Pytam o święto Bożego Ciała
( W Krajobrazach również można przeczytać o snach dotyczących samego święta i podstaw metafizycznych Bożego Ciała).

Przybywa sen w którym pewien facet jest opiewany jako pierwszy który pokonał Indian. To znaczy umknął im ulicą Żołnierską w górę. Jak widać byli to dolni czerwoni (1) czyli zdarzenia w otaczającym nas świecie obserwowane bez wyższego zrozumienia Konieczności ich zachodzenia jawiącej się wyżej jako poziom przyczynowo skutkowy 5 (w postaci koincydencji i nierozpoznanych przez ludzkiego obserwatora wzajemnych powiązań zdarzeń z tego poziomu Świadomości.

Zastanawiam się we śnie w jaki sposób ten opiewany bohater stawiał opór zbrojny ścigającym go Indianom i to w wielu miejscach, na wielu poziomach, skoro odcinek od dołu ulicy Żołnierskiej do miejsca gdzie bohater się ostatecznie poczuł bezpieczny to jakieś trzydzieści, czterdzieści metrów. Ale cóż nie będę dyskutował, nie widziałem samych wydarzeń.
Co ciekawe sen dzieje się na ulicy mojego dzieciństwa gdzie stał mój dom w którym mieszkałem do dziesiątego roku życia a sama ulica śniła mi się wielokrotnie jako terytorium zdarzeń związanych z historią życia Jezusa. We śnie nie jest powiedziany kto jest tym bohaterem sagi która opiewa jego chwalebne czyny przeciwko niskim czerwonym.

Jak widać sny kontynuują refleksję nad rolą Jezusa w przeciwstawieniu koncepcji wolnej woli siłom Konieczności. Zatem co może być zaskakujące dla wielu osób procesja Bożego Ciała jest wyrazem wdzięczności zwolenników wolnej woli wobec Herosa który wyzwolił ich z więzów Losu.
Gdyby się przyjrzeć dokładniej argumentacji chrześcijan to mają rację, nie zauważają jednak że wyzwolenie dotyczyło ich interpretacji Losu a nie samego Losu-Konieczności. Skupienie się na wolności wyboru czyli na rozroście 'ja’ indywidualnego faktycznie dało przyrost przedmiotów i dóbr których możemy pragnąć i możemy je posiadać jako 'ja’ ale czy poprawiło to naszą pozycję wobec Duszy 7, czy sprawiło że jesteśmy na dłuższą metę szczęśliwsi tak interpretując i postrzegając świat ?

Heros ów nie wyzwolił nas od nas samych ale pokazał, że można stwarzać sobie pozory zwycięstwa i to po wielokroć odniesionego nad sobą. Jedyny błąd tej koncepcji polega na tym, że te zwycięstwa mają być okupione cierpieniem ego poświęcającego się dla ego obserwującego to poświęcenie. Jednym słowem postulat aby prawica nie wiedziała co czyni lewica, wśród chrześcijan pozostaje jedynie figurą retoryczną. Nie spotkałem bowiem nikogo pośród nich który nie robił by tego z wyrachowania czysto ludzkiego , zysku materialnego lub zysku pośmiertnego.

Gdyby zatem przyjrzeć się tej doktrynie, w jej koncepcji 'ja’ pozostaje wciąż w roli beneficjenta tej tym razem jak najbardziej równej walki z samym sobą. Kiedy 'ja’ zostaje przytłoczone wyrzutami sumienia kształtowanego kulturowo, bo nawet chrześcijańscy teologowie przyznają że to konstrukt społeczny, czeka na niego „mistrz resetujący wyrzuty” pod warunkiem spełnienia równie kulturowo umownych czynności pokutnych. 'Ja’ zawsze wygrywa!!! Zawsze jest w tym systemie zwycięskie i chociaż wydaje się, że umiera wciąż zmartwychwstaje i głosi samo sobie że niebo już bliskie i szczęśliwość w jakiej 'ja ’ będzie żyło wiecznie jest już na wyciągnięcie ręki, to ono decyduje po której stronie 'ja’ będzie zasiadał Bóg i tylko przez wrodzoną sobie skromność sugeruje, że przeznaczyło dla Boga środek pomiędzy sobą a sobą 🙂