Przedstawionych mi dzisiaj panów, którzy po tamtej stronie ciągną swoje graty (meble), poproszę o to, by pokazali mi sprzęt, którym do nas przybyli.
Jeżeli są to faceci – to powinni dać się na to złapać. Nie ma, bowiem, w żadnej galaktyce takiego mężczyzny, który nie chciałby się pochwalić swoim pojazdem.
Jeszcze zanim się obudziłem – na sennej kartce miałem zapisaną całą stronę refleksji z podróży. Kiedy otworzylem oczy – pozostala mi jedynie płaska i mało interesująca fraza o tym, że:
Istnieje jakieś realne powiązanie pomiędzy obrazami życia/zdarzeniami a obrazami ze snów.
Zasypiam.
Jestem niezadowolony. Straciłem cały księgozbiór od minimusa do oktostyla *(!)
Pytam we śnie: – Jak długo może taka rana trwać?
Głos:
– Około czterdziestu ośmiu godzin!
Obraz: Sfinks z twarzą starego Indianina (widzę go jak leży w poprzek ekranu, jest skierowany przodem (łapami) w prawą stronę, twarzą zaś do mnie, obserwatora).
Głos:
– Twoje informacje opisują górę (a może kurę, ale to pewnie i tak wszystko jedno) w oparciu o fragment kości. Będziesz musiał długo gotować z niej rosół.
Budzę się. Jestem przerażająco wolny i mało czuły jako odbiornik. Mnóstwo informacji umknęło mi, najgorsze, że byłem tego świadomy! To co straciłem – to osiemdziesiąt procent tego, czego byłem świadomy we śnie, a czego nie udało mi się wydobyć na jawę. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić tego, czego nie byłem świadomy, nawet we śnie! ONI mają bardzo szybkie świadomości.
Nie bardzo rozumiem, czego mam się spodziewać, kiedy mowa jest o dwudniowej ranie? Możliwości kontaktu przez ten czas, czy wręcz odwrotnie – jego braku, dostrojenia, które zajmie mi dwa dni. Może wyjaśni się coś kolejnej nocy? Nareszcie zrozumiałem, dlaczego oni ciągnęli za sobą meble. Gdyby tego nie robili – wcale bym ich nie zauważył. To był symbol dobrowolnego obciążenia, jakie na siebie nałożyli, abym mógł ich w ogóle zarejestrować swoją powolną jaźnią! (Kolejna lekcja pokory).
_____________________________________________________________
*Oktostyl
Jest to budowla, najczęściej świątynia, z ośmioma kolumnami ustawionymi od frontu budynku. Nie muszę dodawać, że antyczna, „mieszkanie” dla olimpijczyków!
Jeszcze dzisiaj, przed dwudziestą trzecią, załatwiłem dwie sprawy: Obejrzałem film Woody Allena i dostałem informację od moich nowych „przyjaciół”. Po prostu – podczas oglądania „Vicky, Cristina, Barcelona” przysnąłem na chwilę. Zalecenie dostałem takie, żebym się uniósł w drugim ciele na pewną wysokość, nie tracąc kontaktu z umysłem. Jest jakaś bariera wysokości, kilka kilometrów, której Oni nie mogą przekraczać. Jak się nieco uniosę – to będę mógł utrzymywać stały kontakt ze swoim umysłem, a oni tymczasem mnie „zgarną”; w ten sposób będę mógł wejść z nimi w ciągły i bezpośredni kontakt! W razie braku kontaktu ze swoim ziemskim umysłem, będę mógł łapać dostrojenie, obniżając się i podnosząc od czasu do czasu!
No, zobaczymy co z tego wyjdzie. Nigdy z nikim nie umawiałem się na orbicie okołoziemskiej!
Zasypiam tym razem w łóżku.
Śnię jakiś sen. Nic rewelacyjnego. Nie zapisuję go, bo to jest rozwinięcie konspektu, który już zapisałem wcześniej. Wiem, że na podstawie konspektu będę mógł odtworzyć cały sen.
Kiedy się budzę, zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko, co było we śnie, zapomniałem, a żadnego konspektu fizycznie nie napisałem.
Zaraz… Chyba że ten wieczorny sen był właśnie tym konspektem…?!
