„Niektóre prawdy są dla naszego umysłu tak bliskie i tak oczywiste, że wystarczy nam oczy otworzyć, aby je dojrzeć. Za taką uważam tę ważną prawdę, że […] wszystkie ciała, które składają się na potężną budowę świata, nie mają żadnego samodzielnego istnienia poza umysłem, a ich byt polega na tym, że są postrzegane albo poznawane.”
G.Berkeley.Traktat o zasadach poznania ludzkiego
Lecimy do Ogrodnika
Sen:
Za drzwiami świeżo odnowionego (!) pałacu, nad wejściem do holu, na białym odświeżonym gzymsie, postanowiono umieści sześć odciętych, a właściwie odgryzionych (!) elementów, pozyskanych z innych starych pałaców (zbiegają się w jednym ognisku). Na razie mogę zobaczyć pierwszy element. Pierwszy z lewej. Kobiecą twarz.
Z jakiegoś powodu umieszczona jest bokiem (obrót o dziewięćdziesiąt stopni), a nie pionowo. Brodą wskazuje prawą stronę. Kilka razy się jej przyjrzałem, denerwuje mnie (!), to jej ustawienie. Patrzę na to chyba już trzeci raz (!) i za każdym razem mnie to denerwuje i przeraża.
Ktoś, kto stoi za mną, zagląda przez moje ramię i mówi, że dobrze jest, a ja się czepiam! Kiedy odwracam się i spoglądam na otoczenie pałacu, wszystko jest jakieś trójdzielne, a właściwie… sześcioelementowe. No jasne, że się nie zorientowałem wcześniej, to serafin (!), sześcioskrzydły strażnik Tronu!
Budzę się z tą konstatacją w umyśle. Teraz to jest oczywiste! Co ma Serafin do Nadduszy 7+?
Zasypiam.
Chciałbym już zająć się czymś innym, ale mysz ciągle mi ucieka i muszę ją ciągle łapać!
W końcu pokazując komuś, na czym polega mój kłopot. Wpadam na pomysł, aby mysz umieści
w wysokiej osłonie od donicy z kwiatkiem. (A może ten ktoś mi to podpowiada mentalnie, serafin?)
Teraz wiem, że jestem u siebie w domu (mentalny 4), bo podchodzę z myszą w dłoni do drzwi werandowych, omijając owalny stół stojący na środku pokoju. Osłona nie jest w środku zbyt czysta. ale jak dla myszy wystarczy. Wkładam ją do środka. Mysz biega jak oszalała jeszcze szybciej niż dotychczas(model wiru). Aby nie wyskoczyła z osłony, nakrywam ją od góry dłońmi (jak skrzydłami). Mimo to myszy udaje się wyskoczy bokiem, w miejscu gdzie powstała mała luka pomiędzy dłonią a donicą. Teraz mam chwilę na refleksję, ponieważ mysz, kiedy udaje jej się uciec, porusza się znacznie wolniej i daje się łatwo złapać.
Widzę, że kiedy mysz się miota, uwięziona w osłonie, to jest czarna! Natomiast kiedy jest wolna, robi się jasna, prawie biała!(To opowieść o świetle w Nieprzejawieniu-czarnym i w Przejawieniu-białym).Ma wtedy jedynie dwie czy trzy żółtawe plamy na futerku. Ktoś stoi z mojej lewej strony i też jest tą prawidłowością zdziwiony. Najlepiej byłoby mysz po złapaniu i włożeniu do odsłony nakryć jakąś pokrywą, ale nie mam nic pod ręką.
Ciekawa obserwacja. Sen jest z poziomu dość niskiego OOBE/LD. Kiedy chwytam mysz, moja ręka jest mało wrażliwa, jakby była zdrętwiała albo w rękawiczce (to dłoń astralna!), dlatego za każdym razem, kiedy łapię ją znowu i znowu, obawiam się, aby jej nie rozgnieść z braku czucia. Budzę się nieco ożywiony ganianiem myszy. Czegoś takiego jeszcze nie śniłem! Pytam Szirin, co to miało być?
Zasypiam.
