W jednym ze snów o Marsjanach, osiadłych na Ziemi, odwiedziła mnie grupa, po ludzku wyglądających istot i zaproponowała, ni mniej ni więcej, kupienie od mnie mojego ciała. We śnie, nie zdziwiłem się zbytnio ale Świadomość podsunęła mi zręczny wybieg. Zgodziłem się, pod warunkiem, że kupią je nie w całości a na części , jak stary samochód. Kontrahenci wycofali się z transakcji, niemal natychmiast i więcej mnie nie niepokoili.

Pytam snu, o co chodzi z tym kupowaniem ciał przez Marsjan, osiedlonych na Ziemi?

Podchodzi do siebie dwóch mężczyzn. Początkowo sądziłem że to będzie zwykły pocałunek na przywitanie ale ten z lewej pożarł temu z prawej język i całe wnętrze !!!

Pytam więc czy oni nas wyżerają od środka, kiedy tylko na to się zgodzimy?

Biorę udział w nabożeństwie ludzi. Jestem od nich dużo starszy chociaż tego po mnie nie widać. Jestem zamaskowany, w ludzkim ciele i niczym się od nich zewnętrznie nie różnię. Nabożeństwo jest denerwujące. Ludzie bez ładu i składu wykrzykują nieharmonijnie słowa jakich bezmyślnie nauczyli się w dzieciństwie. Kiedy harmider sięgnął zenitu ,demonstracyjnie wstaję i wychodzę ,na prawo.
Przechodząc, przed innym, pustym kościołem, na jego schodach zawiązuję sobie buta, to taki mój wyraz lekceważenia dla tego rodzaju, ludzkiego, przybytku. Dostrzegła mnie znajoma kobieta i pyta czy idę na, jakieś bardzo poważne, spotkanie.
Wielcy naukowcy mają omawiać najwybitniejsze książki jakie ludzkość stworzyła w tym roku.
Coś kręcę, że chyba tak ale po tym ludzkim nabożeństwie nie jestem ciekaw ich wybitnych osiągnięć. Znajoma kobieta jest nastawiona do ludzi całkiem inaczej. Podkreśla, że szczególnie ważny będzie referat naukowca z uniwersytetu Viadrina. Choćby z tego jednego powodu warto tam być .
Viadrina to taki uniwersytet na Odrą. Miedzykrajowy. Niby nazywa się europejski ale tak naprawdę to jest Niemiecko –Polski czyli do porozumiewania się pomiędzy Ludźmi i Niemowami (8)

Drugi śniący

Otóż pamiętam, że grałem całą noc na gitarze i śpiewałem. Robiłem to przed dziećmi, które tym graniem zabawiałem. Pamiętam, że na końcu chcieli abym zagrał utwór Led Zeppelin „Stairways to haven” czyli „Schody do nieba”
Nic więcej nie pamiętam.

Jak widać stosunek do ludzi mają bardzo różny.

Pytam czy dużo ciał opanowali?

To tylko kilka osób po prawej i dwie osoby idące po lewej .
Tworzą jakieś dziwne trój związki. Tak jakby istota pośrednicząca żyła z dwoma skrajnymi na raz. Ten z lewej jest powiązany ze śmiercią. Co najciekawsze ludzie którzy użyczają swojego ciała tej transferującej świadomości są świadomi obecności w nich innego bytu. Czerpią z tego jakąś perwersyjną przyjemność. Z tego, że mają wspólną świadomość z Marsjaninem !

Drugi śniący
Zadałem to samo pytanie i efekt marniutki, niestety, bo miałem sen, coś w stylu reportażu. Śniła mi się jakaś rodzina – ojciec, żona, córka, którzy mieszkali w białych blokach/domach u ujściu Tamizy lub na wyspie na Tamizie, albo gdzie się Tamiza rozdziela. Przy okazji wychowywania córki opiekowali się w sposób nieformalny dziewczynką sąsiadów z rodziny niepełnej – chyba żyła tylko kobieta czyli matka dziewczynki. I tyle.

