„W okresie patrystycznym tradycja chrześcijańska nadała Szatanowi imię Lucyfer. Pochodzi ono z „Satyry na śmierć tyrana” z księgi Izajasza. Znajduje się tam fragment: „Jakże to spadłeś z niebios, Jaśniejący, Synu Jutrzenki? Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody?Ty, który mówiłeś w swym sercu: Wstąpię na niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawię mój tron. Zasiądę na Górze Obrad, na krańcach północy. Wstąpię na szczyt obłoków, podobny będę do Najwyższego. Jak to? Strąconyś do Szeolu na samo dno Otchłani!” (Iz 14, 12-15).

Kontekst nie pozostawia wątpliwości, że ów Jaśniejący Syn Jutrzenki (hebr.Helel Ben Szachar) to w tym miejscu ironiczne określenie władcy babilońskiego, którego pycha zaowocowała złudnym przeświadczeniem, że może być większy od Boga.[…]Septuaginta tłumaczy wyrażenie helel ben szachar z hebrajskiego tekstu Księgi Izajasza jako „gwiazda poranna” (gr. ho phos-phoros), natomiast św.Hieronim w Wulgacie oddał hebrajskie słowo helel i greckie ho phosphoros przez łacińskie lucifer („niosący światło”, od łac. lux-światło, ferre- nieść).

Fragment Księgi Izajasza (14, 12) w wersji łacińskiej brzmi więc – Quomodo cecidisti de caeolo lucifer, quid mane oriebaris?

Orygenes, dokonując egzegezy tego fragmentu (Homoiliae in Ezechielem 13, 2) uznał satyrę na upadłego tyrana z Księgi Izajasza (14, 3-17) za alegoryczną wypowiedź o buncie najpotężniejszych z aniołów, wiążąc ją za słowami Jezusa o upadku Szatana z Ewangelii wg św.Łukasza (10, 18) („Widziałem Szatana, spadającego z nieba jak błyskawica”).

Podobną wykładnię Księgi Izajasza (14, 12) podali inni ojcowie kościoła: św.Hieronim, Euzebiusz z Cezarei, św.Augustyn, Grzegorz I Wielki, Tertulian.[…]

Później uznano, że słowo”lucyfer” należy traktować jako imię określające stan pierwotny (!!!JB) Szatana.[…]

Termin lucifer w łacińskich tekstach starożytnych i średniowiecznych określa przymiot Chrystusa – jako niosącego światło prawdy.”

Źródło: Roman Zając „Przewodnik po niebie, piekle i ich mieszkańcach” Wydawnictwo m Kraków.

Tytułem dodatkowego objaśnienia dodam że określenie Szatanem zła osobowego jest pomysłem łatwym do uchwycenia w czasie, w Pięcioksięgu początkowo Szatan rozumiany jest jako jeden z najwyższych Serafinów którego rolą jest oskarżanie bytów indywidualnie istniejących przed Bogiem. Złą konotację jaką dzisiaj uważamy za właściwą zaczęto tworzyć dopiero około pięćdziesiątego roku przed naszą erą.

Ta wiedza jest nam niezbędna aby zrozumieć o kim opowiadają sny kiedy pytamy o Lucyfera. Opowiadają o najwyższym bycie duchowym który wyłonił się za Źródła aby dać początek Przejawieniu. Bóg aby stworzyć Istnienie musiał postawić je w opozycji do swojego Nieistnienia. Dlatego od wieków ową opozycję błędnie określa się buntem aniołów Tymczasem to element procesu kreacji Przejawienia pozbawiony jakichkolwiek notacji etycznych nie wspominając o moralnych.

Z Lucyferem spotkałem się po raz pierwszy już w pierwszych miesiącach podróżowania we śnie. Spotkanie opisałem w pierwszej księdze „Krajobrazów mojej duszy. Księdze o podróży nocnej”. Wtedy byłem przerażony. Wiedział jak działa jego łacińskie imię na ludzi dlatego przedstawił się na samym końcu snu, po długim namyśle, na dodatek anagramując swoje imię:

– Ferluca, facet z Salzburga.

Kiedy użyłem do zdekodowania owego imienia łaciny wyszło mi – Światło niosący zleceniodawca z Solnego miasta.

