Istnieją ludzie, którzy nie odczuwają pragnienia nieśmiertelności i wzdragają się na myśl o siedzeniu na obłoku i grania na harfie przez dziesięć tysięcy lat! Jest też dość niewielu takich, którzy są tak udręczeni przez życie albo są tak zdegustowani swoim własnym istnieniem, że preferują całkowite ustanie jego trwania. Jednak w większości przypadków kwestia nieśmiertelności jest tak istotna i niemożliwa do zlekceważenia, że należy podjąć wysiłki, aby sformułować o niej jakiś pogląd.
Moja hipoteza jest następująca. Możemy do tego dochodzić z pomocą wskazówek
przesyłanych nam z nieświadomości – np. w snach. Zwykle te wskazówki bagatelizujemy, bo jesteśmy przekonani, że na to pytanie nie ma możliwej odpowiedzi. W reakcji, na ten zrozumiały sceptycyzm, proponuję rozważenie następujących kwestii. Jeśli jest coś, czego nie możemy poznać, musimy porzucić myśl, że jest to problem intelektualny. Na przykład, nie wiem, z jakiego powodu zaistniał wszechświat i nigdy się tego nie dowiem. Dlatego muszę zarzucić to pytanie jako problem naukowy czy intelektualny. Jednak, jeśli idea powodu zaistnienia wszechświata zostanie mi zaoferowana – w snach czy mitycznych tradycjach – powinienem się nad tym zastanowić. Na podstawie takich wskazówek powinienem nawet zbudować pewną koncepcję, mimo że na zawsze pozostanie tylko hipotezą, o której wiem, że nie może być udowodniona.
Każdy człowiek powinien być w stanie powiedzieć, że uczynił wszystko, co w jego mocy, aby sformułować swój pogląd na życie po śmierci, czy też utworzyć jakieś tego wyobrażenie, nawet jeśli by miał przyznać się do porażki w tym względzie. Nie uczynienie tego to poważna strata, ponieważ to pytanie jest pradawnym dziedzictwem ludzkości, bogatym w sekretne życie archetypem, który usiłuje wejść w skład naszego indywidualnego życia, aby uczynić je pełnym.
Umysł wyznacza nam zbyt wąskie granice i chce żebyśmy akceptowali tylko to, co znane i
jeszcze z pewnymi ograniczeniami. Umysł chce też, abyśmy żyli wyłącznie w znanych nam ramach zjawisk i pojęć, tak jakbyśmy posiadali pewność jak daleko rozciąga się fenomen życia.
Tak naprawdę, każdego dnia żyjemy daleko poza granicami naszej świadomości – życie
nieświadome bez naszej wiedzy podąża za nami. Im bardziej dominuje krytyczny rozum, tym uboższe staje się życie. Ale im bardziej to, co nieuświadomione i co jest mitem umiemy sobie uświadomić, tym więcej wnosimy do naszego życia. Nadmiernie stawiany na piedestale umysł ma coś wspólnego z politycznym absolutyzmem – pod ich rządami jednostka jest zubożona.
C.G. Jung – O życiu po śmierci
Jak wyglądają wzajemne relacje Jezusa i Lucyfera ?
Rewolta Lucyfera nie jest rewoltą zła przeciwko dobru, lecz dobra przeciwko istnieniu.
Vladimir Volkoff-Montaż
Z Lucyfera próbuje się teraz zrobić komunistę, ale założę się, że był po prostu socjaldemokratą.
Umberto Eco-Diariusz najmniejszy, Inne niebiosa
Z eksploracji snem wynika, że Lucyfer jest mniejszym kontrolerem karmy, tak jak „Chrystus”, czyli Czerwony <10, jest kontrolerem większym – Lucyfer
W pytaniu nie chodzi jednak o relację Czerwonego <10 i Lucyfera a egregorialnego Jezusa chrześcijaństwa (mistycznego ciała kościoła/Jezusa) i tego mniejszego z kontrolerów karmy. Jednym słowem co on na to ciało mistyczne kościoła, które rozwija się mu pod minusowym bokiem poziomu 7+? W poniższym śnie mamy właśnie przykład takiej relacji.
Sen potraktował słowo – relacja -dosłownie, mamy zatem okazję prześledzić ich wzajemny stosunek do siebie. Jezus mieszkaniec dziwnej zapadającej się okolicy i ja w roli Lucyfera, reportera rzucającego światło(!) na rozwój wypadków.
