Kolejnej nocy zasypiam z pytaniem: Czym jest, w takim razie, nicość?
Obraz: Próbują mnie pochwycić wielopalczaste liście jakiejś dziwnej rośliny. Na moje szczęście liście wyrastają z łodyg, które mają określony zasięg, i jeszcze sporo metrów im do mnie brakuje.
Jakiś ogromny pionowy wir, którego większa część znajduje się po lewej stronie ekranu (obraca się zgodnie ze wskazówkami zegara), sypie we mnie mnóstwem jakichś drobnych strzępków kojarzących mi się z drobnymi owadami.
Następują bardzo zawiłe sny. Nie mogę/nie chcę się obudzić, aby zapisać ich treść. Mam bardzo duży poziom niechęci do zapamiętywania czy zapisywania! Chyba po prostu to dostrojenie przekracza moje możliwości percepcji. Albo nie otrzymuję zgody na jego rozumową analizę!
Zapamiętałem drobny fragment końcowej części snu.
Widzę porcje mięsa liczącego sobie bardzo wiele lat, ale wyglądające świeżo! Każdej z nich towarzyszy jakiś zestaw drobnych przedmiotów. To jakby kompletne, choć rozłożone dokoła każdego kawałka mięsa, zestawy! Otoczenie ma charakter magazynowy.
Dwóch ochroniarzy podąża z lewej w głąb i w prawą stronę, za jakąś kobietą. Kobieta zostaje osaczona w „magazynie”, ochroniarze są uzbrojeni w policyjne pałki. Niewiele brakowało (gdybym się nie obudził), a doszłoby do pobicia zagubionej albo ciekawskiej kobiety.
Znowu to ubijanie! Materii w żeńskiej przestrzeni przejawiania się. Dziwne! Rozpoczyna się od niepełnego zasięgu, to jeszcze nie wir, a opleciony życiem słup. Bezpośrednio mnie nie dotyka. Kiedy przemienia się w wir, odpryski wpadają na mnie, a na końcu, kiedy pojawia się dwoistość, zaczyna się to słynne bicie! Porcjowane mięso w zestawach to zapewne konkretne zestawy form materii przejawienia z oprzyrządowaniem świadomościowym.
Prowokując dalej, znowu pytam, jakbym niczego nie zrozumiał: Co to jest nicość?
Zszedłem do piwnicy(-) w jakimś bloku(Świadomość). Ktoś szedł za mną kiedy wchodziłem, ale potem skręcił w lewo, ja w prawo. Jestem przekonany, że idę teraz w tę stronę sam.
Myślę, że ciśnienie (coś jakby woda?) doszło do drzwi piwnicy i jakby było trzeba, to bardzo szybko wypełniłoby całą tę przestrzeń, nawet sącząc się bardzo wolno! Nie myślę o tym jak o zagrożeniu, ale jak o szybkim zakończeniu całego procesu.
Jakiś nieokreślony impuls powoduje, że oglądam się za siebie (przez lewe ramię). Trzy, cztery metry za mną widzę rosłego faceta w białym swetrze, sięgającym po szyję. Jest bardzo uważny (!). Kiedy zorientował się, że go zlokalizowałem udał, że idzie w tę samą stronę niezależnie, i wyminął mnie z lewej. Nie spodziewałem się takiego spotkania, więc nieco mnie odstroiło.
Obudziłem się.
Ciekawe. Chyba jeszcze nigdy we śnie nie udało mi się odwrócić i spojrzeć za siebie! Na razie wygląda na to, że nicość to nie nicość, a ciśnienie/presja odczuwana u podstaw tej całej budowli!
Zasypiam ponawiając pytanie: Co to jest nicość?
Głos: Zapłacą za to ludzie, których nie ma!
Budzę się na moment, niczego nie rozumiejąc.
Zasypiam, pytając kolejny raz: Co to jest nicość?
Głos: Nicość to coś, czego nie ma, ale słyszał pan zapewne o wnętrzu umysłu?