Dopiero po dwóch latach zorientowałem się o co chodziło z tym Solnym miastem. Ezechiel jego mury określił jako mury z kamieni gradowych, dla mnie mury te przypominały kamienie kryształowe, solne. Ujrzałem je dopiero wewnątrz Szczeliny 8-12.

Kiedy spotkałem go po raz pierwszy po całonocnej rozmowie Ferluca zadecydował że się już nadaję!

Nie było mi do śmiechu. Na szczęście wkrótce trafiłem na dziwaczne dzieło Jonathana Blacka „Tajemna historia świata” z którego dowiedziałem się że każda mistyczna podróż w pewnym momencie zostaje poddana ocenie Lucyfera.

Potem ustaliłem że to byt z prawie dziesiątego poziomu. Sześcioskrzydły Serafin jakby nazwali go użytkownicy Pięcioksięgu. Wiele wyjaśniły mi dalsze studia nad postacią Lucyfera. Przytoczony powyżej cytat jest już tylko dodatkowym potwierdzeniem na jakie trafiłem dużo później.

Okazało się że Lucyfera powołał (!!!) do życia św. Hieronim wraz z Orygenesem który wszystko co znalazł w Biblii traktował jako metaforę struktur duchowych. Nic nie pomogła interwencja Bacona u ówczesnego Papieża. Swojej chęci wyprostowania Orygenesowej obsesji niemal nie przypłacił życiem. Kościół aby wywinąć się z tego zamieszania nazwał Lucyferem Szatana którego tak naprawdę jako osobowy byt egregorialny stworzył Kościół chrześcijański (!!!) niemal samodzielnie, zainspirowany jedynie nieco wcześniejszą sugestią pobabilońskich żydowskich nauczycieli Tory i późniejszą polemiką z Manichejczykami.

Gnostycy traktują Jezusa (Niektórzy chrześcijanie twierdzą że Jezus jest tożsamy biblijnemu Logosowi w związku z czym jest przedwieczny. Z moich ustaleń wynika zatem że musiałby być właśnie owym pierwszym opozycjonistą wobec Boga, Szatanem. Zabawny wniosek!) i Lucyfera jak braci. Według nich pierwszy jest twórcą religii opartych na uczestnictwie i miłości bliźniego (często niestety wybiórczej bądź jedynie deklaratywnej), drugi religii kontemplatywnych, na przykład hinduizmu, buddyzmu.

Rudolf Steiner twórca antropozofii Lucyferowi/Lucyferom oddał w złe władanie ludzkie emocje i niższy umysł. Skoro umysły to w mojej klasyfikacji poziomów duchowych Lucyfer a przynajmniej jego reprezentacja niższa (jungowska pozorna autonomia od archetypu) byłby bliski bogów solarnych, w przypadku Ziemi szefowi z czwartego/mentalnego piętra moich snów. Wtedy staje się całkiem zrozumiałym dlaczego światło-umysł – bóg solarny i jego pomocnik odbijający/oślepiający owym światłem ma tu jakiś głębszy sens.

O istotach klasy lucyferycznej, arymanicznej czy assurycznej pisze ciekawie Jerzy Prokopiuk w artykule „Steinerowska demonozofia”.

Z mojego punktu widzenia nie ma jednak żadnego wielkiego zła osobowego zbuntowanego przeciw Bogu dlatego enuncjacje Steinera uważam za pomylenie pojęć inspirowane judeochrześcijańskim oglądem świata duchowego. Widzę w takim sposobie opisu rzeczywistości duchowej jedynie antropocentryczny, podszyty projekcjami swoich leków paradygmat duchowości odpowiedzialny za stan świadomości starej ludzkości. Steiner był mimo tego przekonany że tworzy właśnie ludzkość nową. Dla mnie to tylko neutralne etycznie procesy duchowe, być może również fizykalne, bez których nie zaistniałoby Przejawienie.

Oczywiście byty które, z naszego punktu widzenia, wyrządzają nam zło istnieją ale są to byty/peryferyjne struktury Świadomości które swoim istnieniem nie przekraczają „w górę” Granicy 5/6.

