Dobra Matka i Biała Bogini

 

Demeter (łac.Ceres) i Kora (łac.Persefona)

Zapytajmy, czy można spotkać personalnie Białą Boginię. Czy to ten sam byt, co Dobra Matka czy  jej pokrewny  ?

Zasypiam.

Żona wyjeżdża z garażu starodawnym automobilem. Pojazd jest mało sterowny, idę zatem za żoną i zanim jeszcze wyjedzie na ulicą – pomagam jej w nawigacji i coś tam jeszcze poprawiam przy samym pojeździe.

Jednym słowem – Biała Bogini to jakaś archaiczna konstrukcja duchowa. Kiedyś zapewne służyła jako wczesny pojazd Świadomości.

 

Proszę o porównanie Białej Bogini  i Dobrej Matki.

Zostałem w pracy sam. Wszyscy, włącznie z szefami (z czwartego poziomu), już wyszli. Moja praca w śnie mieści się w budynku, gdzie kiedyś był Weltbild (niem. światopogląd). Oczywiście to tylko senna ekstrapolacja, bo ta senna praca nie jest tą z jawy, w dodatku jest ciągiem wielu pomieszczeń w amfiladzie. Musiałaby zajmować kilka kamienic. (Pomieszczenia w amfiladzie to częsty w śnie symbol ciągu poziomów Świadomości).

Chodzę po tych pomieszczeniach i układam wszystko na swoje miejsca. Ciąg pomieszczeń kończy się drzwiami prowadzącymi w stronę placu Unii (!), a rozpoczyna drzwiami wiodącymi od strony parku (!).

W drzwiach prowadzących w stronę Unii pojawia się znajomy mojego szefa z czwartego piętra i mówi do mnie, żebym jeszcze nigdzie nie szedł (nie wracał do domu), bo ma mi coś fajnego do pokazania!

Ja miałem zamiar już wracać, a że nie  mam ochoty oglądać jego wygłupów, więc – nie przerywając porządkowania – robię swoje, aby wyjść stąd jak najprędzej.

Tymczasem, po chwili, mężczyzna pojawia się z dwoma podwładnymi, którzy są dość niestabilni co do swojej dwoistości, bo czasem mam wrażenie ,że są tylko jednym! Ten z nich, którego mam obserwować, wyciąga „kałacha” i zaczyna strzelać w moją stronę. Wiem, że to tylko taki  wygłup i że to nie są kule tylko jakieś takie smugi i nic mi nie zrobią, ale całe zdarzenie jest bardzo sugestywne i nie mogę się oprzeć chęci przylgnięcia do lewej ściany albo rzucenia się na ziemię.Ostatecznie trochę się wyginam na różne strony, co przez nich pewnie jest odbierane jako mój udział w tej ich zabawie. Strzelają ci dwaj pomocnicy kolegi mojego szefa, ale nie naraz tylko jeden po drugim;  kiedy strzelają – widzę tylko jednego z nich. Wszyscy trzej są czarni, ale to może być tylko złudzenie, stoją przecież w świetle otwartych na wschód drzwi!!!

W końcu postanowiłem przerwać tę zabawę i zabrawszy resztę rzeczy, także pieniądze z dzisiejszego utargu, odchodzę w pośpiechu w kierunku wyjścia, w stronę parku. W połowie ciągu pomieszczeń zamykam za sobą na klucz drzwi przedzielające cały lokal na dwie połowy (pierwsza granica 5/6). Trochę jednak, ze wzburzenia, drżą  mi ręce. W lokalu jest już ciemno, moja ewakuacja przebiega dość nerwowo.

Wyszedłem na zewnątrz. Chcę jak najprędzej oddalić się stąd, więc biegnę na przystanek autobusowy, który jest tuż obok parku. Właśnie zaraz będzie odjeżdżał autobus, który ma otwieraną tylną ścianę, co przypomina  raczej samolot transportowy (ewakuacyjny) a nie pojazd komunikacji miejskiej, ale we śnie nie zwracam na to uwagi. Okazuje się, że jeden z tych rozdokazywanych pomocników, kiedy tylko zorientował się, że dałem nogę, pobiegł za mną ulicą (po moim obróceniu ulica jest za oknami z lewej strony) wzdłuż ciągu pomieszczeń w których pracuję. Facet próbuje mi przeszkodzić w dostaniu się do autobusu, ale że to wciąż jest tylko „zabawa” (!) – nie może użyć wobec mnie siły fizycznej; wykonuje więc tylko różne próby zabiegnięcia mi drogi, chcąc sprawić, abym nie zdążył na autobus. Co prawda mógłbym go odepchnąć na bok, albo nawet wepchnąć pod przejeżdżające z lewej samochody, ale wtedy pewnie przestałoby to być zabawne.

