Proszę Szirin o zgodę na wykonanie pewnego zadania. Przebierzemy się; ja za Matkę Boską a Drugi śniący za Jezusa albo odwrotnie i objawimy się Władimirowi Władimirowiczowi Putinowi, we śnie. Powiemy mu, że brzydko się bawi.
Spotkałem dawno nie widzianą kobietę (animę Putina). Mieszka teraz za granicą, ale mimo to spotkaliśmy się. Rozmawiamy ze sobą, ze sporą dozą życzliwości, choć wiem, że mogłaby zachowywać się względem mnie protekcjonalnie. Ma większe ode mnie zasoby finansowe. Ostatnio ma jakieś odchylenie quasi religijne.
Rozmowa sprowadza nas na poziom coraz niższy, rozmawiając obniżamy go schodząc wciąż po schodach.
Mama zamiar doprowadzić ją na poziom mojej firmy !!! Chciało by się rzec . . . . na Ziemię.
W firmie(6) czekają na nas szefowa z czwartego piętra („M”) i pracownik techniczny („J”). Widać z tego nie można tak sobie udawać Jezusa i Matki Boskiej. Mogą za to świetnie je naśladować byty ze średnio wysokiego poziomu.
Pogadaliśmy we czworo o życiu. Po pewnym czasie „koleżanka” z zagranicy zbiera się do powrotu. Ma długą drogę do pokonania. Miałem wyjść zaraz za nią, ale zorientowałem się, że poruszając się dużo szybciej od niej spotkam ją znowu, pewnie w połowie schodów, które prowadzą do góry i na lewo. Tym bardziej że schody są pod różnymi kątami i nierównej wysokości a „koleżanka” porusza się po nich niewprawnie. Nie mam już większej ochoty rozmawiać z nią a przecież nie wypada wyminąć ją bez słowa i polecieć dalej. Nie to, że jej nie lubię, ale te nasze rozmowy są dość sformalizowane więc nie specjalnie mam na nie ochotę.
Wróciłem do firmy i gadam jeszcze z szefową i technikiem, obliczając w wyobraźni poziom schodów, do jakiego mogła dotrzeć „koleżanka” poruszając się ruchem, mniej więcej, jednostajnym ku górze.
Drugi śniący
Dobra, dałem intencje jaką chciałeś, czyli mamy się udać z Jarkiem do Putina, w charakterze Matki Boskiej i Jezusa Chrystusa.
Najzabawniejsze jest to, że śnił mi się sam Władimir Władimirowicz we własnej osobie! Z całego snu pamiętam ostatnią scenę a była naprawdę niezwykła. We śnie Putin kazał się zabić! To było coś mega dziwnego bo ktoś z jego ludzi miał do niego strzelić, ale z jakiegoś powodu miał go zabić pistoletem strzelającym laserem, a nie pociskiem. Poza tym, ten jego człowiek, miał strzelić najpierw strzelając, w coś co miało odbić promień lasera a następnie trafić Putina (aby nie było strzału bezpośredniego).
Widzę całą scenę, jak gość strzela do Putina a ten pada, jakoś dziwnie teatralnie. Coś mi zaczyna śmierdzieć. Putin chce sfingować swoją śmierć, bo już nie chce być prezydentem, chce to olać i żyć bez brzemienia prezydentury.
Patrzę jak teatralnie wykrzywia się w grymasach, jego twarz, zaczynam podejrzewać, że rzeczywiście zaczyna go boleć. Przez pewien czas patrzyłem na niego, ale nie widziałem, aby miał jakikolwiek ślad od strzału, ale obserwując go, nadal widzę jak zaczyna na jego boku, otwierać się dziurka i zaczyna płynąć jakiś płyn i nie jest to krew, bardziej przypomina wodę. W miarę upływu czasu otwierają się kolejne dziury na ciele i wypływa z nich ten sam płyn. Putin kona. Wybrał taką śmierć, bo miała to być śmierć bohaterska i w chwale. Czuję jak jest przykro, obserwatorom tego wydarzenia, że tak to wygląda a on tak długo cierpi. Nie pamiętam, aby zmarł, bo pamiętam tylko jego konanie.
Pytam, co Putin (Jego anima.) nam odpowiedział/a ?
Ktoś miał być moim przewodnikiem, ale pomimo, że jest tutejszy, to chyba się zagapił, bo wsiedliśmy, zdaje się, do innego autobusu niż ten, do którego mój przewodnik zamierzał wsiąść. Miała być chyba osiemnastka.
Wysiedliśmy w obcym miejscu. Mój przewodnik mówi, że wrócimy tą samą linią, którą tu przyjechaliśmy.
Rozglądam się dokoła. Bardzo ładna okolica, przed nami jakaś wielka rzeka a po lewej, w oddali piękny nowoczesny most. Mówię do mojego przewodnika- skoro tu już jesteśmy, to cieszmy się byciem w tak pięknym miejscu i chodźmy na spacer brzegiem wody.
I tu zdaje się, następuje zamiana mojego ogniska świadomości na świadomość mojego interlokutora, bo -wysiadłem na przystanku sam.
Chyba nikogo tu nie ma, bo idąc chodnikiem, w prawą stronę, wyjąłem sobie z rozporka nieparzystą część ciała, ot tak, dla rozrywki. Idę dalej, mija mnie jakiś facet, a potem kobieta („Jezus” i „Maria”). Chyba nie zwrócili na mnie uwagi, ale myślę sobie, że wrócę w stronę przystanku(!), bo z rozpiętym rozporkiem jakoś tak niezręcznie paradować.
Nasza karna ekspedycja 🙂 odbyła się po aneksji Krymu