Mamy jak widać relację układu trójkowego z układem dwójkowym. Co się stało z formą męską tego niepełnego układu, dowiemy się za chwilę.

Czy na Ziemi istnieje kolonia Marsjan ?

Z powodu ratowania zdrowia kobieta jaką spotkaliśmy, w Domu Ojca (10), wraz z żoną(animą) musi obciąć sobie palec u reki!!!
Ofiarowałem jej swoją pomoc ale ona mówi, że zrobi to sama. W pokoju Ojca przygotowałem jej siekierę. Teraz idę razem z żoną do pokoju gościnnego i właśnie w długim przedpokoju mijamy tę kobietę, zmierzającą do pokoju Ojca na zabieg obcięcia palca. Mówię trochę żartem, że „skalpel” zostawiłem na łóżku. Jeszcze raz proponuje, że może ona sobie przyłoży siekierę sama a ja stuknę w siekierę młotkiem, wtedy cięcie będzie bardziej precyzyjna ale kobieta nie słucha moich myśli (!). Jest już skupiona na czekającym ja zadaniu.

Głos śnienia: Po spotkaniu w dolinie, nazwali go Appalach.

Idę ulicą (korytarz?) równolegle biegnącą do głównej ulicy mojego miasta. W poprzek ulicy stoi zamknięta brama. Decyduję się przejść na druga stronę. Mimo, że brama jest zamknięta, nie jest trudne jej przekroczenie bo brama, po mojej (lewej) stronie, jest zasypana śniegiem(-) aż po sam wierzch. Po drugiej stronie śniegu nie ma, więc wystarczy zeskoczyć. W trakcie tego mojego przechodzenia podchodzi do mnie, z tyłu, kobieta w średnim wieku .To jakaś znajoma z mojej branży. Pyta dlaczego nie pójdę na główną ulicę tylko się tak męczę? Odpowiadam, że szkoda mi czasu. Skoro tak, mówi kobieta, to może ja dam ci pieniądze a ty mi kupisz krople do oczu, i coś jeszcze, ale tego nie zapamiętałem. Kobieta daje mi garść pomiętych banknotów, jakby nie znała ich wartości. Widzę, że pieniędzy jest zbyt dużo. 50 złotych i trzy banknoty po10. Oddaje jej 50 i 10 mówiąc, że dwadzieścia wystarczy(Dodała mi energi na przekroczenie bramy na poziomie energetycznym 2).

Wróciłem z zakupów samochodem. Jest noc. Zgasiłem światła i pogasiłem wszystko w środku. Obserwuje okno w moim domu (4), od strony klatki schodowej. Na tle oświetlonego okna porusza się kilka osób. Czekam aż wyjdą. Nie mam ochoty się z nimi spotykać.
Wszyscy wychodzą przed dom. To siostra(Człowiek) i nasza dalsza kuzynka(Marsjanka) z gromadką dzieci.
Udaję, że mnie nie ma w samochodzie ale widzę że długo nie pozostanę w tej konspiracji bo cała grupa idzie nieśpiesznie a dzieci już biegają dokoła samochodu. Decyduję się ujawnić bo pewnie i tak już mnie zauważyli. Rozciągam sweter na brzuchu i pakuje w niego zakupy. Wysiadam z tym ładunkiem na brzuchu , jak gdybym był w ciąży, z samochodu.
Nikt na mnie nie zwraca uwagi. Podbiega tylko dziecko i mówi do mnie :
wujku mam jełopa !

Odpowiadam, że chyba przesadza i idę w stronę domu. Po drodze mijam siostrę, która podniosła z ziemi kartkę na której coś jest zapisane. Próbuje odczytać. Sylabizuje ; krople do oczu.
Mówię tak, to chodzi o krople do oczy. Teraz przypomniałem sobie o kroplach o jakie prosiła mnie znajoma. Zastanawiam się czy rzeczywiście je kupić czy oddać jej pieniądze. Gdzie ja teraz ją znajdę ???

