„Możemy zrozumieć się nawzajem, lecz wyjaśnić samego siebie każdy może tylko sam”.
Hermann Hesse, Demian

W tej części powrócimy po raz kolejny do badania całej Świadomości. Co kilka miesięcy ponawiam tę podróż. Mam nadzieję, że przerwy służą większemu obiektywizmowi sennych badań.
Pytam, jaka jest struktura Świadomości. Chodzi mi o poznanie jej czytelnego schematu.
Jestem w domu, w suterenie. To moje dawne miejsce pracy (umysł – ciało mentalne w warstwie nieświadomej, miejsce, w którym pracuję aktualnie, w moich snach jest symbolem ciała buddycznego). Teraz to już raczej tylko magazynek. Mam tę satysfakcję, że gdyby przyszła jakakolwiek kontrola z góry, mogę ją wyśmiać, bo już tu nie pracuję i żadne ich rygory mnie nie dotyczą. Okno po lewej jest otwarte i czuję duży przeciąg, więc podchodzę i zamykam okno, ale tylko na dole. Na górze okno nadal odstaje od futryny, ale uznaję, że tak może pozostać, niewielka wentylacja nie zaszkodzi. Zaciągam białą zasłonę i odwracam się.
Teraz znajduję się w suterenie, w mojej aktualnej pracy (ciało buddyczne, dlatego pojawiła się ta biała zasłona, od której odwróciłem się we śnie o sto osiemdziesiąt stopni). Jest nas trzech (!). Jeden z nas sprzedaje drugiemu owoce morza (zapewne te „wyłowione” z dawnego nieświadomego poziomu ciała mentalnego!). Drugi właśnie kupuje od pierwszego sporą sztukę. Ja tymczasem, lubiąc ośmiornice, biorę jedną z nich do ręki. Trzymam ją za rodzaj wypustki na grzbiecie (!). We śnie jestem przekonany, że to ośmiornica, ale ta ośmiornica ze snu nie ma ramion. Wygląda raczej jak ryba nadymka. Mimo to nazywam ją we śnie ośmiornicą. „Ośmiornica” trochę się broni, bo nadęła się do granic możliwości, a teraz wypuszcza powietrze z tyłu, czyli dla mnie z prawej strony. Pyszczek ma z lewej i nim również wypuszcza powietrze. Wypowiada (!) przy tym niewyraźne syczące słowa. Zwracam uwagę sprzedawcy, że ośmiornica puszcza bąki i że mnie to brzydzi. Ponadto jej syczące słowa w pewnym momencie przyjmują całkiem zrozumiałą formę. Zwierzę mówi:
– Jestem sobie ośmiornica (!).
Teraz już całkiem straciłem ochotę na jej zjedzenie. Przypomniało mi się na dodatek, że ośmiornice są inteligentne. Odkładam zatem ośmiornicę do miski, która stoi po lewej stronie. W misce jest wiele takich zwierząt! Darowuję (!) jej życie!
Budzę się i pytam, czy to znaczy, że świadomość składa się z wynicowanej (!) przestrzeni, w której wnętrzu jest osiem elementów? Zasypiam.
Do pojazdu komunikacji zbiorowej wchodzi z lewej strony kobieta, ciągnąc za sobą wielką (!) walizkę na kółkach. Ja stoją tyłem (sto osiemdziesiąt stopni) do kierowcy, a przodem do kobiety, która właśnie weszła z walizą. Wiem, że ta kobieta miała do tej pory niechęć do wchodzenia (!) i poruszania się takim pojazdem jak ten, którym jadę, ale teraz, kiedy weszła – chyba się do niego przekonała.
Budzę się. To tyle? Osiem elementów i rączka (uchwyt-łącznik), a z przodu żeński aspekt? Zasypiam.
Leżę na łóżku (to już sen). Za moją głową wisi na ścianie telewizor (to symbol Boga albo raczej jego aktywnej żeńskiej (!) formy, czyli ogólnie rzecz ujmując – Ducha Świętego). Aby na niego spojrzeć, musiałbym się odwrócić jakoś tak do góry nogami i za siebie, i jeszcze na dodatek obrócić się na druga stronę.
Budzę się. No jasne. To akurat jest oczywiste. Zasypiam.
Na przystanku ze szkła (!), stojącym po lewej stronie mojego ekranu śnienia, siedzi Biała Królewna! Podchodzę do niej z prawej strony z zamiarem okazania czci. Wyłoniłem się z wieloczęściowego bytu, zwartej grupy po prawej stronie. (Jestem w tym śnie nadal obrócony). We śnie przekazano mi, że mogę osiągać trzy rodzaje reakcji na bodziec. Pierwszy: najbardziej z lewej, całkowicie pozbawiony emocji (księżniczka?) Drugi: życzliwy, a może nawet uniżony (ja skłonny oddać bytowi z lewej uszanowanie). Trzeci: nieco niechętny, może tylko zdystansowany (grupowy byt, z którego się wyłoniłem, aby podejść do młodego żeńskiego królewskiego bytu z lewej).
Budzę się. Znam tę strukturę. W tym śnie jest odwrócona, o czym poinformowano mnie wcześniej. To, co w tym śnie odbierane jest jako niechęć, to echo „nagany” wobec oddzielającego się od Źródła niezależnego elementu. To Twór, tylko nieco niższy niż Parabrahman (12), na dodatek wciąż pozostający na jego obrzeżach, wewnątrz Szczeliny 8–12. Aby powstać (!) – musi wejść z Nim (12) w opozycję. Dosłownie można by to określać, tak jak robi to większość religii, jako bunt wyłaniającej się części i nagana Całości za to wyłonienie. To oczywiście jest antropomorfizacja tego procesu. W rzeczywistości to ciągły proces, dzięki któremu trwa czas i przestrzeń oraz Świadomość. Stan permanentny, pozbawiony konotacji etycznych. Zasypiam.
Głos: Na koniec powiedzą, że to ty roznosisz tę chorobę ośmiornic. Zobaczysz!
Budzę się znowu. W szerokim sensie głos na pewno ma rację. Powracam pamięcią do kobiety z walizką na kółkach, wsiadającej do zbiorowego pojazdu. Zasypiam.
Widzę kobietę w ciąży. Ma wielki brzuch. Jest obrócona brzuchem w lewo (tak jak walizka, którą poprzednio ciągnęła). Ja stoję po prawej i narzucam jej na ramiona płaszcz. To plac Unii (!).
Nad ranem zasypiam jeszcze głębiej. Nie zapamiętuję snu, ale wiem, że znowu omal nie doszło do współżycia – unii z boską Kobietą. Nie jestem jednak wciąż na to gotowy.
W zasadzie wszystko to już wiem. Liczyłem na jakąś nowość. Proszę o uściślenie topografii Świadomości.
Napadliśmy we dwóch na bank. Przeszukujemy dwa pokoje po lewej, ale niczego nie znajdujemy. Przechodzę na prawą stronę korytarza. W pokoju naprzeciw również niczego, co mogłoby mnie zainteresować, nie widać. Idziemy w głąb i w prawo długim korytarzem. Podchodzimy do drzwi z napisem: „KASA”. Wchodzimy grzecznie. Nikt tu jeszcze o naszych ekscesach zapewne nie słyszał. Ni z tego, ni z owego podchodzimy do okienka i pytamy, czy nie wiedzą, gdzie jest główny sejf, bo – jak zdążyliśmy się zorientować – tu jest tylko wypłata niewielkich środków. Pani w okienku bez oporu informuje nas, że główny sejf jest pomiędzy pokojem 81 a 86.
Budzę się. Jak to pomiędzy pokojami? Przecież pomiędzy wymienionymi pokojami są cztery pokoje. Ach! O to chodzi!? Zobaczymy, czy myślimy o tym samym, czyli o Szczelinie 8–12? Sejf lokuje się dokładnie na poziomach 10–13, czyli pomiędzy granicą 8/9 i jej odbiciem(„14”) w „wewnętrznej” powierzchni zwierciadła – 13. To trudne do zrozumienia, dopóki nie zerwiemy z wyobrażaniem sobie Szczeliny 8–12 jako przestrzeni w jej wnętrzu. Tymczasem wewnątrz tej Szczeliny nie ma żadnej odległości ani czasu na jej pokonanie! To Nieprzejawienie. Zasypiam.
Oglądam się w lustrze (!). Właściwie to oglądam swoje oczy wyjęte z głowy! Lewe oko jest jakieś żelowate, ale i jednocześnie plastyczne. Ustępuje pod palcami, ale jak się go z powrotem ukształtuje w gałkę – to normalnie widzi. Prawe oko jest „normalne”.
To analogia do prawej, wystającej piersi Duszycy Świętej. Symbolika jest dość oczywista. Swoją drogą gdyby nie była dla mnie oczywista, to zmieniono by ją na zupełnie oczywistą. Świadomość z lewej strony jest amorficzna, zajmuje cztery poziomy. Podkreślona jest wyraźniej amorficzność Nieprzejawienia. Co nie oznacza, że percepcja jest dla tego „oka potencjalności” niemożliwa. Jednak do „codziennej” komunikacji ma bardziej „stabilne oko”.