Złapałam (!) jakiegoś gówniarza i wypytuję go o coś istotnego. Ten mocno przeze mnie przyciśnięty wyjawia mi wszystkie swoje sześć elementów! Korzystając z ujawnionych mi faktów, wraz z moją ekipą stoimy przed opuszczoną, ciemnobrązową roletą, która zasłanie wejście do jakiegoś pomieszczenia na niskim parterze. Topograficznie przypomina mi to zakład jubilerski na ulicy Królewskiej (nieopodal katedry). Stoimy przed tą roletą, a mnie przychodzi do głowy niepokojąca myśl, że ten sześcioczęściowy gnojek mógł nas wystawić i za tą roletą może czai się jakaś zasadzka. Mówię sama(!) do siebie, a i do moich pomocników stojących za mną również, że kiedy mówił wyglądał, jakby mówił szczerze.
Budzę się. Ech, życie. Przełączyłem się z tym swoim negatywnym nastawieniem do Starego Dziada. I Wir 8-12 i Paroket-zasłona 8/9 wyglądają zatem minusowo.
Zasypiam i już nie chce mi się budzić aby zapisywać kolejne sny. Wszystkie są złożone z sześciu elementów ( pamiętajmy że przestrzeń 6-8 można traktować jako element w myśl zasady, że Atman jest Brahmanem), z których jeden próbuję okiełznać, a może nawet jego Źródło.
W końcu wyglądam z salonu na ogród.
Jest zielono (3). Na środku stoi ktoś, kto ma młodą sylwetkę. Nie wiem, w jakim jest wieku, bo stoi do mnie tyłem, pośrodku ogrodu. Ma kaptur na głowie. Jest chyba podobny w kolorze do ogrodu, a może nawet jest bez koloru, przezroczysty!
Budzę się ze skrystalizowaną myślą. Ogrodnik! Na poziomie astralnym (3) jest nieporównanie młodszy i przypomina mi … śmierć!
Znowu zasypiam. Niczego ze snu nie zapamiętuję, ale kiedy zaczynam się budzić, mam przed oczami rybę z kolcem na głowie, który jest wyraźnie (hydrodynamicznie) odgięty do tyłu.
Budzi mnie śpiew tego kolca!!!
Śpiew, który, kiedy odzyskuję dzienną świadomość, okazuje się odgłosem ściennego zegara naśladującego ptasi głos. Jest godzina siódma rano. Śpiew wygiętego kolca ryby. Śpiew kosy, który jest czasem!
Bardzo poetyckie! Bardzo.
Zadaję sobie pytanie, jak to jest widziane na poziomie czteroskrzydłych ?
Zapamiętałem jedynie koniec snu. Jadę autobusem. Po prawej stronie pojazdu obserwuję ekran, na którym wyświetla się jego trasa. Ale im dalej jedzie autobus, tym ekran musi się przesuwać bardziej ku tyłowi pojazdu, ponieważ to nie napisy przesuwają się na ekranie, ale ekran ujawnia zapis, przesuwając się po nim, ten jest niejawny, na ścianie, na całej jej długości. Spoglądam w stronę kierowcy. Nad jego głową, z przodu, po lewej stronie, widzę rzutnik, który wyświetla ten napis wzdłuż całego pojazdu. Musi wyświetlać cały napis jednocześnie na całej ścianie autobusu. Od jego przodu ku tyłowi. Ale to właśnie dopiero ten wędrujący ekran ujawnia jego obecność.
Budzę się. Ciekawa definicja niższych aniołów. Są ekranami, które ujawniają zapis wyświetlany znad głowy Czerwonego Kierowcy (<10). Zapis jest w całości, jego elementy trwają jednocześnie ale jego postrzeganie jest sekwencyjne.
Zapamiętałem jeszcze jeden obraz odbijający się pod kątem prostym promień. Określał poziom stacjonarnej orbity tych bytów. Pewnie został zapisany gdzieś w moim mapniku!
No a teraz przydałoby się zbadać ostatnie piętra na samej górze. Może jakieś relacje o współzależności ostatnich pięter?
Zamknęliśmy się w skrzyni z mglistą(8) zawartością. I pojechaliśmy w głąb ekranu śnienia. Jednym słowem polecieliśmy w głąb brahmanicznej dziury!