Widać z tego że osiedlili się w dolinie Appalachów. Są chorzy, to głównie kobiety(?) i dzieci , chorują na jakąś chorobę . Zastanawiające jest to, że krwawa (!) amputacja odbywa się na poziomie 10, w jego urojeniowo minusowej wersji. Być może chodzi odcięcie ręki która zgrzeszyła i palca który wystarczy dać aby stracić całą rękę. Nie bez powodu pojawiają się krople do oczu i jełop 🙂 Dzieci nie chorują chociaż dużo się chyba mówi o chorobie bo dzieci często powtarzają takie rzeczy zasłyszane od dorosłych. Wychodzą na spacery nocą . Być może ma to związek ze wzrokiem który nie toleruje naszego natężenia światła.

Szukając związku Marsjan z Appalachami ze snu, trafiłem na zaskakujące informacje. Genialne schronienie w strzeżonym osiedlu pod pretekstem badań nad bombą. A może wcale nie pod pretekstem. Schronienie dla chorych Marsjan w zamian za zdradzenie technologii ?!

DZIEWCZYNY ATOMOWE – Denise Kiernan

„Pośród wszystkich tych normalnych i anormalnych aspektów życia w mieście Oak Ridge przewija Denise Kiernan opowieść na temat tworzenia najbardziej nieprawdopodobnej broni w historii ludzkości. Autorka nie sili się na pseudo-moralistykę. Odtwarza jedynie niesamowity krajobraz niesamowitego miejsca i zwyczajnie-niezwyczajnych bohaterek, czytelnikowi pozostawiając ocenę użycia broni nuklearnej.
Polski czytelnik, zaznajomiony przecież doskonale z historią XX wieku dzięki tysiącom wydawnictw głównie polskich, angielskich i amerykańskich autorów, o najstraszliwszym konflikcie w dziejach nowożytnego świata wie już niemal wszystko. Jakimże zatem zaskoczeniem okaże się historia miasta Oak Ridge i jego mieszkańców. Historia tak nieprawdopodobna, że sprawiająca wrażenia fantazmatu nadającego się, wydawałoby się, bardziej na scenariusz serialu w klimacie sci-fi, niż książkę non-fiction.O tym niezwykłym mieście jest to przede wszystkim opowieść. O tym, jak powstało na dawnym terenie zajmowanym przez Czirokezów, u podnóża Appalachów, wzgórz Tennessee i słynącej ze słodkowodnych pereł rzeki Clinch – terenie zapomnianym przez ludzi i Boga.
O tym, jak powstawało w tajemnicy nie tylko przed światem zewnętrznym, ale i tymi, którzy zostali doń sprowadzeni i którzy de facto stworzyli od postaw oraz pracowali na jego jedyną w swoim rodzaju potęgę.
Odgrodzone murami i drutami, pilnowane przez strażnice i uzbrojonych żołnierzy, składające się z setek, a potem tysięcy domków, kempingów i baraków zbudowanych z półfabrykatów miasto “pochłonęło” ponad siedemdziesiąt tysięcy ludzi, którzy od 1942 roku tworzyli tu najbardziej niesamowitą w historii świata społeczność i których połączył jeden cel, z którego jednak nie zdawał sobie sprawy niemal nikt – wyprodukowanie materiałów, które umożliwią budowę bomby atomowej – ta miała zmienić bieg historii i oblicze świata.
Oak Ridge oglądamy oczami kobiet – to one stały się bohaterkami (mimo wszystko drugoplanowymi, bo ze sceny prawie nigdy nie schodzi tu miasto) książki Denise Kiernan. To wraz z nimi przemierzamy na boso, trzymając w dłoniach buty, zabłocone uliczki tajemnego miasta. To z tymi sekretarkami, pielęgniarkami, nauczycielkami, sprzątaczkami i chemiczkami poznajemy specyfikę życia w miejscu, którego nie było na żadnej mapie świata, a które żyło własnym niezwykłym życiem.