Proszę Szirin, aby pomogła mi odzyskać informacje ze snu, który przespałem. Oczywiście wiem, że forma będzie symboliczna.
Jestem na zgromadzeniu tajnej organizacji!
Sala trochę przypomina wypełnioną przez słuchaczy aulę z przygaszonymi światłami.
Obserwuję wystąpienie mężczyzny, który został dopuszczony do głosu. Ten mężczyzna nie jest członkiem tego tajnego stowarzyszenia. Dzisiaj jest dzień otwarty (!) i mogą przybyć obce osoby z zewnątrz. Między innymi ja i ten mężczyzna. Ja siedzę u góry auli po lewej stronie (bardzo często w snach zajmuję to miejsce w tego typu zgromadzeniach!). Obserwuję mężczyznę, który wyszedł na scenę i stanął przed widownią. Zarzucił siedzącym w auli, że powodują jego, także jego współrodaków niepokój i stwarzają dla nich zagrożenie!
Po zakończeniu posiedzenia przypadkiem spotykam się z tym mężczyzną, ale nie odpowiada mi jego postawa wobec tajnego zgromadzenia, więc nie rozmawiam z nim zbyt długo.
Po chwili napotykam szczupłą, niewysoką kobietę – to jedna z Nich. Mówię do niej, że rozmawiałem z tym facetem na osobności. Będzie próbował ich egzorcyzmować. Pewnie skończy się, ten jego egzorcyzm, rzuceniem na zgromadzenie klątwy! Kobieta jest zdziwiona. Potwierdza, że widziała jego wystąpienie. Ja mówię, że również tam byłem, ale dlatego jej o tym mówię, że on nic nie wspominał publicznie o tym, że rzuci na nich klątwę. Nie powinni tego lekceważyć, bo teraz klątwy są bardzo nowoczesne i mogą stworzyć realne zagrożenie.
Budzę się. Próbuję ponownie wśnić się w sen.
Tymczasem przypomniał mi się fragment o podróży w jakimś pojeździe. Podobne doznania miałem już dwukrotnie wcześniej: kiedy byłem po ciemku w kokpicie UFO i w Vimanie. Tym razem ten pojazd ma zewnętrzne kształty: jest ciemny, a jego kształt kojarzy się z lecącą butelką Coca-coli (starego typu)!
Budzę się zdziwiony, ale znowu próbuję się dostroić do auli tajnego zgromadzenia.
Sala jest ukryta poza ogrodzeniem. To duża ogrodzona przestrzeń. Tak duża, że stojąc przed zamkniętą bramą – nie widzę samego obiektu. Podchodzi do mnie facet – ten, który chciał na nich rzucić klątwę. Piekli się, że nie może ponownie wejść w obręb ogrodzenia, za którym stoi obiekt tajnego zgromadzenia.
Jest wściekły. Pobiegł w lewo, pod górę, do jakiejś sąsiadującej ze zgromadzeniem instytucji; sąsiadującej z tym słabo oświetlonym obiektem tajnego zgromadzenia. To coś, do czego pobiegł, jest z lewej strony, nieco wyżej niż zaciemniony obiekt. Dobiegł do otwartej bramy z opuszczonym szlabanem. Facet próbował dostać się do środka, ale nie został wpuszczony przez strażnika.
Brama do obiektu, który jest słabiej oświetlony, nie jest pilnowany przez żadnych strażników. Ta brama została zabezpieczona elektronicznie!
Obserwowałem zeźlonego faceta od początku: Od chwili, gdy stanął pod zabezpieczoną elektronicznie bramą, do momentu, kiedy pobiegł w górę na lewo; ja tymczasem poszedłem kilka kroków za nim, ale zatrzymałem się na przystanku, który nagle pojawił się po tej stronie.
List od T.K. :
Witam. Ładnie się zaczyna. Kontakt z tajną/obcą organizacją/cywilizacją.
Na razie jest Pan obserwatorem.
Może z czasem będzie Pan kanałem komunikacyjnym z… nimi.
A różnych nawiedzonych i krytycznie nastawionych do organizacji – wywalamy na pysk bez prawa powrotu. Prawie jak u nas na Ziemi.
