Jaki będzie ostatni przebłysk indywidualnej Świadomości zanim wydostanie się z wielkiego koła narodzin i śmierci, już nie tyle z ciała ale z samej duszy? Zapewne nie zgaśnie tak jak w Janowej Apokalipsie, wśród dymu i ognia, plag i krwi. Demontaż duszy jednostkowej zanim ta pozna że jest jedynie odbiciem Źródła będzie powolniejszy i będzie przypominał zapewne demontaż , dzień po dniu , niejako Genesis a rebours , takie odwracanie stworzenia jak w filmie Beli Tarra „Koń turyński”.
Skąd wziął się ten koń ? Skojarzeń w czasie oglądania tego filmu miałem wiele. Może to być pole zdychających koni (obumierających form -Ri pole) z moich podróży , analogiczne pole pojawia się również w wizyjnym filmie Święta góra, Jodorowskiego. Ten konkretny koń z Turynu wziął się jednak skądinąd , z opowieści o krytycznym momencie życia Fryderyka Nietzschego. Filozofa wieszczącego śmierć Boga .Tak jak to często bywa prorok nie jest prorokiem dla innych ale dla samego siebie. Tak też i nasz rodak (Nietzsche nosił tak naprawdę nazwisko Nicki) opowiedział w swoich wcześniejszych dziełach przyszłą śmierć światła swojego wielkiego umysłu, w jakimś innym sensie opowiedział właśnie powrót do Źródła swojej Świadomości . Powrót do Nicości w której zamierają wszelkie formy materii niosące dotychczasową Świadomość indywiduum zrodzonego w świecie czasu i przestrzeni .
Warto w tym miejscu przytoczyć tę opowieść , w „Koniu turyńskim” jest ona przedstawiona na samym początku filmu, niejako z offu, przez narratora. Sam koń i woźnica, mimowolni świadkowie transformacji Nietzschego są w metafizyczny sposób przeniesieni z ulic Turynu do samego filmu;
Przed stu laty, w dniu podobnym do dzisiejszego , w Turynie, Nietzsche wyszedł z bramy kamienicy numer sześć przy ulicy Via Carlo Alberto. Może chciał się przespacerować a może udać na pocztę ? Kiedy tylko znalazł się przed domem jego uwagę zwróciła grupka ludzi obserwująca woźnicę i konia. Dorożkarz właśnie stracił cierpliwość do swojego konia który nie chciał ciągnąć dorożki i zaczął okładać go batem. Nietzsche , głosiciel śmierci Boga i uwiądu wszelkich sensów, w akcie , chyba już boskiego współczucia rzuca się szlochając koniowi na szyję. Po chwili traci przytomność. Zaniesiony do domu ,przez dwa dni nie daje oznak przytomności. Kiedy ją odzyskuje wypowiada swoje ostatnie słowa „ Muter, ich bin duum”. Potem jest już tylko gorzej , okazuje się że nie ma już w nim świadomości Fryderyka. Zostaje uznany za nieszkodliwego szaleńca i pod opieką najbliższej rodziny trwa w tym stanie przez dziesięć lat, już do samej śmierci.
Co wielce ciekawe podobnego szlochu i obściskiwana za szyję uosabiającego przejawioną boskość konia doświadczyłem i ja , na szczęście ten akt pojednania, rozpoznania się nastąpił we śnie a nie na jawie w związku z czym piszę te słowa w domu a nie szpitalu :).
A zatem maszyneria przejawionej Świadomości może zatrzymywać się jak zardzewiały mechanizm trący od dawna wśród czerwonego zgrzytu trybów w momencie który uzna za stosowny do wycofać się ze świata fizyczności, jednym aktem swojej gigantycznej woli.
Zapewne tą rdzą okaże się nuda ludzkiej egzystencji. Czemu chyba w najbardziej spektakularny sposób dał wyraz w swoich książkach Emil Cioran.
„Nuda jest samą prawdą. Rozumiem przez to rzecz następującą: Nuda nie ma konszachtów z niczym i nic jej nie oszuka. Rodzi się ona z dystansu wobec każdej rzeczy, którą to pustkę odczuwa się jako zło zarazem subiektywne i obiektywne. Tak więc w jej działaniach nie ma żadnej iluzji; spełnia ona warunki badania naukowego. Nuda jest dociekaniem.”