Pierwszym z aktorów tych rozważań jest Bruno Latour który urodził się w 1947 roku w Beaune w Burgundii. Jest uważany za filozofa którego koncepcje zaważą na filozofii i metafizyce XXI wieku. Drugim aktorem jestem ja, urodzony w 1961 roku w Lublinie , filozof nieważki. Trzecim, butelka wina marki Louis Latour.

Ja: Czy Nicość 8/2 ( środkową przestrzeń poziomu brahmanicznego 8, w której Świadomość Źródła wypływająca ze Szczeliny 8-12 tworzy i unicestwia formy) powinniśmy rozumieć jak „Bergson i Deleuze, według których powszechne stawanie się poprzedza jakąkolwiek krystalizację w jednostkowe byty”czy jak „Whitehead i Latour , których zdaniem byty są tak konkretne, że momentalnie znikają przy najmniejszej zmianie ich własności. Dla pierwszej grupy filozofów substancja jest zbyt określona by mogła być realna , a dla drugiej jest zbyt nieokreślona, by realna mogła być.”

Czy w związku z tym możliwe jest celowe tworzenie faktów przez realne, nieożywione przedmioty, a nie tylko przez ludzi i im podobne byty? Czy przedmioty mają wolę , świadomość i mogą oddziaływać celowo na inne przedmioty i samoświadome podmioty. Jednym słowem czy w ogóle istnieją przedmioty i podmioty czy nie jest tak , że wszystko co Przejawione ma swoją podmiotową świadomość i oddziałuje z innymi podobnymi sobie podmiotoprzedmiotami. Dla mnie to oczywiste bo w każdej nawet subatomowej cząstce tkwi ten sam bezwymiarowy i pozaczasowy,bezrozumny Świadek. Jeden i ten sam w każdej z tych cząstek. Siła aktów woli każdego z przejawionych podmiotoprzedmiotów tkwi jedynie w formie w jakiej mogą wyrażać swoją aktywność. Największej dynamiki, w tym względzie, nie wykazują jedynie biologiczne systemy wyposażone w układy nerwowe ale również z punktu ludzkiego postrzegania subtelne, niemal oniryczne koncepty , egregorialne twory wyobrażeniowo- emocjonalne podobne smokom czy krasnalom z bajek dla dzieci.

Wysłuchawszy mojego wprowadzenia, olśniony nagłym wglądem Latour wypowiada na poboczu drogi : „Niczego nie można zredukować do niczego innego, niczego nie można wydedukować z niczego innego, wszystko może się sprzymierzyć ze wszystkim innym.

Po raz pierwszy w życiu ujrzałem rzeczy niezredukowane, naprawdę wolne.”

Ja : Rozumiem, że każdy przedmiot i każdą istotę należy traktować jak niezależną siłę, z którą należy się liczyć. Wszyscy aktorzy mają tę samą podstawę istnienia. Świat składa się z serii negocjacji pomiędzy mnóstwem przeróżnych sił, wśród których znajduje się człowiek. Aktorzy ci są autonomiczni. Nie wydają się istnieć jedynie przed ludzkim umysłem. Jabłka, wagony metra , maszty radiowe , ta butelka wina czy Tajlandia są takimi samymi autonomami jak ludzie.

Latour : Sposobem w jaki rzeczy się wiążą ze sobą jest translacja. Żadna warstwa rzeczywistości nie jest przezroczysta jako mediator (medium) i dodaje coś od siebie w procesie translacji sił z jednego punktu do drugiego. Dotyczy to nie tylko ruchu ale i przemian fizjologicznych i relacji czasowych czyli pozornej oddzielności aktorów. Nic nie jest jedynie gruzem który można podeptać. Jedni mediatorzy przemawiają inni stawiają opór.

Aktanty (aktorzy w działaniu, w sieci powiązań z innymi aktorami/aktantami) rosną w siłę poprzez sojusze. Przedmioty nie są substancją ani istotą, lecz aktorem próbującym narzucić swoją siłę bądź dostosować się do sytuacji. W przypadku niektórych przedmiotów (popsutych) dostosowanie przejawia się jako opór wobec relacji z innymi częściami mechanizmu.