Pytam teraz pojemnościowo. Pytam „swoim” ciałem brahmanicznym. „Swoim” poziomem dwunastym. Nie wiem, o co pytam! Przecież nie myślę! Ale spodziewam się właściwej odpowiedzi!
W kwadratowym pomieszczeniu o powierzchni około trzydziestu takichże metrów, pod ścianą bliską obserwatorowi ekranu, nieco z lewej strony, usiadłem (ja uczestniczący) na sedesie. Opuściłem już nawet spodnie. Patrzę i oczom nie wierzę. Zza kotary (!) po prawej stronie w odległym rogu wychodzi moja szefowa (4) z jakimś kolegą i nie zwracając uwagi na mnie siedzącego w pustym (!) pomieszczeniu na sedesie, przechodzą zajęci rozmową w prawo. Po tej stronie są drzwi wyjściowe z pomieszczenia sedesowego!
Mentalny (4) obraz nicości i dziury 8–12. Bardzo wyrafinowana symbolika! Bardzo.
Wyszli. Wciągam spodnie, bo już widzę, że nic z tego siedzenia nie wyniknie, za uchylonymi drzwiami pojawił się jakiś mężczyzna z nastoletnim dzieckiem. Przecież w takich warunkach nie można się nawet spokojnie wy…! Wychodzę przez uchylone drzwi i idę wściekły w prawo przez ogromną salę pełną ludzi. Po kilkudziesięciu metrach zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie ma się co obrażać (!). Trzeba do pomieszczenia z „tronem” wrócić, bo nie wytrzymam za długo bez niego. Zawracam, ale idąc ku pomieszczeniu, zaczynam kombinować. Zajdę je od tyłu, może za pomieszczeniem jest podłączona inna wygódka i da się z niej skorzystać w bardziej intymnych warunkach.
Budzę się. Żarty sobie ze mnie robicie? Bóg jako tronujący w pustce siedzący na tronie i sr…y w Przejawienie, czasem kiedy nie może się wypróżnić z powodu mentalnego zablokowania przez poziom mentalny to wchodzi pomiędzy byty go kreujące? Dobra, zobaczymy, co jeszcze wymyślicie. Na razie wiem tyle, że w pomieszczeniu z dziurą pośrodku długo się nie posiedzi, bo mimo sporej presji wewnętrznej, jest i zewnętrzna!
W prostokątnej ramce jest miejsce na sześć (!) jednakowych kul. Ja próbuję wepchnąć jeszcze jakieś dwie czy trzy dodatkowe(moje poziomy 6-7-8- etc.), nieco inne, podpisane literami, słowami w jakimś dziwnym języku. Wszystko wskazuje na to, że nie zmieści się ich już więcej w tej ramie. Trzeba by było kłaść je na wierzchu, a zdaje się nie o to w tym działaniu chodzi.
Budzę się. Jasne. Poziomem mentalnym (4) nie obejmę więcej niż poziom szósty czy siódmy. Nie mogę zatem prowadzić bezpośredniej percepcji Szczeliny 8–12. Ale jak to zrobić? Proszę Szirin, aby pomogła przekroczyć tę Dziurę 8–12:
Przeprowadzam eksperyment. Chcę sprawdzić, czy książka błogosławionej Świderkówny (Szirin, naprawdę doceniam twoje poczucie humoru!) samodzielnie fruwa w powietrzu.
Wychodzę na schody prowadzące z mojego domu (4) na ogród (3). Rzucam książkę w powietrze. Niestety książka spada pod płotem, po lewej stronie. Niby nie jestem zbyt zdziwiony, ale jednak tliła się we mnie jakaś nadzieja, że samoistne latanie takiego dzieła jest możliwe. Niestety! Podchodzę do książki leżącej pod płotem. Nieco się rozsypała, więc układam stronice w środku okładek tak, jak powinny być umieszczone. Towarzyszące mi osoby, które są w ogrodzie, trochę się z mojego eksperymentu śmieją. Nic z tych moich zaklęć nie wychodzi.
Obserwuję teraz jeszcze inny eksperyment.