Z moich podróży wynika ponadto pewien wniosek ogólny mianowicie taki, że to Black był najbliższy prawdy o Lucyferze. Rzeczywiście spełnia On rolę pomocniczą wobec boga solarnego i jest czymś w rodzaju portalu/śluzy świadomie transferującego bądź blokującego indywidualną świadomość podróżnika poza obręb duchowy układu planetarnego lokalnej gwiazdy będącej wedle moich doświadczeń nie tylko źródłem energii fizycznej i grawitacji ale również świadomym Bytem obdarzającym elementy Świadomości zstępujące ze Źródła, przyodziewkiem typowym dla kręgu przyczynowości, obdarzającym indywidualną karmą a dokładniej umożliwiającym błądzenie Świadomości w sferze kauzalnej, mentalnej i emocjonalno-wyobrażeniowej powodującej samouwięzienie (zakotwiczenie) Świadomości w ciężkich warstwach przejawienia. Trochę to zawiłe a może dla niektórych z Państwa nawet nieco „odjechane” ale ogólnie rzecz ujmując Słońce jest małym bogiem ras myślących zamieszkujących jego układ planetarny. Zaprezentuję Państwu kilka snów śnionych przez, licząc w to mnie, czterech podróżujących we śnie.

Czy Lucyfer jest tożsamy z bogiem solarnym naszego układu planetarnego (z 4p.)

(Zdaję sobie sprawę że wielu z państwa zżyma się czytając o tych wszystkich bogach solarnych, pośrednich Archontach czy im podobnych hipostazach ale na swoją i zdrowego rozsądku obronę powiem, że tego nie wymyślam, skoro się śni to znaczy że tak jest, przynajmniej w przestrzeni z której przychodzą do nas wszystkie idee, zakładając oczywiście że nie jest tak jak nauczał Siakiamuni, Hume czy Lock mówiąc że idee powstają w naszych ziemskich mózgownicach. Dlatego właśnie warta jest ta wiedza bliższego poznania.)

Sen trudny do zapamiętanie. Przezroczyste przestrzenie (!!!). Trójdzielne. Wywnioskowałem i takie wrażenie we śnie odniosłem że Lucyfer jest jedynie częścią (trójdzielnej?) struktury boga solarnego.

Ponadto sen wyraźnie dawał mi odczuć że badany jest mi przyjazny!!!

Wojtek

Czy bóstwem solarnym (tym z czwartego piętra) w naszym układzie planetarnym jest Lucyfer ?: ):):)

(O ile znam Wojtka, w tym momencie turlał się ze śmiechu. JB)

Dziwny sen miałem. Miałem wejść pod górkę i miałem do wyboru jak gdyby drogę ale dość stromą i męczącą, a do tego obsypujące się zbocze (ktoś mnie do tej drogi zachęcał ale nie widziałem sensu) i drogę obok, a w zasadzie nie drogę tylko dziwny wyciąg, a w zasadzie linka tylko i trzeba było jej się chwycić i wjechać. Niestety na górze linka wchodziła poniżej podestu na który mogłem wejść i nie potrafiłem się wspiąć na ten podest. Próbowałem nogi zarzucić ale się nie udało. Drugi sen, niestety zgubiłem właściwy wątek chyba bo pamiętam tylko scenerię jak gdyby, ale coś tam było ważnego chyba czego nie pamiętam niestety. Było to spotkanie ze Stevem Jobsem tym od Apple, trudno było mi się dostać na spotkanie ale się udało i spotkałem tam kilku znajomych. Bawiliśmy się jakimiś gadżetami i o nich rozmawialiśmy.

W tym miejscu przytoczę sen Jacka który śnił o swoich sprawach ale okazało się że na temat nas interesujący.

Jacek

Jako, że dzisiaj kończę chrystusowe 33 lata miałem bardzo dziwny sen, a w sumie 3 sny pod rząd.

Pytanie nasunęło mi się samo po przeczytaniu „Sztuki śnienia”:

Chcę zobaczyć swoje ciało energetyczne oraz chcę zobaczyć jak zasypiam

(wiem, że z twojego punktu widzenia to pytania infantylne. Co prawda ty przechodziłeś pewne etapy, ja tak za bardzo nie, chyba z wrodzonego lenistwa – mniejsza o to)

miałem ciągłość tych 3 snów

1. Jestem w jakiejś szkole i mam zacząć zajęcia. ludzi jest sporo a zajęcia są ze śnienia!! (lekcja polskiego) wykłada jakaś młoda kobieta. Ja jestem zadowolony że już jestem śniącym i jej o tym mówię!

