Pierwszy sen. Śnię wielką płaszczyznę utworzoną z bardzo wielu nazwisk. Szukam swojego, ale nie jestem pewien, czy w ogóle tutaj jest. Znajduję jednak co chwilę nazwiska podobne do mojego, niektóre o podobnym, inne o zmienionym szyku liter. To przekonuje mnie, że i moje gdzieś tu zapewne musi się znajdować jako jedna z kombinacji liter.
Wiadomo. Symbolika dość czytelna. W księdze żywota musi się pojawić każda konfiguracja Świadomości, osób i zdarzeń.
Drugi sen.
Zostałem zaproszony na przyjęcie u prezesa prowincjonalnego banku i jego żony. Chyba mojej żony tutaj ze mną nie ma albo jest dla mnie mało widoczna. Jednak ktoś mi towarzyszy.
Kończy się przyjęcie, a ja, czy też ta osoba, która mi towarzyszy, próbuje wykorzystać znajomość z prezesem i prosi go o protekcję u ministra w stolicy. Prezes dzwoni i trafia na moment, kiedy minister jest na jakiejś imprezce. Siedząc przy stole, czekając aż minister podejdzie do telefonu, zastanawiamy się, czy minister jest na tej imprezie w domu czy w pracy, ale dochodzimy do wniosku, że na takim stanowisku wolno mu imprezować wszędzie.
Prezes uzgodnił z ministrem, że się do niego zgłoszę. Trochę się cieszę, a trochę martwię, bo słyszałem o takim przypadku, kiedy ktoś znalazłszy pracę w stolicy – stracił kontakt ze swoją żoną. Ale ze mną tak przecież nie musi być (!) – ja pozostanę w związku (z przewodnikiem w obszarze 1-5). Może nie będzie trzeba nigdzie wyjeżdżać, a pracę minister załatwi mi tu, na miejscu, jako oddelegowanie?
Kiedy prezes rozmawia, ja – aby okazać swoją wdzięczność – zaczynam sprzątać nakrycia, składam mały stolik, który służył nam w czasie przyjęcia jako rezerwowy, zdejmuję obrus z dużego stołu i próbuję zdrapać trzy zaschnięte, ciemne plamy. Niestety, plamy są trwałe jak plamy z krwi, więc rozglądam się za odrobiną zimnej wody aby je zmyć.
Hitler musiał się pojawić, ale osoba, która stała się takim Hitlerem jakiego znamy, nie musiała stracić kontaktu ze swoją duszą. Cała odpowiedzialność spada zatem na jego ego dlatego, że miał wybór. Protektor, przy którego stole ucztowaliśmy (kiedyś podobny stół widziałem w snach poświęconych Baalowi), to zapewne jakieś bóstwo germańskie (lokalny bank = egregor lokalny) pośredniczący z wyższym egregorem zbiorczym. Tutaj doszły jeszcze podstoliki małych bóstewek i zaschnięte plamy krwi ofiarnej na ołtarzu. Jednym słowem – nikt go nie zmuszał do stania się gnojkiem. Zapewne nie był na początku świadomy, że idea, która nim owładnęła i którą uważał za wzniosłą, może być portalem do agresywnych i żądnych krwi myślokształtów.
Wojtek
Na co Bogu był potrzebny Hitler ?
Sny, sny, sny – jak zwykle – i dopiero któryś tam pamiętam, końcówkę, ale ciekawy, uduchowiony i pełen emocji, i to tych pozytywnych.
Jestem w jakimś mieście na placu, chyba w Polsce, ale jakoś tak jest tu jak nie w Polsce, raczej w Anglii albo nawet gdzieś lepiej; jest tu też królowa, tyle wiem. Chodzę po placu i widzę zamknięty kościół. Wszedłbym jakoś, ale chyba jest naprawdę zamknięty. Nagle widzę jakąś starszą kobietę, która ładuje się do środka. Wszedłem za nią. Jestem tu raczej dla hecy, a poza tym jakoś dawno nie byłem w kościele. Zobaczymy, co teraz poczuję, kiedy już jestem w tym kościele. Czy jest tu Bóg? Czy jest cokolwiek związane z Duchem Świętym? Widzę, że zbiera się coraz więcej ludzi, więc chyba będzie msza. Wierni są bardzo elegancko ubrani – równiutko, według mody i fasonu. Przede mną siedzi młody człowiek. Wydaje się być inteligentny. Oni wszyscy nie wyglądają na głupich. Zastanawiam się, co oni tu robią?
