„Jest dość wielu ludzi, którzy chcieliby wszystko, nawet to, co najgłębsze, sprowadzić do wyobrażenia. Ale najpierw jest pożądanie, niewyobrażenie. Tym, co pierwsze, jest chcenie, które w związku z tym jest czymś nieuwarunkowanym i pojawia się znowu w najwyższej wolności jako coś ślepego, koniecznego, losowego”.
F.W.J. Schelling;Weltalter-Fragmente
Od dwóch dni czuję ogromne zniechęcenie do podróżowania. Zapytam, co się dzieje. Skąd ta obłomowszczyzna ?
Znajduję się na wiadukcie pomiędzy miastem a wsią (Ziemią). W dziennej rzeczywistości jawy o jest tylko górka, przez której szczyt prowadzi droga. W śnie to wielki wiadukt z przegrodą(!) na samym szczycie wzniesienia i dużymi uchylnymi drzwiami, koloru brązowego.
Ktoś z tamtej strony drzwi, potajemnie użycza mi pewnego rodzaj sześciennych pojemników (czerwonych).
Po wykorzystaniu ich zawartości odwożę je na miejsce, stawiając przed tymi uchylnymi drzwiami.
TE POJEMNIKI SĄ ORYGINAŁAMI A NIE TAK, JAK ZDARZA SIĘ NAJCZĘŚCIEJ, ICH KOPIAMI !
Właśnie odwiozłem je, jadąc z Ziemi, w stronę miasta, ale drzwi tym razem są zamknięte i coś się za nimi dzieje, co odczuwam jako pewien dysonans, dodatkowy nurt, dodatkową wibrację.
Tak jakby za drzwiami czekał nie tylko mój informator, ale i ktoś znacznie od niego silniejszy.
Inspekcja ?!?!? Zasadzka !?!?!?
Coś mnie tknęło. Chcą nas przyłapać na tej wymianie!
Po cichutku pakuję z powrotem wszystkie pojemniki. Nie bardzo pamiętam, do czego je pakuję! I wycofuję się z nimi z wiaduktu. Chowam się w zaroślach, pod przęsłem wiaduktu po jego lewej stronie.
Ten, który przygotował tę zasadzkę, zbyt długo szykował się na to pochwycenie i kiedy niefizycznie (!!!) przekroczył drzwi, już mnie przed nimi nie było. Mój sprzymierzeniec triumfuje, kontroler w tej sytuacji, musi(!) się szybko wycofać z oskarżenia, jak i z miejsca, gdzie miała odbyć się wymiana.
Po tym wszystkim jestem bardziej ostrożny w działaniu. Siedząc dalej, pod wiaduktem wysyłam wraz z pojemnikami swoją kopię (!!!).
Obserwuję, z miejsca pod wiaduktem, jak moja kopia wkracza przez uchylne drzwi do jasno oświetlonego pomieszczenia, po tamtej stronie wiaduktu i przekazuje pojemniki mojemu sprzymierzeńcowi i jego towarzyszce (!).
Mój sprzymierzeniec, kiedy kontroler przekraczał drzwi, chcąc mnie pochwycić, sam nie był pewien czy po tamtej stronie drzwi mnie nie ma, tak wiarygodnie uciekłem !!!
Teraz obydwaj triumfujemy, ciesząc się z udanego wyjścia z opresji.
Po zapisaniu snu pytam- Kim jest kontrolujący ?
To bardzo wpływowa kobieta z tamtej strony. Kiedyś uległa urokowi mojej gibkości, szczupłego, ale wysokiego(!) arabskiego(!) chłopca (Czyżby była mowa o mojej tożsamości jako srebrnego „I”)
Dała mi się nawet kiedyś poznać bardzo, bardzo blisko. Chyba nawet poszła ze mną do łóżka.
Nie widziałaby w tym nic złego, ale jednak poczuła się przemyślnie oszukana i wykorzystana przeze mnie.
Po obudzeniu myślę, kto to jest? Mastroza 7+ czy kobieta z dziesiątego pietra która leżała bez nóg w śnie o seksie z Bogiem ???
Zasnąłem.
-Muszę się rozrzedzić aby nie było mnie widać z góry, jako skupiska materii !!!
Dziwność snu spowodowała , że się obudziłem. Ponownie zasypiam. Pytając, czy to moja Naddusza zorientowała się, że ją wykorzystałem do zdobycia wiedzy o wszechbycie ?
– Muszę puścić(!) swoje kopie zapasowe, całą dokumentację z podróży, oczyścić się i pozbyć wyobrażeń (myślokształtów ) na ten temat !
No dobra, zgadzam się na oczyszczenie !
Jestem w tramwaju (!linia Świadomości silnie zdeterminowana torami). We wnętrzu robi się jasno, ponieważ czarne zasłony ze ścian zostają zerwane.
Czyżby egregory, jakie gromadziłem w swoim umyśle, powodowały, że byłem pozbawiony światła ???
Przepraszam (!!!) leżącego głową w głąb ekranu śnienia, wielkiego generała (miałem już wiele razy sen o wielkim człowieku, który leży albo umiera, a właściwie już prawie nie żyje a ja, mogę mu jedynie, w tym jego stanie towarzyszyć, podobna sytuacja miała miejsce w mojej księdze umarłych).