“To co widzisz, co robisz, co słyszysz – wyjeżdżając zostaw tutaj”
.
Skojarzenia z przygodami agentów „Archiwum X”, w którym tajemnica goni tajemnicę, a absurd goni absurd, będą tu jak najbardziej na miejscu. – W Oak Ridge znajdował się największy na świecie budynek, którego przeznaczenia nie znał prawie żaden z mieszkańców. W Oak Ridge nikt nigdy (!) nie mówił o tym, jak zarabia na życie – mąż zatajał przed żoną prawdę, żona nigdy nie opowiadała mężowi co robi w pracy, a kto łamał tę zasadę, znikał pośród ciemności i nikt nigdy więcej go nie widział.
W Oak Ridge wydawano gazetę (Oak Ridge Journal), w której 17 października 1943 roku mieszkańcy czytali:
(…) W związku z pewnymi okolicznościami, na które nie mamy żadnego wpływu, nie możemy na razie drukować w naszej gazecie żadnych nazwisk. To wyjaśnia, dlaczego nie publikujemy wiadomości, ani nawet wyników rozgrywek w kręgle […] Jesteśmy wyjątkowi – to jedyna gazeta w kraju, która nie publikuje żadnych wiadomości. (…)
Nikt nigdy nie pytał tutaj: „Po co to robię?”, „Co z tym co zrobiłem – zrobią inni?”.
W tym miejscu rodem z powieści George’a Orwella, gdzie ludzie byli bezustannie inwigilowani przez rozrzuconych po rezerwacie tajniaków, a takie słowa, jak „atom”, „pluton”, „bomba” zostały odgórnie zakazane, zaledwie garstka spośród tysięcy miała pojęcie o tym, co produkowane jest w wielkich, strzeżonych zakładach fabrykopolis.To jednak tylko jedna strona medalu. Autorka przedstawia w „Dziewczynach atomowych” także inne Oak Ridge – z niewyobrażalnie rozwiniętą komunikacją miejską (przy którym Nowy Jork, jak pisała Kiernan, to „pipidówek”), z problemem segregacji rasowej (czarnoskóre małżeństwa nie mogły mieszkać razem!), imprezami tanecznymi, meczami softballowymi, kinami samochodowymi, gigantycznymi kolejkami w sklepach, niechęcią okolicznych miasteczek do zasnutego zmową milczenia miasta, romansami bohaterek oraz ich codziennymi problemami – począwszy od tych związanych ze skompletowaniem kosmetyków i odzieży, a skończywszy na uczuciach, jakimi darzyły miasto, ludzi i mężczyzn.

A pośród wszystkich tych normalnych i anormalnych aspektów życia w mieście Oak Ridge przewija Denise Kiernan z mistrzowską precyzją opowieść na temat tworzenia najbardziej nieprawdopodobnej broni w historii ludzkości. Autorka nie sili się na pseudo-moralistykę. Odtwarza jedynie niesamowity krajobraz niesamowitego miejsca i zwyczajnie-niezwyczajnych bohaterek, czytelnikowi pozostawiając ocenę wykorzystania broni nuklearnej.
Treścią „Dziewczyn atomowych” nie jest refleksja na temat skutków użycia bomby w Hiroszimie i Nagasaki. Jest nią pasjonująca opowieść o miejscu i ludziach, którzy tę broń stworzyli.
Dobre pisarstwo, czy to w duchu kronikarskim, czy też bardziej fabularnym, unika zbędnego patosu i to udaje się Kiernan niemal w pełni. Pisarka nie odgradza nas od możliwych interpretacji kwestii związanych z energią atomową, nie stara się przechylić szali na którąkolwiek ze stron i sama w najlepszym z możliwych momentów dokonuje pewnego rodzaju zawieszenia, które każdy z czytelników dopowie sobie sam. Nie idzie też na szczęście drogą nachalnego feminizmu i nie tworzy wizji bohaterek, bez których powstanie zarówno samego miasta, jak i „Gadżetu” byłoby niemożliwe.
To odpowiednie stawianie akcentów, prosta, acz wciągająca narracja, umiejętne przeplatanie wątków i powściągliwy, aczkolwiek szczery emocjonalizm płynący mimochodem od Kiernan budują opowieść, którą, piszemy to bez krzty przesady, pochłania się jednych tchem.
I cóż z tego, że nie są to może najważniejsze wyznaczniki dokumentu historycznego. „Dziewczyny atomowe”, nawet jeśli zabrzmi to jak często powtarzany banał, to pozycja obowiązkowa dla każdego pasjonata historii XX wieku. Bez cienia wątpliwości.” (Remek Piotrowski)

Drugi śniący

Sny miałem dwa ale zadałem też dwa pytania.

