Zwalczajcie na drodze Boga tych, którzy was zwalczają, lecz nie bądźcie najeźdźcami. Zaprawdę; Bóg nie miłuje najeźdźców! I zabijajcie ich, gdziekolwiek ich spotkacie, i wypędzajcie ich, skąd oni was wypędzili – Prześladowanie jest gorsze niż zabicie. – I nie zwalczajcie ich przy świętym Meczecie, dopóki oni nie będą was tam zwalczać. Gdziekolwiek oni będą walczyć przeciw wam, zabijajcie ich! – Taka jest odpłata niewiernym (słowo to powinno być tłumaczone jako – niewdzięcznym; JB) ! – Ale jeśli oni się powstrzymają… – zaprawdę, Bóg jest przebaczający, litościwy! I zwalczajcie ich, aż ustanie prześladowanie i religia będzie należeć do Boga. A jeśli oni się powstrzymają, to wyrzeknijcie się wrogości, oprócz wrogości przeciw niesprawiedliwym! Miesiąc święty za miesiąc święty. Rzeczy święte podlegają talionowi. A jeśli kto odnosi się wrogo do was, to i wy odnoście się wrogo do niego, podobnie jak on odnosi się wrogo do was. I bójcie się Boga! I wiedzcie, że Bóg jest z bogobojnym
Sura Al-Bakara 2, 190–194; tłum. Józef Bielawski
Co się stało ze świadomościami 'ja’, pielgrzymów zadeptanych w Mekce?
(Nie pytam o ich dusze, z duszami przecież nic się nie stało.)
Skrócę swoją relację do interpretacji snów, bo same sny są nieznośnie długie i nikomu nie będzie się chciało ich czytać.
Po pierwsze.Ci, którzy w czasie przechodzenia przez to doświadczenie nie myśleli tylko o sobie i starali się ratować innych, zostali dostrzeżeni przez strażników małej karmy (Policja Przejawieniowa) i, mimo że nie spodziewali się nagrody, zostaną wynagrodzeni.
Po drugie. Świadomość tych, którzy zostali pozbawieni przytomności, ale wrócą do zdrowia, została oczyszczona i uporządkowana bez ich udziału, a nawet bez ich wiedzy.
Po trzecie. Są również pośród nich tacy, którzy poszli za swoim mistrzem. Zapewne chodzi o proroka albo Imama. I utracili kontakt z własną Duszą (poziomem 7).Ci powrócą jednak po pewnym czasie do pełnej Świadomości. Po czasie kiedy jako indywidualna świadomość pozbawiona dostępu do swojej duszy przestaną dostarczać energii życiowej i wyobrażeniowo-emocjonalnej 3, swojemu egregorialnemu idolowi. Takie osoby mogą się nawet inkarnować, mając zamiast połączenia z duszą terminal do egregora religijnego. Znamy wielu takich urodzony bogów/proroków/szaleńców.
Dla tych, którzy jednak mają nieco więcej cierpliwości i chce im się czytać sny, opis samych snów.
-Przez przejście przez jezdnię, w przestrzeni, która w moich snach jest naznaczona numenalnie (pojawia się tam Duch Święty ) przechodzi chłopiec niosący przed sobą rodzaj ekranu. Nie widzi przed sobą niczego, bo ekran zasłania, to co jest przed nim, nie zauważa zatem również postawnej, grubej kobiety, ale mimo tego udaje mu się jakoś nie zderzyć z nią.
Kiedy się jednak gwałtownie zatrzymuje, ekran (wyobrażeń religijnych) przełamuje się i zostaje zniszczony.
Kobieta chce go nagrodzić, ale on odmawia, nie czując się godnym nagrody. Wtedy dostrzega uważne spojrzenie policjanta stojącego po drugiej stronie przejścia, który skinieniem głowy daje mu znak, że jednak powinien przyjąć swoją nagrodę.
-Działamy w hotelu na dość wysokim piętrze. Kiedy kobieta opuszcza pokój, pozostawiając we wnętrzu spory nieład, wślizgujemy się w trzy osoby i porządkujemy go.
Ja zostaję nieco dłużej niż pozostała dwójka, aby zadbać o szczegóły. Wychodząc, nasłuchuję przez drzwi, co dzieje się na korytarzu, nie chcę natknąć się na nikogo. Nie lubimy świadków przy naszej robocie. Dyskretnie opuszczam pokój i zbiegam na dół po schodach, na prawo. (Oczywiście pokój to ciało czasowo opuszczone przez świadomość)
-Wybraliśmy się do Krakowa (bardzo stare miasto, w moich snach oznacza stare warstwy Świadomości).Mieliśmy jechać w trzy osoby, bez mojej żony (anima, taki Anioł stróż), ale miał mi towarzyszyć jej syn (przewodnik po przestrzeniach wyobrażeniowych, czyli minusowych/”piekielnych”).