Ja- Ta dziwna konstrukcja wynika oczywiście z niemożności pojęcia przez ludzki umysł iluzji oddzielności pomiędzy fenomenami. W rzeczywistości obiektywnej wszystko jest wewnątrz (wynicowanie we wnętrzu Szczeliny 8-12)bezwymiarowego, pozaczasowego punktu w którym wszystko jest sobą oddzielone jedynie iluzją czasu i przestrzeni. Trochę to przypomina wolę mocy Nietzschego. Ta wola mocy o jakiej mówił Nietzsche a teraz odnajdujemy jej ślady u pana , panie Latour, to pozorne spoiwo fenomenów i pozór Konieczności bo tak naprawdę wszystko jest w odwróceniu tym samym. Siły(Latourowscy translatorzy działające pomiędzy fenomenami i sama oddzielność fenomenów-aktorów Latourowskich ) to jedynie urojenie jakiemu ulega samoświadomy podmiot tkwiący w iluzji oddzielności od przedmiotów w pozornej zewnętrzności i oddzielności . To iluzja oddzielności załamana jak w pryzmacie/zwierciadle/defekcie/zaburzeniu translacji transformującym Źródło Ja rozszczepionego na małe ja fenomenów pozostających w iluzji bycia oddzielnymi.

Latour : Filozofowie głównego nurtu wciąż dywagują czy rzeczy istnieją niezależnie od nas, czy też są konstruowane przez umysł. Ja(Latour) wyłamuję się z tej tradycji i mówię, że są skonstruowane „społecznie”choć nie tylko przez ludzkie umysły lecz przez atomy, fale, obiady i kolacje, plotki, lub Boga. Nie ma żadnego uprzywilejowania a to co my bierzemy za przestrzenie zdarzeń jest tylko translatorem pomiędzy aktorami. Ziarnko piasku niczym nie różni się od profesora filozofii.

Areną mojej filozofi (Latoura) nie jest relacja człowiek-świat ale wszystkie możliwe aktanty(aktorzy); truskawki linie telefoniczne, twierdzenia matematyczne, ludzie, zmarli piosenkarze i tak można by wyliczać wszystkich aktorów godzinami , dopóki ich autonomia dla naszego umysłu nie stanie się oczywista. Są równe sobie pod względem metafizycznym !

Wszystkie rzeczy, naturalne i sztuczne, muszą zostać uznane za aktanty, o ile mają jakikolwiek wpływ na inne rzeczy. Mogą wchodzić w relacje translacji.

Aktor jest sumą swoich relacji. Każdy aktor jest w gruncie rzeczy sukcesją blisko ze sobą powiązanych stanów, a nie trwałą całością inkrustowaną zmieniającymi się w czasie akcydensami. Zarazem jednak wszystko może zostać zredukowane do czegokolwiek innego, o ile dokona się tego we właściwy sposób. Zredukować jedną rzecz do innej to tyle co spojrzeć na nią jak na działanie, odwołując się do bardziej podstawowej warstwy rzeczywistości. Z każdym mediatorem trzeba pertraktować, nawet z powietrzem stawiającym opór jadącemu na rowerze. Więzi pomiędzy aktorami zawsze polegają na translacji. Do prawdy nie zbliżamy się w sposób asymptotyczny jak u Heideggera.

Według mnie(Latoura) jest to chybiony model prawdy. Aktorzy stają się bardziej rzeczywiści kiedy coraz większy fragment kosmosu zaczyna wibrować w harmonii z ich celami. Aktant z większą liczbą powiązań jest bardziej rzeczywisty, zaś aktant odizolowany traci realność.

Domniemane centrum jest jednak tak samo słabe jak każdy punkt sieci wzajemnych relacji nie tak jak twierdzi Lacan, że centrum jest puste. Istnieje tylko dzięki swojej zdolności do skupienia ich we wspólną relację. Imię siły aktanta brzmi Legion.

Aktanty wciąż trzeba przywoływać do porządku, dotyczy to ludzi , jak i przedmiotów.

Ponadto każda prawda stanowi rezultat a nie punkt wyjścia.

Ja: Pamiętam, napisałeś to zdaje się w „The Pasteurization of France” : „Zdanie nie dlatego posiada spójność ,że jest prawdziwe, lecz właśnie dlatego, że posiada ono spójność, mówimy , że jest ono ”prawdziwe”. Na czym polega owa spójność? Na różnych rzeczach. Dlaczego? Ponieważ zdanie powiązało swój los ze wszystkim, co ma pod ręką, a co jest solidniejsze od niego. W rezultacie nikt nie może go odrzucić, nie odrzucając wszystkiego innego.”

