Rozważając model Świadomości warto się zastanowić, czy jej struktura, jaką poznajemy w snach, jest jedynie prawdą objawioną, poznaną przez podróżujących progresywnie, czy koniecznością i można dojść do odkrycia takiego porządku na drodze myślowej. Do tej analizy zainspirowały mnie akademickie rozważania Roba Bryantona nad teorią strun i jej koniecznymi dziesięcioma, inni mówią, że jedenastoma, wymiarami.
Zacznijmy naszą logiczną podróż od punktu (cząstki najbardziej elementarnej, moja skala warstw Świadomości zaczyna się nieco wyżej, dlatego powstaje niewielkie przesunięcie w obydwu wywodach). Punkt, jak wiemy z geometrii, nie posiada wielkości, jest bezwymiarowy, to po prostu urojony obiekt pokazujący pozycję w układzie odniesień.
Wyobraźmy sobie drugi punkt, w innej pozycji, również mający nieustalony rozmiar. By stworzyć pierwszy wymiar, musimy połączyć dowolne dwa punkty. Jednowymiarowy obiekt ma tylko długość, nie ma szerokości ani głębokości.
Pierwszy wymiar to linia. Jeżeli teraz naszą jednowymiarową linię przekreślimy drugą linią, wejdziemy w drugi wymiar. Dwuwymiarowa istota, próbując zobaczyć nasz trójwymiarowy świat, mogłaby dostrzec jedynie kształty w przekroju poprzecznym. Na przykład kulę najpierw widziałaby jako kropkę, potem zwiększający się okręg, aż do momentu, w którym znowu stałby się kropką.
Trzeci wymiar ma szerokość wysokość i głębokość. Możemy sobie wyobrazić. że każdy dwuwymiarowy obiekt możemy zagiąć, tworząc kolejny wymiar. Trzeci wymiar jest tym, co wyginasz! Jest skokiem z jednego punktu do drugiego przestrzeni dwuwymiarowej bez przesuwania się w tym niższym dwuwymiarze. Trzeci wymiar to zagięcie.
Czwarty wymiar oprócz długości, szerokości i głębokości ma czwarty element. Może (!) być nim czas. Jeżeli wyobrazimy sobie siebie, jacy byliśmy minutę temu, a jacy jesteśmy w tej chwili, powstanie linia, jaką moglibyśmy narysować, łącząc te dwa momenty, byłaby ona linią w czwartym wymiarze. Gdybyśmy zobaczyli swoje ciało w czwartym wymiarze, byłoby ono jak długi falisty, zapętlony, wąż wszystkich pozycji, jakie zajmowało nasze ciało od narodzin do śmierci (Niewidzialni!?). Ale ponieważ żyjemy w trzech wymiarach, od chwili do chwili pozostajemy jak analogiczne istoty dwuwymiarowe w stosunku do trzeciego wymiaru. Widzimy swoje trójwymiarowe przekroje nas czterowymiarowych. Czwarty wymiar to krzywa. Jednym z najbardziej intrygujących aspektów bycia w wymiarze położonym jeden na drugim jest to, że tutaj, w niższym wymiarze, możemy być nieświadomi zmiany pozycji w wyższym wymiarze! Dotyczy to ruchu, ale również i procesów świadomych. W tym wymiarze możemy również uchwycić sens istnienia nieświadomości istoty z trzeciego wymiaru. Nie jesteśmy świadomi, posiadając umysł przystosowany do percepcji świata trójwymiarowego, tego, że poruszamy się, jesteśmy świadomi, również w czwartym wymiarze. Dla nas to są skoki pomiędzy momentami, w których zdajemy sobie świadomość z upływu czasu. Również momenty olśnienia, jakie na nas spływają, są wynikiem ciągłych procesów zachodzących w wyższych wymiarach niż trzeci. Dlatego na poziomie kauzalnym (5) nie jesteśmy świadomi, że skutek jest przyczyną, a jednocześnie przyczyna skutkiem. Dla nas to proces rozciągnięty w czasie, a nie jedność. Czterowymiarowy byt będzie czuł, że jest zanurzony w czasie i przestrzeni, ale nie będzie świadomy, że w piątym wymiarze będzie to wielokierunkowość ścieżek. Tu znajdujemy świetną analogię z szóstym poziomem Świadomości – buddycznym. Na to rozgałęzianie będą oddziaływać nasze wybory, odziaływanie innych oraz to, co na tym poziomie, na którym analizujemy ten proces, nazywamy przypadkiem.
Piaty wymiar to pierwsza wielowektorowość (poziom buddyczny – 6). Możemy wyobraźnią wrócić do dzieciństwa i odwiedzić siebie w konkretnym momencie. Dotyczy to również naszych inkarnacji, które tak naprawdę dzieją się jednocześnie, a nie, jak zwykliśmy to rozważać, jedna po drugiej. Poziom buddyczny to Dom Dusz. Możemy sobie wyobrazić zaginanie czwartego wymiaru do piątego, odskoczenie w czasie do tyłu (to zagięcie to Granica 5/6, obracająca obraz percepcji o sto osiemdziesiąt stopni). Odgałęziamy się w piątym wymiarze i cofamy do takiej chwili w czterowymiarowym świecie. Ale linia czasu dziecięcości w konkretnym momencie nie jest dostępna w twojej aktualnej wersji czasu. Wtedy są dwa sposoby aby tego dokonać. Pierwszy to wrócić do przeszłości nieco wcześniejszej, doprowadzić bądź nie do momentu zdarzenia i udać się w piąty wymiar, aby sprawdzić, jaki to przyniesie rezultat. To długa droga, ale istnieje krótsza – zagięcie piątego wymiaru do szóstego. Pozwoli nam to przeskoczyć z aktualnej pozycji do innej pięciowymiarowej linii. To poziomy Świadomości 7 i 7+.