Okazało się jednak, że coś mu wypadło i wolał zostać w domu. Podjął się jednak powiadomienia mojej żony o tym, że pozostawił mnie samemu sobie.
Właściwie to nie jestem sam, bo w tę podróż udałem się z moim mistrzem (jednym z jurorów Master Szefa).Będziemy mieszkać w hotelu, na starym mieście. Ten hotel to wieża, którą widać nawet poza murami starego miasta. Mój Master (kobieta!!!) mówi, że woli mieszkać w tym hotelu w obrębie murów (8/9) niż tu w młodszym mieście poza murami, bo tam przynajmniej nikt nie będzie jej obserwował. W podtekście, szykuje się pomiędzy nami ……. unia mistyczna.
Co się dzieje w sensie duchowym, kiedy tłum okrąża Kaabę?
Obraz, który pojawia się w płytkim śnie.
Muzułmańscy analitycy snów, bo musicie wiedzieć, że w islamie cenią sobie wizję, tym bardziej im bliższa jest jaw, od samego początku w tej kulturze przywiązywano ogromne znaczenie do snów i wizji.
A zatem moja wizja na granicy jawy i snu przedstawiała odkryty kontener na śmiecie, z typową zawartością. Kiedy uniosłem się nieco nad kontenerem, aby lepiej przyjrzeć się wizji, niewidoczna siła z głębi ekranu śnienia zepchnęła śmiecie w stronę, po której byłem, tworząc pusty, nazwijmy to umownie, czystą przestrzeń na przeciwległym końcu kontenera.
Sen nad ranem, po godzinie czwartej, który mistycy islamscy traktują jako ten pochodzący od Boga, przedstawił tę samą informację, w nieco bardziej przestrzennej i dynamicznej formie.
Czysta Świadomość spłynęła z góry (przypominało to bezforemne tchnienie) i odepchnęła stałe geometryczne elementy (zanieczyszczenia), jakie gromadziła w swoim wnętrzu każda z wielu istot znajdujących się na dole. W ten sposób stworzyła sobie pustą przestrzeń pozbawioną przeszkód do zstąpienia na sam dół.
Chyba widać jasno, w jakim celu odbywa się hadż.
Co tak naprawdę znajduje się za złotymi drzwiami we wnętrzu Kaaby ?
Snów jest dużo i dotyczą relacji rodzinnych wschodniego władcy. Co ciekawe przez całą podróż nie występują żadne elementy muzułmańskie, a przynajmniej tak ich we śnie nie interpretuję.
Od dłuższego czasu nie staram się zapamiętać zbyt szczegółowo narracji pojawiających się w snach, które nie mają bezpośrednio związku z pytaniem, zadanym przed zaśnięciem dlatego szczegółowo opiszę jedynie odpowiedź na tytułowe pytanie. Inaczej większość odpowiedzi zaczynałyby się od początku świata.
W głównym momencie podróży towarzyszą mi trzy, cztery osoby. Idą po mojej prawej stronie, nieco z przodu. Idziemy z lewej na prawo.
Wchodzimy w wąską uliczkę, która przypomina raczej murowany zaułek starego miasta niż wnętrze namiotu, z jakim kojarzy się Kaaba.
Zbliżamy się do niewielkiego placyku, na którego środku stoi kamienny obelisk, wysokości nie większej niż dwa metry. Dość szeroki. Jakiś metr, metr dwadzieścia.
U góry węższy niż na dole. Nie jest czarny, ale ciemnoszary. Jest obrobiony kamieniarsko, a zatem jest regularną bryłą. Cały jest pokryty wykutymi napisami w niezrozumiałym dla mnie języku. We śnie nie przypominają napisów arabskich.
Kiedy zbliżamy się do obelisku, na posadzce, są widoczne dwie rozbiegające się ścieżki, które nieco bardziej wystają z podłogi niż otaczające, całość obelisku, płyty. Idziemy tą po prawej stronie. Mijamy obelisk i zatrzymujemy się za nim, po prawej stronie. Najbliżej obelisku stoję ja.
Po jego lewej stronie i nieco przed obeliskiem widzimy znacznie liczniejszą grupę. Może nawet dziesięć osób. To mężczyźni, dość postawni. Otacza ich aura osób nawykłych do walki. Nasza pozycja wobec nich ma tę zaletę, że trochę nas ten obelisk rozdziela i osłania, przed nimi.