Budzę się. Zastanawiam się,  jaka jest różnica pomiędzy Białą Boginią i Dobrą Matką? Taka, jak pomiędzy rzeczywistością a „zabawą” w rzeczywistość? Troistym (przestrzeń ponad kauzalna) znajomym mojego szefa z czwartego piętra  (Czwarte piętro to poziom mentalny). Ten ciąg musiał obejmować wiele poziomów Świadomości i to po obydwu stronach granicy 5/6. Wniosek nasuwa się sam. Dobra Matka pozostaje w relacji do Białej Bogini jak subtelna gra poziomów ponadprzyczynowych do gęstego i dosłownego ciała mentalnego. Nie bez znaczenia jest również forma pojazdu, w który – biegnąc z góry – miałem wniknąć.

Zasypiam.

Sen jest nie do zapamiętania, ale wynoszę z niego gotową refleksję:

Chodzi o potwierdzenie autentyczności doświadczenia, o metodę, jaką tę autentyczność można poświadczyć. Przy czym owa autentyczność nie oddaje pełni znaczenia tego stanu. Autentyczność to tyle co realność zmysłowa!!!

To również wątek  przewodni poprzedniego snu, odgrywanie realności  zdarzeń, które są jedynie subtelną grą/zabawą wyższych bytów. Odpowiedź jest dość spójna. Różnią się stopniem realności. Dobra Matka jest  na innym poziomie realności niż Biała Bogini. Co nie znaczy, że jedna z nich istnieje bardziej niż ta druga. Przypomnę moje spotkanie z białą Panną Młodą otoczoną kryształowym murem, idącą ze Świątyni do swego Oblubieńca, oraz spotkanie z Białą Królewną (i mną w roli hołdowniczej) otoczoną szklanym przystankiem, tak jak Świątynia była otoczona kryształowym murem. Wiele zatem wskazuje na to, że Biała Bogini to „młodsze” stadium Dobrej Matki, tak jak Pan Młody jest wyższą formą wielopostaciowego Ojca. Wielopostaciowego, bo każdy tworzy sobie jego obraz indywidualnie jako boga. Matka jest, pod tym względem, bardziej zwartym archetypem.

 

Oczywiści i Dobra Matka i wielopostaciowy Ojciec są jedynie bytami o pozornej autonomii wobec archetypu niewidzialnych Rodziców z dziesiątego piętra, a ci z kolei – wobec androgynicznego Źródła. Co ciekawe, nawet androgyniczne Źródło ma swoje dwa stany poprzedzające: męską kobietę i kobiecego mężczyznę. Ci mieszkają już w Świątyni.

Odkryliśmy zatem fazę pośrednią pomiędzy Dobrą Matką a androgynicznym Źródłem. Nie jest wykluczone, że Matka i Ojciec z dziesiątego piętra są tak młodzi, że właśnie dlatego ich w snach „nie ma”; nie możemy ich zobaczyć nawet niefizycznymi oczyma, co nie znaczy, że nie ma takiej fazy zstępowania Boga w przejawienie. Po prostu taki stan Świadomości jest pierwotniejszy i mało uchwytny dla badacza. Kobiecy: mężczyzna-czarny i męski: kobieta-biała.To jeszcze pierwotniejsza faza niż para oblubieńców. Zabawne, że te poziomy są skwantowane na swój sposób i zapewne dlatego  szczelina brahmaniczna  zajmuje kilka poziomów, poziomy 8 -12. Kolory czarny i biały określają kierunek „ruchu” od Źródła do przejawienia, ale po przekroczeniu Szczeliny wydają się odwrócone/przenicowane.

Piękna gnoza.

Teraz wystarczy zapytać, czy Biała Bogini jest wcześniejszą formą Dobrej Matki i mamy temat zamknięty.