Odezwał się Wojtek, śnił kilka nocy na swoje tematy. Teraz zaczął, bez wiedzy o moich ostatnich podróżach, śnić o strukturze Świadomości. Zobaczmy, co on wyśnił.

Wojtek do mnie:

Snów miałem sporo, choć nie wszystko pamiętam dobrze. Poza tym czuję się dziś jakiś zresetowany – zobaczymy, na jak długo.
Mój kolega Marcin skonstatował, że jest jednak gejem. To bardzo dziwne, bo od zawsze był to pies na baby i taki typowy samiec. Zapytałem go, czy w ogóle już to sprawdził, czy przespał się z jakimś chłopem i jest już tego pewny, czy to tylko taki chwilowy kaprys. Zdaje się, że chciał wypróbować to na mnie – a kysz!
Drugi sen. Wybierałem szkołę dla córeczki i byłem przy tym bardzo wybredny. Zawsze po tym, kiedy sprawdzałem program nauczania, nie odpowiadał mi do końca z jakiegoś powodu.
Byłem w szkole i nasz nauczyciel przeprowadzał…

Przepraszam. Telefon mi wypadł z ręki, więc wysłał się niedokończony mail.

Profesor ze szkoły wziął nas na jakieś zajęcia plenerowe do innej szkoły w innym mieście. Zajęcia były przeprowadzane w dziwny sposób, gdyż robiliśmy to na leżąco i z zamkniętymi oczami, jednak nie można było zasnąć. Paru uczniów zasnęło i popełniło faux pas wobec nauczyciela. Mnie udało się nie zasnąć, ale uważałem to trochę za bezsens. W tej szkole, w której odbywaliśmy te zajęcia, wielu uczniów postanowiło zostawić aplikacje, gdyż była to szkoła następnego etapu.
Teraz fragment snu, którego nie pamiętam, ale który zapisałem. Byłem w jakimś ośrodku i ktoś mnie obserwował/podglądał – wydaje mi się, że uważał mnie za terrorystę.
Od tego momentu miałem serię snów o telewizorach. Przyglądałem się dziwnemu telewizorowi. Był bardzo archaiczny, ale też niezwykle różnił się od normalnego. Akcja w nim odbywała się jak gdyby naprawdę, tylko że w świecie zminiaturyzowanym. Gdy telewizor był wyłączony, widziałem w nim niby-statyczną scenerię nocną, ale zaczęły wyłaniać się z niej dziwne prehistoryczne stwory, coś jak dinozaury, tylko takie miniaturowe. Moi rodzice kupili pilot do telewizora, ale był bardzo dziwny. Ich normalny pilot wydawał im się zbyt zwykły, więc kupili taki, który był biały, a przy zmianie programu wytwarzał błyskawice. Rodzice prosili mnie, abym zaprogramował im tego pilota, ten nowy był jakiś uniwersalny [! – przyp. J.B.]. Ale to jeszcze nie był najdziwniejszy z telewizorów, bo okazuje się, że rodzice mieli jeszcze jeden dziwniejszy, który specjalnie zniekształcał obraz, dodając taką dziwną poświatę, coś w stylu promieniowania Czerenkowa albo coś takiego. W sumie te sny były bardziej rozbudowane, ale tyle tylko pamiętam.

Ja do Wojtka:

Fajny sen. Ten stary telewizor to u mnie byłby Duch Święty, czyli aktywna strona Boga. Przekazuje obraz samego Szefa. Pewnie u ciebie podobnie. Te twoje dwa telewizory to nic innego jak oczy z mojego dzisiejszego snu. Jedno było plastyczne. Szkolenie, o którym wspominasz, odbywa się zapewne w Domu Dusz, poszukiwanie szkoły dla córki to wybór sposobu rozwoju swoich ciał subtelnych, a kolega obojnak to obraz androgyna, a nie sam boski androgyn (11–12), stąd twoje podejrzewanie go o chucpę. Leżenie powtarza się i u mnie, pewnie znaczy to samo, bo zaraz pojawiają się telewizory. Najlepszy był ten fragment z gromowładnym pilotem. Masz od razu odniesienie do stopniowalności bogów. Najstarszy jest ten z nocnym, czarnym obrazem, z którego zaczynają się wyłaniać formy pierwotne. To odpowiednik mojego multiplastycznego oka.
Wysyłam ci moje sny, to sam sobie je porównasz.

Wojtek przysyła mi w rewanżu sny z tych kilku nocy, w których nie śniliśmy razem.