Chyba wróciłem do piwnicy, bo ze zdziwieniem odkrywam, że kiedy skręciłbym, jak ten ktoś, kto wchodził za mną do piwnicy, w lewo, to doszedłbym do szeroko otwartych drzwi lotniska!
(Woda i jej przeciekanie poniżej granicy 5/6 to presja Duszy 7, lotnisko to już zmiana przestrzeni na powietrzną czyli kierunek Nieprzejawienie 8-12 via Nicość 8/2. Piwnica to poziomi urojeniowo minusowe, „piekielne”)
We śnie zastanawiam się, po co pasażerowie mieliby wchodzić z lotniska do piwnicy tego bloku albo odwrotnie – w jakim celu, ci którzy zeszli do piwnicy, mieliby iść tędy na lotnisko.
Budzę się tym razem ze zdziwienia. Ale co to jest nicość?!
Zaraz się chyba wkurzą. Dopiero co przecież powiedzieli, że jej nie ma. Wspomnieli coś o ludziach, których nie ma, czyli o wnętrzu umysłu. A tu droga do nieba poprzez piekło ?
Zasypiam.
Głos: Tu nikt nie płaci.
Głos przechodzi w przekaz połączony z obrazem: Możesz sobie spalić tutaj kask, który zdjąłeś z głowy.
Bardzo ciekawa jest topografia tego snu! Stoję na pasie trawy(3) oddzielającej dwa pasy ruchu. Kask leży po mojej prawej stronie, na trawie. Po lewej stronie jest Rondo Krwiodawców(karma) z poprzednich snów. Stoję właściwie w takiej samej konfiguracji, w jakiej się znalazłem w poprzednim śnie po przejściu na drugą stronę wielopasmowej jezdni, tyle tylko, że teraz stoję twarzą w kierunku, z którego przyszedłem.
Sen wraca do tematu, o którym już mi opowiadał.
Facecik, który wszedł do piwnicy za mną i skręcił na lewo (w kierunku drzwi lotniska), jest szczuplutki, a tak w ogóle to miałem początkowo wrażenie, że jest jakiś głupi(symptom nieprzejawioności 8-12 !), ale ku mojemu zdziwieniu świetnie sobie poradził w gąszczu (sieć/matryca !), po lewej stronie. Zaczynam mu nawet trochę zazdrościć. Co więcej, zaczynam się zastanawiać, czy moja droga na prawo, mimo że szeroka, była najlepszym wyborem. Chyba on wybrał mądrzej! Skręcam w lewo tak jak ten gość z piwnicy i pytam swoich dwóch córek (!), co robiły w Dubaju.
Budzę się. Córki? Przecież ja nie mam żadnych córek. Wróciły z Dubaju i wychodziły z lotniska przez piwnicę?
Zmieniam taktykę. Pytam nie o to, co to jest nicość, tylko o to, czym jest nicość.
Kiedy zasypiam słyszę:
Głos (z wyraźną drwiną): O, nowe pytanie?
Budzę się natychmiast. No rzeczywiście, pytanie jest debilne! Jak nicość może być czymś? Pytam więc neutralnie: Co to nicość? (Świadomie nie używał słowa „jest”).
Głos: Niczego błędnego tam nie ma!
Budzę się.
Niezła zabawa. Chyba złapali konwencję! Nie ma niczego błędnego w nicości czy w pytaniu, które nadało nicości byt? Czy nicość to przeciwieństwo czegokolwiek?
Mistycy Merkawy twierdzili, że Bóg spoczywa w otchłani niebytu. Czy to znaczy, że wszystkość spoczywa w nicości, czy jest samą nicością? Sprawa zaczyna być naprawdę ciekawa. Należałoby poszukać, co współczesna filozofia i metafizyka mówią o nicości.
„Zwróćmy uwagę, że od samego początku, u zarania zachodniego myślenia, czyli myślenia toutcourt; nicość, niebyt, nieistnienie, nieobecność została wyłączona z refleksji nad bytem, tak jakby nicość nie istniała […], natychmiastowe wykluczenie niebycia z pytania o bycie.