Mam chyba nawet twoją książkę w plecaku.

O, tu jest jeszcze lepszy kawałek. O tym , że istnienie rzeczy jest niezależne od naszego postrzegania. Piszesz nawet nieco ironicznie:

„Bez was „świat” , jak to mówicie, zostałby zredukowany do niczego. Jesteście jednocześnie Zorro, Tarzanem i Kantem”.

Buddystom by się to pewnie nie spodobało.

O, a tu ironizujesz z Heideggera:

„Kto wam powiedział, że człowiek jest pasterzem bycia? Wiele sił chciało by być pasterzami i prowadzić innych, gdy tymczasem zbierają się w stada niczym owce, które czekają na postrzyżyny i oznakowanie”.

A tutaj, po całości:

„Panuje ostatnio tendencja, aby uprzywilejować język ….Język zrobił się tak ważny, że jego krytyka stała się jedynym godnym zadaniem dla całego pokolenia nowych Kantów i Wittgensteinów……..Nie ma nic szczególnego w języku, co pozwoliłoby go odróżnić od innych rzeczy.”

To prawda, każdy, jak to nazywasz, aktant , a jak ja mówię , każdy przejawiony byt zawierający w sobie jedno i to samo bezwymiarowe Źródło Świadomości tworzy sobie własny świat i postrzega go z własnej perspektywy. Kim jesteśmy? Co możemy wiedzieć ? Na co liczyć ? To pytanie zadaje sobie ta butelka wina na równi z oświeconymi ludźmi.

Nieobecność myszy, kur i rzek w debacie metafizycznej głównego nurtu nie oznacza, że nie masz racji. To tylko powód do stawiania zarzutu wobec większości metafizyków, zarzutu bezbarwności ich metafizyki która zredukowała przedmioty do ludzkiego sposobu ich postrzegania. Tymczasem wszyscy aktorzy mają tę samą metafizyczną podstawę. Wszyscy aby istnieć muszą negocjować z tymi samymi, ożywionymi i nieożywionymi siłami, z którymi zmagają się moraliści i teologowie. Cała rzeczywistość składa się z próby sił.

Ja oczywiście uważam, że ta próba sił jest iluzją i wynika z urojenia bycia oddzielnym od Źródła. Tak naprawdę wszystkie te próby sił są rozciągniętą w urojeniową przestrzeń w urojonym czasie , bezwymiarową i pozaczasową , Koniecznością postrzeganą tak właśnie przez każdą z samorojących przejawionych oddzielności. Każdy z punktów samoświadomej oddzielności to miejsce przez które Źródło zagląda jednoczasowo w urojeniowe wnętrze Przejawienia które jest „wynicowanym odbiciem” Nieprzejawionej „struktury” Źródła.

Latour: Rzeczywistość to opór. Można by nazwać świat przestrzenią czystej immanencji, pod warunkiem że nie pojmujemy immanencji jako „wnętrza ludzkiej świadomości ”Nawet dwa zderzające się atomy są immanentne, nawet jeżeli żaden inny samoświadomy byt ich nie ogląda, ponieważ oba całkowicie realizują się w wysiłkach tworzenia sieciowych połączeń z innymi aktantami.

Ja: Masz na myśli , że tworzą sieciowe współistnienie i w tym sensie są immanentne ? Gdyby nie wchodziły w te sieciowe immanujące relacje nie mogły by istnieć jako pozorne oddzielności ? Zupełna racja. Ja również tak to rozumiem. Ponieważ aktorzy, że użyję twojego języka, są węzłami sieci wzajemnych relacji. I jeżeli spojrzy się na nie z pozycji Źródła Świadomości to nie ma różnicy ani odległości pomiędzy aktorami a ich relacje które nam analizującym je ludziom wydają się czasowe i przestrzenne są jedynie „oddolną” iluzją którą my widzimy jako wielość aktorów i relacji pomiędzy nimi. Transcendencja jest jedynie ludzką formą postrzegania Immanencji. Ale zapewne ty widzisz to jeszcze inaczej, po swojemu!?