Pytanie: ?
Kiedy je zadałem, dodałem jeszcze: temat dowolny, ale w sumie dodałem potem w myśli jeszcze inne pytanie jako opcję. Nie jestem więc do końca pewny, jak ono dokładnie brzmiało. Chciałbym zrobić mały eksperyment. Otóż na razie go nie napiszę i zobaczymy, czy odczytasz sen bez poznania treści pytania.
Śniło mi się UFO – najeźdźca Ziemi, którego się bałem (strach przed jego wielkością, ale sytuacja niejasna, bo nie robili nam nic złego, a mimo to baliśmy się). W jakiś sposób wszedłem w posiadanie ich drona oraz jakiegoś inteligentnego robota (?). Oni zaczęli intensywne poszukiwania i bardzo się denerwowali. Zaczęli przeszukiwać wszystko dokoła i byli przy tym nawet trochę niemili. Robocikowi kazałem się schować, schowałem też drona. Dron chyba miał za zadanie inwigilować, bo miał zapis audio tego, co się dzieje, i bardzo czuły sygnał. Chciałem im jakoś tego drona podrzucić/oddać, tak aby się nie dowiedzieli, że to ja go „porwałem”, jednak bałem się, że mogą dojść do mnie przez zapis audio w dronie, byłem przecież już tam nagrany. Postanowiłem jakoś to nadpisać, choć domyślałem się, że ich zaawansowana technika pozwoli i tak to odtworzyć. Pewnie będą chcieli mnie znaleźć. Bałem się tego. Bałem się konsekwencji. Cały czas kombinowałem, jak skasować to nagranie, by było wyczyszczone, ale oni i tak zaczęli coś podejrzewać, domyślili się, że to ja. Wysłali na zwiad dwóch kolesi, którzy kiedyś byli moimi kolegami i umieli mnie sprytnie podejść, ja się jednak zorientowałem, że są od nich. Bałem się, że coś zauważyli. Próbowałem ukryć drona w szafce, gdzie wcześniej sprawdzali. Pomyślałem, że może drugi raz nie sprawdzą w tak oczywistym miejscu. Cały czas „bawiłem się” z nimi w kotka i myszkę i kombinowałem, jak skasować zapis w dronie.
I co myślicie, Jarku?

Ja do Wojtka:

Ano myślimy o tym, że ja już kiedyś miałem taką sondę podłożoną przez Niewidzialnych, a może raczej naszych z przyszłości. Wtedy pytałem, czy ktoś nas – ludzi – obserwuje. Opis tego i wywikłanie się ze tej znajomości zajęły mi połowę czwartego tomu. Ostatecznie udusiłem swojego inwigilatora. Może i twoje pytanie było podobne? Ale pewnie nie, ty zażyczyłbyś sobie osobistego zapoznania się z obcymi.

Wojtek do mnie:

Dobra, widzę, że bez pytania się nie obejdzie. Pytanie zadałem takie: Dlaczego ostatnio czuję się tak dziwnie i wkręcam sobie jakieś głupoty do głowy, a może śnienie działa na mnie negatywnie?

Ja do Wojtka:

Jedno nie wyklucza drugiego, a raczej jedno jest wynikiem drugiego! Radziłbym dobrze się temu dronowi przyjrzeć. Najlepiej niech go sobie zabiorą z powrotem.

Wojtek do mnie:

Zrobiłem tak, jak mi poradziłeś. Miałem miliony snów! Taki natłok, że trudno to było poskładać do kupy i wszystko spamiętać. Pamiętam fragmenty jakiejś epopei, dosłownie. Intencja była taka, aby się ostatecznie określili i zrobili coś z tym dronem. Kolejność snów raczej dowolna i nie wiem dokładnie, jaka była. Piszę tak, jak zapisywałem w notatniku.
Ktoś obserwował warsztat samochodowy i ja wraz z nim (tak jakbym ja to obserwował). Warsztat był jakiś szemrany, ale nikt nie mógł im nic zrobić. Wejście, zrewidowanie warsztatu, gdzie ewidentnie przerabiano lewe fury i nie tylko, było niemożliwe. Facet siedział i obserwował ten warsztat, a ten warsztat jakby był żywym organizmem – zmieniał się i transformował w ten sposób, iż przesuwały się ściany i drzwi i przez to nie było widać, co tam się dzieje, mimo że teoretycznie z tego punktu było widać wszystko najlepiej. Wszystko to było genialnie zorganizowane i wyglądało jak fabryka ze zautomatyzowanym procesem. Facet, który obserwował, odszedł, o czym oni się natychmiast dowiedzieli, ale ja – mimo to – mogłem dalej obserwować. Kiedy tylko odszedł, to ruszyła taka podwieszana kolejka, jak w zakładach rzeźniczych, a na uchwytach wisiały ciała, chyba trupy, i gdzieś jechały, ale nie wiem gdzie i po co. Jednak nagle zauważyłem, że na hakach wisi Komorowski, a dalej Tusk! Patrzę, a ich głowy mają takie czerwone krzyżyki (jak tarcze celownicze) i w środku krzyżyka dziurę w głowie.
Jak widzisz – niezła jazda i cholera wie, o co chodzi.
Dalszy sen był jakoś powiązany. Byłem w plenerze i w barze spotkałem gwiazdę filmów porno, tylko nie taką typową z twarzą kurwy, ale taką bardzo ładną, dziewczęcą. Zacząłem z nią rozmowę i mówię jej, że nie znam jakoś jej z filmów, ale niech mi opowie, jaki seks lubi. Powiedziała mi, że właściwie to na filmach jest sam ostry hardcore. Mówię jej, że OK, bo dla mnie nie ma problemu, dopóki komuś nie dzieje się krzywda. A ona, że generalnie zazwyczaj faceci mają ograniczenia. Zapytałem, czy nie może uprawiać seksu zwyczajnie, na co ona, że właściwie tak ostro to dzieje się tylko na filmach. Zacząłem więc próbować kombinacji alpejskich, jak umówić się z nią na randkę, ona sama widać była tym zainteresowana. Później się to rozmazuje (czyli pewnie najważniejszego nie pamiętam).
Następnie wspinam się gdzieś i wchodzę na konstrukcję, ale na samej górze coś mi krępuje ruchy, tak jakbym się zaplątał w jakieś manele. Okazuje się, że jest to siatka na pokładzie statku, a statek wypływa. I widzę, jak płynie potężny statek, wypływa z portu i cieśniny. Jest tak wielki, że musi płynąć bardzo precyzyjnie, musi płynąć wąskim szlakiem wodnym, gdzie jest wystarczająca głębokość, aby mógł przepłynąć. Przychodzą jacyś ludzie, a ja boję się, że będzie kłopot, gdyż jestem – było nie było – pasażerem na gapę. Oni jednak nie reagują na mnie prawie w ogóle, bo zamieniłem się w kota! Okazuje się, że nie jestem sam, bo jest drugi kot, którym jest ta laska z poprzedniego snu. W sumie się cieszę, że nie będę sam, bo rejs będzie bardzo długi. Wypływamy w głębokie morze…
I tyle pamiętam, ale śniło mi się coś jeszcze, nie wszystko zapisałem. Było coś o ulepszeniach i wymianie części na nowe.
To tyle. Zdaje mi się, że ta laska była podstawiona przez tamtych od sądy. Miała mnie zbałamucić i to jej się udało, chyba…
Czy mi coś grozi? Jest niebezpieczne? Co mają do tego koty?