Kwestia sensowności zdań dotyczących niebytu.
Współcześni filozofowie języka ominęli tę trudność przez wskazanie na metajęzykowy charakter tego zdania. [Russel powiedział, że kiedy mówią «niebyt», powiadają, nie o niebycie, a o słowie «niebyt». Jeżeli zamiast słowa «niebyt» będziemy mówili «coś/to, czego nie ma», to takie zdania nie muszą utrzymywać się przy sensowności istnienia przedmiotu].
Możemy więc w takim języku mówić sensownie o tym, czego nie ma, nie «doczepiając» przez to istnienia do niebytu.
Czy wyraz z partykułą «nie», na przykład przysłówek «nieistniejący», opisuje adekwatnie pewną rzeczywistość, tu: nierzeczywistość?
Nicość polega na czynności unicestwiania – jest taką nieprawdopodobną maszynerią mielącą wszystko – chciałem rzec: na drobne kawałki – nie! Mielącą na nic postać znanego nam świata, stanowiącą otchłań, w którą osuwa się to, co znane i udomowione.
Przedstawmy sobie, powiada Bergson, ten wazon kwiatów. A teraz wyobraźmy sobie, że go nie ma, że przyszedł woźny i go zabrał. Zdanie przeczące okazuje się bogatsze od zwykłej konstatacji właśnie o negację, która kwestionuje istnienie tego wazonu i tych kwiatów. Dlaczego?
Bo obok istnienia tych przedmiotów «zjawia się» jeszcze coś – tajemnicza otchłań, w którą się wszystko zapada (my wkrótce też).
Nie potrzebujemy wiedzieć, czym ona jest. Powinna wystarczyć nam jej przemożna nieobecność.
Nie ma czegoś takiego – powiada Heidegger – jak myśl czysta. W myśleniu podpieramy się wieloma założeniami, także tymi, których prawomocność staramy się dopiero wykazać. Gdzie więc będziemy szukać nicości? Jak odnajdziemy nicość? Czyż po to, by coś odnaleźć, nie musimy wiedzieć, że to jest?
Czym ona [nicość] jest?
Heidegger utożsamia ją ze zniszczeniem, katastrofą, śmiercią, «z zaprzeczeniem ogółu bytu».
Nicość dostarcza człowiekowi przeczucia, że bytu nie da się ująć w całości, gdyż takie «zdejmowanie» go musi zarazem uwzględnić jego przemijanie, rozpad, a wraz z nim nieobłaskawioną nicość. Współodczuwamy byt, doświadczamy go w chwili, gdy odsłania się przed nami. No dobrze – ale czy można być przytomnym nicości? Okazuje się że «rzadko i tylko chwilami». Ściślej: kiedy?
Nadchodzi w momencie utraty oparcia w bycie, zatem w chwili, w której byt osuwa się nam spod łokci i nóg, po prostu wyślizguje się spod nas.
Moment utraty podstawy nazywa Heidegger «transcendowaniem», wykraczaniem poza byt, ściśle związanym z jego ciągłym rozpadem, z «nicościowaniem nicości». Taka nicość nie rodzi się z zaprzeczenia, lecz jest jego źródłem.
Język okazuje się czymś wtórnym wobec doświadczenia niejęzykowego, doświadczenia nicości, które na mocy praw logiki jest niewysławialne. I odwrotnie: właściwy, źródłowy przekaz, który udziela się nam w nastrojeniu, jest «mową» nicości; jej zapis, werbalizacja, stanowią „wizerunek” czegoś niepochwytnego w słowa, czegoś, co ma zdecydowanie przedjęzykowy, niewerbalny charakter.
W Grecji klasycznej znano tylko jeden rodzaj niebytu, mianowicie pustkę, nicość nieukształtowanej materii, tworzywo pozbawione wyglądu, formy [materia prima].