Po jakimś czasie obcy mężczyźni podają sobie dłonie. Ten, który jest najbliżej nas, podnosi dłoń w moją stronę, ale po krótkiej wymianie spojrzeń orientuje się, że jesteśmy obcy. Natychmiast opuszcza dłoń, a sytuacja staje się nieco napięta. Wtedy ja podnoszę swoją otwartą dłoń i kieruję w jego stronę. Po chwili wahania tamten podaje mi swoją. Uścisk nie jest nazbyt przyjacielski, ale jest wyrazem tolerowania naszej obecności w tym miejscu.
Pod koniec podróży zdaję relację z całej wycieczki znanej mi z jawy kobiecie (nauczycielce akademickiej), stojącej po prawej stronie ekranu, która oczekuje, wraz z innymi osobami na wejście do starego budynku. To budynek Wydziału Socjologii UMCS.
Pielgrzymka do Mekki (Hadż), którą każdy muzułmanin powinien odbyć chociaż raz w życiu, oprócz ceremonialnego, mistycznego przeżycia, okrążania Kaaby ( mówi się, że ten głaz to meteoryt), składa się również z kamienowania Szatana(Kamiennego słupa, który go uosabia) wejścia na górę Arafat i rytualnego szlachtowania wielu tysięcy zwierząt. Mięso rozdawano pielgrzymom, część jest pieczona i zjadana również dzisiaj się na miejscu. Dzisiaj jednak większość mięsa jest zamrażana i rozsyłana samolotami do innych krajów muzułmańskich.
W czasach które opisuje Ilija Trojanow w „Kolekcjonerze światów”, czyli pod koniec XIX wieku- „Resztki wnętrzności i jelita, kawały tłuszczu i skóry, wyschłe strumyki krwi, wszystko to naznacza ziemię. Dolina nad Miną jest teraz najobrzydliwszym miejscem na ziemi […] kiedy ktoś umrze, zostawia się go tam, gdzie leży; gdy zwłoki osiągną stadium rozkładu, zostają wrzucone, do jednego z rowów, które wykopano, by wrzucić do nich resztki ubitych zwierząt. Mięsny kompost, siedlisko zarazy.”
Większość tragedii, jakie mają miejsce w Mekce, zdarza się właśnie, podczas kamienowania Szejtana:
„Hadżi byli jak lawina, która runęła w dolinę, kiedy zbliżali się do słupa i z daleka go ujrzeli […] Ciżba kołysała się jak statek na wysokich falach, toczyła się niepewnie dalej, podczas gdy krzyki przetaczały się nad innymi krzykami, i stłamszona została ostatnia resztka cierpliwości i względów dla innych, zwłaszcza ze strony dromaderów i osłów wielkich panów. Słup był rozczarowaniem, wyglądał równie mało groźni, jak słup na skraju rzymskiej drogi, jak menhir, jak bezimienny nagrobek. Ten jednak rozpalał wyobraźnię hadżich zebranych wokół, bo ich twarze zmieniały się w wykrzywione wściekłością maski, a oni ciskali kamieniami ze zbyt wielkiej odległości. Wielu hadżich nie trafiało w diabła, tylko swoich braci i swoje siostry.[…]
Lecz ucieczki nie było. Nie w ciżbie, w której każdy był śmiertelnym wrogiem każdego, myślącym tylko o tym, by ujść z życiem z tego rytuału.[…] Ujść przed ukamienowaniem było trudniej niż ku niemu zdążać. Po rzuceniu siedmiu kamieni hadżi szukali bowiem dróg ucieczki z tłumu, parli z powrotem, torowali sobie drogę wyjścia, nie zważając na przeszkody. Całym ciężarem napierali na tego, czy tę, którzy byli przed nimi, nie przepuszczali nikogo, kto chciał, chociaż odrobinę zmienić kierunek. Pod postacią ciosu w potylicę objawiło się Abdullachowi ( przebranemu za szejka Richardowi Francisowi Burtonowi) głębsze znaczenie tego rytuału; kamienowanie było ćwiczeniem w czymś arcyludzkim, po podniebnym wzlocie w trakcie oświecenia. Każdy karmił teraz diabła, którego nosił w sobie, serca pielgrzymów teraz z powrotem kamieniały, tak więc to nie była wcale pomyłka, że kamienie uderzały w pielgrzymów. Wprost przeciwnie, to właśnie trafiając w bliźniego, trafiali w diabła, a nie trafiając w słup, który stał tam tylko dla zmylenia.”