„Pojedynczy, który stoi w obliczu Boga i jest skazany wyłącznie na siebie; musi, jak całe jego pokolenie, w kwestii wiary zaczynać od początku, sam. Kwintesencją rozmyślań nad losem Abrahama jest przeświadczenie, że albo Patriarcha stoi w obliczu paradoksu dotyczącego Boga, albo nie jest Abrahamem…”
                                                                        Soren Aabeye Kierkegaard- Bojaźń i drżenie

 

Kiedy w analizie rzeczywistości, sięgniemy wyobraźnią do momentu, kiedy dwie, materialne cząstki subatomowe okażą się identycznymi we wszystkich aspektach, pozbawionymi jakichkolwiek różnic, musimy uznać, że są jedną i tą samą cząstką. Są tym samym obiektem. Każda ich względna oddzielność, wzajemna orientacja, jak i odstęp czasowy, są jedynie kaprysem obserwującego umysłu. Tak mówi doświadczenie wyniesione ze snów, na podstawie których sformułowałem sąd o pozorności istnienia wszystkiego, co przejawione poza jedyną cząstką Źródłową, spoczywającą w Nieprzejawieniu. Przy niedawnej lekturze dzieł W.G. Leibniza ta konstatacja okazała się wyczerpywać sformułowaną przez niego zasadę identyczności przedmiotów niezróżnicowanych: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zasada_identyczno%C5%9Bci_przedmiot%C3%B3w_nierozr%C3%B3%C5%BCnialnych 

Warto tę tożsamość rozważyć przy okazji śnienia o lewitacji ciał przejawionych.

 

Lewitacja. Czym jest ? Jak to się robi ?

Stoję w pojeździe, w którym na ścianie, przede mną, znajduje się ekran. To ekran, na którym toczy się gra.
Instruktor z lewej strony informuje gracza (mnie), że chodzi w tej grze o to, aby błędy, które wyświetlają się w okienku, u góry ekranu, kasować na bieżąco, a nie czekać aż się zbierze ich wielka liczba, ponieważ wtedy skasowanie ich wszystkich jednocześnie zaleje ekran.
(Jak widać, chodzi o ciągłe pozbywanie się wyobrażeń, które nas determinują, na bieżąco, co do tego, czy lewitujemy, czy nie i utrzymują nas w przekonaniu, że nie lewitujemy a chodzimy po ziemi)
Na planie akcji są trzy samochody. Jakiś jasny szkieletowy, czarny podrdzewiały Citroen a w oddali, niewidoczny, czarny nowy Mercedes, o którym tylko wiem, że tam jest.
(Ta dwuwarstwowość pojazdów świadomości gdzie gorszy jest na wierzchu, powtarza się jeszcze wielokrotnie, w snach o strukturze rzeczywistości i jej odbiorze przez zmysły. Czym głębiej pojazd jest masywniejszy, ale jednocześnie bardziej czarny, urojeniowy)
Uczestniczą trzy osoby, oprócz mnie to jest kobieta i mężczyzna.
Kierowcą pierwszego i drugiego samochodu, po kolei, staje się kobieta, bo mężczyzna próbuje ją „wyciągnąć” za każdym razem, z samochodu, za rękę.
( To opowieść o zajmowaniu miejsca w pojazdach świadomości mniej masywnych materialnie poprzez tandem Dobra Matka- Córka, Demeter- Persefona, czyli przez Świadomość w fazie zstępowania)
Mnie wcześniej robiono podobną rzecz. Odczuwałem to wtedy jak by mnie ktoś obracał dokoła razem z samochodem.( Wspomnienie wiru 8-12)
Kiedy obydwoje powtarzają ten numer w drugim samochodzie , Citroenie , facet mówi ;
– Odkryłem, że pomiędzy Citroenem a Mercedesem nie ma żadnej różnicy. I ten i tamten ma zawieszenie hydro pneumatyczne! ( wodno-powietrzne czyli 6-8 z 8-12)

