Oto droga niebios: Po dokonaniu dzieła wycofaj się.
Lao Tzu
Nadszedł właściwy moment aby na nowo przejrzeć sny o Zgromadzeniu, o którym w swoich książkach pisał Robert Monroe, a które zamieściłem w VI księdze Krajobrazów (Codex Gigas).
Monroe pisał o tej przestrzeni tak:
„Focus 34/35: Poziom świadomości poza świadomością ludzką, znany również pod nazwą «Zgromadzenie». Tu zbierają się inteligencje należące do innych obszarów wszechświata, aby obserwować zmiany zachodzące na Ziemi, tu jest możliwy kontakt z tymi inteligencjami”.
Przed zaśnięciem pytam, czy takie Zgromadzenie w ogóle istnieje?
Idziemy we dwóch. Mój towarzysz po mojej lewej stronie. Podchodzimy do mężczyzny, który stoi w głębi ekranu śnienia. Po prawej stronie widzę narożnik (zmiana polaryzacji!) budynku.
Podchodzimy do mężczyzny. Kiedy tylko zbliżam się do niego na wyciągnięcie ręki, ten bez żadnego ostrzeżenia uderza mnie oburącz w brzuch. Uderzenie jest tak potężne, że budzę się w łóżku niemal w trakcie spadania z materaca.
Nie, nie, nie dlatego się obudziłem, że błędnik ostrzegł mnie o spadaniu z łóżka. Śpię na cienkim materacu i nie rejestruję swojego zsuwania się z niego. Obudziłem się w trakcie gwałtownego przesuwania się mojego ciała. Fizycznie nie odczułem żadnych skutków uderzenia, ale energetycznie było to bardzo silne działanie.
Skoro tak, to muszę użyć podstępu i dostać się do Zgromadzenia poprzez poziom mentalny kogoś, kto tam jest, ale nie akceptuje tego, co tam robi.
Dostajemy się do Zgromadzenia przez umysł jednego z członków załogi. Jestem na dziesiątym piętrze w mieszkaniu rodziców. W mieszkaniu jest ciemno (UFO), a rodzice może i gdzieś w nim są, ale przez tę ciemność nie potrafię ich zlokalizować. Zamknąłem się tutaj z dwiema innymi osobami. To chyba kobiety (!). W tym miejscu panuje jakaś reguła (!). Jakiś taki szariat! Nie podoba mi się to! Wszyscy zachowują się cicho. To jedna z wielu obowiązujących tu reguł. W mieszkaniu nadal jest ciemno! Otwieram po cichu drzwi i sięgam na zewnątrz w kierunku półki, która jest zainstalowana od strony klatki schodowej po prawej stronie. Na półce, w taśmach, są zgrzane po kilka sztuk ampułki, a raczej zawierające wodnisty płyn „naboje”. Nie jest ich dużo. Może kilka. Nie więcej niż pięć, sześć. Na końcu taśmy jest dołączona tylko jedna strzykawka. Pozostawił je tu dla mnie ojciec. Kiedy otwierałem drzwi, powiedziałem do osób będących w mieszkaniu, aby nikt teraz do mnie nie podchodził. Biorę te naboje. Mało ich. Nawet nie starczy na jedną serię, trzeba będzie używać ich pojedynczo. Naboje są bardzo drogie, dlatego tak je nam wydzielają. Na szczęście taka dostawa powtarza się co jakiś czas! W budynku panuje atmosfera oblężenia, utajenia, zaciemnienia i wyciszenia! Kiedy tylko zamykam za sobą drzwi mieszkania, po lewej stronie klatki schodowej jakby czekano na to, abym ja się wycofał, bo otwierają się drzwi sąsiedniego lokum. Wychodzi z niego mężczyzna, a za nim dwie (!) kobiety. To jest niedozwolone! Nie tyle opuszczenie stanowiska, co przebywanie razem, ale jak widać na moim i jego przykładzie jest to powszechne. To taka nasza indywidualna metoda na to, aby tu nie zwariować. Kiedy idę z lewej strony na prawą, widzę, jak przed pustym, niskim, schodkowym postumentem klęczy kobieta. Jej modlitwa daje wytchnienie i poczucie bezpieczeństwa.
