» Agnieszka Dołengiewicz / Rajeshwarymai, „Sabka Malik Atma. Podróż do aśramu Śri Janglidasa Maharaja

Najpierw podchodzę do niego od góry. Idę ze swoją żoną z prawej na lewo, czyli od jawy i urojeniowości plusowej w kierunku urojeniowości minusowej. Jesteśmy na szczycie łagodnego (!) wzniesienia, to nie jest wysoka (!) góra. Za ubogim płotem ze starej zardzewiałej (5) siatki (5/6) znajduje się mój dom z dzieciństwa (6) (był nim tylko we śnie, na jawie mieszkałem gdzie indziej). Dom jest stary i zarośnięty chwastami, wygląda na opuszczony. Przed płotem, od strony drogi gruntowej którą idę, na zarośniętym niekoszoną trawą poboczu, rośnie stara, zaniedbana pienna róża, właściwie jeden stary pokrzywiony pęd wysokości człowieka o kilku białych kwiatach. Pamiętam ją z dzieciństwa (tego ze snu). Zatrzymałem się naprzeciw róży i rozważając głośno, opowiadam oddalającej się wciąż na lewo żonie, że ta biała róża rosła tu jeszcze kiedy byłem dzieckiem. Pomyślałem, że skoro tu nikt (!) nie mieszka i wszystko zarosła trawą to kiedy przyjdzie pora przesadzania róż, na jesień, to przyjdę tu i ją wykopię, zabiorę ją z sobą do nowego domu. Ruszyłem dalej droga, na lewo, bo żona przynaglała abym już szedł, naglił nas czas (!) a właściwie nie sam czas a jakiś wielki pojazd (!) który wspinał się tą samą drogą, zbliżając się do nas z lewej strony. Pojazd wyglądał jak wielkie pudło. Ruszyłem zatem za żona w tamtą stronę. Po stronie gdzie stał mój senny dom z dzieciństwa nastąpiła tymczasem zmiana, cała posesja jakby się oddaliła w głąb ekranu śnienia a płot i różę zastąpiło zaorane pole i stara kobieta idąca w moją stronę. Dom z dzieciństwa przesunął się jeszcze głębiej, okazał się jedynie pozornie (!) niezamieszkały, ponieważ stara kobieta była teraz jego właścicielką (bierną). Krzyknąłem w jej stronę, że tu kiedyś mieszkałem i zapytałem czy mógłbym sobie, oczywiście kiedy przyjdzie na to czas, wykopać białą różę, ponieważ kiedyś należała do mojej rodziny. Stara kobieta odpowiedziała, że teraz ona tu mieszka, i to od kilkunastu lat. Co miało oznaczać, że nie ma żadnych zobowiązań wobec dawniejszych mieszkańców tego domu, takich jak ja. Dzieli nas odległość (przestrzeń) jednego właściciela! Powiedziała również, że jej się ta róża również podoba i, że mi nie pozwala na jej wykopanie. Ogólne moje odczucie było takie, że kobieta jest niechętna jakiejkolwiek wymianie doświadczeń. Żona tymczasem odeszła już spory kawałek, ponaglała bym i ja szedł bo z daleka pełzło to wielkie pudło.

Teraz przenoszę się na sam dół i zaczynam rozmowę z Janglidasem od niższego poziomu. Poziom mentalny 4.

Sen rozgrywa się w moim domu, w którym mieszkam współcześnie. Dom ten w moich snach symbolizuje właśnie poziom mentalny 4.

Wynająłem, czy też udostępniłem pewnemu mężczyźnie suterynę w moim domu (podświadomość ). Aby ją udostępnić w pełni, ponieważ mężczyzna ma niemało swoich rupieci (!). (Konfiguracja w przestrzeni jest taka, że moje pudła są na obwodzie zagraconej podłogi a jego w wewnątrz, co ulegnie odwróceniu w trzecim śnie o którym dalej). Wynoszę swoje białe pudła z walcowatymi elementami w środku. Mam zamiar wynieść je na strych (zbiorowy, poziom mentalny ludzi, w snach często przedstawiany jest jako „drewniana”-strych- kopię Nicości 8/2). Wykombinowałem, że wyniosę wszystkie pudła z suteryny w duch etapach. Zrobię pośredni magazyn w połowie schodów na strych i dopiero stamtąd będę kontynuował transportowanie pudeł wyżej. Podnajmujący, kiedy niosę pierwsze pudło mówi, że to mnie będzie kosztowało bardzo dużo energii i powinienem poprosić co najmniej kilkunastu (!) pomocników aby podołać temu zadaniu. Odpowiadam że dam radę i idę z pudłem wprost na samą górę, na strych bez zatrzymywania się po drodze, jak planowałem to wczesniej. Docieram do drzwi strychu. Wiem, że strych jest obszarem którym włada już stara kobieta (Demeter/Dobra Matka 10 i jej hipostazujące niżej, w dodatnią i minusową urojeniowość, aspekty /Persefona). Drzwi są nieco po prawej. Aby do nich sięgnąć muszę wychylić się ze schodów w kierunku drzwi, jakby nad niewielką przepaścią. Teraz dopiero widzę, że pudło zajmując mi ręce blokuje możliwość otworzenia drzwi. Drzwi bowiem oprócz klamki są zamknięte na małą kłódeczkę koloru czerwonego. Kłódeczka nie jest zamykana na klucz ale na łatwe do zdjęcia spinki. Łatwe pod warunkiem, że ma się wolne ręce! Ja jednak nie mam zamiaru odkładać pudła, rozglądam się za inna drogą. Po lewej (-) ,za podobnie wąską „przepaścią” jest taka możliwość. Tu nie dość, że nie ma drzwi to nie ma i ściany trzeba jedynie trochę się rozciągnąć i odepchnąć rupiecie które stoją na krawędzi strychu. graty są ustawione jak zębate blanki dawnych zamków (!) ale wystarczy je odepchnąć aby dostać się na strych. Podejmuję zatem frontalny atak na strych po stronie urojeniowej minusowości i budzę się.