Jestem reporterem. Przy pomocy drona filmującego okolicę z powietrza, badam na zlecenie moje stacji nadawczej, sytuację zgłoszoną przez jednego, a raczej jedną, bo jakaś taka bardziej kobieca jest ta osoba, mieszkającą w okolicy, młodą osobę. Przez cały reportaż nie widzę swojego rozmówcy ani siebie, słychać jedynie nasze głosy a na ekranie snu widać obraz przekazywany z drona, na ekran laptopa sterującego.
To obraz osiadania całej okolicy, w której mieszka mój informator. Domyślam się, że chodzi o szkody, jakie powstały po usunięciu pokładów węgla (Czarnego(-) węgla, który jednak ma w sobie możliwości wyzwolenia energii 8/2).
Mój informator komentuje obraz transmitowany bezpośrednio z drona, w czasie rzeczywistym.
– O, a tu proszę bardzo, powstało piękne jezioro, nazywamy go jezioro Przyjemskie. Mój informator wskazuje zielone rozlewisko.
-Dlaczego tak ? Zadaję pytanie dodatkowe.
-Ponieważ bardzo ładnie wygląda i wszyscy lubią tam wypoczywać.
Dron nieco się zniża i widzimy teraz na ekranie komputera, wyświetlającego przekazywany obraz, że dwa budynki jednorodzinne zostały otoczone przez płytkie wody jeziorka po kopalnianego.
Zadaję kolejne pytanie.
– To znaczy, że teraz mieszkańcy tych domów nie wiedzą gdzie spać, czy na dole, czy na górze? Kiedy zasną na dole mogą się nocą utopić, kiedy zasną na piętrze dom może się w nocy wywrócić i ich przywalić ?
Zaczynamy sobie, z moim informatorem, żartować, że powinni pewnie spać pomiędzy piętrami na schodach. Ostateczna konstatacja jednak brzmi, że powinni zachować nieustającą czujność. Mój rozmówca dodaje nową informację, że niektóre budynki w miarę osiadanie zaczynają się obracać i to w widoczny sposób.
Zadaję kolejne pytanie:
-A gdybyśmy wzięli, tak przykładowo, że stoi pan/i w łazience, umył/a pan/i głowę to czy w czasie kiedy wyschną włosy dałoby się zaobserwować ten ruch obrotowy/osiadający budynku ?
Mój informator przyznaje mi rację.
Najbardziej w tym śnie dziwi, że informator, który jest nieco kobiecy traktuje to osiadanie okolicy jako ciekawostkę geologiczną a nie tragedię ludzi. Z jego relacji można by wysnuć wniosek, że całkiem realna, utrata życia przez tutejszych mieszkańców, jest dla niego ciekawostką i rodzajem ekscytującej przygody. Oczywiście zatapianie ich siedzib jest skutkiem usunięcia czarnych poziomów minusowo-urojeniowych, egregorialnych, spod ich „stóp”, tak działa Jezusowy egregor, pozbawia stabilności całą okolicę w sposób pozbawiony empatii i troski wobec tych, którzy oddali się w jego władanie. W ten sposób staje się dla nich jedynym oparciem w przestrzeni szeroko pojętej Duszy 6-8.
Jak istoty biologiczne są postrzegane przez byty duchowe?
Leżę sobie w restauracji. Głową w głąb ekranu śnienia. Tam, wokół stolika(!) siedzi jakiś byt zbiorowy. Nieokreślonego kształtu, ale o wyraźnie zbiorowej obecności.
Nogami jestem zwrócony w stronę bufetu. Byt zbiorowy zwraca się, ponad moją głową, do obsługi bufetu, aby poczęstowano mnie zupą. Wstaję zatem i podchodzę do kelnera/kucharza a on podaje mi talerz z zupą. Podaje mi też coś, czym mam tę zupę zjeść. To biały(!) zaklejony starym zaschniętym ciastem plastikowy widelczyk. Gestem wyraziłem uwagę, że widelec jest brudny (przez cały czas snu nie pada ani jedno słowo !!!), wtedy kelner podaje mi drugi widelec, metalowy (kolor srebrny), ale czy ten jest czysty nie mam wielkiej pewności. Zresztą, jakoś teraz, jest mi to niemal obojętne. Wziąłem talerz z zupą i widelec, wróciłem na miejsce, na którym leżałem wcześniej. Znowu się położyłem, talerz postawiłem przed sobą i zacząłem łowić zupę widelcem. Zupa ma smak dość wyrafinowany, ale nie do końca wiadomo co to za zupa.