A więc byt nie tyle nieistniejący, co potencjalny.
Takiemu ujęciu nicości […] tradycja judeochrześcijańska przeciwstawiała koncepcję nicości stwórczej, nicości, która poczęła świat, miłość, Szeol i śmierć, a więc to wszystko, z czym po dziś boryka się człowiek.
Heidegger stawia fundamentalne pytanie: «Dlaczego w ogóle jest raczej byt niźli Nic?».
Heidegger zwraca się jednocześnie przeciw antycznej filozofii solidnego bytu i przeciw biblijnej doktrynie głoszącej stwarzanie z niczego, mające przecież wymiar emanacyjny. Jako rzecznik niedyskursywnej nicości dokonuje próby «wyizolowania Niebycia z obszaru mówienia».
W Uberwindung der Metaphysik (Przeciążeniu zachodniej metafizyki) – Heidegger pisze:
«Nauka nie jest wyższym szczeblem rozwoju, lecz spłyceniem jako samym tylko rozszerzeniem, niezdolnością-zatrzymania-w-sobie-początku, zbagatelizowaniem go i wyolbrzymiającym zniekształceniem jego wielkości»
Okazuje się, że nauka zwyczajnie nie wie, co miałaby zrobić z czymś tak dziwnym jak pytanie o nic. To znaczy z całą pewnością wie, że badanie nicości to czynność nienaukowa, że nie leży ono w zakresie jej kompetencji” P. Nowak, Nicość i nieobecność, „Kronos. Metafizyka – Kultura – Religia” 2011, nr 4.
Heinrich Wiegand Petzet, autor tomu zawierającego przemyślenia Heideggera na temat buddyzmu i filozofii Wschodu, opowiada o ciekawej rozmowie mnicha buddyjskiego Bikkhu Maha Mani z Heideggerem. Gdy ów zapytał Heideggera, czy nie sądzi, że „Nicość jest nie tyle niczym, lecz – przeciwnie – jest nienazwaną wszystkością, że wszystko i nic nawzajem się dopełniają?”, miał usłyszeć w odpowiedzi: „Ależ to jest właśnie to, co powtarzałem przez całe życie”.
A zatem… wracając do moich snów i wywołanych nimi refleksji, nie odbiegłem zbyt daleko od nurtu postępowego rozważań o nicości. Mój niepokój wzbudza jednak inna, moja własna, konstatacja. Mianowicie ta, że Bóg może być jedynie stanem wzbudzenia a nie osobą, tylko wzbudzenia czego? Przecież nie przestrzeni, bo dalej same żółwie.
Niewyrażalności? Nieprzejawialności. Może taki jest tylko dla nas i naszych możliwości percepcyjnych?
Ten stan jest mi przedstawiany symbolicznie jako rodzaj magazynu pełnego porcji mięsa (Czerwień 1-5 do <10), skonfigurowanych w pakiety z jakimś „oprogramowaniem”, od pewnego momentu (!) pilnowanego przez świadome byty( Czarnego/Białego 8/1 którzy formatują je na/w ciele Dobrej Matki-Demeter 10 i jej hipostazującej „ku dołowi” kolejnymi poziomami Świadomości Córki-Persefony 8-1).
Sam niebyt zaś jest całością z bytem przechodzącym jeden w drugi (jest i izolacja, warstwa, która oddziela obydwa stany, ale jest ta izolacja (Granica 8/9) również dla nich obustronnym ekranem). A co, jeżeli po tamtej stronie to, co nazywamy niebytem, jest odwróconym co do spinu „bytem”, w którym procesy wzbudzone wzajemnym „tarciem” bytu i ekranu powodują w wyniku odwrócenia procesów, które po naszej stronie interpretujemy jako czas i przestrzeń, nieograniczony rozrost „niematerii, ujemnej materii” i „nieświadomości”? Oczywiście proces przedstawiam czasoprzestrzennie, bo tylko tak jestem go w stanie wyrazić. Byt jawi mi się jako coś w rodzaju gigantycznej hamowni dla niebytu.