Ja do Wojtka

Właśnie tak. Ciekawe, że na celowniku właścicieli warsztatu są również panowie z rządu. Uprzedzałem, żeby się nie dać wziąć ani na litość, ani na figle. Koty to w moich snach pewien element aktywności specyficznych bytów duchowych, a konkretnie ‘ibbura albo dybuka. Kot symbolizuje również noc oraz związanych z jej ciemnością obcych i ich pojazdy. Nie raz taki kot próbował się do mnie podłączyć/udrapać mnie. Kluczową cechą tego symbolu są pazury, przekonałem się o tym w jednym ze snów, kiedy kot z wystawionymi pazurami występował wymiennie z wtyczką kabla łączącego drukarkę z komputerem. Zatem należy je traktować jako rodzaj połączenia z poziomem obcych. Coś mi się zdaje, że nie o wszystkich swoich nocnych eskapadach mi opowiedziałeś i chyba sam ich zaprosiłeś do siebie. Jest wszakże i dobra strona twojej przygody. Jedziesz z nimi ich statkiem. Możesz zwiedzić kawał „zaświata”. Sam zdecyduj, czy chcesz się przejechać, czy uciec. Interesująca jest również amorficzność warsztatu przypominającego rzeźnię. W moich snach o Marsjanach znalazł się epizod o tym, że wykorzystują nasze ciała do zagnieżdżenia się, ale była mowa, że bez usuwania dotychczasowego gospodarza.

Wojtek do mnie:

Jeżeli to nie jest niebezpieczne, to mogę z nimi pożeglować – pytanie, czy warto.

Ja do Wojtka:

Na pewno ciekawie.
Twoja wola jest nadrzędna, nie mogą cię trzymać na siłę. Rozejrzę się w twojej sytuacji.

Proszę Szirin o to, aby – jeżeli to konieczne – wyciągnęła Wojtka ze statku, no i z bycia kotem zwiedzionym przez kotkę.
Znowu znajduję się w moim zapomnianym sennym domu, w którym bardzo rzadko bywałem, niedawno jednak znowu odwiedziłem go we śnie – kilka tygodni temu. Wtedy przyłapałem w nim jakąś rodzinkę, która wprowadziła się do niego bez mojej wiedzy. Wtedy wynieśli się bez oporów, a facet, który im przewodniczył, zwrócił moją uwagę na żółtą plamę na suficie, mówiąc, że przecieka dach. Miał zamiar w ramach ewentualnego zamieszkiwania naprawić tę dziurę (!).
Zatem znowu pojawiłem się we śnie w tym samym domu. Sen jest realny! Wszystko wskazuje na to, że ten dom to jeden z symboli mojego ciała przyczynowego. A zatem coś przecieka z góry przez granicę 5/6. Najprawdopodobniej ciało buddyczne na dół. (Przecież jestem spod znaku Byka, na granicy ciała buddycznego i ciała kauzalnego).
Po wejściu do domu widzę otwarte drzwi na podwórko, za domem również niektóre okna nie są zamknięte. Początkowo myślę, że to ja zapomniałem je zamknąć podczas poprzedniej wizyty. Kiedy wyglądam przez niedomknięte drzwi za dom, kłaniają mi się jakieś kobiety, chyba sąsiadki. Zamykam ogrodowe drzwi. Idąc w stronę okna, odnoszę wrażenie, że okno ktoś otworzył celowo, by w domu wywietrzyć! Czuję podmuch świeżego powietrza. (Analogia do przeciągu w suterenie ciała mentalnego z początku tej części. Widać przeciek trwa od dawna). To utwierdza mnie w przekonaniu, że jednak ktoś tu bywa poza mną. Kiedy zamknąłem okno, okazało się, że piec, obok którego przechodzę, jest nagrzany! Teraz mam już niezbity dowód. Ktoś tu był jeszcze niedawno! Zamykam wszystko i wychodzę z domu. Po jakimś czasie jednak zawracam. Czegoś zapomniałem. Wchodzę do środka. Po lewej stronie, w pokoiku/werandzie, przez oszkloną ściankę widzę nocujące w nim dwie kobiety. Jedna jest gościem (we śnie wiem, że mieszka w okolicach Kazimierza Dolnego nad Wisłą!) tej drugiej mieszkającej na co dzień po sąsiedzku. Przestraszyły się, że je nakryłem! Wszystko wskazuje na to, że kiedy mnie w tym domu nie ma – one w nim mieszkają bez mojej świadomości. Myśląc, że znowu wyszedłem na dłuższy czas, wprowadziły się z powrotem na ten poziom. Kiedy byłem przed chwilą, wziąłem je za sąsiadki, tymczasem one uciekły za dom przede mną, zostawiając za sobą otwarte drzwi! Widząc ich przerażenie, próbuję je uspokoić, mówiąc, że nic się nie stało, może nawet lepiej, że kiedy mnie tu nie ma, ktoś dba o dom. Niemal tłumaczę się przed nimi, bo nie chcę być powodem traumatycznej sytuacji, a wróciłem jedynie po hesperydynę (!). Nawet coś im takiego, stojącego po lewej, co ma być ową hesperydyną, wskazałem. W tym samym czasie gdzieś zawieruszył (!) się mój laptop, z którym przyszedłem, ale po chwili odnalazłem go po prawej stronie. (Zaburzenie w ich obecności połączenia z obrazem Boga).
Tymczasem skądś, z lewej strony, pojawił się facet z tego dawniejszego snu, sprzed kilku tygodni. Mam więc w tym domu znowu tamtą rodzinkę w komplecie. Nie są agresywni, powiedziałbym nawet, że są usłużni. We śnie nie pamiętam tego, ale widać gdzieś głębiej mam tego świadomość, ponieważ pytam mężczyznę, czy z domem wszystko jest w porządku i czy dach nie przecieka (!). Gdyby przeciekał to ja pokryję koszt naprawy, a on niech się tym zajmie. Facet nic nie odpowiada, ale coś mi się zdaje, że naprawił przeciek bez pytania mnie o zgodę! Zabieram hesperydynę i odzyskanego laptopa i teraz tłumaczę mężczyźnie, że mam w nim zapisanych sześć książek. Facet gratuluje mi, trochę oficjalnie. Ja odpowiadam, że na tym poprzestanę i zniknę. Niech mnie szukają! Wszystkich troje te słowa wyraźnie przestraszyły. Pytają:
– Kto?!
Odpowiadam, że czytelnicy. Kiedy usłyszeli, że chodziło o czytelników, wyraźnie się uspokoili!
Obudziłem się. Aaaa… złapałem ich znowu i to na moim terytorium, a nie tylko Wojtkowym. To musi być szerszy mechanizm. Mówię do Szirin: Jeżeli to towarzystwo jest niebezpieczne – to wywalamy ich z domu bez żadnej litości! Zasypiam.
W swojej pracy (to ciało buddyczne – 6, tym razem ta praca to zbitek wszystkich moich dawnych i współczesnych miejsc pracy!) muszę zrobić remont. Przychodzą moi współpracownicy, którzy są tu na równych mi prawach. Czekamy na specjalistów, okazuje się jednak, że ekipa remontowa, która miała przyjść i nas wspomóc, nie przychodzi! Zapewne dlatego, że jest weekend (czas rzeczywisty, śnię z soboty na niedzielę). Początkowo miałem nawet zamiar sam coś naprawić. Konkretnie chodziło o dziurę w podłodze (!). Miałem ją zalać betonem, ale mi się nie chce. Usprawiedliwiam się przed współpracownikami tym, że jest zimno i beton może się pokruszyć. Nie ma ekipy fachowców, nie ma remontu!
Następuje jakieś zawirowanie we śnie. Kiedy wszyscy pracownicy wyszli, pozostał jeden facet. Jakiś obcy (!?). Staram się go pozbyć, bo chciałem pozostać tutaj sam jeszcze na jakąś chwilę i zjeść biały twarożek z zielonym szczypiorkiem. Facet wyszedł, ale po chwili wrócił (!). Ja, nie chcąc ujawnić swojego pożywienia, pojemnika z twarożkiem, chowam go za lewą framugę drzwi, w których stoję tak, aby tamten nie mógł niczego zobaczyć. Zbywam faceta, gadając na odczepnego jakieś dyrdymały.
Budzę się. Czyżbym obserwował we śnie obydwie strony tego przedstawienia? To ja przecież we wcześniejszym śnie wróciłem nieoczekiwanie, zatem facet, który się pożywiał, zbył właśnie mnie. Jest jeszcze gorzej, niż myślałem, bo oprócz tej trójki jest jeszcze jakaś nieobecna ekipa remontowa. Moi lokatorzy, którzy mają nadzorować mało używany dom/przyczynowe ciało subtelne (5), są dość ociężali i żyją na mój koszt! Zasypiam.
Przekaz: Nie można się najeść na zapas, ale trzeba mieć ze sobą jakieś zapasy, aby do działania można było przystąpić w każdej chwili, gdy zajdzie taka potrzeba!
Czyli to są koszty administrowania, gotowości do działania. No, ale – pytam – co powinno się z nimi zrobić, z tymi lokatorami (dronami) i ekipą remontową (obsługą dronów)?
Głos: Nadają ci gratulacje orła białego!
Budzą się. Przekazują mi odgórne błogosławieństwa? Uprawomocniają mnie na tym poziomie?
Zasypiam i słyszę:
– Świat jest w ciągłej budowie a wnętrze staje się zewnętrzem.