Sen był o tym jak ja lub bohater snu szedłem do swojej kochanki, ale po drodze zaczepił mnie gość i objął ramieniem za szyję (taki niby przyjacielski gest) i pyta mnie jak mi się tu żyje? A ja na to, że znośnie, a nawet ok. Jakby nie czekając na moje ewentualne pytanie gość mi mówi: ja w zasadzie (też ? – tego nie jestem pewien) jestem stąd ale nie stąd, bo w zasadzie jestem z Hamburga i jest tu Ok. Co ciekawe nie zwolnił swojego ramienia i trzymał mnie dalej, już milcząc. Próbowałem się mu wyrwać ale nie popuszczał skubany i jakby zastygł na zawsze. Do końca snu próbowałem się wyrwać z tego uścisku, nawet próbując coś podkładać i robić dźwignie.

Przebudziłem się i jakoś byłem przekonany, po tym śnie, że ta odpowiedź oznacza, że żyją na Ziemi przesiedleńcy. Zadałem więc nowe pytanie:
Czy ja jestem przesiedleńcem z Marsa bądź innej planety?

Wracałem z pracy, dużo szybciej, do domu, a w zasadzie nie do domu jako takiego ale na spotkanie z kochanką. Byłem bardzo podekscytowany, tym spotkaniem, jakbym jej dawno nie widział. Spotkaliśmy się w jakimś mieszkaniu, na pół piętrze, w domu gdzie na piętrze było moje mieszkanie a w nim żona. Drzwi były wręcz na przeciw siebie ale na różnych poziomach.

Uważałem, że to niezbyt dobre miejsce bo łatwo o wpadkę ale w razie czegoś, miałem przygotowaną jakąś historyjkę.
Moja kochanka to w sumie nasza znajoma . Po zamknięciu drzwi zamknęliśmy jeszcze drugie dodatkowe, aby było bezpieczniej. Bałem się, że żona może wpaść nieoczekiwanie.
Zaczynamy rozmowę. Widzę, że ona cieszy się ze spotkania – ja też.
Mówi, że ponieważ do niej nie dotarłem (poprzedni sen?) przyszła dziś do mnie, że nie chciała zwlekać, że jest jej ciężko, że tęskni, że chce się spotykać ale to jest złe. Mówi mi, że musimy coś zrobić/ zmienić.
Ja jej na to, że nic nie możemy zmienić bo mamy swoje rodziny i je kochamy a to jest nasza wspólna fascynacja sobą. Ona mówi, że tak, to tylko sex. A ja na to, że wcale nie, że lubię jej towarzystwo i rozmowy z nią, że jest dla mnie jak przyjaciółka i bliska mi osoba ale mam żonę i ją kocham i nie widzę powodów aby coś zmieniać. Ogólnie zaczynamy zabawę, aż tu nagle słyszę jak na korytarzu słychać kroki i nagle słyszę głos mojego ojca i przeląkłem się tym tak, że aż się obudziłem !
Co Ty na to?

Mnie się wydaje, że sen był o tym, że One próbują się z nami zaprzyjaźnić ale jakoś tak kanciasto im to wychodzi ponieważ nie chcemy zrezygnować z ludzkich relacji. Sen pokazał, że nie jesteś Marsjaninem !!! Chociaż widać , że jesteś skłonny z nimi romansować 🙂
Zadałem to pytanie bo wczoraj trafiłem na Chomiku na książkę jakiegoś amerykańskiego psychonauty .Myślałem, że on żartuje ale wygląda na to że nie.

