Karty jako narzędzie poznania tendencji rzeczywistości, w której jesteśmy zanurzeni.
(UWAGA! Tekst jest stanowczo za długi, dlatego został podzielony na części).
Teraz zrobię coś, co z punktu widzenia znawców kartomancji jest nie lada zuchwałością!
Co ten cały… Bzoma może wiedzieć, czego my nie wiemy?
Spróbuję odnaleźć prawdziwe źródło inspiracji twórców kart służących do dywinacji.
O dzisiejszym Tarocie i jego licznych odmianach nie mam większego pojęcia, nigdy nie chciało mi się zapamiętywać, studiować jego kabalistycznych, hermetycznych czy astrologicznych odniesień i tych wszystkich zależności pomiędzy kartami, tak jak ich nauczają współczesne autorytety w tej dziedzinie.
Postanowiłem w zamian wywieść jego mechanizmy ze struktury Świadomości, jaką poznałem w snach, o której mam pojęcie dość ugruntowane.
Najpierw przedstawię trzynastostopniową strukturę Świadomości, jaką w tym celu się posłużyłem, tak jak ją rozpoznałem i jaką obsługuje „moja” nieświadomość (Świadomość z dużej litery) zamieszkiwana przeze mnie, moich przewodników, duszę, której jestem pokracznym przejawem i Bóg jeden wie kogo jeszcze.
Kolejny raz uczulam was, że transcendujący, czyli rozdzielający sposób uczestniczenia w Wielkiej Świadomości, jest tylko cechą ludzkiego umysłu. Tak naprawdę nie ma żadnych poziomów, wszystko jest immanencją, a Źródło jest „bliższe nam niż tętnica szyi”, jak zwykł mawiać autor Koranu.
Nie ma zatem większego sensu rozważanie, czy tych poziomów, przestrzennie ułożonych sefir i ich wzajemnych relacji, czy tych podzielonych na wzór eneagramu jest 9,10,11,13,22… czy 600.
Bruno Latour, którego koncepcje niewątpliwie zaważą na filozofii i metafizyce XXI wieku, mówi o czternastu sposobach istnienia, z których każdy ma swoje warunki prawdziwości. (Poświęcę jego koncepcjom oddzielny artykuł zatytułowany „Rozmowy z Latourem”).
Wszystkie konfiguracje, jakie wymyślimy, aby sklasyfikować relacje zachodzące w obrębie dostępnego (!) nam (!) do analizy obszaru Świadomości, nawet ten podział najprostszy na głupich i mądrych, czy aktorów (aktantów) i translatorów Latoura – są prawdziwe i jednocześnie niepełne, co najbardziej zaskakuje, bo działają w zakresie, w jakim obmyślił to autor każdej z takowych „maszynek” tłumaczących wszystko. Ten fakt jest wystarczająco komiczny, aby się o to spierać.
Każda próba podzielenia całości na części – nawet jeżeli chytrze założymy, że dzielimy tylko część na części, z założenia, logiki klasycznej, jaka jest niezbędna, aby cokolwiek podzielić – wpycha nas w koło hermeneutyczne.
Śnienie progresywne zakłada już na samym początku, że jedyną barierą poznania śniącego jest czas, jaki chce na nie poświęcić i otwartość na zmianę swoich przekonań. Nie ma końca. Dlatego nazwałem je śnieniem progresywnym. Nie jest tylko sieciowe, jest nawet czymś więcej niż przestrzeń, w której się sieć rozwija. Rodzi w podróżniku pokusę, aby stanąć na zewnątrz tej przestrzeni, ale wtedy musiałby zamknąć ją, w sobie ograniczając, lub pozwolić siebie rozszerzać w nieskończoność. Śnienie progresywne zakłada jak najszersze rozpoznanie zakresu wolności śniącego w ograniczającej go Konieczności!