„Hesperydyna – organiczny związek chemiczny, witamina P2. Występuje w dużych ilościach w owocach cytrusowych (najwyższe jej stężenia są w białym miąższu skórki cytryny). Nazwa związku pochodzi od greckich nimf ogrodów – Hesperyd. Związek może być znaleziony także w zielonych warzywach1.

Zgadza się kolor biały/cytrynowy – ciało buddyczne i zielony – ciało astralne. To ich poziom odżywiania się. Hesperydyna poprawia stan naczyń krwionośnych (czyli ciała przyczynowego).

„Hesperydy (gr. Ἑσπερίδες Hesperídes, łac. Hesperides ‘wieczornice’) – w mitologii greckiej nimfy Zachodzącego Słońca; strażniczki jabłoni o złotych jabłkach; trzy siostry o imionach: Ajgle (gr. Αἴγλη Aiglē, łac. Aegle ‘Jasność’), Eryteja (Eryteis, gr. Ερύθεια Erýtheia, łac. Erythia ‘Czerwona’), Hesperetuza (Hesperaretuza, gr. Ἑσπερέθουσα Hesperethoúsa, łac. Hesperethusa; Hesperia, gr. Ἑσπερία Hespería, łac. Hesperia; Aretuza, gr. Ἀρέθουσα Aréthousa, łac. Arethusa).
Według Teogonii Hezjoda uchodziły za córki Nyks. Z czasem zaczęto je również uważać za córki Zeusa i Temidy lub Forkosa i Keto albo Atlasa i Hesperii (lub Nyks).
Mieszkały na zachodnich krańcach świata (różnie umiejscawiano kraj Hesperyd; w końcu umieszczono go w pobliżu Atlasu). Opiekowały się ogrodem bogów, w którym rosło drzewo (lub drzewa) rodzące złote jabłka [proszę porównać z kabalistycznym Polem Świętych Jabłoni, Szczeliną 8–12 z moich podróży – przyp. J.B.], dar ślubny ofiarowany Herze przez Gaję. W pilnowaniu jabłek pomagał im smok Ladon.
Zdobycie złotych jabłek było jedną z 12 prac Heraklesa (11. praca)”2.

Czyli to nie żółty kolor, a biało-cytrynowy, czyli jak najbardziej ciało buddyczne (6), które przeciekało z góry do ciała przyczynowego. To owe błogosławieństwo orła białego. Ekipa zaś miała zamurować ową dziurę z góry, ale dzięki opieszałości moich lokatorów i samej ekipy – przeciekanie trwa nadal. Jednym słowem to objaw inflacji ego! Czyli wypieranie niższych poziomów Świadomości przez wyższe. Wyższe nasze albo i nie nasze!

Wojtek do mnie:

Poprosiłem ich, aby pokazali mi swój statek i przekazali, co mają do przekazania, np. kim są i co chcą mi powiedzieć.
Byłem w jakimś budynku/instytucie, w którym szefowa poprosiła mnie, abym pod koniec dnia poszedł do portiera i kazał mu wysłać ważne dokumenty. W zasadzie te dokumenty były wysyłane codziennie po pracy (?), ale trzeba było o tym przypominać [opieszałość – przyp. J.B.]. Miałem się uczyć matematyki i by poznać zakres materiału, iść do starszych studentów, którzy pisali już pracę końcową. Właśnie siedzieli razem nad [! – przyp. J.B.] tą pracą. Zaczęli mi ją pokazywać. Wyglądała jak gruba książka pełna wykresów matematycznych. Skopiowali mi tę ich pracę, bym miał się na czym wzorować, lecz nie dodali rysunków. Z kopią poszedłem dalej, ale zostałem zatrzymany przez kogoś, kto mi powiedział, że nie powinienem mieć tej kopii, bo jest to nieuczciwe. Powiedziałem mu, że i tak przecież będę miał swoje zadania, więc nie mogę tego odpisać jeden do jednego, a tak to będzie przykład, jaką taka praca ma mieć formę. Poza tym jest bez rysunków [echo mojego zlecenia z prośbą o wykres Świadomości – przyp. J.B.], a nie da się ich zrobić bez zrozumienia. Patrzyłem na ten materiał, trochę mnie przerażał, ale z drugiej strony już się kiedyś tego uczyłem, więc powinno pójść łatwo, bo to tylko przypomnienie. Niemniej jednak ogrom pracy był przerażający. Stałem też na zewnątrz szkoły i gadałem z portierką, ale nie pamiętam o czym.
Miałem też inny sen, w którym miałem kupić lekkie bawełniane spodnie, jak indyjskie. Poszedłem więc do ludzi z Hare Kryszna, by je zamówić, ale nie mieli koloru, który chciałem. Mieli tylko morski (ciało astralne – 3/ciało mentalne – 4), dostępny od ręki, a kolor, jaki chciałem, był tylko na zamówienie. Spodnie wydawały mi się bardzo tanie i chyba je zamówiłem. Powiedziałem jedynie, że nie chciałbym, by były różowe.
Cóż, spodziewałem się czegoś znacznie ciekawszego, a tu wiało z tego snu nudą. Może ci kosmici są trochę inni i najpierw muszę nauczyć się ich „języka” matematycznego?

