia, ale o stanie świadomości Ja. Ja Obserwatora >7.
Z Jego punktu widzenia nic się nie zmienia. To, co jest przeszłością świadomości, niczym nie różni się od jej teraźniejszości, a i w przyszłości nic w niej się nie zmieni.
Akty woli, które prowadzą do zmian w otoczeniu posiadacza umysłu, nie mają wiele wspólnego z niezmienną świadomością Obserwatora, a z rozbieganym umysłem, który w otaczającej go zupie falowej, z której wykrzepiają się chwile teraz materii o nieco innej fazie niż on sam, porządkującym według różnych wzorców/form jej fragmenty.
Przekonujemy sami siebie, że zmienność fizyczna otoczenia i naszych reakcji na nią ma jakiś związek ze Świadomością, która je Obserwuje. Nie ma !
Nasz rozbiegany umysł chętnie wnioskuje o zmienności otoczenia, nie zauważając niezmienności Świadomości, która go przenika.
Ruch może istnieć jedynie względem ośrodka nieruchomego, Takiego, który stanowi punkt odniesienia zmian zewnętrznych!
Co zadziwiające, nie tylko to, co umysł postrzega na zewnątrz, ale i to, co uważa za swoje wnętrze, jest tak naprawdę zawsze zewnętrzem, względem „pozycji” Obserwatora.
Współczesna nauka psychologii genetycznej przestawia tę współzależność- tego, co wewnątrz i tego, co na zewnątrz- w swoim języku, następująco; Środowisko ma decydujący wpływ na ekspresję genów a własności odziedziczalne, te, które są relatywnie niezmienne (podobno ok 40%), mają wpływ na kształtowanie środowiska, w który ma toczyć się życie poddanej analizie jednostki. Konflikt-przekształcenie lub zmianę-ucieczkę ze środowiska zbyt silnie modyfikującego genom. Niestety nauka nie jest w stanie sięgnąć poza tę współzależność, zauważając jedynie tę relację sprzęgającą, traktując jako podstawową i w zupełności wyjaśniającą całość tego zagadnienia.
Świadomość Obserwatora jest niezmienna, bez wieku, bez wiedzy o tym, co analizuje umysł.
Zmysłowa percepcja i ciągła refleksja, nad samym sobą, przesłania umysłowi, nieprzerwaną obecność Świadomości Obserwatora, poza umysłowego (nad umysłowego).
Stając w opozycji do Niego, tworząc iluzję, że Nim nie jest, że właśnie stoi naprzeciw niego.
Umysł tworzy, filtrując/polaryzując Pole Świadomości, zamieniając Je na ciągi przyczynowo skutkowe o charakterze, jak się umysłowi zdaje, niemal linearnym. Tymczasem to Nieskończenie Złożone w swojej prostocie(!) Pola współistniejących przyczyn, które są nieodróżnialne od skutków, które wywołują.
Umysłowi, który wyrósł z wieku dziecięcego, nie przychodzi na myśl, że otoczenie, czyli to, co umysł postrzega jako zewnętrze, jest tak naprawdę jego wnętrzem (o tym w snach mówi obecność granicy5/6) wszystkie byty, które umysł obserwuje „na zewnątrz”, mają wspólną podszewkę/Pole, które stanowiąc ich prawdziwe wnętrze, łączy je w falującą wspólnotę-ocean (w snach właśnie o tym wynicowaniu, odwróceniu do góry nogami mówi granica 8/9). Wtedy to, co falujące staje się Jedynym Punktem-Falowaniem !
To owe granice, związane z biologicznym rozwojem biologicznego/neurologicznego systemu iluzorycznej percepcji przedmiotów jako bytów oddzielnych, jest powodem alienacji i iluzji bycia oddzielnym od Źródła Świadomości. Na przeszkodzie do zrozumienia tego zjawiska, stoi przekonanie, że Świadomość to falowania- myślenie, emocje i odbiór bodźców zmysłowych, a nie bezrefleksyjny, statyczny Obserwator falowania.
Nie jesteśmy jednak do samego końca pozbawieni możliwości właściwej oceny rzeczywistości fizycznej, możemy to uczynić nawet przez najgłębsze/najstarsze poziomy biologicznego umysł, bliskie bezrefleksyjnemu Obserwatorowi.
Przejawia się nam jako narzucające się, tym z nas, którzy osiągnęli wiek dojrzały, nieodparte przekonanie, że nic w nas się nie zmieniło. Mimo starzejącego się ciała i skumulowanych w umyśle wspomnień wciąż przeinterpretowywanych na nowo, przez jego funkcję „teraz”, podszytych emocjami, stanowiącymi wywoływacz owych niestabilnych, wciąż przeinterpretowywanych, przez umysł, na nowo, wspomnień. Wciąż pozostajemy przekonani, że wewnątrz jesteśmy w wieku, bez wieku, który pamiętamy z lat dzieciństwa i jego pierwszych świadomych aktów zdziwienia światem.
Czy rzeczywiście, zbyt śmiałym jest przypuszczenie, że to co, po ludzku, uważamy za przyszłość, jest przeszłością, której nie jest dane nam poznać, zanim nie przesunie się przed naszymi oczami, a to, co uważamy za przeszłość, jest przyszłością którą przeczuwamy i kształtujemy wciąż na nowo, myśląc o niej ?
Zapewne poczuliście dreszcz paniki, w jaką popada umysł, przy próbie wyobrażenia sobie tej sytuacji jako rzeczywistej 🙂
KONIEC