Postawiono przede mną zadanie przycięcia rośliny hodowanej na parapecie. Roślina urosła już tak bardzo, że wystaje przez lufcik i ten nie daje się przez to zamknąć. Po chwili oglądam to okno z dołu. Jest już po korekcie i wszystko jest w porządku.
Idę w kierunku miejsca, gdzie ma odbyć się zgromadzenie (!). Każdy przybysz ma ze sobą przynieść jakiś ewenement (!). Ja niosę ze sobą grzyba. Ktoś przez cały czas idzie za mną. Kiedy docieram do miejsca zgromadzenia, postanawiam przeciąć grzyba w poprzek. Okazuje się, że to purchawka, więc zupełnie się rozlatuje, a ja wyrzucam ją, rozsypując zarodniki do koła, i otrzepuję dłonie. Dzisiaj przyjdę na zgromadzenie bez żadnego ewenementu.
Skoro już uzyskałem namiar na niezadowolonego członka załogi, to może zobaczmy, co się dzieje w tym kosmicznym Zgromadzeniu?
Jestem w ciemnym pomieszczeniu (UFO). Przy stole, którego nie widzę, a którego obecność jedynie wyczuwam, siedzi kilka osób. Zgromadzenie!
Idę z prawej na lewą stronę i czuję, a nawet chyba widzę, że podłoga jest nasiąknięta wodą. Zauważam, że miejscami jest jej nawet kilka centymetrów, a brzeg wykładziny na podłodze jest już porządnie namoknięty. Siedzących przy stole wcale to nie interesuje. Mówię do nich, że mają tej wody nadmiar i właściwie siedzą w wodzie. (To jest nawet ciekawe, szczególnie w kontekście jej skrupulatnego dystrybuowania członkom załogi. Woda to w snach przestrzeń 6-8). Aby im to unaocznić, podchodzę do ściany po lewej stronie pomieszczenia i namacawszy podwójny włącznik, próbuję kilkakrotnie bez powodzenia włączyć światło. Ci, którzy siedzą przy stole, w reakcji na moją próbę włączenia światła wstają od stołu i wychodzą. Dwóch czy trzech zostaje jednak na miejscach i słyszę, że manipulują przy włączniku leżącym na podłodze. Mówię, żeby uważali, bo jak włącznik leży na mokrej podłodze, to porazi ich prąd. Tymczasem coś chyba namacali, bo słyszę charakterystyczny dźwięk wsuwania wtyczki do gniazdka. Chyba że ten dźwięk był czymś innym, na przykład dźwiękiem przywołującym mnie do porządku, ponieważ w jednej chwili znalazłem się na dziesiątym piętrze w pokoju ojca. Jest jasno (!).
Widzę, że nad łóżkiem ojciec powiesił makatkę. Ma ona spełniać jakąś inną rolę niż zwykła makatka nad łóżkiem. Jak się okaże za chwilę, zasłania niewielki obraz wiszący pod spodem. Pytam ojca, co tam jest. Przez cały czas pogryzam trzymaną w ręku gruszkę, więc raczej nie napinam się jakoś specjalnie w czasie tej wizyty. Ojciec odpowiada:
– Ot to taki prosty obrazek. – W swoim umyśle dodaje jeszcze: „Kogoś jak Bóg”.
Podnosi makatkę, a ja widzę, że to trójwymiarowy obrazek twarzy, dość niewyraźnej, ale nietrudno się domyśli, że to ktoś taki jak Jezus! Ojciec podnosi makatkę wyżej i mówi do mnie:
– Pomódlmy się!
Myślę sobie, pogryzając przez cały czas gruszkę, że stary zwariował. Ojciec tymczasem mamrocze jakąś modlitwę, a obok (skoro są w dwóch osobach naraz to mamy do czynienia z przejawieniową, minusową kopią Nieprzejawienia 8-12!) niego pojawia się matka i robi to samo.
Ja nie mówię nic, bo widzę, że to jakaś szajba. Połykam ostatni kęs gruszki i obracając jej ogonek w palcach, zamierzam skierować się do wyjścia z pokoju.