Jesteśmy w autobusie i w autobusie mówię czym się zajmuję.

dojeżdżamy do jakiegoś budynku, akademika, obok akademika okazuje się, że jest dom a w tym domu jest jakiś niechciany duch (straszy jak w filmach). Celem ducha jest jakiś mały chłopiec. piszę do ciebie, że może pomożesz, ale mówisz mi że to są pierdoły i polecasz mi dwie firmy co się tym zajmują!! Jedna za odstraszenie ducha weźmie 40 zł!! Proponujesz mi zamiast tego podróż do jakichś innych planet, daleko stąd.

Decyduję się w tej uwadze w której jestem (pojęcie Castanedy) iść do nawiedzonego domu sam. W domu są rodzice i dwójka dzieci. chłopiec który się boi i jego siostra. Patrząc przez telefon i robiąc zdjęcie widzę że to ona jest opętana. Z lekkim strachem wypędzam demona i proszę kogoś o wodę święconą, mówiąc duchowi że ma sobie odejść. Egzorcyzm kończy się sukcesem i teraz decyduję się lecieć z tobą, z twoim tematem.

2. Rozwinąłem działalność firmy na naprawę skrzyń automatycznych (rozważam to w realu) biuro mam przerobione i jest sporo małych pomieszczeń. Jeden z pracowników wymienia olej w skrzyni. Mówię że ma skasować więcej niż brał wcześniej bo mamy wyłączność na taką usługę, ma podnieść cenę ze 140 na 280, a za naddatek mamy zamówić filtry. (nie będę pisał szczegółów bo mają one chyba małe znaczenie )

3. Wewnątrz budynku są jakieś dwie walczące ze sobą osoby. Budynek wygląda jak świątynia Shaolin, na zewnątrz pada deszcz. Ten z walczących po lewej zaczyna wygrywać, ale ten po prawej wychodzi z kontratakiem, wyciąga nóż, ale go nie używa. Ten drugi widząc bliską porażkę zaczyna tańczyć radośnie!!! Po chwili pierwszy też tańczy!! Jeden robi znak serca na klacie i przestają walczyć, stają się przyjaciółmi: D

Ja do Jacka.

Ciało energetyczne zobaczyłeś w postaci ducha. Kiedy przyłączyłeś się do mojego snu wziąłeś udział w wyprawie do boga solarnego i Lucyfera. Pytaliśmy czy są jedną tożsamością ? Jak widać również śniłeś o tym że są dwoma bytami „współtrenującymi”. Byt „Manualny” władca układu słonecznego to poziom piąty (przyczynowy czyli 1-4.Podkreśla istotę tej relacji, fizyczność (1) i mentalność (4) natomiast „Automatyczny” lucyferyczny wygląda na dziesiąty. Mówi się że Lucyfer jest bratem Chrystusa (poziom prawie 10. Te podziały 2-8 mają zapewne podkreślać relacje pomiędzy tymi poziomami. Pomiędzy poziomem energetycznym (2) a brahmanicznym (8) a obydwaj są Serafinami. Filtry zapewne miały posłużyć do lepszej separacji ich postrzegania.

Do naszej podróży swoje refleksje dodaje Michał.

List od Michała

Jakiś rok temu przydarzył mi się dość dziwny półświadomy sen z udziałem czegoś mocno „złego”. Jak by Pan miał czas i był ciekawy tego doświadczenia jako jakiejś nowinki, to mogę podesłać opis bo wtedy wszystko sobie spisałem.

