„Szczegółowe objaśnianie snów to bardzo kiepska literatura. Opowiedzieć je po prostu i zwyczajnie -To całkiem co innego. Ale kto dziś jeszcze opowiada swoje sny, nie komentując ich? Postępy, jakie we wszystkich dziedzinach poczyniła profanacja, są oszałamiające. Rozmontować sen jak mechanizm zegarowy!
Raj widzę jako miejsce, w którym wiedziano wszystko, lecz nie objaśniano niczego.” E.Cioran
Wypada zgodzić się z Cioranem ale opowiadanie snów bez ich objaśniania zakłada istnienie słuchacza idealnego, empatycznego, zorientowanego w języku snów a przynajmniej podatnego intuicyjnie na ich głęboki przekaz. To sytuacja mocno teoretyczna, ocierająca się o idealizm a może nawet naiwność.
Eksploracja snem wymaga ogromu pracy i stworzenia własnego języka snów, a objaśnianie nie jest zwykłym komentarzem psychoanalitycznym. W moim przypadku objaśnianie jest właściwie rozszerzeniem samej treści wybranego snu o ogromny porównawczy materiał senny jaki zgromadziłem a który dotyczy zagadnienia eksplorowanego tym jednym konkretnym snem.
Ostatecznie po wielu zmaganiach z samym sobą sny doprowadzą nas do postawienia niezwykle istotnego pytania.
Czy mam powrócić do Źródła, porzucić swoje Ja, czy jeszcze mamy czas a wręcz istnieje w Konieczności dyspozycja pozostania w Przejawieniu? Oczywiście można na to pytanie zamiast w kartach znaleźć dużo pełniejszą odpowiedź we śnie. Tak jak robiłem to zanim wymyśliłem „moje” karty:
Co się stanie kiedy do Źródła będziemy pchali się na siłę, na dodatek przed czasem?
Badałem ten temat wielokrotnie. Odpowiadano, że nic się nie stanie ale…….chociaż powrót jest możliwe w każdej chwili to dzieje się tak jedynie pod warunkiem, że będziemy wypełnieni tym pragnieniem wciąż i co najważniejsze w sposób niezachwiany. Nawet jedno zawahanie w tej intencji spowoduje, że jeszcze niepowołany wróci na swoje miejsce i wejdzie z powrotem w przyrodzony sobie poziom Świadomości zstępującej. To to samo co biblijna opowieść o domu oczyszczonym ze zła do którego kiedy nie pilnujemy drzwi wejdzie jeszcze więcej demonów niźli z niego wypędzono.
W dzisiejszych snach odpowiedziano to samo co zawsze choć jak to zwykle ze snami bywa w nowej formie :
- To wybór pomiędzy małżeństwem wewnętrznym a zewnętrznym.
Znaczenie snu jest oczywiste. Chodzi o wybór pomiędzy postrzeganiem Boga w sobie a postrzeganie Go na zewnątrz. To jest ta zasadnicza(!) różnica jaka istnieje pomiędzy zstępującą i wstępująca świadomością chcącego dostać się do Źródła. Pomiędzy Świadomością która już wie że Świadek jest w niej, jest jej Ośrodkiem a tą której urojeniwo się wydaje, że jest od Niego oddzielona. Najczęściej taka świadomość przedstawia sobie Boga jako byt zewnętrzny ale można również popełnić ten błąd iluzji wyobrażając sobie Boga jako swoje wnętrze czyli siebie. To ta sama kategoria iluzji tyle że o odmiennych wektorach. Skutek, szczególnie tego drugiego urojenia bywa najczęściej żałosny. W wielu snach opisanych w Krajobrazach opowiadałem o tym. W snach przedstawione jest to nam jako zniknięcie lewej ręki wyciągniętej do przodu kiedy osiągnęliśmy wymagany poziom lub podniesionej kiedy dopiero podążamy ku Źródłu . Ta pierwsza opcja najczęściej poprzedza powołanie na pośrednika pomiędzy tym poziomem a ludźmi i łączy się ze ślubowaniem we śnie nieświadomym działania dla dobra wszystkich. Nie żartuję próbowałem się kilka razy wywinąć ale w końcu sprawę postawiono zdecydowanie i bezdyskusyjnie mówiąc, że warunki zostały spełnione i koniec dyskusji. No i tak zostałem nauczycielem. Nie ma się z czego śmiać! To natręctwo które wciąż mnie dokądś gna. I was spotka to nieszczęście, prędzej czy później, jeżeli będziecie wtykać nos tam gdzie nie musieliście 🙂
Jak się z czasem przekonałem czytając przysyłane do mnie sny, innych śniących inaczej, znikanie lewej ręki jest dość powszechnym symbolem granicznego rozszerzenia świadomości śniącego.