Przeprowadzamy próbę strzelania z rewolweru do pudła(pustka pomieszczenia do tronowania) wiezionego na motocyklu (jednoślad do poruszania się w przestrzeni pomiędzy granicami 5/6 i 8/9). Ja jadę w głąb ekranu śnienia, jego środkiem, a motocykl z pudłem nieco przede mną z lewej. Strzelam, w pudle robią się dziury. Żadnego cudu, wszystko jak w fizycznym świecie!
Budzę się. Wszystko, czego udaje mi się doświadczyć,
doznać z poziomu czwartego (mentalnego) i trzeciego (wyobrażeniowo – emocjonalnego) jest podporządkowane prawom ludzkiej logiki. Nie mam się co łudzić, że sięgnę tym aparatem (zrozumieniem) w Szczelinę 8–12. Będę musiał poprzestać na opowieści Gordona. Zasypiam niemal pokonany.
Wysłałem kogoś (swoją reprezentację) na górę. Ma misję wpłacenia wyskrobanych tu na dole wartości. Obserwuję na dole w okienku, na małym ekraniku, kiedy wyświetlą się owe wartości, tam na górze wpłacone przez posłańca. Nie mogę się na to doczekać!
Tymczasem wiem, że nie wynika to z nieuczciwości, próby oszukania mnie przez wysłannika, a z trudności w rozwinięciu tego, co z dołu zostało wysłane na górę. Tam są inne warunki operacyjne!
Budzę się.
Ciekawe, czy się w ogóle doczekam. Już kiedyś z podobnymi trudnościami w czasie napadu na bank spotkał się mój wysłannik do kwiaciarni. Dziwne jest to, że miałem już wcześniej sny z tego obszaru. Albo były zbyt symboliczne albo może jakieś wadliwe, zahaczające o poziom minusowy. Może teraz planowany jest odbiór ze Szczeliny 8–12 w jakiś bardziej prawdziwy sposób? Zobaczymy!
Proszę, aby moje najwyższe poziomy, z którymi jestem w stanie współpracować, pomogły mi pokonać oddzielającą osłonę (Mysi wir, pudło czyli przeszkody mentalne które zniekształcają moje pojmowanie):
To wymaga przeciągnięcia przez most (!) dodatkowych kabli. Kable mam podłączyć do mojego miejsca pracy, czyli gabinetu (6). Chodzi o podłączenie nowego zasilanie. W tym celu muszę odłączyć dotychczasowe zasilanie sieciowe (!) i przyłączyć nowy kabel. Muszę wytworzyć
zasilanie oboczne! Lateralne czy jakieś polowe?
Stoję przy fotelu stomatologicznym, na którym siedzi mój ojciec (10). Trzymam w ręku kabel. Bardzo cienki, o galaretowatej konsystencji. Kabel jest zwinięty w kłębek. Ma na swoich końcach po jednej „żabce” do połączenia ze stykami. Ale jest pewien problem. Kabel jest jednożyłowy! Kombinuję, że chyba będę go musiał przeciąć na pół, bo przecież tutaj prąd jest zmienny (!), prowadzony kablami dwużyłowymi (!). Powstaje więc problem, jak podłączyć owe przecięte siłą rzeczy pozbawione styków końce. Na okrętkę? Podłączenie jednożyłowym kablem musiałoby nie przewodzić prądu albo spowodować zwarcie.
Ojciec (bywały w świecie!) siedzi na fotelu twarzą zwrócony w prawą stronę i mówi, że wszystkim się tu zdaje, że na Wyspach jest tak samo jak tutaj, tymczasem i pod względem pożywienia i pracy jest niewyobrażalna wręcz różnica!
Budzę się.
Jednak coś się dzieje! Ciekawe, że teraz ja sam mam podłącz kabel. Nie ma zewnętrznej ekipy, która by zrobiła to za mnie. Mam nadzieje, że nie przeciąłem we śnie kabla na pół. Właśnie w tej jednożyłowości tkwi całe sedno połączenia pomiędzy ciałem buddycznym a Szczeliną 8–12.
Zapytam co jest na drugim końcu tego kabla, kiedy się go już podłączy jednym końcem na poziomie szóstym.