Latour: Ci którzy pragną oddzielić ”symboliczną” rybę od jej „rzeczywistego” odpowiednika, sami powinni zostać odizolowani i zamknięci.

Ja: Tak samo jak ci którzy oddzielają Boga symbolicznego od Boga „rzeczywistego” ? Coś w tym jest. Kiedy w snach odpowiadano mi na pytania dotyczące Boga, przestrzeń Świadomości ,tej najwyższej, opuszczała się na mój poziom wyobrażeniowy , tworzący symbole który stawały się „słowami” tej rozmowy. Tak jakby Bóg czy nazywając Go jeszcze inaczej Źródło Świadomości zostawało mi przybliżone na czas rozmowy.

Latour : Rzeczywistość składa się z różnych stopni oporu. Aktorzy są skonstruowani przez najrozmaitsze sieci i sojusze , również nieożywione. Przecież napisałem że „Nie można oddzielić chwil, w których mamy moc, od tych, w których mamy rację.”

Ja. Ale czy to znaczy, że słabi nie mają racji nawet w sensie metafizycznym ?

Latour : Nie utożsamiam „mocy” ze sferą ludzkich arbitralnych działań. Grawitacja jest mocą, ptasia grypa, kwarki, tsunami.

Ja: Według ciebie świat składa się wyłącznie z aktantów i dokonujących się wciąż przekładów jednych sił na drugie.

Latour : Tak ale dla mnie „władza” to nie jest kategoria hermeneutyczna. Odrzucam również pokrewne, tradycyjnie rozumianej władzy, pojęcie potencji czy potencjalności. A przecież te pojęcia odegrały ogromną rolę w dziejach metafizyki.

Aktanty w pełni realizują się w sojuszach i żadna ich część nie pozostaje na zewnątrz tych relacji. Nie ma zatem w rzeczach jakiejś uśpionej potencjalności która na razie w żaden sposób się nie objawia.

Ja: Rozumiem jeżeli rzeczy są w swoich relacjach z innymi aktorami i wchodzą w te relacje w pełni nie trzymają niczego „w zanadrzu”.Obrona potencjalności wiązałaby się z uznaniem, że konkretny byt istniejący tu i teraz zawiera inne byty in potentia.

Latour : Wraz z potencjalnością pojawia się niesprawiedliwość. Mówienie o możliwościach większych i mniejszych świadczy o uleganiu iluzji, że istnieją aktorzy, którzy się poruszają, lecz nie ponoszą żadnych kosztów transportu tak jak pozostali.

Ja: Tak, zakładając, że wszyscy aktorzy są równi z definicji.

Latour ; To co przyjęło uważać się za potencjalność to tylko sieć w której jeden z aktantów potrafi skupić grupę innych i sprzymierzyć się z nimi. Sam niczym się od nich nie różni.

Nie widzę potencjalności leżącej poza aktualnym stanem świata. Podobnie jak Megaryjczycy. Wbrew Arystotelesowi, nic nie jest gorące ani słodkie potencjalnie dopóki nie stanie się przedmiotem subiektywnej percepcji aktanta posiadającego zmysły zdolne to odczuć. Dla aktanta nie posiadającego takich zmysłów nic nie jest słodkie , w ogóle nie istnieje dla niego takie pojęcie nie mówiąc o potencjalnej słodyczy.

Ja: Rozumiem zatem, że odrzucając potencję odrzucasz również logikę jaką znamy.

Latour : „Nigdy nie istniało nic takiego jak dedukcja. Jedno zdanie następuje po drugim , a w trzecim pojawia się stwierdzenie, że to drugie było już w ukryty sposób czy też potencjalnie zawarte w pierwszym. Ci , którzy mówią o syntetycznych sądach a priori, kpią przeważnie z wiernych obmywających się w Lourdes. Tymczasem pogląd, że wniosek zawiera się w swoich przesłankach jest równie dziwaczny, co wiara, że świętość znajduje się w wodzie. Argumenty tworzą systemy czy też strukturę, tylko jeśli zapominamy, że trzeba je testować. Co? Jeśli zaatakuję jeden element, to wszystkie pozostałe bez chwili wahania otoczą mnie gęstym tłumem? Nie do wiary ! Każdy zbiór aktantów zawiera jednostki leniwe, tchórzliwe, podwójnych agentów, obojętnych i dysydentów.”