Zapewne stąd wzięło swoje początki rozróżnienie religii na religie lewej i prawej ręki , czyli te skierowane do wewnątrz i te szukające Boga na zewnątrz. Żyjemy w świecie przejawionym w którym nakłaniani jesteśmy do zaangażowania w religie prawej ręki, leworęczne są nam zohydzane. Może nawet sami nauczyciele „lewej ręki” ją zohydzają niezdecydowanym adeptom albo tym których chcą dołączyć do egregorialnej formy kultu (jak ładnie nazwał je Peter J.Carroll – godformy) swojej religii albo nawet do swojego osobistego duchowego (również pośmiertnego) orszaku, jak ma to miejsce w przypadku czarnej guru jogi, czasem wynika to z cynizmu prowadzącego innych a czasem aby nie zaburzać porządku Przejawienia.
Innym równie silnym jak znikanie lewej ręki przejawem zmiany polaryzacji duchowej jest odkrycie, że w snach to nie my się poruszamy w przestrzeni Świadomości a wręcz przeciwnie to wewnątrz nas jest bezwymiarowy, pozaczasowy, beznamiętny, bezrefleksyjny, wciąż ciekawy świata przejawionego Punkt stały w którym tkwi Świadek, Bóg, a cała przejawiona przestrzeń przesuwa się w górę, w dół , na boki i wokół Punktu.
Nie można jednak pomylić się w rozumieniu tego fundamentalnego dla Świadomości faktu, to nie nasz umysł jest Bogiem ten jest również tym co się porusza na zewnątrz Punktu ;w górę, w dół i na boki a razem z nim świat zewnętrzny. Bogiem jest nieruchomy Świadek w najgłębszej głębi Świadomości.
Na tym polega różnica pomiędzy unią/małżeństwem zewnętrznym a wewnętrznym. Ten stan wewnętrznego małżeństwa ze Źródłem (stąd częste, opisujące tę relację symbole seksualne, lingam/joni) to nic innego jak unia mistyczna, stawanienie się Christoforosem. Oczywiście mam na myśli stanie się nosicielem poziomu od <10 w „górę” a nie Jezusa chrześcijaństwa. Nawet św. Paweł rozumiejąc to używał sformułowania o Chrystusie wewnętrznym we właściwym znaczeniu. Pewnie dlatego nazywano go z przekąsem Apostołem Gnostyków. Imię Christoforosa jest ładne dlatego go używam bo mówi o staniu się wybrańcem!
Żartowałem.
W każdej dywinacji rozpoczyna się od tego samego. Należy pomieszać symbole świata zewnętrznego albo własne zmysły aby przyjęły formy aktualnych tendencji Przejawienia a potem popaść w pozamyślowy stan Obserwatora, doprowadzając się do „nadwizji” układu dywinacyjnego (do stanu przepływu jak nazwał toMihály Csíkszentmihályi) . Oczywiście większość z operatorów docieka znaczenia układu dywinacyjnego myślowo, w sposób najoczywistszy studiując szczegóły, znaki naniesione na karty czy kamienie. Prawdziwemu czytającemu wystarczy aby karty, kamienie,liście różniły się w widoczny sposób od siebie. Prawdziwy obraz zrozumienie przychodzi i tak spoza rozkładu elementów. Z tej samej przestrzeni w którą niesie nas medytacja, sen nieświadomy.
Warto poznać sam metafizyczny mechanizm działania systemów dywinacyjnych. Znowu odwołajmy się do śnienia progresywnego.
Jaki metafizyczny mechanizm steruje każdą dywinacją?
Sny są bardzo plastyczne i łatwo je narysować (!!!).
Pierwszy opowiada o tym jak stoję na starym mieście w Lublinie.
(To poziom niższy niż stare miasto w Krakowie .To w Krakowie to wnętrze Szczeliny 8-12. Lubelskie stare miasto to rejon granicy 8/9)
Stoję po prawej stronie Trybunału Koronnego(Chodzi o Koronę, poziom 8/3! ).