Na poważnie – to być może przekazano Panu, żeby raczej słuchać i nie zabierać głosu.
Być może, że nasza ocena jest bez znaczenia.
Pozdrawiam
T.K.
Mówię do Nich, że obiecali mi, iż rano brama będzie otwarta przez 48 godzin. Rozumiem, że ten „wariat” pokrzyżował plany i mam poczekać (na przystanku). Czekam więc!
Jeden sen. Nic nie zapamiętałem. Drugi sen – to samo. Koło piątej zacząłem się niecierpliwić. Jak to zwykle ma miejsce na przystanku, kiedy nic nie nadjeżdża!
Zasnąłem.
Po wyjściu orszaku ślubnego – zamiatam parter domu. Posadzka jest wydarta(!) do głębokości cementowej wylewki. Wymiatam drobny gruz i piach. Kiedy wychodzę przed dom – widzę dwa samochody obok siebie. Jeden jest mój. Stoją tak, jak we śnie o przybyciu Trzech Króli (tak naprawdę dwóch i trzeciego nie króla – prawie 33), dwa mikrobusy. Sen opisany został w trzeciej księdze Krajobrazów.
Obudziłem się i myślę: No, to już po wszystkim! Pozostaje mi już tylko pozamiatać!
Zasypiam, prosząc Szirin o odzyskanie danych.
Biorę udział w rajdzie! Wsiadam do srebrnego samochodu rajdowego, ustawionego przed bramą mojego własnego domu. Przodem pod górę, w prawo. (Całkiem niedawno w jednym ze snów, Cyganie prowadzili w tę stronę wyraźnego ojca). Podchodzę do wozu, okazuje się, że w środku siedzi już mój pilot. Ciekawe, że bardziej wiem, że jest wewnątrz niż go widzę. Dlaczego? Bo samochód nie ma okien. Oczy pilota jedynie przeświecają, w jakiś dziwny sposób, przez srebrną blachę (zasłona z oczami sprzed kilku nocy!), w miejscu, w którym powinna znajdować się głowa pilota. Obchodzę wóz od tyłu i siadam na miejscu kierowcy (kierowcy, gdyby był to pojazd przeznaczony do poruszania się w ruchu prawostronnym. Najwyraźniej nie jest).
Ruszamy. Widzę z góry (lecimy!), ze sporej wysokości, jak samochód na dole szybko zmierza do zakrętu w lewo. Zakręt jest pod kątem prostym. Wóz zakręca tak jak jechał, nie zwalniając. Domyślam się, że ja jestem jego kierowcą. A może to tylko cień tego pojazdu, którym lecimy, ponieważ jakoś jestem dziwnie słabo połączony z tym sobą siedzącym w samochodzie. Nie bardzo to rozumiem, bo dużo łatwiej byłoby ustawić kamerę w samochodzie rajdowym, a nie wsadzać mnie w to coś, czym teraz lecę kilka kilometrów nad ziemią!
Wróciłem we śnie do spraw ślubu. Wraz z żoną przygotowaliśmy prezenty dla młodej pary. To dwa albumy w jednakowych okładkach. Okładki są czarne, zdobne w bardzo cienkie, srebrne paseczki biegnące równolegle z góry na dół okładki. Ode mnie jest ten większy w formacie A4, od żony – o połowę mniejszy.
Budzę się i pytam, dlaczego nie mam połączenia?
Głos:
– Jeżeli zajmiesz się wyjazdami Turków, to wezmą cię za Turka i taki będziesz miał już żywot!
Obraz: Przenoszę Turków, jak lalki, z prawej strony mapy na jej lewą stronę.
Budzę się. Myślę sobie, że i tak mam już przerąbane. Jaka różnica, z jakiego powodu będą mnie nienawidzić moi współrodacy!
Zasypiam.
Obraz: Po lewej stronie ekranu pokazują mi inną książkę niż ta, którą ja i żona przygotowaliśmy. Ta jest gruba, ciężka i srebrzysta, z okuciami biegnącymi na ukos od jej czterech rogów ku środkowi okładki. Odnoszę wrażenie, że pasy okuć nie łączą się w środku okładki, ale może to również być ich niestabilny stan. Z towarzyszącego obrazowi przekazu wiem, że ta księga opisuje czyny jakiegoś srebrnego (!) wojownika, którego widzę po prawej stronie ekranu.