Ja: Dlatego nie należy poszukiwać prawdy w tym co nas otacza ?

Latour :”Wszelkie badania podstaw i początków są płytkie, liczą bowiem na znalezienie jakichś aktantów, które potencjalnie zawierają inne aktanty. To nie możliwe. Poszukiwacze podstaw są z definicji redukcjonistami i w dodatku są z tego dumni.”

Ja : Jeżeli Źródło potraktujemy jako równego innym aktanta to wtedy zapewne masz rację. Ale Źródło nie jest przejawione. Nie jest jednym z aktantów Przejawienia. Ono jest nimi wszystkimi jednocześnie i to na dodatek a rebour. Od podszewki. Z moich badań snem wynika , że Źródło nie rości sobie prawa do bycia wyjątkowym, jest równoprawne z każdym ze swoich „odbić” w przejawieniowym zwierciadle.

Swoją drogą nie jesteś w stanie wywieść, że Nieaktant nie może zawierać wszystkich aktantów i , że w ten sposób potencjalności nie można przenieść w sferę Nieprzajawienia.

Ty twierdzisz , że to jak rzeczy się łączą zależy od wyniku doraźnych bitew a ja, że to wyraz Konieczności a ich pozorna swoboda wynika z ich właściwości a te z kolei z faktu popadnięcia w iluzję bycia oddzielnym, skłonność zaś do relacjonowania z innymi aktantami wynika nie z ich wolnej woli a z tego, że są jedynie urojoną częścią Całości i ku sobie ciągnie ich jedność Konieczności tak jakby były połączone ze sobą rozciągniętą wielowymiarową „elastyczną membraną”.

Za to bardzo mi się podoba ujęcie czasu i przestrzeni jako aktantów i ujęcie jego relatywności jako wartości negocjowalnej.

Latour : „Czas nie płynie. Poszczególne chwile to stawka w negocjacji pomiędzy siłami. […]Czas rodzi się na końcu tej gry, w której większość uczestników traci swój wkład. Negocjacje pomiędzy aktantami prowadzą do sytuacji asymetrycznych, czy też nieodwracalnych, i to właśnie nazywamy czasem.”

Ja: Bruno ? Nie masz drugiej butelki, tego swojego Latoura ?

Tak sobie myślę, po zażyciu zawartości tej pierwszej, że ta twoja koncepcja czarnej skrzynki którą zastąpiłeś pojęcie substancji to próba ucieczki przed dalszym dociekaniem skąd wzięła się substancja. Przyjęcie, że aktant zakorzeniony w rzeczywistości na tyle mocno, że możemy się nie zastanawiać nad jego wnętrzem które skrywa rozbudowaną sieć sojuszy to zwykła chucpa. A to, że nas powinno zajmować tylko to co do tej skrzynki wchodzi i co z niej wychodzi to dopiero jest redukcjonizm przed którym tak uciekasz, przypisując go innym. To, że dodałeś do swojego rozumowania , że zawsze można taką skrzynkę otworzyć i znowu z jej złożonym wnętrzem ponegocjować to tylko chytry wybieg , bezpiecznik przed tym zarzutem. Przyczynowość zastępcza czyli dowolny aktant pośredniczący który może zawiązać relację pomiędzy dwoma innymi bytami ma zastąpić Boga? Tradycyjnego , od czasów okazjonalizmu wczesnego islamu , przeniesionego potem do Europy , pośrednika pomiędzy Świadomością a ciałem.

Próbujesz jakoś rozwiązać problem który sam stworzyłeś mówiąc, że aktorzy są od siebie ściśle odseparowani. W przeciwieństwie do okazjonalistów mówisz, że mimo, że są odcięci od siebie możliwe są pomiędzy nimi lokalne relacje?