Lekkim ukosem, niemal pod ścianą Trybunału stoi samochód którym razem z bratem mamy wyjechać na prawo poza obręb murów starego miasta(W kierunku Przejawienia). Są jednak pewne trudności. Mój brat jest kapłanem (w życiu realnym w ogóle nie mam żadnego brata). Jako zwykły kapłan musi prosić o zgodę swojego wyższego przełożonego. Właśnie, po tamtej stronie samochodu to robią. To znaczy mój brat prosi o to kogoś kogo można by nazwać biskupem tego miejsca. Ten się jednak nie chce zgodzić. W końcu po długich naleganiach wyraża zgodę na naszą podróż ale mimo zgody nie akceptuje naszego pomysłu.
W czasie kiedy brat spiera się z biskupem ja już rozpaliłem ognisko i palę na nim jakieś papiery. Ognisko jest nieduże ale jest zamknięte w przestrzeni pomiędzy naszym samochodem a ścianą Trybunału. Pomyślałem że biskup zgodzi się w krótkim (!) czasie i odjedziemy zanim ognisko się rozpali na dobre. Przedłużająca się jednak pertraktacja brata z biskupem powoduje, że robi się niebezpiecznie i nasz samochód a przynajmniej jego lewy błotnik może się nico przypalić. Na dodatek nie mogę wycofać samochodu bo z przodu blokuje go van biskupa a z tyłu jakiś inny obcy pojazd.
Na szczęście ognisko to przygasa to się znowu samo roznieca. Może nawet nie tyle samo co jest sterowane moim stanem oscylującym pomiędzy niepokojem a ulgą (jest pomiędzy nimi zależność odwrotna(G8/9)! !!) o nasz samochód. Zapamiętałem jednak szczególnie moment w którym, kiedy ognisko nieco przygasa pośrodku a płomyki liżą papiery na bokach, jak podnoszę niewielką zapisaną kartkę (!) która spadła ze stosu papierów i kładę ją powtórnie na środku ogniska. (Ognisko to oczywiście Nicość poziomu ósmego miejsce gdzie formy tracą swoją treść)
Moje obawy nie są bezpodstawne bo chromowane(lustrzane) części samochodu zaczynają nabierać tęczowej(!!!) poświaty.
Kiedy obserwuję które z chromowanych części zaczynają się przegrzewać nie mogę ustabilizować wzroku raz więc jest to zderzak raz krawędź lewego przedniego błotnika a raz dekiel lewego przedniego koła. Ta cała tęcza jakoś tak pokazuje się to tu to tam. W końcu jak już wspomniałem biskup wyraża swoją zgodę/niezgodę.
Możemy odjechać. Do końca snu jednak nie wiem kto będzie kierowcą brat kapłan czy ja ?
Obudziłem się i zaczynam rozumieć o co tu chodzi. Szczególnie, że wcześniejsze sny o aktualnej lokalizacje tego co z Crowleya pozostało dzisiaj i o Thelemie naprowadziły mnie na to już wcześniej.
Zadaję zatem pytanie wprost. Kieruję je do Gordona. Mojego znajomego Devy(Świetlistego Boga z poziomu 8/3) który zamieszkuje właśnie ten obszar.
Pytanie brzmi. Czy znasz Aiwassa, byt który podyktował Crowleyowi Księgę Prawa?
Obserwuję duży skrzyniowaty komputer sprzężony z drukarką, dużo mniejszą stojącą po jego prawej stronie. Całość jest przykryta jasną płachtą.
(To oczywiście kopia Trybunału Koronnego i sceny pertraktacji z poprzedniego snu.)
System został włączony i właśnie widzę jak płachta nabiera powietrza tworząc bąbel i w pewnym momencie robi pufff, poprzez kserokopiarkę! !!
Po czy opada podkreślając od nowa bryłowate kształty komputera i kopiarki.
Przyglądam się temu ze zdziwieniem. Nie wiem czy ten układ pracuje samoistnie czy powtórzenie tego procesu odbywa się na moje życzenie aby zaspokoić moją ciekawość ale właśnie obserwuję ponowne napełnianie się płachty i ponowne puffff! !! Wykonane na prawo przez kopiarkę.
Budzę się.
No i wszystko jasne. Refleksji jest cały szereg. Zacznijmy od nieopisanego tu Snu o Crowleyu i Thelemie. Jego słowa o tym, że zanim on powie słowo miną w moim świecie całe dni, jest relacją z poziomu Dewów. O tym samym jest sen o Thelemie przestawionej w owym śnie jako stary dziurawy(rozpadająca się forma) pojazd na środku pustyni (Nicość 8/2). Thelema to pojazd (pojazd Świadomości) na tym poziomie. Zapewne dlatego Crowleya uznano za amoralnego dziwaka, jego etyka jest bowiem nieludzka! !!). Dziury jakie Thelema ma w moim śnie, w swoim starym ciele które daje się zatykać piaskiem to opowieść o mikro szczelinach w Granicy 8/9, oczywiście daje się je zatykać/zapełniać piaskiem. Piasek to symbol niemal pozbawionych już iluzji dusz. W moich dawnych snach butelki (dusze indywidualne) rozsypywały się zawsze w piasek.