Przekaz: Ci, którzy ze mną rozmawiają, mają spory „dystans czasowy”, więc zdolni są obejrzeć to, jakie będą losy tego, kto prowadzi normalne (ziemskie) życie.
Obraz: Kobieta siada na kanapie po prawej stronie ekranu, ma przed sobą, nieco po lewej stronie, stolik.
Budzę się. Nie widząc żadnego związku snów z zadaniem, jakie przed Szirin postawiłem, zasypiam. (Daję słowo, sens dostrzegam dopiero po porannym odczytaniu tego, co zapisałem w nocy przy świetle latarki). Pytam więc ponownie o to samo, co wieczorem, czyli o ten kontakt z „kosmitami”, jaki miał nastąpić tej nocy.
Zasypiam.
Przyjechałem do znajomego po opał. Kiedyś obiecał mi, że jak mi będzie potrzeba drewna, to mogę do niego po nie wpaść. Dojeżdżam do posesji, gdzie – jak zapamiętałem – po prawej stronie powinien znajdować się dom znajomego. Wchodzę przez bramę i widzę, że coś się nie zgadza ze stanem jaki zapamiętałem. Co prawda wiem już o tym, że znajomy wykonał poważny remont, niemal kapitalny, ale ja widzę na tej posesji dwa domy. Pierwszy, bliżej ulicy, stary obskurny i zniszczony oraz drugi – stojący za nim w głębi ogrodu, takich samych gabarytów jak ten pierwszy, tyle tylko, że nowiutki. Przyglądam się postaci stojącej na piętrze, na tle okna. Jest nawet podobna z profilu do mojego znajomego. Niemniej zmiany są dla mnie takim zaskoczeniem, że niepewny swoich racji wycofuję się w stronę ulicy; nie mam ochoty, żeby – jeżeli to znajomy – widział mnie w takiej konfuzji. Spoglądam w okna starego domu; tu też widzę jakąś postać w oknie, ale zniszczoną, jak dom w którym mieszka. Trochę jestem zagubiony w powstałej sytuacji. Pomyślałem więc, że wyjdę z powrotem na ulicę i pójdę nią jeszcze kawałek, w głąb ekranu śnienia; jeszcze raz wejdę tyle tylko, że na następną posesję. Może tam wszystko będzie się zgadzało z moimi oczekiwaniami (!?).
Budzę się. Okazuje się, że jeszcze bardziej jestem zagubiony. Czyżby życie toczyło się podwójnie, a my bylibyśmy ich starymi wersjami ? No i ta wymiana prezentów, książek. Widać całkiem straciłem rezon w zetknięciu z Nimi.
Zasypiam.
Przesłałem nowemu koledze spiratowany przeze mnie program. Widzę na ekranie komputera jak nowy kolega cieszy się z otrzymanego programu. Ja wiem jednak, że to jeszcze nie koniec. Będzie potrzebny klucz kodowy do uruchomienia programu. Będę musiał go znowu skopiować, a jeżeli mnie się to nie uda – kolega będzie musiał go kupić na własny koszt!
We śnie rodzi się we mnie pytanie: Czyżbym to ja był tym nowym kolegą jednego z Nich ?
Budzę się całkiem niezadowolony z tej nocy. Sądzę, że już mam po kontakcie. Minie 48 godzin i bye, bye!
Zasypiam.
Trąbimy albo dmuchamy w jakieś rury. Robię to razem z kimś mało wyraźnym dla mojego wzroku. Dmiemy przez okna usytuowane na dużej wysokości. Może to wieża bo tak mi się to miejsce skojarzyło z hejnałem z wierzy Mariackiej. Najpierw dęliśmy na trzy strony świata; czwarta strona, ta, która jest skierowana w stronę obserwatora ekranu śnienia, pozostała na sam koniec.
Kiedy się zastanawiam, kim jest ten drugi – dmący, słyszę…
Głos:
– Najmłodszy kapłan – Bijal Hew!