Ja do Wojtka:

Sprawdziłem we śnie, o co chodzi. Okazuje się, że to jest ekipa remontująca nasze ciała subtelne. Przynajmniej tak twierdzą. Aby być wciąż gotowymi, pobierają od nas pewien zasób energii. Są uprzejmi i nie narzucają się, ale jednak ten pobór energii przed nami ukrywają! Regulują, ale opieszale, powolnie przepływ wyższej Świadomości przez granicę 5/6 do naszych karmicznych ciał fizycznych i tych pozostałych z nim bezpośrednio związanych – 3, 4 i5 (stąd ta ludzka rzeźnia w twoich poprzednich snach).

Na wszelki wypadek sprawdzę jeszcze jedną rzecz. Pytam, czy to zamurowywanie dziury w podłodze/reperacja dziury w dachu jest w naszym (ludzko rozumianym) interesie. Można by wpleść w sen jeszcze wątek mojego bardzo chorego znajomego. Przez większość czasu jest już bez kontaktu. Odwiedzam go w hospicjum.
W pewnym miasteczku, które wygląda na Kazimierz Dolny nad Wisłą (!) mieszka dwóch stukniętych facetów. Są jacyś pomieszani! Ten, który jest stuknięty bardziej – to ja/on. Ja/on coś kombinuję. Temu drugiemu świrniętemu ten pierwszy wręczył jakąś ramę nieco przypominającą skrzynkę. Teraz ten drugi siedzi pod sklepem przed ramą obróconą o dziewięćdziesiąt stopni i ją okleja „glinką”. (Znajomy maluje amatorsko). Ten bardziej świrnięty – ja/on – w jakimś dziwnym oszołomieniu ubrał się w krótką koszulę, tak że ledwie mam/ma zasłonięte przyrodzenie i łażę/łazi z lewej na prawą stronę i z powrotem. Coś kombinuje. (Strój szpitalny). Te moje/jego przemarsze obserwuje jeszcze ktoś bardziej dziwny! Ktoś, kto wygląda jak wielka pofałdowana płachta leżąca w miejscu, gdzie powinna być na jawie rzeka. Z tym że sam obserwator jest w jednym rogu tej płachty. (W tej samej dwuosobowej sali hospicjum leży oprócz mojego znajomego inny odkorowany mężczyzna). Trochę ja/on początkowo krępuję się tego obserwatora, który jest w miejscu rzeki, ale w końcu przestaję na niego zwracać uwagę.
W pewnym momencie następuje rozdzielenie na mnie biegnącego na prawo i tego, który coś zmajstrował po lewej, gdzie w rzeczywistości, w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, powinien znajdować się kamieniołom wapienia (!). Biegnę wzdłuż sklepów stojących przodem do rzeki. Zwołuję wszystkich ludzi:
– Chodźcie zobaczyć, co on zrobił! Rzucajcie wszystko i chodźcie ze mną, to wam to pokażę!
Ktoś wziął moje wezwanie do rzucania dosłownie i rzucił kamieniem w wystawę sklepu, obok którego właśnie biegłem. Ludziom, którzy byli na ulicy, udało się jednak go powstrzymać, zanim wybił wielką szybę wystawową. (To narracja mówiąca o nieudanych próbach przejścia na drugą stronę „rzeki” osoby umierającej, ale jeszcze w stanie podtrzymywanego sztucznie życia. Szyba i kamień to w pewnym sensie płachta i punktowy obserwator w jej rogu, ale we śnie są to zwierciadlane istności usytuowane naprzeciw siebie). Wbiegam do tego sklepu i powtarzam nawoływanie, by wszyscy biegli za mną. W sklepie jest ktoś znajomy, więc zdradzam mu tę nowinę, zanim ją zobaczy na własne oczy, mówiąc:
– Po drugiej stronie rzeki.
(Tam gdzie w Janowcu na jawie, na skarpie, stoją białe ruiny zamku, we śnie stoi postument Białej Matki), Ten, który się oddzielił ode mnie, musiał, po rozdzieleniu z moją świadomością, przedostać się na tamtą stronę. Zbudował tam dużą dzwonowatą stupę z gliny! (To efekt wcześniejszego oblepiania glinką blejtramu. To próba wybudowania/zakotwiczenia po drugiej stronie przegrody/rzeki swojego wyobrażenia Białej Bogini naprzeciw jej statycznej, „rzeczywistej” postaci, która istnieje na tym urwisku, na granicy 5/6 od wieków, jak stary zamek. Pokazuję znajomemu, że ta stupa jest chyba większa niż wnętrze sklepu, w którym teraz stoimy. Znowu zachęcam wszystkich do obejrzenia tego kuriozum, bo nie będzie ono tam stało zbyt długo (!). Pewnie tylko do rana. Mam zamiar zrobić zdjęcie telefonem albo aparatem. Zastanawiam się, którego użyć. Stupa na skarpie jest tak ustawiona że kiedy stoi się na wprost niej, na naszym brzegu, to zasłania postument Białej Bogini/Dobrej Matki.
Budzę się. Ten układ, kamieniołom–stupa–kapliczka, to bardzo dla mnie czytelne odniesienie do obecnego stanu mojego znajomego oraz funkcji otworu/przejścia przez „rzekę”/dziury w granicy (5/6) pomiędzy ciałem przyczynowym (5) i ciałem buddycznym (6). Odpowiedzi udzielono mi na kanwie filmowego dokumentu, który wczoraj oglądałem. Konkretnie chodziło o cesarza Konstantyna, który kazał ustawić łuk triumfalny, wzniesiony na cześć jego zwycięstwa, na moście mulwijskim nad Maksencjuszem, który reprezentował niechętnie widziany w Rzymie mitraizm. Konstantyn przez wieki był uważany za pierwszego władcę chrześcijańskiego i odpowiednio to zwycięstwo starano się zinterpretować. Tymczasem badania archeologiczne wskazują na to, że Konstantyn chciał jedynie dodać Jezusa do panteonu rzymskich bogów, za którego reprezentanta uważał się on sam. Takie ustawienie łuku triumfalnego miało przesłaniać dużo wyższą kolumnę Apolla. Kiedy podchodziło się do bramy łuku, to kolumna z Apollem pozornie obniżała się, wypełniając już tylko wnętrze bramy. Ta triumfalnie zamykała Apolla w swojej perspektywie. Taki trik optyczny. Zabawa perspektywą. Oczywiście na łuku triumfalnym nie ma śladu symboli chrześcijańskich, jakie według przekazów historyków chrześcijańskich mieli mieć na tarczach cesarscy żołnierze. Równie mało prawdopodobne jest ukazanie się na niebie, w czasie bitwy, krzyża. Na łuku triumfalnym Konstantyna można za to zobaczyć całe hordy bogów rzymskich. Biograf Konstantyna, który oczywiście był już chrześcijaninem, dodał do jego życiorysu wiele rewelacji mających ukazać go jako władcę chrześcijańskiego. Konstantyn zajął miejsce w historii chrześcijaństwa jeszcze z jednego powodu. Tym razem była to tajna historia chrześcijaństwa! Kościół katolicki przyznał się dopiero w dziewiętnastym wieku do sfałszowania testamentu Konstantyna. Ten oddawał Kościołowi we władanie całe Cesarstwo Zachodnie. Nietrudno się domyślić, że świadectwa o chrzcie Konstantyna na łożu śmierci mają podobną wartość.
We śnie chodzi więc o to, że mój umierający znajomy próbuje przesłonić swoim chrześcijańskim wyobrażeniem o niej postać Białej Bogini/Dobrej Matki, która czeka po drugiej stronie rzeki (Granicy 5/6).
Sen opowiada zatem kilka wątków jednocześnie. Na pytanie zasadnicze odpowiada, że działanie ekipy remontowej jest dla nas niezbędne. Reguluje przepływ Świadomości wewnątrz całej jej struktury. Pozwala się nam, co prawda, klecić swoje wyobrażenia kultowe nawet na poziomie ciała buddycznego, na dodatek w związku z głębokością/obniżeniem, w jakich płynie rzeka, chodzi tu raczej o minusowość poziomu buddycznego, dlatego zapewne nie pozwala się im długo trwać, ponieważ po odejściu z ciała nadzór demontuje je bardzo szybko. Oczywiście na nasz koszt. Kamieniołom jest po naszej stronie rzeki!