Kolejna noc.
Cud zdarzył się u mnie w piwnicy !
Wchodzę do środka i widzę po lewej trzy osoby.(Powtórka z pierwszego snu tyle, że na poziomie minusowym)
Jeden z obecnych, chłopak, nachylił się nad czymś w rodzaju lady/ławy i ujrzał białoczerwoną mgłę- flagę.
W związku z tym objawianiem przygotowano już nawet relikwię mającą symbolizować ów cud, w postaci flagi na kiju.
Przyglądam się temu wszystkiemu sceptycznie. Podchodzę do ławy i gwałtownie nachylam się nad nią, naśladując ruch chłopaka. Widzę to samo co ona, ale wiem, że to nie cud, tylko typowy objaw reakcji ortostatycznej.
Prostuję się i wychodząc, zwracam się do chłopaka;
– A nie było to objawienie czerwone na górze a białe na dole ???
Widzę, że spuścił oczy. Więc mam rację, to nie żaden cud a reakcja fizjologiczna wywołana gwałtownym odpływem krwi do niższych partii ciała przy gwałtownym wstawaniu, podnoszeniu głowy.
Wychodzę na zewnątrz, w drzwiach spotykam kolegę z młodości, dziś jest psychologiem, takim od przemocy w szkole. Widać też usłyszał o cudzie.
Biorę kolegę pod łokieć i prowadzę go przed dom mówiąc- chodź to ci zaraz opowiem, co ty był za cud.
Obudziłem się.

No tak, to nie cud a reakcja fizjologiczna, tylko czyja reakcja, widza czy lewitującego ?
Pytam jak to działa, technicznie, jak to wykonać, aby osiągnąć ten efekt ?
Po prawej stronie stoi kuchenka węglowa z rozgrzanymi fajerkami ktoś kładzie na moje wyciągnięte nad nią ręce, dłoniami do góry, rozgrzaną patelnię. Bezwiednie cofam je gwałtownie.

Widać z tego, że to proces spoza świadomości i przypomina odruchowe cofnięcie ręki przed bodźcem. Zapewne istotne jest, że ręce trzymam pomiędzy gorącym a gorętszym.
Lewitacja zdarza się w momencie zatrzymanie procesów mentalnych (modlitwa, medytacja). Warto zwrócić uwagę na odwrócenie kolorów „flagi”. Tak jakby poziom przyczynowy zamienił się miejscami z poziomem buddycznym 6. Dotyczy to w pewnym sensie również fajerek i patelni. Źródła bodźców (kuchenki) i wtórnika Źródła (patelni)
Wygląda zatem na to, że w stanie bez myślenia wystarczy zawieszenie nabywanej od dziecka doświadczalnie wiedzy co jest na górze a co na dole. W tym stanie nie odróżniamy co jest źródłem a co jest jego wtórnikiem tak jak piec i patelnia.
Dodatkowy wymiar temu zagadnieniu nadaje sen o grawitacji, który definiuje ją w zaskakujący sposób. Otóż obiekty przez nas obserwowane zmysłami, w rzeczywistości znajdują się nie zupełnie w tym miejscu, w którym ich doświadczamy. Nie chodzi tu o zwykłe fizyczne przesunięcie, ale o rodzaj zakorzenienia w Polu, z którego emanuje ich przejawione istnienie.
Ciekawym aspektem lewitacji jest również to, że świadectwa widzów takiego zdarzenia mówią ,iż lewitujący, widziany jest przez obserwujących go, wciąż w tej samej pozycji, w jakiej znajdował się przed rozpoczęciem lewitacji. Nie opadają mu nogi ani ręce, lewitujący nie zmienia pozycji, nie traci równowagi. Warto zatem zastanowić się, czy zjawisko odwrócenia lewitacyjnego zachodzi w lewitującym, czy w obserwatorach lewitacji ? To sugerowałyby właśnie odwrócenia, które pojawiają się w tych snach. Sterowanie umysłami widzów poprzez demonstrującego lewitację albo zaburzenie przestrzeni ich dzielącej, która sprawia takie wrażenie jak gdyby lewitujący zmienił położenie.
Tak sobie pisałem wieczorem i rozważałem to lewitowanie, a potem poszedłem spać.
Przyśnił mi się bardzo dziwny sen.

Jestem w miejscu, na które nakłada się na nie okolica, w której żył mój dziadek. Ale oczywiście to tylko iluzja tożsamości tego miejsca, bo pojawiają się tylko niektóre elementy z autentycznego miejsca z jawy. Panuje tu jakieś zaniepokojenie, może oczekiwanie na coś, co ma nieuchronnie nadejść. To nie wygląda na Ziemię, a przynajmniej nie na Ziemię w naszej warstwie jej postrzegania. Nikt tu nie porozumiewa się słowami. Jestem gościem, ale chyba nie jestem tu pierwszy raz. Po mojej prawej(!) stronie idzie kilkuosobowy orszak otaczający kogoś kto jest w pewnym sensie, ale bardzo odległym, moim ojcem.
Skręcamy pod kątem prostym w lewo. Ja idę środkiem drogi, tak jakby idący z prawej chcieli mi coś zademonstrować.
Idziemy bez pospiechu, to co mam obejrzeć jest już blisko, ale nie ma w tej prezentacji jakiejś aury tajemniczości czy ukazania mi utajnionego cudu technologicznego. To coś ma mi być pokazane jako ciekawostka !
Skręciliśmy w lewo, a ja widzę, że na drodze, nieco z jej lewej strony, stoi laweta a na niej stary ciągnik, jakiś taki Ursus.
Myślę w stronę orszaku, że ja mogę nawet spróbować zjechać nim z tej lawety. Wzbudzam tym pewne rozbawienie i niedowierzanie towarzyszącego mi niewielkiego pochodu.