Jego rozmiary są nadludzkie.
PRZEPRASZAM GO, ŻE UBRAŁEM JEGO CIAŁO W TEN CZARNY MUNDUR !
On nie ma do mnie pretensji. Wie o tym, że większość ludzi tak najczęściej robi !
Udaję się zatem (wracam!) w głąb ekranu śnienia, do jasnej, podzielonej szklanymi ścianami przestrzeni .
Do Babci !!!
Wchodzę do czegoś, co jest rodzajem szklanego, jasnego przedsionka, w którym siedzi kobieta -recepcjonistka.
MAM JESZCZE RĘCE, ALE JESTEM BIAŁY I WYGLĄDAM JAK PODUSZKA ALBO TOREBKA UGOTOWANEGO RYŻU !!!
Głos śnienia:
I zmartwychwstanie nie mogło być prawdziwe, bo i śmierci nie było.
Ojciec siedzi po drugiej stronie wielkiej księgi (uchylnych drzwi z poprzedniego snu) i palcem pokazuje mi, między kolorowymi wierszami coś, na co powinienem zwrócić uwagę. Chyba właśnie na zdanie, które przed chwilą padło.
Cofa jednak palec i mówi trochę z przekąsem, ale mówi to wyraźnie, mówi to po raz pierwszy w moim sennym podróżowaniu:
No, ale ty sam jesteś w tych sprawach już specjalistą.
Obudziłem się przepełniony mieszanymi odczuciami.
Drugi śniący.
Zapytam; czego bym doświadczył, na tym poziomie rozwoju swojej świadomości, gdybym umarł dzisiaj ?
Chodziłem po ulicy i wchodziłem do klatek schodowych i do mieszkań, a potem znowu wracałem na ulicę. Byłem taki bezprizorny i wcale nie byłem z tego powodu szczęśliwy, że jestem taki osobny.
Po obudzeniu naszła mnie ponura myśl, że „Piekłem” osamotnienia jest zachowanie po śmierci indywidualnej świadomości a życie w połączeniu z innymi, odpowiednikiem nieba.
Przyszła mi taka myśl, po tym, jak przeczytałem Twój sen, iż do podobnego wniosku doszło wielu oświeconych i dla tego postanowili sobie taką zbiorowość stworzyć? Może takie coś ma większy sens ?
Samowiedza powoduje jednak, że siebie już nie oszukasz i ani Ty, ani ja nie moglibyśmy, szczerze przyłączyć się do jakiejkolwiek zbiorowości więc trzeba sobie stworzyć swoją albo być samotnym po tamtej stronie, choć powiem szczerze, że nie do końca mi się to tak widzi. Bo co, niby za karę, że myślałeś, poznałeś i że wyszedłeś poza program? Moim zdaniem powinno być na odwrót, ale może to tylko moje pobożne życzenie?
Ja:
W moim rozumieniu jedyną zbiorowością, dla której warto utracić swoje 'ja’ jest własna Dusza 🙂
„Wielu ekscytuje się tym, że podczas modlitwy zobaczyli
jakąś piękną postać, że sam Jezus lub Maria
spotkali się z nimi. Czują się wówczas jak wybrańcy.
Albo też rozkoszują się obrazami, jakie się w nich
rodzą… Trzeba jednak wiedzieć, że gdy będę skupiać
się na samych obrazach, to staną one między
mną a Bogiem. Bóg nie jest żadnym obrazem.
Wyobrażenia, jakie rodzą się we mnie na temat Boga,
są o tyle ważne, o ile wznoszą moje serce do Niego.
Ale kiedyś muszę pozostawić owe obrazy za sobą.
W przeciwnym razie będę się zajmował tylko sobą
samym i moimi projekcjami.
W czystej ciszy przed Bogiem ustają wszelkie
myśli o Nim. Jak długo myślę o Bogu, jestem od Niego oddzielony,
wytwarza się nieprzekraczalny dystans,
pomiędzy Bogiem a mną. Jak długo zajmuję
się tworami wyobraźni, krążę ostatecznie tylko wokół
siebie i wokół swoich wzniosłych uczuć, które
owe obrazy wywołują.
Chodzi natomiast o to, aby to
wszystko zostawić poza sobą i w czystym milczeniu
zanurzyć się w Bogu.
Wtedy – jak mówi Ewagriusz z Pontu – Bóg odwiedzi cię
i podaruje ci największy dar, jaki może otrzymać
człowiek: modlitwę. Modlitwa dla Ewagriusza nie
jest obowiązkiem. To największy prezent, jaki istnieje.
Odpowiada on godności człowieka. Łatwo odczuć
fascynację, jaką modlitwa wywołała w Ewagriuszu.
W niej to doświadczył, do jak wielkiej godności
Bóg wyniósł człowieka.
Człowiek, nic nie znaczący i mały, ciągle zawodzący
i błądzący w swoim życiu, zraniony i raniący,
obrażony i obrażający, jest mimo to powołany do
tego, by być jedno z Bogiem, by wznieść do Niego
swoją duszę i stopić się z Nim. Aby osiągnąć ten
najwyższy ludzki cel, opłaca się wciąż na nowo zabiegać
o modlitwę.”
Anselm Grun OSB „Przewodnik po duchowości Ojców Pustyni”