Jak uczą nas sny, istnieje pewien uniwersalny współczynnik: godząca pozorne sprzeczności, stojąca u podstawy wszystkiego Świadomość Źródłowa, która wyjawi nam, jeżeli naprawdę nam na tym zależy, że to, co w świecie praw fizycznych zdawałoby się niewykonalne z powodu braku energii, stanie się rozwiązywalne po odkryciu jej nowych źródeł; to co przeczy zasadzie zachowania energii, stając się niemożliwe, okazuje się wykonalne w świecie wyobraźni; to co rozpala wyobraźnię i nie pozwala nad nią zapanować, emocje okazują się do ugaszenia na poziomie chłodnej analizy mentalnej. Ta, zdawałoby się, ograniczająca do relacji przyczynowo skutkowych forma percepcji okazuje się właściwa do przekroczenia na płaszczyźnie sieciowej. Struktura wzajemnych relacji osobnych bytów, które na kolejnym poziomie okażą się niesprzeczną jednością. Kiedy pojawią się ostatnie spazmy wydzielonych podsieci w świecie logiki paradoksowej, nie godzącej się na połączenie w jedność z innymi i utratę osobności, pojawi się strefa rozpadu form, obracając wszystko w Nicość.
Co nieekonomiczne, nie do pojęcia, nie do pogodzenia w warstwie niższej – zawsze na poziomie wyższym okazuje się znajdować rozwiązanie.
Kiedy wyeliminujemy wspomnienia i oczekiwania, okaże się, że nie ma ciągłości pomiędzy tym który szedł, a tym który czyta, tym który śnił i tym który doświadcza stanu jawy, a nasza Świadomość nie potrafi odróżnić polnego kamienia od profesora uniwesytetu. Nie ma różnicy pomiędzy przyczyną a skutkiem, skutkiem i przyczyną. Kiedy usuniemy ze swojej świadomości tę skłonność do transcendowania niejako „poziomego”, czasoprzestrzennego, staniemy się Tym, który doświadcza zmienności otoczenia wokół siebie… Tym, który jest nieporuszony. Tak samo z transcendowaniem pięter Świadomości, niejako transcendencją „pionową”, zachodzącą pomiędzy warstwami wielkiej Świadomości, będącymi jedynie różnymi sposobami interpretowania punktu, w którym się znaleźliśmy na skali poziomej, sposobami przeżywania pozornych zdarzeń w pozornym czasie i przestrzeni. Kiedy przestaniemy je od siebie oddzielać – staną się jedynie falą, która przepływa poprzez nas: od materialności ku Źródłu i z powrotem, od urojenia, że wszystko jest takie, jakie chcemy aby było, po urojenie, że jesteśmy igraszką Konieczności. I przepłyną przez nas kolejne stopnie interpretowania oddzielności Nas od „otoczenia”.
To różne stany Świadomości, obiektywnie rzecz ujmując, przesuwają się wokół Nas nieruchomych. To nie my podróżujemy poprzez zdarzenia i czas, a one poprzez Nas. ŚWIADKA. I tak jest aż do Granicy 8/9, potem Świadek zostaje „wynicowany”.
Pewnie nawet nie zauważyliście, że opowiedziałem wam właśnie o krzyżu, na którym rozpięty jest Człowiek. Co jeszcze bardziej zaskakujące: na pewnej górze, znanej z Nowego Testamentu, trzeba było „ustawić” aż trzy krzyże, tak właśnie symboliczne przedstawiono trzy „pionowe” strumienie Świadomości -0+.
Właśnie w oparciu o takie zrozumienie, nieco przypominające działanie żyroskopu, sen wyszczególnia 13 krytycznych poziomów „pionowych” i mniej ostro rozdzielone spektrum poziomów „poprzecznych”, powiązane z iluzją upływu czasu i przemieszczania się w przestrzeni iluzją realności. Od skrajnej urojeniowo minusowej interpretacji (tzw.”piekielnej”) z lewej strony ekranu śnienia po urojeniowość plusową, pozornie realną, bo taki wydaje się ona człowiekowi po prawej stronie ekranu śnienia.
Gdzieś na środku tych skal nasza rozbiegana mała świadomość mija, zaaferowana swoimi urojeniami, bezwymiarowy Punkt (0) odniesienia, bezwymiarowy Źródłowy Punkt „widzenia” Nieporuszonej Świadomości.
Liczba 13 pionowych warstw wydaje się być optymalną i wystarczającą człowiekowi do analizy „rzeczywistości”.
Nie jest to mój wynalazek, a obiektywny, wspólny dla ludzi (ponieważ w głębszym, metafizycznym sensie Człowiek jest jeden) sposób doświadczania Świadomości. Wykorzystam to za chwilę, tworząc na waszych oczach talię kart o dotąd, jakby się mogło wydawać, bardzo tajemniczym, wręcz magicznym pochodzeniu.
Korekta przez: Roma Wolny (2016-12-09)