Tymczasem ojciec wskazuje na inny obrazek wiszący ponad makatką, nieco z lewej strony, mówiąc, że na tym obrazki jest domek, w którym pani Łotwa (Łatwa? Pewnie Lilit) zjadła śniadanie czy wieczerzę, nie zapamiętuję, bo w tym momencie jestem już pewien, że starym całkiem odbiło, i myślę głównie o tym, jak się stąd wycofać, w miarę bezpiecznie!
Po obudzeniu chce mi się śmiać z tego całego Zgromadzenia. To towarzystwo pod dowództwem jakiegoś ześwirowanego na tle religijnym dziadka, przypominającego pozbawionego rozumu albo upojonego Boga Ojca z Nieprzejawienia 8-12. Oni zapewne swoją misję religijną wykorzystują jako alibi do uzasadnienia inwigilowania Ziemian, że oni to niby chcą dobrze dla ludzi, ale ten trzask po ciemku dał mi sporo do myślenia. Zabrzmiał jak przeładowanie broni. To nie są androgyniczne symbole Matki i Ojca z dziesiątego piętra. Oni nigdy nie występują jednocześnie, nawet na swoim niższym, rozróżniającym rysy twarzy poziomie.
Łotwa, łot. Latvija – od nazwy regionu Łatgalii. Nazwa ta stanowi hydronim (!), prawdopodobnie germańskiego pochodzenia, Mamy zatem kolejne odniesienie do przestrzeni szeroko pojętej Duszy 6-8.
Pytam, czy to jacyś łagodni maniacy religijni czy trzeba traktować ich poważnie?
Dostarczyliśmy wraz z kolegą pierwszą partię galarety. (Jak by nie było, to rodzaj żelu o dużej zawartości wody, białka oraz tłuszczu. Wciąż mają kłopoty z brakiem wody i pożywienia więc muszą ją pozyskiwać z Ziemi). Tak, to galareta wieprzowa z grubą na kilka palców warstwą zestalonego tłuszczu, na wierzchu. To wielki blok galarety i sporo tłuszczu. Najciekawsze jest to, że we śnie podejrzewam, że to jest obszar muzułmański leżący w ciepłej(8/2) strefie klimatycznej. Osoba która przyjmuje ode mnie tę pierwszą dostawę publicznie (transmisja telewizyjna!), decyduje się zdjąć całą warstwę tłuszczu. Trochę nas te ceregiele z tłuszczem bawią, ale udajemy, że nas to nie dziwi, i nawet przyznajemy rację mistrzowi tej ceremonii, szczególnie że w tym klimacie tłuszcz dostarczyłby zbyt wiele energii spożywającym go osobom. Byłyby zbyt pobudzone!
Ten, który „koszeruje” tę galaretę, nie jest sam, towarzyszy mu kobieta. Facet zgarnia tłuszcz nożem i przenosi go na prawą stronę. Za każdym razem, kiedy zdejmuje go z noża nad naczyniem, które stoi na stole po prawej stronie, odnoszę wrażenie, że ledwo powstrzymuje się, żeby go nie oblizać. Gdyby nie odbywało się to publicznie, na pewno by to zrobił!
To pierwsza galareta, jaką widzi, ponieważ kiedyśmy przynieśli jej blok, to nie wiedział, czy tłuszczem jest to, co jest na wierzchu, czy to, co jest po bokach, musiałem go odpowiednio poinstruować.
Niemniej wiedział, że ma zdjąć jakąś tłustą warstwę. Mówię że następnym razem sam zdejmę tłuszcz, przed dostarczeniem galarety, ale nie widzę, aby ten pomysł wzbudził w „mistrzu zdejmowania tłuszczu” jakiś specjalny entuzjazm.
Budzę się i wiem już, że to nie jest zgromadzenie wolnych jednostek. Są kontrolowani na każdym kroku. Oczywiście pełniący funkcję nadrzędne tak jak wszędzie, sami siebie wyłączyli z obowiązujących pospólstwo nakazów.
(To całe zgromadzenia, jak już wspominałem imituje wysokie rejony Świadomości brahmanicznej i jest przekonane o swojej boskości. To właśnie oni śnią się nam w snach jako opresyjne Pająki.)
Proszę więc o więcej szczegółów z życia Zgromadzenia.