Ja do Michała

Bardzo proszę złe sny są zawsze bardzo ciekawe

Michał

Była noc i spałem jak zwykle, no może za wyjątkiem tego, że przebudziłem się raz i nie mogłem zasnąć. Było to około 2 w nocy 24.12.2013. Po jakimś czasie zasnąłem, leżąc na lewym boku. Sen miałem przedziwny, a zaczął się niewinnie. Byłem w jakimś kinie, z tym że nie wyglądało to jak kino, po prostu ja przyjąłem że to było kino. W wyświetlanym filmie był taki motyw, że jakaś dziewczyna siedziała na widowni kina. Znudziło mnie to i w sumie zasnąłem (zasnąłem we śnie). Po jakimś czasie przebudziłem się i patrzę a ta dziewczyna nadal siedzi i myślę sobie, że nic się w tym filmie nie dzieje. Pytam ludzi na widowni, czy ona nadal siedzi w tym samym fotelu, a oni mówią że już w innym. No nic, lipny film. Ale nagle operator sali kinowej w której ja się znajdowałem, wyłączył projektor i mówi coś w stylu, że ma to gdzieś i koniec seansu. Na to podbiegł tam jakiś wkurzony, brutalny gość i chciał jakby złapać tego operatora ale nie udało się. Widzowie z sali kinowej podbiegli do tego wkurzonego gościa. Jeden z nich uderzył go 3 razy, ale na tamtym nie zrobiło to kompletnie żadnego wrażenia. Odwrócił się tylko wkurzony i wymierzył mocny cios temu co go wcześniej uderzył. Ten zaczął niemal płakać i mówi “Kto to jest? W ogóle nic mu się nie stało kiedy go uderzyłem.”. Potem akcja potoczyła się szybko, ten wkurzony siłacz wybiegł gdzieś i wszyscy inni wybiegli za nim, ja też. Znalazłem się w korytarzu na którymś tam piętrze budynku, ściany były seledynowe, i przez potłuczone okno wyszedłem na dziedziniec, ale chodziłem po gzymsie na zewnątrz. Nie wiem po co to zrobiłem. Potem patrzę a tam przez to samo okno inni wyskakują, jeden zawisł na ostrych kawałkach szyby i już nie żył, tylko drgał w konwulsjach. Inni wyskakiwali przez to okno i spadali w dół krzycząc straszliwie, byli przerażeni. Spojrzałem w dół a oni spadali w czarną otchłań – nie było widać dna. I tutaj, jak gdyby tego było mało, wszystko zmieniło się w prawdziwy horror. Zacząłem słyszeć straszne krzyki, takie przerażone krzyki, kiedy ludzie cierpią i się boją, tych co tam spadali i już spadli. Wszystko było w czarnych barwach, nagle zacząłem dostrzegać jeszcze jakieś czerwone akcenty. To było jak w prawdziwym horrorze. Pomyślałem że coś tu jest nie tak, bałem się, pomyślałem że coś tu się niedobrego dzieje, że to nie jest chyba sen. Zamknąłem mentalnie oczy, w sensie odciąłem obraz tak żeby nie widzieć tego koszmaru i zacząłem się modlić. Skupiłem się na białym świetle powtarzałem w myślach że ja jestem światłem, ale dodatkowo, jakby automatycznie, z głębi mnie wychodziła modlitwa której słów nie pamiętam chociaż je wtedy słyszałem i rozumiałem. Kierowałem modlitwę w górę i skupiałem się na świetle. Ręce miałem złożone przed sobą. Nagle wszystko zaczynało się robić coraz jaśniejsze i horror oddalał się ode mnie, krzyki cichły powoli. Nagle poczułem na swoich złożonych rękach, czyjeś ręce, zimne, chude, twarde – ktoś złapał mnie za ręce i nie chciał mnie wypuścić. Tym bardziej skupiałem się na świetle, wreszcie już było jasno a ze mnie nadal wypływała modlitwa, nie wiem skąd ona wypływała – z głębi mnie, ale ja jej nie wypowiadałem w sposób świadomy. To tak, jakby ktoś jeszcze był we mnie i modlił się razem ze mną. Nagle jakby z zewnątrz (wydaje mi się że to od tej osoby która złapała mnie za ręce), do tej płynącej z głębi mnie modlitwy, zostało dodane słowo “Lucyfer” i pojawiło się jak pieczęć na niebie, i szybko znikało. Nie dałem wyprowadzić się z równowagi, nadal skupiałem się na świetle. Nagle stanowczo pomyślałem “TO JA JESTEM ŚWIATŁEM!” i skupiłem swoją uwagę na sobie, zaczynając wyobrażać sobie, że świecę białym światłem. Bezwiednie, niechcący, moją uwagę w tym momencie, skupiłem na sercu (jako centrum siebie). I wtedy, w tym momencie stało się coś przedziwnego. Połowicznie odzyskałem świadomość dzienną, z mojej czakry serca wystrzelił STRASZNIE SILNY promień, domyślam się że to była jakaś energia. Mogę powiedzieć (i nie znajduję lepszego słowa które lepiej by to oddało, więc przepraszam za tą analogię), że jakby czakra serca nagle rzygnęła czymś i to ze straszną siłą. Czułem to w ciele fizycznym, słyszałem dźwięk towarzyszący temu zjawisku. Ale co najlepsze, to było tak silne, że moje fizyczne ciało, cały czas leżące na lewym boku, aż poczuło siłę tego wystrzału i bezwładnie odchyliło się na plecy. Czułem to, bo byłem połowicznie świadom fizycznie. To rzygnięcie z czakry trwało chyba około 3 sekundy, potem zaczęło słabnąć, aż wreszcie, tak jakby zawartość się wyczerpała i ta eksplozja zniknęła. Obudziłem się. Nie wiem co się stało. Wiem że to definitywnie był ruch energii na zewnątrz a nie do wewnątrz, więc raczej nic we mnie nie wlazło. Myślę że była to jedna z 2 rzeczy: 1. Albo w tym momencie kiedy się modliłem i powiedziałem że to ja jestem światłem i zacząłem sobie to wyobrażać i dotknąłem świadomością czakry, jakiś stwór którego miałem ze sobą bezwiednie, ze mnie wyleciał. Być może po prostu wyrzuciło ze mnie coś złego. Tak jak człowiek jest chory i wymiotuje, zwracając to co mu szkodzi. Albo jak nabrzmiały ropień który nagle się otwiera i wylatuje z niego to i owo. Tak mi to wyglądało.