Jadę na rowerze(jednoślad) z lewej strony na prawą. Chyba po wodzie albo po zalanej wodą plaży. Kiedy zwalniam tak bardzo, że prawie się zatrzymuję, zaczynam się obawiać,
że za chwilę stracę równowagę. (Rozumiem, jednośladowość/jednożyłowość jest stabilna w ruchu, ale kiedy ruch ustaje, jednoślad ją traci ).
Stoimy z żoną (żona wyjątkowo po mojej lewej stronie – obrócenie ekranu) w czymś, co przypomina wnętrze kościoła. Panuje lekki półmrok. Na kazalnicy, nieco na prawo, stoi ktoś, kto ma wygłosić kazanie, mowę. Ma do przekazania nam, stojącym dość licznie we wnętrzu, swoje wzruszenie i swoje cierpienie. Wystrój przypomina czas przed Wielkanocą, bo jest dużo fioletów(7). Kaznodzieja rozpoczyna:
– Po-k, po-k, po-k… Po-p, po-p, po-p…
Zaczyna mnie ta sytuacja śmieszyć.
Facet fajnie zaczął, wygląda to bardzo naturalnie, ale kiedy słyszę, że to zacięcie ma cechy trwałości, czuję, że zaraz zacznę się śmiać na głos. Spoglądam w lewo, na żonę, a ta mówi:
– Jezus Maria!
Mówi to najwyraźniej w akcie zakłopotania i konfuzji.
Budzę się i od razu zdaje sobie sprawę z tego, że to po-p, po-p, po-p to tykanie zegara.
Dziwne, przecież mam ten zegar od kilkunastu lat i nigdy jego tykania nie zauważałem. Mój zegar ma jakiś związek z poziomem 7 no i ze śmiercią oczywiście.
Jednym słowem kabel jest podłączony i poprowadzi mnie do jąkatego, głoszącego Słowo boże z prawie dziesiątego piętra. Czerwonego(5 lub <10) zabarwionego mentalną lub nadduszną (niebieski 4 lub 7+) konstrukcją dającego w efekcie, pośrodku, poziom 7. To dziwne bo to działa w obie strony fiolet(przeźroczystość ultrafioletu) powstaje poprzez zmieszanie poziomu 4i5 jak i 7i<10.
Kabel został położony, można będzie się nim przespacerować. Liczyłem na bardziej obiektywny przekaz! Zasypiam.
Obudzę się dopiero za jakieś dwa dni 🙂
Podróż po jednożyłowym kablu
Wchodzę na obce podwórko. Jest noc. Po lewej w rozświetlonym oknie widzę krzątającą się kobietę. Po prawej, za szklaną (!) furtką oddzielającą podwórko od ogrodu, w śniegu leży (!) jakiś długi przedmiot. Przyglądam się mu przez szybę. W przedmiocie rozpoznaję leżącego w śniegu mężczyznę. Będę musiał zdradzić swoją obecność, ale kobieta zza okna chyba nie będzie miała mi tego za zło. Przecież ten mężczyzna może być jej bliskim! (Zapewne z poziomu minusowego!) Zatem przekaz będzie na poziomie astralnominusowy ale jakoś to przełożę na język pozytywowy. Jest szklana przegroda naśladująca kryształowe naczynie i Matka widoczna przez okno od strony niby-Nicości!
Zobaczymy, co będzie dalej. Poznanie Szczeliny 8–12 od drugiej, za przeproszeniem, minusowej strony?
Zasypiam.
Jestem w gronie studentów. Wszyscy trwożliwie(-) przygotowują się do jakiegoś ekstra dodatkowego egzaminu. Egzamin można zdać co prawda w przyszłym roku, ale wszyscy są tak nakręceni, że chyba to się odbędzie jeszcze w tej sesji. Mnie nie chce się uczy i stresować,
więc po prawej stronie przeprowadzam symulację, mam wizję egzaminu. (Właśnie przed chwilą obejrzeliśmy, jak planuję ściągnąć te informacje!) W symulacji sprawdzam, czy będę mógł podejrzeć coś u innych piszących pracę egzaminacyjną. Wygląda na to, że nie będzie to łatwe. Wszyscy idą w głąb i na lewo. Będą chyba już podchodzić do egzaminu. Koło mnie zostało kilka osób. Wpadam na „diabelski”(!) pomysł, aby tak niby mimochodem puścić plotkę, że ten egzamin w przyszłym roku ma by zniesiony. Więc skoro i tak można go odroczyć do przyszłego roku, to po co ten wysiłek dzisiaj?