W nocy spróbujemy się z nimi zaprzyjaźnić.
Poprosiłem o spotkanie z marsjańskimi przesiedleńcami.

To trudny do ogarnięcia stan. Śpię i nie śpię jednocześnie. Balansuję na tej krawędzi bo staram się uchwycić sen i dać mu jakiś wyraz. To tak jakbym trzymał w rekach śliską rybę.
Jestem mężczyzną.
Jestem w stanie zdrowotnego oczyszczania albo odbywam jakąś karę. Moje cztery ciała(!) są tak chude, że zaczęły w końcu się odróżniać od innych dwóch, obcych ciał, które do tej pory były złączone z szeregiem moich, nie do odróżnienia. Obce są wielokątne i mają ciemne kolory , są różne, moje są jednakowe i płasko owalne ale widać to dopiero teraz, kiedy moje ciała zeszczuplały.
Chyba chodzi o to aby doprowadzić mnie celowo do stanu schudnięcia, czterech moich ciał, po to aby oddzielić od moich tamte. Obce ciała nie chudną !!!

Wszyscy mi bardzo współczuję ale nie podają mi pożywienia. Wszyscy wiemy, że to na nic, bo ja i tak nie byłbym w stanie niczego zjeść.
Zjem dopiero jak nastąpi pełne oczyszczenie.

Nad ranem zaczynają dziać się jeszcze ciekawsze rzeczy.
To dziwny sen. Na znane mi z życia, na jawie, warunki, nakłada się na niego, najwyraźniej kontakt z obcymi !!!
W moim sadzie na wsi ( Ziemia ale i Szehina czyli pole Świętych Jabłoni z poziomu >7+).
Dwa kilometry, idąc zboczem, w dół, od wiejskiego domu (Ziemia). Stoję obok granicznej miedzy. Od pola sąsiada oddzielają mnie stare totemiczne(!), graniczne słupy. To granica mojej ziemskiej domeny.
Poprawiam jeden z nich, przegnił i się wywrócił. Kiedy słup wcisnąłem ponownie, w miękką darń, spoglądam na sąsiednie pole. Mam je przed sobą .
Na polu stoją snopy zboża. Nie to jednak przykuwa moja uwagę. Za każdym za snopów stoi wbity w ziemię znak. Jakiś rodzaj totemicznego symbolu.
Każdy jest inny i stoją za każdym ze snopów (z prawej strony), jakby oznaczały własność jakiegoś plemienia albo klanu. Jest tego całe pole.
Natychmiast ,we śnie, przypomniałem sobie, że już śniłem to samo pole ale wtedy znak był tylko jeden.
Z lewej strony nadchodzi grupa robotników, są już po pracy. Pewnie na polu. Pytam ich; kto za te znaki zapłacił. Robotnicy śmiejąc się odpowiadają, że nikt inny jak bank.
Wymieniają nazwę i ja we śnie wiem o jaki bank chodzi ale teraz nie mogę sobie przypomnieć szczegółów.
Odpowiadam robotnikom ,że ten bank przejął już obsługę całej okolicy, otworzył mnóstwo filii. Ma więc odpowiedni kapitał na takie akcje.
Pomiędzy grupą robotników, idącą na prawo, a mną , idzie nieco oddzielny od nich wszystkich, mężczyzna.
Podchodzi do mnie. To tłumacz (we śnie odbieram go jak tłumacza z języka rosyjskiego (5)).To również obcy ale świetnie mówiący w moim języku . Czuję jego przyjaźń , emanującą w moją stronę, zanim jeszcze podszedł bliżej .
Pyta mnie, co ja tu robię ?
Odpowiadam, że poprawiam słupy graniczne, bo przewróciły się ze starości.
On; dlaczego nie wezmę sobie do pomocy obcych ?
Odpowiadam, że obcy posprzątają wszystko do czysta a je chcę zachować zabytkowy charakter mojego siedliska. Tak aby było jak w skansenie.
On pyta; czy się nie boję, tak otwarcie nawiązać kontakty, na tym odludziu, z obcym?
Mówię, że ja tylko wyglądam na spokojnego ale potrafię być agresywny. Ponadto, czuję się tu pewnie bo za mną stoją potężne osoby. Mam jednym słowem dobre plecy, mówiąc to mam na myśli Ojca i Jego znajomych.
Przez cały czas, kiedy rozmawiałem z obcym tłumaczem, on znajdował się blisko granicy mojej posesji ale w jakiegoś rodzaju przepuście, śluzie.