Zapamiętałem koniec snu. Znowu znalazłem się w pokoju ojca. Znowu jego twarz jest wyraźna, ponieważ to nie jest Ojciec wszystkich ojców , z dziesiątego piętra, tylko ktoś, kto uzurpuje sobie prawo do tej roli, wobec innych. Na dodatek ten ojciec jest religijnym świrem.
„Ojciec” wręcza mi chińską(2) kurtkę o perforowanej lekkiej podszewce. Na wszelki wypadek (mam już doświadczenie z czarnymi mundurami i płaszczami) odmawiam jej przyjęcia, wykręcając się tym, że u nas jest zima i będę głupio wyglądał w takiej jasnej kurtce. Może następnym razem wezmę ją od niego?
Po obudzeniu trochę żałuję. Poproszę następnej nocy o tę kurtkę. Może ułatwi mi poruszanie się po statkach Zgromadzenia.
Proszę o przekazanie mi jasnej kurtki i o możliwość podróżowania w niej.
Sen jest bardzo złożony i pełen niuansów, daje się jednak zapamiętać główny nurt opowieści.
Ktoś bezmyślnie zabił członka rodziny jednego z naszych znajomych. Staramy się znaleźć sprawców. Zachodzę na cmentarz, aby podsłuchać, o czym się tam mówi. ( Warto zajrzeć do snów o Monroe’m i zacienionych, żywych nagrobkach na cmentarzu opisanych w Krajobrazach, wiele wskazuje na to że to są minusowe, bo pod powierzchnią ziemi, postaci statków Zgromadzenia/Pajaków/Reptilian czy jak ich tam zwykliśmy określać. To oni opętują ludzi czyniąc z nich proroków, królów, przywódców i mszczą się na tych którzy im nie ulegli)
Może padną jakieś słowa, które będą wskazówkami dla nas. Ofiara, w której sprawie prowadzę to śledztwo, została pochowana w cudzym grobie rodzinnym (!). Tak się składa, że kiedy tam jestem, pojawiają się prawowici dysponenci tego grobu.
Podchodzę do nich, aby wyjaśnić sytuację i przeprosić za to, że skorzystaliśmy z ich grobu (!). Mężczyzna, który reprezentuje tę rodzinę (Zgromadzenie), mówi, że nie mają o to pretensji. Pokazuje mi na nagrobku szereg zdjęć swoich przodków, wśród których, najbardziej po lewej stronie, widnieje oblicze przodka wysoko urodzonego. Mówię, że protoplasta „naszego” zmarłego żył w tych samych czasach i był równy rangą ich przodkowi. Być może obydwaj (!) przodkowie znali się osobiście.
Mężczyzna, z którym rozmawiam, udziela mi dodatkowej informacji na temat obydwu zabójców. Trop, który nam wskazuje, z cmentarza doprowadza nas do szkoły. Lokalizujemy w niej, na niewysokim piętrze, dwóch chłopaków. W końcu udaje się nam odseparować ich od siebie. Jednego wpychamy do łazienki i zatrzaskujemy za nim drzwi, drugiego trzymamy na korytarzu. Wzywamy syna ofiary zabójstwa. Zjawia się niemal natychmiast. Wpada do łazienki. Słyszymy dobiegający zza drzwi łomot i uderzenia ciała rzucanego o drzwi i ściany. Pierwszy z zabójców zostaje zmasakrowany. Kiedy wszystko cichnie, otwieramy drzwi i wprowadzamy drugiego z nich. Spodziewamy się, że mściciel zrobi z nim to samo, ale on ma już dość zemsty. Mówi, że tego możemy zjeść (!) sami. Obraz płynący z jego umysłu ukazuje, jak się to robi – tak jak się zjada kabanosa (!).
Pytam, czy to oznacza, że Zgromadzeni przybyli, aby się zemścić. Oczywiście skojarzenie wczorajszego snu z dzisiejszym jednoznacznie wskazuje na to, że oni przybyli pomścić śmierć jednego z nich, tego, który żył na Ziemi w ciele Jezusa! (Obraz Jezusa na ścianie w „domu ojca i matki, drugi obraz, wodnisty , to jak widać druga z postaci która została przed chwilą przekształcona w łazience, na poziomie 6-8)
Głos: Mściciel był zaskoczony tkliwą ekspiacją społeczeństwa!