Plotka rozchodzi się lotem błyskawicy. Robi się spore zamieszanie. Ja tymczasem wyjmuję z pudła przygotowanego przez studentów na czas nauki jakąś bagietkę (rozwinięta rota albo ten leżący za szklaną furtką!?) i sobie ją spokojnie zjadam.
Głos: Wspólna cecha to krajobraz mogilny.
(Mówiłem już, że jakoś tu ciemnawo i trupio? Co prawda zimno jak w minusowości (!), a nie gorąco jak w Nicości poziomu ósmego, ale fakt. Mogilnie! No i leżący za furtką na mrozie a bagietka w trumnie)
Stoję na podjeździe stacji benzynowej. Jakaś ekipa wpada na stację i w wyrazie protestu maluje białą farbą łuk, który oddziela lewą od prawej strony. Łuk jest niczym innym jak emotikonem, śmieszkiem. Oczy to dwie kropki po prawej stronie wygiętego łuku. To forma protestu przeciwko nowemu zarządzeniu premiera naszego kraju. Uchwalono, że sobota ma by połączona z niedzielą i ta krzywa kreska ma by protestem przeciwko temu połączeniu, ma oddzielić niedzielę od soboty. Na dodatek protestujący ustawili po lewej figurkę premiera z wyciągniętymi do góry rękami, jakby był za nie powieszony (Ukrzyżowany na uśmiechu rozciągniętym pomiędzy sabatem a niedzielą? Dowcip całkiem minusowy!).
Teraz jestem nie na poziomie podjazdu, a na wysokim murze. Przede mną, po lewej, siedzi Amerykanin, a nieco za mną po lewej jego tłumacz. Mówię do Amerykanina słabym angielskim, ale chyba rozumie, bo tłumacz tylko coś dopowiada od czasu do czasu, że ten ma okazję teraz zobaczyć, jak naród (ludzie) może się zjednoczyć wokół głupiej sprawy. Amerykanin chyba zapragnął w tym wszystko uczestniczyć, bo skacze z wysokiego muru na niewielką przestrzeń pomiędzy murem a furtką. Po lewej jest podwórko, a po prawej za furtką ulica. Furtka jest uchylona, więc Amerykanin uderza w nią szyją. Lewą stroną szyi. Początkowo myślałem, że to niewielkie otarcie, ale widzę, że to może by śmiertelna rana. (Przestrzeń pomiędzy murem a furtką , podobnie jak wcześniej pomiędzy oknem a furtką to przestrzeń Nicości 8/2. Uszkodzenie szyi o tym informuje dodatkowo, ponadto śmiertelność rany sugeruje że nastąpi przeskok do Nieprzejawienia 8-12.)
Głos: Skończyła się zabawa.
Budzę się.
Zabawa taka raczej minusowa, włącznie z ucinaniem głowy, jak już w minusowości widzieliśmy. Z egzaminu wyszły nici, bo poziom minusowy rozprzągł całą dyscyplinę, formy a protestujący nie wyrażają zgody na połączenie tego co w Przejawieniu z tym co Nieprzejawione.
Pytam co to miał być za egzamin?
Żona ma wysłać mnie do Krakowa (jeszcze starsze miasto niż moje), ale ona wszystko planuje strasznie wolno, dlatego kiedy wyszedłem z pracy o trzeciej, poszedłem prosto na ulicę Kapucyńską i w Domu Towarowym Centrum zakupiłem za sześćdziesiąt złotych bilet do Krakowa (poziom buddyczny – 6). Pokręciłem się po okolicy, bo odjazd zaplanowano na szóstą. Przed szóstą było tylko dwóch pasażerów chętnych na taką podróż do Krakowa. Ja i jakiś dziadek (Ogrodnik!). Stoimy przed domem Centrum(!) twarzami do Karmelickiej(Góra Karmel). Dziadek stoi po mojej prawej stronie. Z lewej nadjeżdża pojazd, który ma nas wieźć.