Drugi śniący

Oczywiście dałem intencję podróży z Tobą, do przesiedleńców.
Pierwszy pamiętam najgorzej. Byliśmy w jakimś sklepie we trzech, ale to był jakby sklep, nie sklep, sam nie wiem ale było na pewno po godzinach jego pracy. Szukaliśmy czegoś co okazało się sejfem. Gdy go znaleźliśmy, nastąpiło załamanie bo okazało się, że jest zablokowany szyfrem. Powiedziałem jednak, że wiem jak go otworzyć.
Jeden z nas gdzieś się ulotnił bo chyba nie chciał marnować czasu, na otwieranie, a drugi poszedł na czaty. Później zrobiłem przerwę i poszedłem do tego co był na straży ale on już zdążył się ulotnić, bo miał jakieś problemy – rozstał się z kobietą. Zostałem sam a w drodze do sejfu zatrzymał mnie jakiś ochroniarz i kazał mi się wylegitymować, czy pracuje w tym sklepie.
Zacząłem szukać w portfelu jakiegoś zaświadczenia ale nie potrafiłem znaleźć. Więcej z tego snu nie pamiętam.(Twoja świadomość została zablokowana; J.B.)
Sen drugi, super oczywisty ale… Poszedłem do szpitala, gdzie miałem odwiedzić mojego kolegę (chyba Ciebie) ale Ty, okazało się chyba, nie jesteś pacjentem ale też odwiedzasz szpital. To był szpital dla samych dzieci. Dzieci wyglądały dziwnie, trochę zdeformowane i nie cudnej urody ale wciąż to były dzieci.
Jedna z dziewczynek nie była nawet brzydka ale była bardzo smutna – płakała nad swym losem. Wygłosiłem do niej płomienną i motywującą mowę na temat jej życia, że nie jest brzydka i wielu facetów się za nią obejrzy itd. (wszystkiego nie pamiętam) w pewnym momencie, poczułem jakby smród, wydobywał się z jej ust. Okazało się, że to dlatego, że pali (papierosy?). Wszystkie dzieci w ogóle tam paliły. To powodowało, że śmierdziały i wyglądały jeszcze gorzej. Tak czy siak chcieliśmy im pomóc.

(Teraz drugi śniący pokaże, że pomimo, że nie pozwolono mu otworzyć, w sposób świadomy, sejfu z informacją, w pierwszym śnie, to dyspozycja otworzenia została przekazana jego wyższym warstwom Świadomości i wykonana w zaskakujący sposób, o czym opowie nam jego trzeci sen; J.B.)