2. Albo ten stwór który trzymał mnie za ręce, w momencie gdy dotknąłem czakry (być może wtedy ją jakoś otworzyłem nieświadomie), posilił się energią mojej czakry serca – wyssał ją sobie. Ten tekst piszę na drugi dzień, już o 14:32, i powiem szczerze, że w moim samopoczuciu nic się nie zmieniło ani na lepsze ani na gorsze. Nie zmienił się mój poziom energii. Niemniej wydarzenie było realne.

Ja do Michała

To nadmiar emocji jakie na wyższym poziomie zapamiętałeś z momentu zstępowania z amfiteatru/Rady Starszych. Zaśnięcie we śnie to zmiana dostrojenia i przesunięcie na poziom buddyczny. Wcześniej sala/Rada była tylko symboliczna i mimo że jest na poziomie buddycznym śniona była przez ciebie z poziomu astralnego i mentalnego. „Bunt”jest przyczyną zepchnięcia we wcielenia, w ciemną otchłań. Czerwień to przekroczenie poziomu kauzalnego, w dół. Lucyfer nie jest żadnym diabłem a bytem który czuwa nad naszym układem planetarnym gdzie rozwinięty jest szczególnie mental. Dlatego trzymał cię za ręce na poziomie serca jakby chłodził emocje umysłem. Każdy kto chce swobodnie podróżować po Przejawieniu musi się z nim spotkać i dostać zgodę na podróżowanie. Ja również miałem z nim rozmowę i powiedział że się nadaję. Tobie ulało się nieco nadmiaru emocji z poziomu czakry serca-astral. Ma to również inne jeszcze głębsze znaczenie o którym pisałem niedawno na swoim blogu. Poziomy świadomości nakładają się na siebie zaginając na kolejnych granicach. Pierwszej -180stopni, drugiej – do góry nogami i trzeciej -wynicowującej wszystko na drugą stronę. Wszystkie one przenikają przez trójwymiarową rzeczywistość naszego ciała w miejscu które w ciele można zlokalizować na poziomie czakry serca.

Michał

Bardzo dziękuje, to bardzo ciekawe Zaraz sobie poszukam Tajnej Historii Świata Blacka. I bardzo dziękuje za wytłumaczenie o co w tym chodziło, bo sam nawet nie zbliżyłem się do tego żeby to w taki sposób zinterpretować

Ciekawe w takim razie co o mnie pomyślał Lucyfer skoro tak się sytuacja potoczyła i tak zareagowałem Hmm?

Ja do Michała

Pomyślał że jesteś jeszcze zbyt emocjonalny. Mnie kiedyś powiedziano że lubią ze mną latać bo się nie boję żadnych tworów. Czasem bywałem nawet zbyt bezczelny. Ale to przyjdzie z czasem nic się nie martw.