Restauracja jest, jak mi się wydaje we śnie, na poziomie dość wysokim, więc leżę sobie i jem tę zupę widelcem. Kiedy przyzwyczaiłem się do wyrafinowanego smaku zupy zacząłem zwracać uwagę na otoczenie, zyskiwać pełniejszą samoświadomość. Poczułem się trochę niekomfortowo, ponieważ od samego początku, to znaczy, zanim jeszcze wstałem, po to, aby przynieść sobie darowaną zupę, miałem opuszczone spodnie i cały zadek odkryty. Wtedy mi to nie przeszkadzało, ale teraz pomyślałem, że kiedy je się taką zupę, w takim lokalu, w takim towarzystwie, to spodnie wypadałoby trochę podciągnąć.
Podciągnąłem, ale nie za wysoko. Ot, w sam raz tyle, żeby teraz mieć tylko pól tyłka na wierzchu. Ponadto wyraźnie poczułem potrzebę powstania i przybrania pozycji wyprostowanej. Spodnie mam jednak wciąż częściowo opuszczone.
W kolejnym śnie poszedłem śladem białego widelczyka z zaschniętym ciastem.
Znalazłem się w Szwajcarii (Czerwony krzyż negatywowy). Stoję w sklepie gdzie na półkach leżą wielkie torty jak szwajcarskie sery. Jeden jest trójkątny a ja, proszę właśnie, kawałek tego tortu. Mógłbym wziąć cały, ale dla mnie i żony to za wiele.
Ekspedientka, zamiast odciąć trójkąt z boku, wycina w tym wielkim trójkącie, środek tworząc z dużego kawałka rodzaj namiotu. Tak się tutaj kroi te torty, pouczono mnie.
Wychodzę na ulicę a tu dalsza część przedstawienia.
Szwajcarzy poustawiali sobie na chodniku, obok kosza na śmieci (!), figurki ludzi. Takie maciupkie. Żeby z nimi nawiązać kontakt, trzeba przyklęknąć i przyłożyć głowę niemal do chodnika.
(I Szwajcaria i to trójkątne ciasto, pod nazwą Chatka Puchatka występowały w moich snach już kilkakrotnie na przykład w snach o wzajemnej relacji Przejawienia i Nieprzejawienia)
Czy łagodne formy bóstw są dla nas zagrożeniem ?
To Kraków. Przestrzeń zdawałoby się bardzo stara. Ja wybrałem się na poszukiwanie Domu Kultury chcąc obejrzeć film. Tymczasem to jest jeszcze Kraków, którego jeszcze nie zbudowano !!!
Idę nieco w dół. Przestrzenie są ogromne i puste. Brak komunikacji, idę więc „z buta”, ale to nie są odległości dla piechura, nawet takiego, który ma dużo czasu i przygotowanie kondycyjne takie jak ja, to raczej przestrzenie dla rowerzysty (jednoślad-okolica poziomu 8). Następnym razem przywiozę rower. Podobnej rady udzielę wszystkim znajomym, chcącym tu przybyć. Idę więc już strasznie długo , do znudzenia. Dotarłem do ronda. To gdzieś tutaj przy tym rondzie miałbyś ten Dom.
Widzę jednak, że rondo nie jest jedno. Oprócz tego środkowego, do którego dotarłem, po prawej i po lewej, są inne ronda, tych samych rozmiarów, chociaż jeszcze bez nazwy. To środkowe ma nazwę miejscowości, gdzie prości ludzie zwyciężyli tyranię, w nierównej, ze względu na siły, bitwie.
To jednostkowe zwycięstwo jednak nie przesądziło o wygraniu całej wojny.