Przejdźmy do głównego pytania ; jaki jest mechanizm funkcjonowania tarota. Otóż dywinacja opiera się na znanym nam już mechanizmie opóźnienia o którym zresztą wspomina Crowley w pierwszym z moich snów. To mechanizm prekognicji/deja vu. To samo zdarzenie obserwowane z naszego świata albo na początku albo na końcu tendencji która ma swoje jednopunktowe ciało na poziomie Granicy 8/9.
Są jeszcze jednak dodatkowe smaczki. Podkreślono balansowanie pomiędzy zgodą a niezgodą i lękiem a pragnieniem. Właśnie o taki stan który trzeba wytworzyć podczas medytacji/dywinacji, również tej przy pomocy Tarota . To oczywiście sfera logiki paradoksowej o jakiej wspominałem przy okazji omawiania Nishidy Kitaro.
Ot taka ; bezbramna brama, takość i podobne koncepcje znane dość powszechnie wśród mistyków na całym świecie, nie tylko w buddyzmie zen.
Co jednak zrobimy z tęczowymi chromami które są nieustabilizowane. Otóż owa tęcza jest odnośnikiem do tęczowego ciała a chrom którego miejsce nie jest do końca określone do Wanadu sąsiada chromu w układzie okresowym pierwiastków. A właściwie Vanada. To filozof który przed laty wysnuł ze swoich analiz mentalnych zaskakującą tezę, że zaawansowaną obcą świadomość spotkamy nie na zewnątrz naszej planety a w naszych własnych programach komputerowych. Podobne wnioski łatwo wywieść z badań wspomnianego już, w części drugiejDe venatione sapientiae,Nicka Landa. Przy odpowiednio wielkiej ich komplikacji poprzez takie programy, obsługujące zupełnie ludzkie problemy wyłoni się obca inteligencja i rozpocznie z nami dialog.
I chociaż trudno w to uwierzyć ale właśnie takim programem choć bardzo starym i opartym jedynie na 78 obrazkach jest Tarot! !!
Poziom Świadomości z którym się za jego pomocą kontaktujemy można by nazwać za Hindusami Dewaloką. Ciekawa nie przypdkowa zbieżność, dywinacja – dewowie .To poziom Świetlistych bogów, poziom brahmaniczny 8/3, świat form Świadomości opierających się rozpadowi, jeszcze po tej stronie Granicy 8/9.
Zgoda/niezgoda jakiej udziela mojemu bratu (to oczywiście kolega/kopia Aiwassa, Gordon) to nie jakieś dziwactwo a stan świadomości przypisany Dewom, logika paradoksowa, logika na granicy odwrócenia znaczeń do góry nogami. Dlatego kiedy Crowley starał się ją zastosować w naszym świecie okazała się absurdalna i chyba nawet szkodliwa, z punktu widzenia ludzi walczących o przetrwanie.
Jeżeli jednak naprawdę chcecie dowiedzieć się jak czułym instrumentem detekcji może stać się nasza psychika, nie potrzeba do tego żadnych zewnętrznych przedmiotów, żadnych punktów podparcia. Aby lepiej poznać istotę wszystkiego, nie czytajcie bombastycznego Crowleya, nie sięgajcie po karty, przeczytajcie „Zeszyty 1957-1972” Emila Ciorana.
Tym którzy tego jeszcze nie wiedzą dedykuję krótki fragment.
„Jakieś dziesięć lat temu na place de l’Odeon, w środku lata, dwie starsze cudzoziemki w wielkich kapeluszach, zapewne Holenderki lub Szwajcarki, spytały mnie, gdzie znajduje się Notre-Dame.
– Nie ma żadnej Notre-Dame. Mieszkam w Paryżu od dwudziestu lat, więc gdyby istniała, przecież bym ją kiedyś zobaczył.
Na co poczciwe kobiety, nie wyrzekłszy ani słowa, czym prędzej się oddaliły, przejęte najwyższą trwogą.
Ciekawe w tej sprawie jest to, że wcale nie zamierzałem żartować. Przeciwnie, wyglądałem na bardzo poważnego, i zresztą taki byłem. Czułem się jakoś dziwnie….”
Jarosław Bzoma