Czyżby oznaczało to, że zemsta została nam darowana z powodu ekspiacji, jaką podjęło chrześcijaństwo? Gdyby nie taka reakcja ludzkości, pomścilibyście się?
Scena rozgrywa się ulicy 3 Maja (3+5, proszę przypomnieć sobie o tym miejscu w trakcie czytania rozdziału „O czym myślał Jezus, wisząc na krzyżu?” w księdze ósmej oraz na ostatnio opublikowany artykuł; Rola pająków w życiu Jezusa).
Jadę z prawej strony na lewą, a na chodniku widzę dwa stojące równolegle pojazdy. Bliżej krawędzi chodnika znajduje się biały (!) samochód z miejscową rejestracją. Równolegle do niego, ale bardziej w głębi, stoi odkryty ciągnik bez szoferki. Ciągnik jest jasnozielony (Ciągnik Dusz !). Ma pomalowaną , na ten kolor, również rejestrację. Farba nie pokrywa jedynie samych cyfr znajdujących się na rejestracji, te są czarne. Ciągnik jest z Białorusi!
Na siedzeniu widzę dwóch zadowolonych z siebie czerstwych mężczyzn. Obydwa pojazdy zaczynają się poruszać właśnie wtedy, gdy tędy przejeżdżam. Zmieniają jednocześnie położenie względem jezdni z równoległego na prostopadłe(zmiana polaryzacji o 90 stopni jak na początku snów tu przytaczanych w okolicach narożnik budynku, to pozycja stacjonarna dla określonego poziomu ale łączy się również ze zniknięciem dla ludzkiego obserwatora, stąd Niewidzialni).
W pierwszym momencie pomyślałem, że to traktor zahaczył o samochód osobowy i ciągnie go za sobą, ale kiedy jestem już blisko, widzę, że nie zetknęły się ze sobą nawet na moment. Wykonały jedynie zwrot o dziewięćdziesiąt stopni, nie dotykając się nawzajem.
Jednym słowem nie będziecie się mścili. Chcecie, zmieniając kąt naszego widzenia, wpływać na nasze emocje i wyobraźnię, przekształcać nas bezdotykowo! Obserwować nie będąc widzianymi !
Pytam, w takim razie, na kim chcieliście się zemścić, zanim nie zmieniliście zdania?
Przekaz: Znalazł się ktoś, kto bierze całą winę na siebie.
Obraz: Mały stadion, składający się z trzech(3!) poziomych pięter w kolorze brudnego beżu i zieleni, jest wypożyczany (przenoszony z miejsca na miejsce i montowany obok) dużym przezroczystym (srebrnym) stadionom, kiedy te zostają przepełnione i wymagają pomocy.
(To element mówiący o wiedzy (urojeniowej wiedzy 8/1) która jest nam dodawana-narzucana- od Zgromadzonych kiedy własnej nam nie starcza, stadiony to Rada Starszych czyli coś co można by określić również sumieniem ponieważ to my sami z różnych poziomów Świadomości którzy sami siebie oskarżamy i sądzimy , stąd idea Sądu Cząstkowego i Ostatecznego w chrześcijaństwie, kiedy zatrzymujemy swoją karmę ci sędziowie znikają)
Chyba niezbyt dobrze was zrozumiałem. Nie będziecie się mścili, a wręcz przeciwnie – będziecie wspierać nas i inne cywilizacje w potrzebie ? A jak się zemścicie na tych, którzy nie chcą albo nie potrafią być dobrzy/posłuszni ? Czy to będzie biblijny Armagedon?