Aktorów określają ich relacje , z tego powodu są uwięzieni w swoich mikrokosmosach ale aby ciągle trwać aktorzy muszą wciąż zmieniać wzajemne relacje i wchodzić w nie z innymi aktorami. Nieustannie musi trwać praca mediacji, przywracać lub utrzymywać połączenie pomiędzy aktorami. Jakoś to mi pachnie młodym Leibnizem

Ja wciąż się upieram ,że wszyscy aktorzy mają jedną podstawę, Źródło Świadomości, a to co nazywamy ciągłą zmiennością relacji to iluzja naszego umysłu przyjmującego skutek jak złożony z przyczyn, z relacji. Tymczasem z mojego doświadczenia żeglarza wód Świadomości wynika, że trwanie aktorów nie jest skutkiem ciągłego ich relacjonowania z sobą a jej przyczyną. Właściwie skutkiem i przyczyną jednocześnie. Trwanie Źródła jest przyczyną trwania zbioru małych zwierciadeł odbijających Świadomość Źródła. Każdy z tych odłamków trwa w iluzji bycia tym jedynym. I w jakimś sensie tak jest ale tylko ta pozbawiona iluzji Jedyność jest tym co odbija się w ja aktorów.

A co powiesz Bruno o….

Bruno ?!

Zasnąłeś ? We śnie ? Jak to możliwe ?!

Zakończenie

Sny mogą nas wiele nauczyć, choćby tego, że istnieje pewien współczynnik, stojąca u podstawy wszystkiego, Świadomość Źródła która wyjawia nam, że to co w świecie praw fizycznym zdawałoby się niewykonalne z powodu braków energii stanie się rozwiązywalne po odkryciu jej nowych źródeł to co przeczy zasadzie zachowania energii stając się niemożliwe w jej świecie okazuje się wykonalne w świecie wyobraźni , to co rozpala wyobraźnię i nie pozwala nad nią zapanować , emocje , okazują się do ugaszenia na poziomie chłodnej analizy mentalnej. Ta zdawałoby się ograniczająca , do relacji przyczynowo skutkowych forma percepcji okazuje się do przekroczenia na płaszczyźnie sieciowej, struktura wzajemnych relacji osobnych bytów które na kolejnym poziomie okażą się niesprzeczną jednością. Kiedy pojawią się ostatnie spazmy wydzielonych podsieci w świecie logiki paradoksowej, nie godzących się na połączenie w jedność i utratę osobności pojawi się strefa rozpadu form obracając wszystko w Nicość. Co nie ekonomiczne , nie do pojęcia , nie do pogodzenia w warstwie niższej zawsze na poziomie wyższym okazuje się znajdować rozwiązanie. Właśnie w oparciu o takie zrozumienie sen wyszczególnia 13 krytycznych poziomów w całej strukturze Świadomości których liczba wydaje się być optymalna i wystarczająca człowiekowi do analizy rzeczywistości.

Tak jak Nishida Kitaro odsłonił przed światem metafizykę poziomów atmanicznego7 i bahmanicznego 8 ,nazywając ją logiką paradoksową, tak Bruno Latour wyjawił filozofom , w sposób odkrywczy dla naszego kręgu kulturowego, strukturę poziomu buddycznego 6 . Zapewne był przekonany o uniwersalności swoje teorii sieciowego współistnienia aktantów poprzez translatorów. Translatorów o których wspomniałem już w „Czy leci z nami pilot…”. Skąd Latour miał wiedzieć, że to tylko jedno z pięter tej układanki. Na dodatek koncepcja Latoura zaskakująco przypomina dżinijską koncepcję dżiw czy buddyjską Awatamaska Sutrę a poglądy chińskiej, również buddyjskiej szkoły, Huayan, wydają się znacznie dojrzalsze od poglądów Latoura:

Fa Tsang zaprowadził swoją uczennicę, księżniczkę, do wielkiej sali,której całe wnętrze- ściany, sufit i podłoga-były pokryte lustrami. Zapalił świecę i zawiesił ją pod sufitem. Wokół nich wszędzie zapłonęły niezliczone świece, zwierciadlane odbicia tej jedynej , realnej. W ten sposób Fa tsang zilustrował związek jednego z wieloma. Potem na środku sali umieścił mały kryształ o wielu krawędziach, wszystkie odbicia świec zostały zebrane w jego wnętrzu. Fa Tsang zademonstrował w ten sposób, że to co nieskończenie wielkie zawiera się w tym co nieskończeni małe a to co nieskończenie małe w tym co nieskończenie duże. Zaznaczył również ,że ten model jest ogromnym uproszczeniem, nie odtwarza bowiem wielowymiarowego ruchu wszechświata a także przenikania się przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

Mnie zatem pozostało wyrażenie tego samego we własny, indywidualny sposób , wyjaśnienie roli Nicości 8 i Nieprzejawienia w naszej przestrzeni nigdy nieprzejawionego Przejawienia, co uczyniłem chyba dość wyczerpująco w swoich pracach.