Po lewej stronie, w pobliżu bocznego ronda, widzę jakieś niewielkie osiedle. Kieruję się zatem w tę stronę. Mijam zupełnie pusty parking, jakby tu jeszcze nikt nie dotarł dwuśladowym pojazdem. Rozglądam się za tym Domem Kultury, ale po prawej stronie bloku mieszkalnego, widzę jedynie jakąś młodą kobietę, siedzącą za stolikiem, przyjmującą (dopiero)zapisy dzieci do amatorskiego klubu nurkowego. To zatem nie sam Dom a co najwyżej filia (córka) tego Domu. Idę zatem w drugą stronę, na lewo, ale i tu, Domu Kultury jak nie było, tak nie ma. Po lewej jest tylko, jakiś osiedlowy zegarmistrz, rzemieślnik, prawie amator.
Filmu, który chciałem obejrzeć, nie obejrzę, bo to przestrzeń jeszcze kulturowo niezdefiniowana, w zarodku, można by rzec. Wielkie przestrzenie z trzema typami karmy, z własnym jeszcze rzemieślniczo wykonanym czasem i bytami, które uczą się dopiero poruszać w wodach Duszy szeroko pojętej 6-8.
W szerszym sensie dobre bóstwa są jeszcze bóstwami niezmanierowanymi, mającymi możliwość ręcznego regulowania czasem, zapewne przestrzeń dla nich jest również mniej uciążliwa niż dla nas. Młodymi z ich punktu widzenia, dlatego takimi się nam jawią, ale obiektywnie to byty najstarsze, ponieważ oglądamy je u zarania Świadomości. W tym relatywnym świecie Świadomości to my jesteśmy od nich młodsi a na dodatek wolniejsi i to wielokrotnie, bo to nie przestrzeń jest tam tak ogromna tylko my powolniejsi. Nie są jeszcze wypełnionymi treścią. Nie mają historii (filmu). Są tak plastyczni, że pozostają obojętni na ludzkie zabiegi nadawania im imion, powierzchowności czy atrybutów, takich, jakie potrzebne są ludziom tu i teraz do realizowania własnych, a nie boskich, cywilizacyjnych potrzeb.
Religie ziemian czynią demony, z których bogów czcili pokonani poprzednicy, wypełniając ich kształt swoimi obawami, projekcjami i niechęciami wobec tych, których wyparli z terytorium, z kultury czy pozbawili religii przodków.
Metatron 8/3
Etymologia tego imienia jest niejasna, najprawdopodobniej pochodzi od słowa matara – „pełniący straż”; lub metator – „przewodnik, posłaniec”.
Hugo Odberg uważał, że słowo Metatron wywodzi się z hebrajskiego i oznacza Mały JHWH. Inne znaczenia to „meta thronom” – co tłumaczy się jako „Stojący przy tronie Boga”. Eleazar twierdzi, że pochodzi od łacińskiego „Metator” – co oznacza mierniczy, lub prekursor, pionier, przywódca, ten co wskazuje drogę, a z perskiego Mitra – czyli mediator, życzliwy i współczujący, przyjaciel dobrych ludzi.
Wezwany, Metatron zjawia się jako „słup ognia, a jego twarz promienieje blaskiem jaśniejszym niż słońce”. Ja określam tym imieniem poziom 8/3 o kolorze promienistego złota.
W stronę Metatrona-cz-1
W stronę Metatrona-cz-2
Sny:
Ktoś, idący z mojej prawej strony, oprowadza mnie po pustym targu. Na podwyższonej rampie , naprzeciw nas, stoi druga osoba, która częstuje nas sporej wielkości kieliszkami alkoholu, jest tych kieliszków cały szereg i znajdują się w reku częstującego nas, po kolei, jakby unosiły się szeregiem w powietrzu i w miarę potrzeby napływały do jego ręki.
Sen powtarza się dwa razy, w prawie identycznej formie. Wydaje się, że za pierwszym razem nie chciałem się poczęstować.
Po tymalkoholowym ((duchowo upojnym) poczęstunku przez całą noc śni mi się coś czego nie jestem w stanie zapamiętać (trzeba będzie poprosić o przeniesienie informacji, kolejnej nocy, na poziom dający możliwość zapamiętania).Nad ranem wychodzę ze snu z obrazem talerza z brzegiem odgryzionym po prawej stronie. Czyżby pierwszy kawałek, pierwsza skorupa, która odpadła z Naczynia Przejawienia ?
Czego nie udało mi się zapamiętać wczorajszej nocy ze snu o Metatronie 8/3 ?