Zanim zapytam się o konkluzję obydwu snów objaśnię jak ja je interpretuję.

Oczywiście pudło-pojazd z pierwszego snu jest tym które niosę w drugim. Zardzewiała siatka z pierwszego snu jest kłódką z drugiego. Kobiety z obydwu snów są animą Janglidasa. Mężczyzna w drugim śnie jest opisuje nasze spotkanie na poziomie mentalnym.

Pole na którym spotykam animę jest położoną siatką czyli poziomem stacjonarnym animy Janglidasa. Stary krzak róży o białych kwiatach jak i stara kobieta to właśnie ona. Dom z dzieciństwa za siatką to oczywiście poziom Domu Dusz 6. Anima to poziom 7 a nawet 7+. Janglidas mówi mi, że próba wyniesienia przedmiotów podświadomości na poziom zbiorowej świadomości czyli 8/1 poprzez siatkę /kłódkę 5 (czerwień) wymaga wielkiej energii i niewykonalny ponieważ trzeba mieć wolne ręce. Ja jak zwykle prezentuję pogląd nieco inny: można się wepchać na poziom brahmaniczny 8, a nawet jeszcze dalej drogą urojeniowo minusową jeżeli tylko się wie jak to zrobić i nie ulega się iluzji jej realności oraz posiadania urojeniowej Nadwiedzy (Da’at)

Janglidas naucza drogi urojeniowo pozytywowej. Ale co może nas zainteresować najbardziej, w tych snach nie ma żadnych symboli z poziomu wyższego niż 7+. Należy zatem domniemywać, że Janglidas prowadzi uczniów do tego poziomu, nota bene, to również poziom egregorów chrześcijańskich, Janglidas kładzie nacisk na jego osiągnięcie, co widać po zafascynowaniu uczniów, wiele mówi się o miłości. To typowe doznanie dla poziomu atmanicznego 7, Naddusza (Paramatman) 7+ to już fascynacja jej własną duchową formą istnienia. Jeden i drugi stan to oczywiście charakterystyczne dla tych poziomów stany „naszej” Świadomości. Miłość i Zachwyt to dwa poziomy Świadomości: stan Miłości Duszy i Zachwytu Naduszy nad samą sobą!!! Dotarcie do tego poziomu świadomością ludzką powoduje podobne odczucie oczywiście na miarę możliwości jej percepcji. Zazwyczaj interpretuje się je jako rozwój duchowy ponieważ wybitnie różnią się od stanu naszego codziennego umysłu. Tymczasem to tylko sposób istnienia Świadomości Duszy Indywidualnej który pozwala na oddzielenie się od poziomów Źródłowych 8-12.

Miłość jak mawiał mędrzec z rodu Siakjów to piękne ale ostatnie ze złudzeń. Dodałbym, że samozachwyt swoją mądrością Nigredo/Albedo 8/1 (sefira Da’at) czy „wszechmoc” Metatrona 8/3 jest jeszcze bardziej upajającym doświadczeniem. Biały kolor kwiatów róży to oczywiście poziom buddyczny – urojeniowa Wyspa Świętych.

Na samym końcu zapytałem czy Janglidas zdaje sobie sprawę z tego, że to nie jest ostateczne rozwiązanie wielkiej karmy?

W skrócie, odpowiedź była taka: mój (czyli mój a nie Janglidasa) punkt widzenia mimo, że środkowy (! Tu właśnie następuje odwrócenie porządku śmieci z suteryny ze snu drugiego!) nie zwróci uwagi większej liczby ludzi, natomiast jego nauka przyciąga pragnących doświadczyć miłości do samych siebie, traktujących ten stan jako rozwój duchowy. Płacz podczas synchronizacji umysłu z poziomem atmanicznym 7 jest typowy dla takich doświadczeń i we śnie i na jawie.

Dla potwierdzenia moich wniosków przytaczam słowa autorki artykułu:

Babadżi podkreślił, że wszelka komunikacja, mimo różnic językowych i kulturowych, jest możliwa i nieustannie odbywa się na poziomie duszy”.

Oczywiste stwierdzenia Babadżiego z którymi spotykamy się na kartach każdej z książek okołoduchowych, podobnie jak „zaskakujący” dar w postaci dywanika (forma symbolicznego odcięcia od otoczenia obdarowanego przez obdarowującego) i zachwyt jaki wzbudzają te doświadczenia u autorki upewnia mnie, że chodzi o gurujogę (owładnięcie, jak każde inne). Gdyby było inaczej autorka ulegałaby takiemu samemu zachwytowi nad wspólnotą na poziomie duszy z każdym napotkanym bytem przygodnym: ludzkim i nieludzkim, również zwierzęcym czy roślinnym a nawet mineralnym. Najwyższym duchowym kunsztem jest bowiem odpowiadanie miłością na niemiłość, w imię wspólnoty duszy.

Zwróćcie uwagę z jakim oporem zewnętrznym, również wewnętrznym, spotyka się śnienie progresywne. Zapewne dlatego, że nie jest źródłem doznań za jakimi podąża większość poszukiwaczy miłych doznań duchowych, choć przecież i takie napotykamy śniąc. Śnienie zbyt głęboko dotyka struktury Świadomości aby mogło być przedmiotem guruhandlu.

Nie da się pochwycić śniącego, na lep „słów miłości”.