Szósty wymiar to drugie zagięcie (granica obracająca naszą percepcję do góry nogami. Granica 8/9).
W siódmym wymiarze cały ten zbiór możliwych wariantów szóstego wymiaru możemy potraktować jako punkt. Dla nas siódmy wymiar byłby wszystkimi możliwymi liniami i wariantami szóstego, byłby nieskończonością, czyli wszystkimi możliwymi liniami czasu, które mogłyby wystąpić od początku świata. Jeżeli rysujemy siedmiowymiarową linię, musimy wiedzieć, czym ma być inny punkt w siódmym wymiarze, ponieważ to z nim ma być połączona ta linia. Ale jak może istnieć coś więcej niż nieskończoność? Odpowiedź brzmi: mogą istnieć inne nieskończoności stworzone przy innych warunkach początkowych, które są inne od naszego wszechświata. Tam prawa grawitacji i czasu mogą być inne. I linie poprowadzone od jego początku do końca takiego Przejawienia dadzą całkiem inny wszechświat. Zatem linia w siódmym wymiarze połączy naszą jedną nieskończoność z drugą.
Kiedy od tej siedmiowymiarowej linii poprowadzimy odgałęzienie do trzeciej nieskończoności znajdziemy się w ósmym wymiarze! Ósmy wymiar to druga wielowektorowość (Nicość). Przeskakujemy z niższego do wyższego poziomu przez zagięcie linii. Znikamy z niższego wymiaru, aby znaleźć się w wyższym.
Jeżeli przeskoczymy z jednej ośmiowymiarowej linii do drugiej, musiałoby nastąpić zagięcie do dziewiątego wymiaru. Dziewiąty wymiar to trzecie zagięcie, trzecia granica (usta androgynicznego Brahmana i wynicowanie). Rozpoczynając podróż, zaczynaliśmy ją w zerowym wymiarze, punkcie, z którego w moim rozumieniu wyłania się kryształowy wir zwierciadeł Przejawienia, a jest to ten sam punkt, w którym ów wir niknie, ponieważ kierunek i następstwo, odległości i różnorodność są jedynie iluzją czasoprzestrzennie zorientowanego umysłu. Punkt wyznacza położenie w systemie. Kiedy wyobrażaliśmy sobie czwarty wymiar, całą trójwymiarową przestrzeń potraktowaliśmy jak punkt, definiowaliśmy czwarty wymiar, rysując linię pomiędzy takimi trzywymiarowymi punktami. Ta linia to czas. W siódmym traktowaliśmy wszystko, co mogłoby się wydarzyć w szóstym, jako punkt. Wkraczając do dziewiątego wymiaru, musimy sobie wyobrazić wszystkie możliwe rozgałęzienia ósmego dla wszystkim możliwych linii czasu, dla wszystkich możliwych wszechświatów jako punkt w dziesiątym wymiarze. Jeżeli jednak chcemy sobie wyobrazić dziesiąty wymiar jako punkt i zdefiniować go, prowadząc linię do innego, napotykamy na problem, ale już nie ma na to miejsca ani czasu, skoro wyobraziliśmy sobie wszystkie możliwe odgałęzienia do wszystkich możliwych wszechświatów i wszystkie możliwe linie czasu w nich się znajdujące.
A zatem wszystkie możliwości zawierają się w dziesiątym wymiarze. Dziesiąty wymiar to punkt! Znaleźliśmy się zatem w miejscu rozpoczęcia podróży. Różnica może, ale przecież nie musi polegać na skali takiego punktu. I tu zaczynamy rozumieć boski mechanizm, w którym, zanurzając się w Szczelinie 8–12, możemy wypłynąć na każdym z poziomów minusowych Świadomości, ale i poziomów podstawowych, czyli dodatnich. Oczywiście możemy to zrobić, dysponując odpowiednią świadomością, i podróżować drogą tylko po dodatnich poziomach wstępująco, pozbawieni błędnych (minusowych) iluzji, czyli osobowego cienia, lub zrobić to wyłącznie w świecie urojonym, minusowym, targani emocjami, walcząc z naszymi cieniami. Jeżeli jesteśmy świadomi tych procesów, możemy eksplorować Przejawienie, podróżując celowo w minusowości, natomiast jeżeli nie mamy tej świadomości, możemy ulec niebezpiecznej iluzji realności naszych wyobrażeń Boga, Szatana i całej tej mniej lub bardziej antropomorficznej hierarchicznej paradzie bytów. Tu zatem tkwi sens całego mechanizmu boskiego wszechświata Świadomości oraz jej zstępowania i wstępowania.