Ruszam w stronę maszyny, wspinam się na lawetę. Kiedy już odszedłem od orszaku na kilka metrów tak, żeby nie „słyszeli” tego, co myślę, pomyślałem, że zaraz się zdziwią, bo ja kiedyś już takim cudeńkiem jeździłem (na jawie nigdy).
Wdrapałem się do szoferki i widząc, że w ciągniku jest sporo starych luźno zamocowanych półek (!!!) przywołuję kogoś do pomocy i podaje mu dwa czy trzy luźne elementy wyjaśniając, że podczas zjeżdżania z lawety ciągnik może się przechylić i półki powypadają. Czuję, że tym zachowaniem zaczynam wzbudzać zaciekawienie moimi kompetencji „ciągnikowego”.
Ciągnik jest ustawiony na lawecie przodem do kierunku, z którego przyszliśmy. Zasiadam za kierownicą, obracając się o 180 stopni. Silnik odpala bez problemów. Jadę do przodu i co ciekawe, pomimo tego, że już powinienem zjechać z lawety ciągnik nadal pozostaje na tej samej wysokości na której stał na lawecie. Z jakiegoś powodu we śnie mnie to nie dziwi. Nie dziwi mnie również to, że okazuje się, że ten ciągnik działa inaczej niż znane nam ciągniki z jawy. On się unosi względem ośrodka ciężkości. W przypadku tego ciągnika jest nim kamień wielkości piłki plażowej. Ten głaz stoi kilkanaście metrów przede mną. Nie zwróciłem na niego uwagi, kiedy tu szliśmy.

Ciągnik może lewitować i przemieszczać się w promieniu kilkunastu metrów od kamienia. Potem, aby przesuwać się na większe odległości muszę się zatrzymać i zmienić jakiś parametr w tym urządzeniu, wtedy ciągnik pozostaje tam gdzie jest a kamień podnosi się i mogę go przesunąć na kilkanaście metrów w żądanym kierunku. Tak zamieniając środki ciężkości obydwu przedmiotów mogę posuwać się w powietrzu „krok po kroku”. Dość szybko pojąłem tę współzależność i skoordynowałem w płynny ruch obydwa jego elementy, czym przekonałem stojących już teraz za mną, do moich kompetencji.
„Podjechałem” do wąskiej bramki w płocie i nawet w nią się zmieściłem bez wielkiej trudności. Po drugiej stronie ogrodzenia(!) zauważyłem, po prawej sporą, grupkę męskiej młodzieży która z pewnym zaciekawieniem nie pozbawionym „szacuneczku” obserwuje moje wyczyny.

Żeby rozładować atmosferę pozwalam sobie na żart i zatrzymując ciągnik w miejscy podnoszę i przesuwam kamień, tak jakbym chciał trafić jednego z widzów między nogi, czym oczywiście wywołuje rechot jego kolegów.
Obudziłem się Z pewnym zdziwieniem i niedowierzaniem. Zapytałem co to było, i zasnąłem.
Stoję na lotnisku, w hali odpraw, ale stanowisko kontroli przypomina bardziej taśmę do kasy w markecie niż stanowisko odpraw lotniskowych. Jako swoje uwiarygodnienie kładę na taśmie dowód osobisty, ale to nie jest mój dowód, tylko kogoś takiego jak ojciec z poprzedniego snu.
Z dowodem(!) osobistym(!) robię to samo co z ciągnikiem i głazem. Tyle że w tym śnie głazem jest dowód osobisty a ciągnikiem ja. Albo raczej na odwrót 🙂 W każdym razie kładę DOWÓD na taśmie, unoszę się w powietrzu przesuwając się nad dowodem, ze dwa metry, do przodu, ląduje na ziemi, przekładam dowód ku przodowi i znowu unoszę się w powietrzu nad nim itd. itd.

Jednym słowem otrzymałem osobisty dowód na możliwość lewitowania od kogoś, kto po prawej(!) stronie ekranu śnienia pełni funkcję Ojca, jakiejś społeczności. Ten sen w moim przekonaniu rzuca również nowe światło na zagadkę podnoszenia kamieni przy budowie wielkich budowli megalitycznych. Ciekawe jak to coś działa z technicznego punktu widzenia ?