Wojtek do mnie:

Pytam, czy to ich kontrolowane zamykanie przejścia z ciała buddycznego do ciał dolnych jest dla nas dobre, czy ogranicza nas.
Miałem sen, w którym wspinaliśmy się na górę. Chyba był z nami jakiś przewodnik i prowadził nas chyba najkrótszą drogą. Byliśmy jednak wkurzeni na tę drogę, bo było tak stromo, że nie dałoby się zejść, chyba że mielibyśmy linę, której nie mieliśmy.
Śniło mi się później, że w Wiśle analizowałem dwóch najbogatszych biznesmenów. Jeden z nich miał firmę ze wspólnikami z jego rodziny, ale oni go hamowali w rozwoju i w zasadzie wszystko za nich robił on – był motorem tej firmy. Wkurzył się i zrobił zebranie firmy – wszystkich wspólników – i powiedział im, że on rozwiązuje firmę i pozbywa się wszystkich wspólników. Oznajmił, że zakłada firmę, którą poprowadzi tylko on sam. Wspólnicy się oburzyli, więc powiedział im, iż każdy z nich, skoro uważał się za tak cennego w tej firmie i wie tak wiele, może otworzyć firmę sam lub wspólnie i mogą z nim nawet konkurować, jak chcą, on się i tak nie będzie bał takiej konkurencji. W krótkim czasie rozkręcił swoją firmę do niebotycznych rozmiarów i z małej lokalnej firmy stał się potentatem na skalę światową. Nic więcej nie pamiętam, ale według mnie dużo się wyjaśniło.

Ja do Wojtka:

W moim śnie również byłem nad Wisłą, choć na innym brodzie. Byłeś bliżej gór (!), źródła (!) rzeki. Z twojego snu widać, że można zerwać z obciążenia remontowcami/operatorami drona i przenieść się na niebotyczny poziom, nie tracąc na ich usługi energii, i to jest prawda, ale trzeba na to sporej odwagi i determinacji.
Mamy również bezpośredni dowód na to, że Biała Bogini, zapewne w swej uproszczonej formie, której ludzie nadają swoje indywidualne minusowe wyobrażeniowe oblicza, czeka po tamtej stronie.