Michał

Dzień dobry Panie Jarku,

Piszę żeby dać znać, że spróbowałem użyć Pana metody. Czyli przed zaśnięciem zadałem pytanie, nie przywiązując do niego żadnej wagi, a potem sobie normalnie zasnąłem. Było super. Postanowiłem że pociągnę temat spotkania z Lucyferem, skoro wcześniej dałem plamę. Zatem przed zaśnięciem pomyślałem że chcę znowu się z L. spotkać i porozmawiać.

Śniłem tak, że stoję na przystanku tramwajowym, podjeżdża tramwaj a ja ze stojącej na ziemi mojej torby na ramię, biorę jakieś dokumenty i wsiadam z nimi do tramwaju, torbę zostawiając jednak na przystanku. Potem w tramwaju te dokumenty wciskam z powrotem do torby którą mam na ramieniu mimo że została na przystanku, obawiam się żeby ludzie nie pomyśleli, że te dokumenty zwędziłem komuś.

Nagle do tramwaju wsiada kanar, czyli gość sprawdzający bilety. Mniej więcej mojego wzrostu, w jasno czerwonej koszulce, wyczuć się od niego da wyraźnie, że to silny chłop i że ma autorytet.

Mówi do mnie żebym pokazał bilet a ja do niego że nie mam i żeby mi wypisał mandat. On usiadł na krześle i pyta czy jeśli mi go da to wezmę. Ja zdziwiony, zorientowałem się że jemu chodzi o ten bilet i się zgodziłem. On dał mi pieniądze żebym kupił sobie bilet w tramwajowym automacie biletowym – banknoty papierowe. Podszedłem do mniejszego automatu, ale okazało się że on nie przyjmuje banknotów, wiec sięgnąłem do kieszeni po moje drobne, i wrzuciłem monety: 2 zł, 5 zł, 5 zł. Okazało się że te dwie piątki automat mi oddał a tej dwójki już nie, i biletu też nie dostałem. No więc mówię do kontrolera, że musimy podejść do większego automatu, więc wstał i poszedł ze mną. Zupełnie nie wiedziałem co mam nacisnąć w tym automacie żeby ten bilet kupić, więc on nacisnął za mnie, wrzucił pieniądze, a automat wydał bilet i 10 groszy reszty. Kanar bilet dał mnie.

Po czym zwrócił się do mnie i do innych pasażerów, w sposób miły, ale z autorytetem, że tyle razy publicznie mówił żeby zgłaszać jak nie będzie chciało wydać reszty, że oni to oddadzą itd.

Ja stałem i słuchałem, gość wyraźnie był bardzo w porządku, cały czas dało się wyczuć autorytet i tą siłę, ale był bardzo sympatyczny.

Wreszcie pomyślałem że muszę wracać na moje siedzenie, bo przecież ja tam zostawiłem swoja torbę, która leży na podłodze. No i jakoś tak zacząłem wracać, i tu się przebudziłem.

Nie wiem czy to był Lucyfer.

Teraz sobie przypominam, że około dwóch miesięcy temu, miałem też spotkanie z innym siłaczem, który wydawało mi się we śnie, że był bardzo potężny, pytał mnie dlaczego tyle zwlekałem żeby do niego przyjść bo on na mnie ciągle czeka. Ja teraz tego snu już tak nie pamiętam za dobrze, ale pamiętam że był tam taki motyw, że on powiedział że jeśli bym czegokolwiek potrzebował to zawsze mogę na niego liczyć i on dla mnie wszystko zrobi jeśli będę chciał. I jeśli będzie trzeba to się nawet zapożyczy, zbankrutuje, czy cokolwiek by to miało być. Ale był bardzo potężny i bogaty. Nie wiem kto to był ale miałem takie odczucie jakby jakiś ktoś kto decyduje o wszystkim, szef.

Ja do Michała.