Pierwszy sen przychodzi z poziomu wyższego, pokazuje odpowiedź na figurach geometrycznych. Duża, prostokątna płaszczyzna z prawej strony nakłada się na mniejszą, będącą z lewej. Nie jest to bezpośrednia ciągłość brzeg do brzegu, a raczej nałożenie tej większej na część mniejszej. Na zakładkę.

Nad ranem sen przybiera znaczenie symboliczne.

Idę (z prawej na lewo) uliczką, która  w moich snach symbolizuje granicę pomiędzy poziomami dodatnimi a minusowymi, czyli istniejącymi a urojonymi przez świadomość nie tylko ludzką (to ulica Powstańców śląskich, co można przetłumaczyć jako ulicę powstających z grząskości!!!  Naprawdę nie wymyślam tych nazw, one same pojawiają się w moich snach). Niosę część ocynkowanej okrągłej wanny. To pozbawione brzegów wklęsłe dno o srebrzystym kolorze. Ocynkowane (nie da się nie zauważyć analogii do niecki we wnętrzu Szczeliny brahmanicznej).

Mówię do kogoś idącego obok, ale niezbyt konkretnego, że to miał być cenny antyk i miał należeć do kogoś wyjątkowego. Sam w sobie nie jest wiele wart, ale cenny był poprzez wyjątkowego właściciela. Kosztować miał 400 000 zł .

Kiedy pewien facet przywiózł go tutaj, okazało się, że to kopia i jego prawdziwa wartość spadła do 400 zł .

Stracił na tym kupę forsy. Zdaje się, że z tych nerwów wyrzucił to i tak  ta część trafiła w moje ręce. Boki (Obrzeże!) oderwał ktoś inny, a mnie pozostała wklęsła niecka.

Doszedłem do lokalnego sklepiku po lewej, ale nie mogę wejść, bo w środku zebrał się spory tłumek. Ktoś z młodszych tłumaczy pewnym siebie głosem, że kupi taniej tam, gdzie się nie znają na prawdziwej wartości, a tu sprzeda drożej.

Słysząc to i mając namacalny przykład w swoich rękach, próbuję przez otwarte drzwi włączyć się do rozmowy. Tłumaczę, że teraz – w dobie powszechnej komunikacji – nie ma już takich głupich i różnica w cenach pomiędzy ceną tutaj a . . . Singapurem jest minimalna. (Malezja!!! Ten sen jest jeszcze z okresu przed zestrzeleniem samolotu).

Większość mężczyzn wychodzi ze sklepiku. Nie wiem, czy to pod wpływem mojej uwagi, czy zwyczajnie taki mieli zamiar. Wewnątrz pozostają jedynie dwaj mężczyźni. Stoją na prawo od drzwi wejściowych. Bliżej starszy, dalej młodszy; zdaje się, że to ten pewny siebie młody zaradny. Obydwaj składają jakąś płachtę/zasłonę (!). Najpierw, aby zgubić jej szerokość, tworzą na ladzie długi, ale wąski rulon, a potem składają go w metrowe odcinki w poprzek. (To odpowiednik zamknięcia/złożenia dwóch granic drzwi do sklepiku, spełniający rolę Szczeliny. Tyle że jakieś to skarlałe, bo przecież poniżej granicy +/- . „Poniżej” poziomu  świata przejawionego. Oczywiście w innej warstwie można dopatrzeć się elementów przyszłych zdarzeń nad Ukrainą. Tym bardziej, że granica -/+ była nazywana, w moich dawnych podróżach, właśnie Ukrainą ).

Widząc to i rozumiejąc, że metrowej długości założenia są pomysłem młodszego, a starszy już tylko na to się godzi, znowu uderzam w mentorski ton; adresuję swoją wypowiedź do starszego, choć z oczywistym zamiarem aby usłyszał to młody :

– Za naszych czasów mierzono wszystko na stronice, młodzi dla szybszego efektu liczą teraz wszystko od razu na metry!

Po obudzeniu czuję się, jakbym połknął gorzką pigułkę. Fałszywa niecka a przynajmniej jej fałszywy obraz. Jakaś równie fałszywa zasłona i jej założenia fałszywie odzwierciedlające obroty w momencie przekraczania prawdziwych granic!