Ale się zdziwiłem! Aż się obudziłem. Imię było wypowiedziane z bliska, mocno i wyraźnie!
Zasypiam ponownie z wielką ciekawością.
Obraz: Przymierzamy taśmę pomiarową do prostego, jak kij, wąskiego przedmiotu, ale ja mam wrażenie, że to jest zarówno mierzenie jak i dopasowywanie przedmiotu do długości całej miarki. Czyli i jedno, i drugie jednocześnie.
Głos:
–Trzeba ustalić kontrapunkt!
Budzę się, bo już trzeba wstawać.
Muszę zebrać myśli. Zacznę może od posadzki na samym dole mojego domu. Jak już się zajmę tymi emigrantami z dawnego imperium (Turkami), wymienię lub połączę nasze książki rodowodowe, bo już się od nich, przynajmniej w opinii ludzi, nie uwolnię. Muszę, oczywiście, najpierw się zharmonizować z ich sposobem myślenia i przekazywania informacji. Będę miał do tego przydzielonego pilota, a ja będę mógł się utożsamić z kierowcą latającego pojazdu. Skopiować jego świadomość. Przydzielą mi również kogoś, kto jest młodym kapłanem. Nie wiem, czy Bijal Hew nie jest kimś stąd, tu na miejscu. Imię brzmi trochę…tybetańsko. Chyba że Tybetańczycy noszą podobne do Nich imiona, oczywiście tylko przez przypadek.
List od T.K. :
Witam.
Wszedł Pan w kontakt z jakimś wyższym bytem, który widzi całe pańskie życie. Zna je do końca.
Może kłamie?
Dalsze przekazywanie wiadomości warunkuje zmianą przez Pana skóry, stania się Turkiem.
Próbuję to zrozumieć. Chyba nie chodzi o islam w dosłownym znaczeniu.
Może to oznaczać porzucenie/odejście od kultury chrześcijańskiej/europejskiej?
Dorzuca jakieś dziwne imię kapłana Bijal Hew.
Czy oni po tamtej stronie nie mogą się obejść bez tego ogłupiacza, czyli religii wszelkiej maści?
Dla mnie cały przekaz jest próbą zmanipulowania Pana osoby. Świadczą o tym dwa wątki:
1. Stawianie Panu warunków. Być może wyrzeczenie się jakichś znaczących dla Pana wartości.
2. Wprowadzanie elementów religii (młodszy kapłan). Tylko patrzeć, jak wyjdzie z tego jeszcze jeden jedynie słuszny kościół.
Pozdrawiam.
T.K.
List do T.K.:
Dla mnie Turcja była, do niedawna, synonimem upadłego imperium „produkującego” emigrantów do Niemiec. Sądzę, że nie jest to całkiem taka oczywista prawda. Dzisiaj to jest państwo silniejsze od Polski i największy gracz polityczny w tamtym regionie.
Również mam obawy, że chcą mnie w coś wmanewrować. To jakaś forma cyrografu. Żądanie stania się z nimi jednym, albo przynajmniej ich sługą…A może tylko dzierżawcą ich świadomości? Skoro kapłan ma najwyraźniej imię i nazwisko – to muszą być bytami dwupłciowymi, czyli materialnymi. Szukają zapewne posłusznych agentów jak każda obca cywilizacja. Proszę zwrócić uwagę na epizod z obiecanym mi paliwem/energią. Kiedy docieram do jego źródła – okazuje się, że nastąpiło jakieś podwojenie, odwzorowanie na nowo (!), zreplikowanie starego domu/cywilizacji. Oni są zatem dziedzicami jakichś antycznych pokładów świadomości. Może ludzkich?! Spadkobiercami, ale i twórcami nowej potęgi. Nie wiem jeszcze zbyt wiele na ich temat, ale wyglądają na czujnych i raczej nie chwalą się swoją wiedzą, dlatego najlepiej będzie zapytać własnego „wywiadu”, czyli Szirin: – Czy Bijal Hew i jego kumple są fajnymi facetami i czy warto się z nimi przyjaźnić?
No i przylecieli po mnie Al Burakiem !
Pozdrawiam J.B.
Cdn.
Jarosław Bzoma
Korekta przez: Roma Wolny (2014-09-21)