Chodzę po górnej krawędzi jednospadowego dachu, krawędź jest po prawej stronie ekranu śnienia. To Podzamcze, niższe (-) Stare Miasto. W tym miejscu na jawie znajduje się most (! Granica 8/9 ukazana w projekcji minusowo urojeniowej!) łączący Stare Miasto z zamkiem królewskim. Dach jednak nie jest zwykłym dachem. Tworzy rodzaj łukowato wygiętego amfiteatru otwartego na lewą stronę. U podnóża dachu chodzą ludzie. Pojawiają się na nim krzesełka do siedzenia. Odnoszę jednak wrażenie, że nie są one tam przez cały czas, a jedynie w niektórych momentach mojej bytności. Boję się chodzić po tak wysokiej krawędzi, dlatego chodzę na czworaka(polaryzacja 90 stopni!). Pełznę właśnie w stronę Starego Miasta. Przesuwając się z wolna, słucham jednocześnie, jak przemawia kobieta, a potem mężczyzna. Oboje wygłaszają mowę, stojąc na „moim” dachu (!). Zwracają się do ludzi, którzy przechodzą dołem po trawie (zieleń 3). Niektórzy zawieruszyli się również tutaj, na dach.
Przemowy są zatem kierowane do wszystkich, tych na dole i tych na górze. Temat wystąpień jest jeden.
Ludzie są wzywani, aby kosztem własnego komfortu i wygody walczyli o to, by ubodzy mieli w co się ubrać i co jeść. Mówią, że nie może tak dalej być, aby jedni z żyjących byli aż nadto zasobni, a inni żyli w upodleniu.
Docieram do krańca dachu, tego od strony Starego Miasta. Tu krzesełka są umieszczone już na stałe. Nikt w tej chwili z nich nie korzysta, dlatego mają podniesione siedzenia. Na ich spodzie są przyczepione kartki z listą nazwisk tych, którzy poświęcili się dla poprawy doli ubogich i uciśnionych przez ludzkie społeczeństwo.
Po obudzeniu jestem nieco zaskoczony, ale nie za bardzo. Karę, jaka ma nas spotkać za nasze podłości, wymyśliliśmy sami. Tylko na to nas było stać. Oni nie będą nas karać po ludzku, będą nauczali/kontrolowali nas uparcie, pokażą jak stać się ludźmi godnymi tego miana, aż do chwili kiedy osiągną zamierzony efekt.
Jak daleko jesteście od nas? Na orbicie stacjonarnej Ziemi czy jeszcze dalej?
Dwie osoby zwrócone do siebie twarzami stoją w okręgu. Na zewnątrz okręgu jest jeszcze kilka osób. Te dwie, które stoją w jego wnętrzu, mają rozłożone na boki ręce. Ich dłonie wystają już poza okrąg i chyba znikają poza jego obrysem.
Wygląda na to, że niektórzy są bardzo blisko nas. Tu na Ziemi, inni zaraz obok niej! Dotyczyć to może również karmy . Zapewne stąd część narracji opisuje przestrzenie wodniste 6-8, ponad małą karmą 1-5.
Zasypiam głębiej.
Jesteśmy w hotelu. Wracamy z próbnej prezentacji. Teraz idziemy z powrotem do naszego pokoju, aby ubrać się wieczorowo i przygotować do wieczornego spotkania. Mamy wziąć udział w wielkim zgromadzeniu (!). Idziemy do pokoju z lewej strony na prawą. Idę przodem. Za mną bardzo wysoka kobieta o niezbyt pięknej twarzy i niski mężczyzna w śmiesznych okularach. Na łączniku okularów, nad nosem, ma zaczepione kolorowe frędzle. Wszyscy troje jesteśmy w strojach podróżnych, ale w walizkach mamy odpowiednie ubrania wieczorowe.
Mówię do nich, nie do końca serio, że jestem osobą tak skromną, że po zgromadzeniu będę opuszczał salę jako ostatni.
Wszystko zatem wskazuje na to, że Oni są bardzo blisko nas. Towarzyszą nam. To ci sami, których nazwałem Niewidzialnymi! Ci, którzy żyją niewidoczni pomiędzy nami na tej planecie?
W drugiej części „Zgromadzenia” zapytam, czy Zgromadzeni to Niewidzialni, mieszkający razem z nami, na Ziemi, oraz spotkam się osobiście z Enkim i Enlilem 🙂
I na nic mi to, że przejrzałem ciebie, Oraczu, i zaciekłość twej pracy w człowieku
– nb. tak nas nazwano ongi, dla kurażu?
Z miłosierdzia?
Może na pośmiewisko?
Obraz i podobieństwo Boże.
(Aleksander Wat, Oda III)