Spotkałeś Lucyfera skoro o to poprosiłeś. To on daje bilety/ przepustki na dalsze podróżowanie. Dwójka to poziom eteryczny tak jak u Jacka. Dwie piątki to dziesiąty poziom brahmaniczny. Szczeliny 8-12. Trafnie zauważyłeś podobieństwo Lucyfera i tego innego mocarza. Ten drugi to Czerwony Chrystus. Nie chodzi mi o Jezusa, przynajmniej nie tylko o niego, takich dróg do Czerwonego Chrystusa podobnych Jezusowi powstało na Ziemi wiele. CzeCh to byt który reguluje przepływ obydwu kanałów, wstępującego i zstępującego, swój poziom kauzalny ma na prawie dziesiątym poziomie.

Powróćmy do naszego śnienia o Lucyferze.

Pytam dla sprawdzenia poprzedniego snu ; czy bóg solarny to Lucyfer?

Są dwa porządki rozumienia tych spraw (tych usług).Prywatny i ten jest kluczowy i powszechny, ten jest traktowany niejako po macoszemu. Ja jestem usługodawcą a nie pełnomocnikiem. Jestem przy tym podwykonawcą.

Użyczono mi tego punktu (chyba punktu widzenia co wskazywało by że śniłem z jego, Lucyfera punktu widzenia!) gościnnie.

Drugi sen.

Wracam do domu. Jestem naprzemiennie na dwóch poziomach. Na niższym pakuję jakieś pudła a na wyższym pakuję się z nimi do samochodu. Ten mój samochód jest nadzwyczaj prymitywny (jeszcze bardziej prymitywny niż we śnie porównawczym o Plejadjanach!!!).

Wsiadłem do samochodu a po lewej stoi jakiś tutejszy facet i przygląda się ze skrywanym rozbawieniem. Jakby chciał mnie zapytać po co ja się tak wygłupiam z tym samochodem, stać by mnie już by było na lepszy. I rzeczywiście samochód ma szoferkę bez ścian. Aby ruszyć w podróż muszę brać deski i po kolei ustawiać je dokoła ramy aby zabudować szoferkę. To wyjątkowe dziadostwo!

Tym bardziej że energii mam spory zapas a jest jej sześćdziesiąt czegoś tam.

Wojtek przyłączył się ponownie bosko – lucyferycznego pytania.Już się przestał śmiać.

Wojtek

Było ciekawie. Miałem sen o tym, iż wybrałem się do pięknej miejscowości nadmorskiej ale pech chciał, że niedaleko brzegu wybuchł wulkan (chyba podwodny). W związku z jego erupcją w wodzie i na plaży było pełno popiołu i lawy. Stwierdziłem, że to bardzo niefortunne wydarzenie dla mnie, bo w końcu przyjechałem wygrzewać się na piaseczku i wykąpać w czystym morzu. Wymyśliłem więc aby pojechać gdzieś dalej i nad brzegiem poszukać miejsca, gdzie już ten wulkan nie ma wpływu na brzeg i mógłbym zrealizować swój zamiar.
Później miałem do dyspozycji samochód terenowy i chciałem pojechać sobie nim gdzieś w teren wypróbować jego terenowe właściwości. Szukałem wertepów gdzie można było sobie poszaleć. Reszta się rozmywa.

Kolejny sen i znów jestem/jesteśmy chyba w trójkę w jakiejś miejscowości nadmorskiej ponownie. Ktoś nas po niej oprowadza i prowadzi na plażę. Na plaży jestem trochę zawiedziony, gdyż nie ma praktycznie żadnych zabudowań turystycznych – wygląda jak dzika plaża, oprócz jednego miejsca ale małego. Jest też jakoś egzotycznie. Przy plaży są też schody wyglądające na jakieś bardzo stare – antyczne. Mamy w planie wchodzić po tych schodach ale widzę, że jest ich bardzo dużo. Wędrówka będzie bardzo mozolna, pomyślałem i postanowiłem iść spokojnie i dla zabawy liczyć schody. Sen się rozmywa. Później miałem sen o motorze w którym coś przerabiałem? Nie pamiętam z tego snu szczegółów. To tyle.

Bóg jako wulkan i Lucyfer jako przewodnik. Jak najbardziej na temat. Symbolika piasku jest często obecna w snach i symbolizuje wielość bytów. Często w moich snach dusze zamieniały się w piasek. Schody-drabina do nieba to równie częsty element snów o przestrzeniach gdzie chodzi się w trzyosobowych grupach.

„Czy Bóg zasłużył na Piekło” jest dalszym ciągiem tego zapisu.

Jarosław Bzoma