Trzeci sen: Jadę z moim ojcem (10, oczywiście wersja Ojca urojeniowa, przejawieniowa; J.B.) samochodem. On prowadzi, choć nie ma prawa jazdy i w ogóle słabo prowadzi. Jedziemy cinquecento (500 , czyli subtelny poziom kauzalny przestrzeni zawartej pomiędzy granicami 5/6 i 8/9, mówi o tym liczba z dwoma zerami; J.B.) a prowadzi bo mamy nie było, zawsze mama prowadzi, jestem wkurzony, że dałem się w to wkręcić bo mogłem przecież sam poprowadzić. (Ojciec 10 jest zazwyczaj pijany albo niezrównoważony dlatego to prowadzenie jest takie „niezdarne” ; J.B.)
Ojciec dojeżdża do jakiejś ściany ale z powodu złego wzroku źle wymierza i zatrzymujemy się na ścianie, a w zasadzie na drzwiach do garażu do którego wjeżdżamy i zatrzymujemy się w końcu na innym samochodzie. Przybiegli właściciele i pełno ludzi od nich. Proponuję od razu załatwić to przez ubezpieczenie i przyznaję się, że to ja prowadziłem aby ochronić ojca i móc skorzystać z ubezpieczenia, jestem wściekły, że wkręcił mnie w takie kłopoty.
( Ciekawa opowieść o przekroczeniu Granicy 8/9 przez Logosa i spowodowanie kompresji świadomości na poziomie brahmanicznym 8, kompresja mimo dramatycznego przebiegu jest pod pewnymi warunkami bezpieczna dla pojedynczych-przejawiających się bytów. Tak naprawdę to opowieść o stworzeniu indywidualnych świadomości w obrębie Przejawienia 8-12; J.B.)
Ludzie prowadzą nas do swojego domu, jest ich tam pełno. Biorą nasze dokumenty i telefony (?) i idą gdzieś dzwonić. Ojciec siedzi na przeciwko mnie i szlocha z poczucia winy, aż mi go żal.

Nagle przychodzi do mnie jeden z kolesi (oni w ogóle wyglądali jak jacyś cyganie(8/1; J.B.) i tak bardzo źle im z oczu patrzyło) i mówi mi na osobności, że jest źle i ubezpieczalnia odmawia zapłacenia za szkody. Ja się burze i mówię jak to, przecież tak od razu nigdy nie odpowiedzą, co on pierdoli, kombinuje coś, skubany. ( Próba zepchniecie przez Czarnego 8/1 indywidualnej świadomości na poziom urojeniowo minusowy; J.B.)
W tym momencie, doszło do mnie, że to są jacyś bardzo źli ludzie i nie wypuszczą nas stąd tak łatwo. Są skrajnie niebezpieczni i źli. Zaczynam czuć narastający niepokój, do tego stopnia iż się budzę.
Uczucie niepokoju jeszcze pozostaje, przez dłuższy czas, na jawie. Czuję się bardzo zaniepokojony i nie mogę spać – przypominają mi się moje problemy z jawy, przez co czuje się jeszcze gorzej ale po jakimś czasie jeszcze zasnąłem i po przespaniu się jest już w miarę ok, choć nie było miło – na serio!
Tyle mojej relacji

Ja z kolei zapamiętałem, że wpuszczono mnie do jakiejś śluzy, rodzaj dzwonu do nurkowania, w którego środku stało wiele osób. Kiedy wszedłem do środka, wszystko w mojej pamięci zablokowało się. Postaram dzisiaj odtworzyć zapis z twardego dysku, czyli z Szirin 🙂
To bardzo ciekawe. Wygląda na to, że starają się manipulować Przejawieniem na bardzo wysokim poziomie Świadomości. Na poziomie brahmanicznym 8, konkretnie urojeniowo minusowym 8/1 i zapewne niższych, w ogólności. Próbują wyzwalać strach w innych, to zapewne ich strategia przy próbie niepożądanego, bliższego kontaktu.

Proszę Szirin aby odtworzyła to co widziała po wejściu do dzwonu.

To rodzaj izolatorium. Trzyma się tu chorych. Mają chorobę która na zewnątrz objawia się zmianami skórnymi.
Chodzę po długim koszarowym korytarzu. Wszystko jest miejscowe a przejawia się to w ten sposób jak w Unii Europejskiej. Na wszystkim jest przedrostek euro. Euro miód , euro ser. Wszystko jest z jednego obszaru aż do znudzenia.
Likwidują ich fizyczność(dobrowolnie) i przetrzymują w formie astralnej !
Pytam czy się wcielają w ludzi?
Obraz pokazuje że ten proces odbywa się z lewej na prawo, z ojca na syna!

No i mamy zawartość sejfu, do którego, kilka snów wcześniej, próbował dostać się, bez powodzenia, drugi śniący. Być może ich obrona lękiem wynika z konieczności izolacji chorej części populacji Marsjan, również przed nami.