Siedzimy we dwóch, na występie skalnym. Ja i On, czyli cała reszta wszystkiego, co tutaj jest na tym poziomie ! Zdaje się, że On pozwolił mi się wczuć w swoją rolę.
Wszyscy na tej górze mamy za zadanie przesiąkać w dół i w trakcie tego przesiąkania się . . . . . wymordować !!!
Siedzimy z „falującymi” toporami na jakiejś skale, dość wysoko. Właśnie z góry nadchodzi młody murzyn. Wszyscy jesteśmy do siebie nastawieni pozytywnie, dlatego do mordu łatwiej może dojść, kiedy to ten drugi sprowokuje. Młody czarny (8/1) z fryzurą afro (8/2) zatrzymał się kilka metrów powyżej nas.Przysiadł na skale, zamarł.
Ten młody, jednak czuje na sobie presję odgórną i właśnie od nowa zaczyna napierać w dół więc jest okazja, niby niechcący , zrobić drobny, niemal niedostrzegalny ruch i młody już osuwa się na występ skalny, poniżej nas, a ja w tym czasie, niby niechcący, robiąc minimalny ruch palcem wytrącam mu jego topór.
Czarny ląduje metr poniżej nas, bez broni. Teraz mam pretekst a on nie ma się czym bronić. Zaraz zrobię zamach jego własnym toporem a tak w ogóle to wcale nam to nie sprawia przyjemności. To taka zabawa !!!
Obudziłem się o drugiej w nocy.
Sen zapamiętałem, zapisałem już na początku nocy, przemyślałem go i znowu zasnąłem.
I to było najlepsze, to co nastąpiło, kiedy zasnąłem powtórnie. Do samego rana chodziłem z tym snem, pokazywałem go jak w kinie objazdowym, na najróżniejszych poziomach Świadomości !
Sen podziwiano, dyskutowano nad nim, do samego rana.
W mitologii topór jest atrybutem bogów nieba, piorunów, błyskawic (błysk topora/miecza urojonej mądrości Daat 8/1 i tu mamy ciekawe odniesienie, nie wprost, ale do Niosącego Światło/Syna Jutrzenki – Lucyfera.), dlatego kojarzy się go również z oświeceniem, twórczą energią, zatem do snu o Metatronie 8/3 jak znalazł. Olimpijska góra i Metatron trochę Thor trochę Zeus, Jahwe jednym słowem cała ta wielopostaciowa reprezentacja szczytowego boga, ale jednak ….. z Przejawienia 1-8.
W wizji Juga, zmarli powrócili „z Jerozolimy, gdzie nie odnaleźli tego, czego szukali”. Wtedy było to dla mnie wielkim zaskoczeniem-pisze Jung- gdyż zgodnie z tradycyjnymi wierzeniami zmarli są w posiadaniu ogromnej wiedzy. Ludzie uważają, że zmarli wiedzą daleko więcej od nas, bo chrześcijańskie nauczanie głosi, że po śmierci „ujrzymy twarzą w twarz”. Wygląda jednak na to, że dusze zmarłych „wiedzą” jedynie to, co wiedziały w chwili śmierci i nic poza tym. Stąd ich wyprawy do świata żywych, żeby zapoznać się z wiedzą ludzi. Często mam odczucie, że stoją bezpośrednio za nami, czekając, aby usłyszeć jaką odpowiedź damy im, a jaką przeznaczeniu. Wydaje mi się, że w kwestii znajdowania odpowiedzi na swe pytania, dusze te zależne są od osób żywych. Żywi zaś to ci, którzy ich przeżyli i nadal żyją w świecie, który podlega zmianom. Wygląda też na to, że wszechwiedza, czy, że tak powiem, wszechświadomość, nie jest do ich dyspozycji i może napływać wyłącznie do psyche żywych, do duszy połączonej z ciałem. Zatem umysł żywych zdaje się mieć przewagę nad zmarłymi przynajmniej w jednej kwestii: zdolności uzyskiwania wyraźnego i rozstrzygającego poznania. Według mnie trójwymiarowy świat w czasie i przestrzeni przypomina system współrzędnych – to, co jest tu podzielone na rzędne i odcięte może pojawić się „tu”, czyli w czasoprzestrzeni, jako pradawny obraz o wielu aspektach, być może jako rozproszony obłok poznania stanowiący otoczenie archetypu.
C.G. Jung – O życiu po śmierci