Oczywiście nam, ludziom, z naszego antropocentrycznego punktu widzenia wydaje się, że świadomość jest czymś wyjątkowym. Nic bardziej błędnego. Świadomość jest tym, co jest najpowszechniejsze, to jej nośniki białkowe występują niezwykle rzadko. Wszystkość i spolaryzowana wobec niej „Nicość”, czyli Bóg Pantokrator, jest samoświadomym automatem, pozbawionym u Źródła jakiegokolwiek umysłu prowadzącego procesy mentalne, jako, że na poziomie Źródłowym zatraca się różnorodność której by one wymagały.
Jedno nie wyklucza drugiego. Przypisywanie tak rozumianemu Bogu mocy zbawczej jest iluzją wynikającą z poziomu, z jakiego przeżywamy rzeczywistość. Bóg to mechanizm działający w dość oczywisty sposób. Niebyt jest odwrotnością bytu, nie zawiera sił rozpadu, a wręcz przeciwnie – są tam tylko siły „syntezy”. Wszystko to w jakiś metafizyczny sposób indukuje lub przedostaje się w sferę Przejawienia i tu uzewnętrznia się jako stopniowalna materia, która z czasem ulega rozpadowi i zamienia się na powrót w Niebyt. Dla nas, ludzi, Niebytem jest wszystko to, czego nie widzimy i z czym nie możemy wejść w fizyczną bądź psychiczną, a czasem duchową relację. Tak naprawdę różnicą pomiędzy bytem a niebytem jest to, co powoduje w nas złudzenie upływu czasu, i istnienie przestrzeni a w niej oddzielnych bytów, nasz biologiczny umysł.
Przekładając to na język religii, to, co bierzemy za celowe wyzbycie się namiętności i wyzbycie się ego, jest tak naprawdę elementem rozpadu Świadomości, która kolekcjonuje, prowadzi syntezę doznań/impulsów świadomej energii, do momentu, aż nie rozpocznie powrotu do swojego źródła. Wyzbycie się namiętności, osiągnięcie dystansu wobec własnego ja jest więc niczym innym jak wyrazem rozpadu Świadomości i przyspieszeniem powrotu do Niebytu, gdzie siły odwrotne do rozpadu przekształcą nasze kwanty Świadomości/energii we wzbierające „ciało niewidocznej/nieprzejawionej dla nas, połowy Boga”. To Bóg spoczywający w otchłani Niebytu, Sol Niger alchemików i Spoczywający za zasłoną światła mistyków. To, czy staniemy się religijni, nie zależy od nas, jest jedynie wyrazem stanu naszej Świadomości, której jesteśmy fizycznym terminalem. Stąd właśnie pochodzi owa łaska wiary.
Najzabawniejsze jest to, że to, co bierzemy za siły zła, jest jedynie prądem zstępującym (piwnica), to dzięki owej Szatańskości Świadomość fiksuje się na nośniku psychiczno-biologicznym. Prądy wstępujące (lotnisko), wzlot ku „Nicości” to byty/struktury Świadomości, które pobudzają Świadomości przenikające Przejawienie do rozpadu i powrotu do retorty zwanej Bogiem w Nicości!
Dla bytów duchowych i biologicznych, które są przywiązane do swojego bycia oddzielonym, normalna jest chęć zachowania ciała o stopniowalnej gęstości i doznań z nim związanych. Natomiast byty wstępujące mają sprzymierzeńca w naturalnym procesie rozpadu materii i w pragnieniu poszczególnych Świadomości do odpoczynku w pracy zagłębiania się w materię. Duchowość, jak ją postrzegają ludzie, jest więc regresem do stanu sprzed osiągnięcia stanu krytycznego, jaki wystąpił podczas maksimum rozrostu „Nicości”, czyli momentu stworzenia! Nicość jest właściwie tym samym co Chaos Greków, Takość buddystów, choć ten drugi dzisiaj rozumiemy jako bezpostaciowy homogenizat, czyli jednak coś. To z kolei wynika z patrzenia na tę sferę z zewnątrz, ale gdy homogenizacji ulegnie również postrzegający Chaos, stanie się Nicością.