Chyba przybył prosto z trasy, bo wysiadł z niego ktoś niewyraźny. Pojazd wjechał na chodnik przed nami. Teraz kiedy kierowca chce zjechać z chodnika na jezdnię, aby zawrócić i ustawić się do drogi powrotnej na lewo, widzę, że to jest polonez bez kół. Kół ani nadkoli w ogóle nie ma, jest zeszlifowany do samego podwozia! Dziadek wyraża obawę, że pewnie zawiesi się na krawężniku. Ja tłumaczę mu, że nie, że sobie poradzi. I rzeczywiście. Kiedy jest już do połowy zsunięty z krawężnika, zręcznie zeskakuje (!) z niego na jezdnię. Przy okazji możemy obserwować, że w czterech punktach, tam gdzie powinny by koła, pojazd ma cztery czarne kwadraty, za pomocą których manewruje. Samochód zawrócił, ale okazuje się, że teraz nastąpi krótka przerwa techniczna i dopiero będziemy mogli wsiadać.
Spoglądam na zegarek i jakbym dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie uda mi się obróci
w obie strony dzisiaj. Będę musiał nocować w Krakowie. Nie uprzedzałem żony, że dzisiaj nie wrócę. Chyba zrezygnuję. Wychodzę na lewo i idę łukiem w stronę pomnika Unii. Dziwne, ponieważ właśnie uruchomiono niedużą pocztę tuż przed samym pomnikiem.
Będę musiał wykonać podróż w towarzystwie żony, wtedy nie będę musiał się niepokoi
tym, czy zdążę, czy nie zdążę wrócić na czas do domu, ona będzie to kontrolowała najlepiej.
Budzę się.
Szósta po południu to osiemnasta, czyli dziewiątka. Sam środek brahmanicznej dziury. Starzec w miejscu mojej stałej przewodniczki – żony – to ciekawa nowość. Naddusza 7+ podjęła się współtowarzyszenia w tej podróży?
Nowa poczta przed pomnikiem Unii to też zapowiedź jakiegoś transferu ku jedności. Jestem bardzo przywiązany do swojej żony. Zawsze miałem jakiś dystans do poziomu 7+, obojętnie, czy był aktywny, czy pasywny. Pojazd oczywiście to osobna rewelacja. Czegoś takiego na jawie bym nie wymyślił a nie wykluczone, że to coś mogło latać na wielkie odległości. Czyżby włączyli się w to obcy?
Kolejnej nocy przed zaśnięciem pytam, jak daleko możecie mnie zawieźć. Mam bilet jedynie za sześćdziesiąt złotych!
Przekaz jest na bardzo wysokim poziomie, ledwie potrafię go zwerbalizować.
Podział na głębokim(wysokim) poziomie wygląda, jakby był jedynie teoretyczny, ledwo zaznaczony. Na poziomach płytszych, stają się podziałami coraz bardziej realnymi i funkcjonalnymi! Jest jeszcze jakiś dodatek liczbowy, jakby proporcja 1/5 do 4/5. (Czyli 0,2 do 0,8. – to coś podobnego do wcześniejszego 1 do 4, z dawniejszych snów). Skąd my to znamy? Teraz zrozumiałem, co to oznacza. To poziom ułamkowy. Odwrócenie minusowe, na drugą stronę! To co po przecinku to minusowość cyfry którą w sobie zawiera. Urojeniowa minusowość ! „Piekło” jakie sami sobie tworzymy na potrzeby naszej jaźni! Dzięki niemu istniejemy jako oddzielne od Pola Świadomości byty. To nasze granice których zawzięcie bronimy identyfikując się z 'ja’!
„Mówimy i piszemy, aby posyłać ludzi w drogę ku Niemu i aby przebudzić ich z myślenia do widzenia, jakby wskazując komuś drogę, kto pragnie zobaczyć. Nauczanie nasze bowiem dotyczy jedynie drogi i sposobu podróżowania, a samo widzenie jest dziełem tego, kto pragnie Je zobaczyć.”
Plotyn. O Dobru albo o Jednym (Enneada VI,9)