Ten sen zawiera w sobie bardzo dużo moich przemyśleń. Słucham, co mówi ksiądz. Przecież on wygaduje bzdury! Mąci ludziom w głowach. To nie ma nic wspólnego z Bogiem. Kara za grzechy? Syn Boży umarł za nas na krzyżu? Toż to jest idiotyzm. To jest odciąganie ludzi od Boga! Myśli mi się kłębią, ale co mam zrobić? Nie wytrzymuję. Podrywam się z ławki i krzyczę:
– Przestańcie, przestańcie! To, co wam mówi ten człowiek, mieniący się przedstawicielem Boga, to oszust, to krwiopijca. On nie reprezentuje Boga bardziej niż każdy z nas ! Każdy ma Boga w sobie i jest jego kawałkiem, składową.
Zło? Zbrodnie? Zło nie należy do tego świata, zło jest tylko tutaj gościem. Zło nie ma wpływu, bo jego wpływ to złudzenie! Nie musicie się bać zła! Zło wam nic nie zrobi. Macie nad nim władzę!
Muszę tutaj dodać, że jak to mówiłem, narastało we mnie coś, jakby jakaś moc, jakieś światło… Czułem narastającą ekstazę.
Wiem! We mnie wchodził Duch Święty, albo nie on był we mnie tylko wyszedł ze mnie, stał się mną. To się wydaje dziwne, ale teraz, gdy przywołuję ten sen, to mam wrażenie, iż przeżyłem jakieś duchowe katharsis. Ludzie na mnie patrzyli z zaciekawieniem. Widzieli we mnie moc. Nie wszyscy byli gotowi na to i nie wszyscy to mogli przyjąć. Dawałem im energię Ducha Świętego – budziłem ich ze snu. Pytam się młodego człowieka, czy zrozumiał. Widzę, że i w nim nastąpiła przemiana. – Tak – odpowiada, masz rację, ja mam rację! Nie muszę nikogo słuchać. To ja mam rację. -Tak! – mówię do niego – Zło jest tylko elementem, jakim Wami manipulują. Nie musicie się bać zła! Jesteście naturalnie chronieni pancerzem ducha.
Wyszedłem na zewnątrz. Część ludzi wyszła za mną.
Jest noc. Widzę statki kosmiczne na niebie, ale już wiem, że to nie statki kosmitów. To statki duchowe. Patrzę na ludzi i widzę ich ducha oraz zbroję duchową. Każdy ją ma. Widzę teraz więcej. A więc tak to jest, tak działa świadomość! Starałem się opisać sen najlepiej jak potrafię, ale nie wiem, na ile jestem teraz obiektywny. Sen o Hitlerze snem o przebudzeniu duchowym?
Taki jedynie domysł, może głupi. Hitler był przynajmniej po części uduchowiony, a jego celem było raczej ograniczenie populacji chrześcijan w Europie. Nie wiem. Dość śmiała teza, ale jak mam to interpretować? Trochę czuję, że to też dotyczyło mnie. Miałem jeszcze jeden sen, ale wyleciał mi z głowy, niestety – nie zapisałem go w nocy. Ten, co zapisałem, to pamiętam i bez tego, bo to były wielkie emocje. Muszę to jeszcze przemyśleć.
Ja do Wojtka
Obłęd Hitlera był też jego wielkim doświadczeniem duchowym. Miał coś ze Zbrodni i kary Dostojewskiego. Ty byłeś w tym śnie Hitlerem. W każdym bądź razie doświadczyłeś jego uniesienia, jakiego dostępował w trakcie swoich mów. Widać z tego, że on naprawdę traktował swoją misję jako misję duchową.
Kiedy połączymy obydwa nasze sny – widzimy, że nie ma w nich mowy o karze boskiej spadającej na takie monstra, a raczej o wszelkiej różnorodności, która musi się zdarzyć w świecie Ducha. Trochę to przerażająca konkluzja, ale kto powiedział, że jest tak, jakby chcieli twórcy etyki judeochrześcijańskiej.
Jest w tych snach jednak ostrzeżenie o tym, że kiedy korzystamy z protekcji wielkich egregorów, może nam się przydarzyć utrata więzi z duszą.
Korekta przez: Roma Wolny (2015-05-21)