Czy dało mi to jakąś Wielką Pewność? Rozwinęło duchowo ?

Można by się było zapytać snu,czy jakikolwiek postęp duchowy w ogóle jest możliwy ?

Czy można się nauczyć tkliwej miłości, do innych ludzi, do Boga, do siebie w końcu ? Ilu trzeba doznać upadków, ilu wzlotów aby ostatecznie nie pozwolić pochłonąć się rozpaczy, znaleźć siły aby napełnić zrozumieniem siebie i innych ?

Przychylę się ku opinii Ciorana ; „Nie sądzę, by cnoty były z sobą powiązane, by posiadanie jednej oznaczało posiadanie wszystkich. W rzeczywistości wzajem się neutralizują; są zazdrosne. Stąd nasza miałkość i stagnacja.”

Dotyczy to również naszych poszukiwań przyczyny istnienia.

Czy w ogóle możemy wyruszyć ku Podstawie naszego bytu pod wpływem własnego widzimisię ?

Wiele razy badałem ten temat i zazwyczaj odpowiadano , że nic nam się nie stanie nawet kiedy nie uda się dotrzeć do obranego celu, ale……. chociaż dotarcie do ostatecznego celu jest możliwe dzieje się tak jedynie wtedy, gdy będziemy wypełnieni tym pragnieniem na trwałe i co najważniejsze w sposób niezachwiany. Nawet jedno zawahanie w tej wielkiej intencji spowoduje , że niepowołany wróci na swoje miejsce i wejdzie na powrót w przyrodzony sobie ułomny stan świadomości. To biblijna opowieść o domu oczyszczonym ze zła do którego kiedy nie pilnujemy otwartych drzwi wejdzie jeszcze więcej demonów niźli ich wypędzono.

W nowych snach kolejny raz opowiedziano to samo choć jak to zwykle ze snami bywa w odmiennej formie :

  • To wybór pomiędzy małżeństwem wewnętrznym a zewnętrznym.

Chodzi o wybór pomiędzy postrzeganiem Boga u podstaw naszego ja a postrzeganie Go na zewnątrz. To jest ta zasadnicza różnica jaka istnieje pomiędzy zstępującą w Przejawienie i powracającą z Przejawienia Świadomością, chcącego stać się jednym z Jej Źródłem. Pomiędzy Świadomością która już wie że Świadek jest w niej, jest jej Ośrodkiem a tą której urojeniowo wydaje się, że jest od Niego oddzielona. Najczęściej taka świadomość przedstawia sobie Boga jako byt zewnętrzny ale można również popełnić błąd iluzji wyobrażając sobie Boga jako tego kto wypełnia jej wnętrze. To ta sama kategoria iluzji tyle, że o odmiennych wektorach. Skutek, szczególnie tego drugiego urojenia, bywa najczęściej żałosny. W wielu snach opisanych w Krajobrazach opowiadałem o chwili w które obydwa rodzaje iluzji zostają przełamane. W snach przedstawione jest to jako zniknięcie lewej ręki , podniesionej kiedy jeszcze podążamy ku Źródłu lub lewej ręki wyciągniętej przed siebie kiedy przechodzimy na orbitę stacjonarną, okrążającą Źródło. Ta druga opcja najczęściej poprzedza powołanie na nauczyciela i łączy się ze ślubowaniem we śnie nieświadomym, że podejmiemy działanie na rzecz wszystkich bytów.

Nie żartuję, próbowałem kilka razy się od tego wywinąć ale w końcu sprawę postawiono zdecydowanie mówiąc, że warunki zostały spełnione i to koniec dyskusji na ten temat.

No i tak zostałem nauczycielem. Nie ma się z czego śmiać ! To natręctwo które wciąż mnie dokądś gna. I was spotka to nieszczęście, jeżeli będziecie wtykać nos tam gdzie nie musieliście 🙂

Jak się z czasem przekonałem czytając przysyłane do mnie sny, innych śniących, znikanie lewej ręki jest dość powszechnym symbolem granicznego rozszerzenia świadomości śniącego. W judaizmie przywiązywanie filakterii do czoła i lewego ramienia dotyczy właśnie tych kwestii.