Trudnym do pojęcia jest fakt, że świadomość jest jedynie mechanizmem. Nam wydaje się czymś wręcz przeciwnym. Znamy jedynie dość prymitywne maszyny, zatem Świadomość wydaje się nam nieokiełznanym samoistnym Bytem. Tymczasem to samoobserwujący się „program” o skończonej liczbie wariacji przepływów, ponieważ wariacje są jedynie pozornie rozkawałkowanym Źródłowym Wirem Nieprzejawienia 8-12.
Relacje o euforyczności dotykającej mistyków w momencie spotkania z Bogiem, unii mistycznej, są zrozumiałe w świetle ogromnego wysiłku przeciwstawiania się siłom entropii, jakie podejmuje Świadomość, zstępując w przejawienie. To odczucie nagłego zmniejszenia takiego wysiłku , niezbędnego do pokonania rosnącego ciśnienia czasu i przestrzeni.
W tym świetle siły „zła” i siły „dobra” jawią się nam jako regulatory procesów „opadania” i „wznoszenia”. Przy czym to, co bierzemy jako ludzie za dobro, sprzyja rozpadowi Świadomości, a to, co bierzemy za zło, powoduje syntezę poczucia bycia świadomym indywiduum, zanurzającego się w Przejawieniu. Szkoda, że kosztem innych współpodróżujących, ale taki jest ten proces świadomościowo-energetyczny. Akcenty etyczne są stworzone przez ludzi dla ludzi dla zmniejszenia oporu stwianego procesom rozpadu ja ! Oczywiście bez „decyzji”, czyli „łaski” struktur centralnych Świadomości, potrzeba regresu do stanu nieistnienia ego w ogóle by nie zaświtała nikomu z nas w głowie.
Cybernetyka daje podobny obraz Świadomości pozbawiony jakichkolwiek kulturowych złudzeń, na jej temat. Cybernetyka, buddyzm i śnienie progresywne! Polecam książkę Mariana Mazura, polskiego pioniera cybernetyki, Cybernetyka i charakter.
Oczywiście przy dzisiejszym stanie wiedzy powinno się dodać, że nicość nie jest tożsama z próżnią. Jest faktem metafizycznym. Próżnia natomiast nigdy nie jest nicością, jest jedynie stanem o najniższej energii, występującym w jakimś obszarze Wszechświata. Dlatego też czerpanie energii z próżni (energia punktu zerowego) dzisiaj wydaje się mało prawdopodobne. Wymagałoby to bowiem postawienia się na poziomie niższym niż najniższy poziom energii próżni występującej lokalnie. Nie wiemy, czy poziom naszej próżni jest tym najniższym, czy istnieją inne pod nami, do których może spaść nasz Wszechświat, może się zdarzyć, że kiedyś w wyniku wysokoenergetycznego zderzenia to „dno” zmieni swój poziom. Może się zatem zdarzyć, że w wyniku zderzenia gwiazd lub czarnych dziur w pewnym obszarze przestrzeni zostanie zainicjowane powstanie próżni o energii takiej, że wszystkie cząstki tego nowego lokalnego świata będą miały zerową masę, przez co będą zachowywać się jak promieniowanie, a my, zbudowani z cząstek ją posiadających, znikniemy w rozbłysku światła. Może się zdarzyć inaczej i wtedy cząstki do tej pory pozbawione masy nabiorą jej. Być może wspólne wysiłki fizyki i metafizyki doprowadzą kiedyś do unifikacji obydwu. To, co jesteśmy w stanie zdefiniować dzisiaj jako metafizyczną nicość, wynikać może jedynie z ograniczenia naszego umysłu i może okazać się również nicością lokalną.