Na koniec rozważań o modelu Świadomości warto się zastanowić, czy jej struktura, jaką poznajemy w snach, jest jedynie prawdą objawioną, poznaną przez podróżujących progresywnie, czy koniecznością i można dojść do odkrycia takiego porządku na drodze myślowej. Do tej analizy zainspirowały mnie akademickie rozważania Roba Bryantona nad teorią strun i jej koniecznymi dziesięcioma, inni mówią, że jedenastoma, wymiarami.
Zacznijmy naszą logiczną podróż od punktu (cząstki najbardziej elementarnej, moja skala warstw Świadomości zaczyna się nieco wyżej, dlatego powstaje niewielkie przesunięcie w obydwu wywodach). Punkt, jak wiemy z geometrii, nie posiada wielkości, jest bezwymiarowy, to po prostu urojony obiekt pokazujący pozycję w układzie odniesień.
Wyobraźmy sobie drugi punkt, w innej pozycji, również mający nieustalony rozmiar. By stworzyć pierwszy wymiar, musimy połączyć dowolne dwa punkty. Jednowymiarowy obiekt ma tylko długość, nie ma szerokości ani głębokości.
Pierwszy wymiar to linia. Jeżeli teraz naszą jednowymiarową linię przekreślimy drugą linią, wejdziemy w drugi wymiar. Dwuwymiarowa istota, próbując zobaczyć nasz trójwymiarowy świat, mogłaby dostrzec jedynie kształty w przekroju poprzecznym. Na przykład kulę najpierw widziałaby jako kropkę, potem zwiększający się okręg, aż do momentu, w którym znowu stałby się kropką.
Trzeci wymiar ma szerokość wysokość i głębokość. Możemy sobie wyobrazić. że każdy dwuwymiarowy obiekt możemy zagiąć, tworząc kolejny wymiar. Trzeci wymiar jest tym, co wyginasz! Jest skokiem z jednego punktu do drugiego przestrzeni dwuwymiarowej bez przesuwania się w tym niższym dwuwymiarze. Trzeci wymiar to zagięcie.
Czwarty wymiar oprócz długości, szerokości i głębokości ma czwarty element. Może (!) być nim czas. Jeżeli wyobrazimy sobie siebie, jacy byliśmy minutę temu, a jacy jesteśmy w tej chwili, powstanie linia, jaką moglibyśmy narysować, łącząc te dwa momenty, byłaby ona linią w czwartym wymiarze. Gdybyśmy zobaczyli swoje ciało w czwartym wymiarze, byłoby ono jak długi falisty, zapętlony, wąż wszystkich pozycji, jakie zajmowało nasze ciało od narodzin do śmierci (Niewidzialni!?). Ale ponieważ żyjemy w trzech wymiarach, od chwili do chwili pozostajemy jak analogiczne istoty dwuwymiarowe w stosunku do trzeciego wymiaru. Widzimy swoje trójwymiarowe przekroje nas czterowymiarowych. Czwarty wymiar to krzywa. Jednym z najbardziej intrygujących aspektów bycia w wymiarze położonym jeden na drugim jest to, że tutaj, w niższym wymiarze, możemy być nieświadomi zmiany pozycji w wyższym wymiarze! Dotyczy to ruchu, ale również i procesów świadomych. W tym wymiarze możemy również uchwycić sens istnienia nieświadomości istoty z trzeciego wymiaru. Nie jesteśmy świadomi, posiadając umysł przystosowany do percepcji świata trójwymiarowego, tego, że poruszamy się, jesteśmy świadomi, również w czwartym wymiarze. Dla nas to są skoki pomiędzy momentami, w których zdajemy sobie świadomość z upływu czasu. Również momenty olśnienia, jakie na nas spływają, są wynikiem ciągłych procesów zachodzących w wyższych wymiarach niż trzeci. Dlatego na poziomie kauzalnym (5) nie jesteśmy świadomi, że skutek jest przyczyną, a jednocześnie przyczyna skutkiem. Dla nas to proces rozciągnięty w czasie, a nie jedność. Czterowymiarowy byt będzie czuł, że jest zanurzony w czasie i przestrzeni, ale nie będzie świadomy, że w piątym wymiarze będzie to wielokierunkowość ścieżek. Tu znajdujemy świetną analogię z szóstym poziomem Świadomości – buddycznym. Na to rozgałęzianie będą oddziaływać nasze wybory, odziaływanie innych oraz to, co na tym poziomie, na którym analizujemy ten proces, nazywamy przypadkiem.
Piaty wymiar to pierwsza wielowektorowość (poziom buddyczny – 6). Możemy wyobraźnią wrócić do dzieciństwa i odwiedzić siebie w konkretnym momencie. Dotyczy to również naszych inkarnacji, które tak naprawdę dzieją się jednocześnie, a nie, jak zwykliśmy to rozważać, jedna po drugiej. Poziom buddyczny to Dom Dusz. Możemy sobie wyobrazić zaginanie czwartego wymiaru do piątego, odskoczenie w czasie do tyłu (to zagięcie to Granica 5/6, obracająca obraz percepcji o sto osiemdziesiąt stopni). Odgałęziamy się w piątym wymiarze i cofamy do takiej chwili w czterowymiarowym świecie. Ale linia czasu dziecięcości w konkretnym momencie nie jest dostępna w twojej aktualnej wersji czasu. Wtedy są dwa sposoby aby tego dokonać. Pierwszy to wrócić do przeszłości nieco wcześniejszej, doprowadzić bądź nie do momentu zdarzenia i udać się w piąty wymiar, aby sprawdzić, jaki to przyniesie rezultat. To długa droga, ale istnieje krótsza – zagięcie piątego wymiaru do szóstego. Pozwoli nam to przeskoczyć z aktualnej pozycji do innej pięciowymiarowej linii. To poziomy Świadomości 7 i 7+.
Szósty wymiar to drugie zagięcie (granica obracająca naszą percepcję do góry nogami. Granica 8/9).
W siódmym wymiarze cały ten zbiór możliwych wariantów szóstego wymiaru możemy potraktować jako punkt. Dla nas siódmy wymiar byłby wszystkimi możliwymi liniami i wariantami szóstego, byłby nieskończonością, czyli wszystkimi możliwymi liniami czasu, które mogłyby wystąpić od początku świata. Jeżeli rysujemy siedmiowymiarową linię, musimy wiedzieć, czym ma być inny punkt w siódmym wymiarze, ponieważ to z nim ma być połączona ta linia. Ale jak może istnieć coś więcej niż nieskończoność? Odpowiedź brzmi: mogą istnieć inne nieskończoności stworzone przy innych warunkach początkowych, które są inne od naszego wszechświata. Tam prawa grawitacji i czasu mogą być inne. I linie poprowadzone od jego początku do końca takiego Przejawienia dadzą całkiem inny wszechświat. Zatem linia w siódmym wymiarze połączy naszą jedną nieskończoność z drugą.
Kiedy od tej siedmiowymiarowej linii poprowadzimy odgałęzienie do trzeciej nieskończoności znajdziemy się w ósmym wymiarze! Ósmy wymiar to druga wielowektorowość (Nicość). Przeskakujemy z niższego do wyższego poziomu przez zagięcie linii. Znikamy z niższego wymiaru, aby znaleźć się w wyższym.
Jeżeli przeskoczymy z jednej ośmiowymiarowej linii do drugiej, musiałoby nastąpić zagięcie do dziewiątego wymiaru. Dziewiąty wymiar to trzecie zagięcie, trzecia granica (usta androgynicznego Brahmana i wynicowanie). Rozpoczynając podróż, zaczynaliśmy ją w zerowym wymiarze, punkcie, z którego w moim rozumieniu wyłania się kryształowy wir zwierciadeł Przejawienia, a jest to ten sam punkt, w którym ów wir niknie, ponieważ kierunek i następstwo, odległości i różnorodność są jedynie iluzją czasoprzestrzennie zorientowanego umysłu. Punkt wyznacza położenie w systemie. Kiedy wyobrażaliśmy sobie czwarty wymiar, całą trójwymiarową przestrzeń potraktowaliśmy jak punkt, definiowaliśmy czwarty wymiar, rysując linię pomiędzy takimi trzywymiarowymi punktami. Ta linia to czas. W siódmym traktowaliśmy wszystko, co mogłoby się wydarzyć w szóstym, jako punkt. Wkraczając do dziewiątego wymiaru, musimy sobie wyobrazić wszystkie możliwe rozgałęzienia ósmego dla wszystkim możliwych linii czasu, dla wszystkich możliwych wszechświatów jako punkt w dziesiątym wymiarze. Jeżeli jednak chcemy sobie wyobrazić dziesiąty wymiar jako punkt i zdefiniować go, prowadząc linię do innego, napotykamy na problem, ale już nie ma na to miejsca ani czasu, skoro wyobraziliśmy sobie wszystkie możliwe odgałęzienia do wszystkich możliwych wszechświatów i wszystkie możliwe linie czasu w nich się znajdujące.
A zatem wszystkie możliwości zawierają się w dziesiątym wymiarze. Dziesiąty wymiar to punkt! Znaleźliśmy się zatem w miejscu rozpoczęcia podróży. Różnica może, ale przecież nie musi polegać na skali takiego punktu. I tu zaczynamy rozumieć boski mechanizm, w którym, zanurzając się w Szczelinie 8–12, możemy wypłynąć na każdym z poziomów minusowych Świadomości, ale i poziomów podstawowych, czyli dodatnich. Oczywiście możemy to zrobić, dysponując odpowiednią świadomością, i podróżować drogą tylko po dodatnich poziomach, wstępująco, pozbawieni błędnych (minusowych) iluzji, czyli osobowego cienia, lub zrobić to wyłącznie w świecie urojonym, minusowym, targani emocjami, walcząc z naszymi cieniami. Jeżeli jesteśmy świadomi tych procesów, możemy eksplorować Przejawienie, podróżując celowo w minusowości, natomiast jeżeli nie mamy tej świadomości, możemy ulec niebezpiecznej iluzji realności naszych wyobrażeń Boga, Szatana i całej tej mniej lub bardziej antropomorficznej hierarchicznej paradzie bytów. Tu zatem tkwi sens całego mechanizmu boskiego wszechświata Świadomości oraz jej zstępowania i wstępowania.