Zapewne stąd wzięło swoje początki rozróżnienie religii na religie lewej i prawej ręki , czyli te skierowane do wewnątrz i te szukające Boga na zewnątrz. Żyjemy w świecie przejawionym w którym nakłaniani jesteśmy do zaangażowania w religie prawej ręki , leworęczne są nam zohydzane. Może nawet sami nauczyciele „lewej ręki” je zohydzają, aby pozbyć się niezdecydowanych adeptów.

Innym równie silnym jak znikanie lewej ręki przejawem zmiany polaryzacji duchowej jest odkrycie, że w snach to nie my się poruszamy w przestrzeni Świadomości a wręcz przeciwnie to wewnątrz naszej Świadomości jest bezwymiarowy, pozaczasowy, beznamiętny, bezrefleksyjny, wciąż „ciekawy” świata przejawionego Punkt stały w którym nieporuszenie tkwi Świadek, a cała przejawiona przestrzeń przesuwa się w górę , w dół , na boki i wokół Punktu.

Nie można jednak pomylić się w rozumieniu tego fundamentalnego dla Świadomości faktu, to nie nasz umysł jest Bogiem, ten jest również tym co się porusza na zewnątrz Punktu Świadomości; w górę , w dół i na boki, a razem z nim świat zewnętrzny. Bogiem jest nieruchomy Świadek w najgłębszej głębi Świadomości której jesteśmy peryferiami, Ukryty przed naszą świadomością za trzema Granicami. W swoim podstawowym stanie nie myśli nie czuje nie porusza się , nie ulega przemianom znanym nam z poziomu fizycznego , te cechy są iluzją jakiej podlegają zaburzenia zwane przez nie same Ja, powstających na różnych poziomach iluzji wewnątrz Zwierciadła 9=13 zwanej Przejawieniem.

Na tym polega różnica pomiędzy unią/małżeństwem zewnętrznym a wewnętrznym. Ten stan wewnętrznego małżeństwa ze Źródłem (stąd częste w snach, opisujące tę relację symbole seksualne) to nic innego jak unia mistyczna, stanie się Christoforosem. Oczywiście mam na myśli stanie się nosicielem Świadomości poziomu od <10 w „górę” a nie Jezusa chrześcijaństwa. Nawet św. Paweł rozumiejąc to używał sformułowania o Chrystusie wewnętrznym we właściwym znaczeniu.

Pewnie dlatego nazywano go z przekąsem Apostołem Gnostyków. Miano Christoforosa jest intrygujące i tajemnicze, przywołuję je ponieważ mówi o stawaniu się nosicielem ważkiej idei !

Jestem przekonany, że Latour nie do końca objął swoim zrozumieniem całą rzeczywistość, nie bardziej niż Cioran mówiąc „Każdy jest zamknięty we własnym świecie a to co robimy, jest niczym dla kogoś innego. Istniejemy tylko dla naszych nieprzyjaciół – i dla tych paru przyjaciół, którzy nas nie lubią.

Póki nie osiągnęliśmy granic upokorzenia i wstydu, nie mamy prawa zajmować się wielkimi problemami.”

Lublin 2016

  1. Cytaty z dzieł Nishidy Kitaro pochodzą z książki Agnieszki Kozyry ”Filozofia nicości Nishidy Kitaro”.Nozomi 2007.
  2. Cytaty z dzieł Mikołaja z Kuzy pochodzą z „Nicolaus Cusanus,Trialogues de possest,Opera Omnia” t.11.2,Hamburg 1973 w tłumaczeniu A.Serafina.
  3. Cytaty z dzieła Bruno Latoura pochodzą z książki Grahama Harmana „Książę sieci. Bruno Latour i metafizyka” wydanej przez Fundację Augusta hr. Cieszkowskiego, Warszawa 2016

To ostatni rozdział Książki „De venatione sapientae” która ukazała się w odcinkach w Magazynie Rozwojowym Taraka. Rozpoczyna się rozdziałem poświęconym filozofii nicości Nishidy Kitaro a kończy „rozmową” z Bruno Latourem. Książkę można wydrukować, udostępniam ją na prawach wolnej licencji. Pro publico bono, nieodpłatnie jeżeli niekomercyjnie.

Jarosław Bzoma