Biała Bogini i Dobra Matka nie są wspólnym ciągiem. One są  jak denko i obrzeże, mur okalający Szczelinę brahmaniczną i Niecka na której brzegu, a może nawet na jej wewnętrznym (!!!) brzegu, stoi Świątynia, ale ta relacja istnieje na wielu poziomach, a jej „wartość” zależy od tego, jak blisko są one od Właściciela/Źródła.

Wojtek

Biała Bogini vs Dobra Matka.
Dużo śniłem, ale nie wszystko potrafiłem poskładać do kupy, bo jeden sen mi zakrył (!-JB) drugi i takie pomieszanie z poplątaniem. Na początku było właśnie jakieś porównywanie, ale nic z tego nie pamiętam. Znów w śnie pojawiła się moja była. Umówiliśmy się w szkole. Poszedłem do niej, ale szkoła była zaatakowana przez terrorystów? Na dole znaleźliśmy jakąś bombę, jakieś dziwne urządzenie. Wchodząc wyżej, spotkaliśmy terrorystów. Mój towarzysz zaczął strzelać, a ja raczej obserwowałem (nie miałem chyba broni). Nie pamiętam dalej dokąd doszliśmy. W śnie wydawało mi się, że terroryści to Ruscy, którzy udawali Ukraińców, aby zrobić dywersję w naszej szkole. Później miałem jechać do Zachodniej Marchii, która o dziwo okazała się być na zachodzie! Więcej nie pamiętam.
Coś mi  pamięć snu szwankuje.

Ja do Wojtka

Miałeś jechać do Zachodniej Marchii, która znajdowała się na wschodzie czy na zachodzie, bo jak na zachodzie – to nic dziwnego, na wschodzie byłoby interesująco.

Wojtek

Ja we śnie właśnie zdziwiłem się, że senna Zachodnia Marchia jest na zachodzie. Ot tak, w snach bywa na opak. Widziałem to jak na mapie.

Ja do Wojtka

Warto zwrócić uwagę na opaczność odwrócenia znaczeń, a właściwie ich nieodwrócenie mimo wrażenia odwrotności. To typowy stan dla poziomów minusowych. Dlatego trudno jest się z nich wywikłać po śmierci umysłu biologicznego. Sen Wojtka nie jest pozbawiony sensu, jakby na pierwszy rzut oka mogło się wydawać. Śnił o tym, o czym ja śniłem niedawno. O czerwonych z poziomu kauzalnego, którzy udając tych znad granicy (Ukraina to tyle co nad granicą), kontrolują nasze dolne pięć poziomów. Więcej, te dolne poziomy (fizyczny, energetyczny, emocjonalny i mentalny) są w rzeczywistości wewnątrz ciała kauzalnego. Otóż u mnie czerwoni również chcieli zablokować przeciekanie ciała buddycznego na dół i zapobiec zalaniu dolnych partii Świadomości treściami nadświadomymi (!) z jej górnych warstw. Przynajmniej tak się tłumaczyli. Oczywiście robili to na mój koszt. Dawna znajoma i urządzenie o potencjale tworzącym „odłamki” = brzemienność – to właśnie Biała Bogini i Dobra Matka. To z nią się umówił Wojtek w szkole. Zachodnia Marchia – najbardziej wysunięta na zachód strefa, czyli w lewo – kraniec duchowej domeny. To kres potencjalnej ekspansji tego urządzenia.

 

Sprawy trochę się skomplikowały, bo niby dlaczego Męska Biała Kobieta czyli Panna Młoda, czyli Królewna, w otoczeniu kryształowego muru, czyli Dobrej Matki, w mojej ostatniej podróży lokuje się  ostatecznie w okolicach (poniżej) granicy z poziomem ujemnym. Spotkałem ją przecież, po raz pierwszy, idącą dnem niecki we wnętrzu Szczeliny brahmanicznej. Na samej „górze”.

Krótka refleksja. Na poziomach ujemnych występuje również trzech przewodników, ale widzimy ich jako trzech zewnętrznych, a nie tak jak na poziomie ponadbuddycznym trzech, wliczając w ich liczbę nas, albo na poziomie poniżej buddycznego, kiedy jestem ja uczestnik, ja obserwator i anima-przewodniczka. Troistość jest na każdym z tych poziomów, tyle że nasza ( naszego umysłu) relacja z nią jest w każdej z tych trzech przestrzeni inna. Zapewne interesuje Państwa, czy owa minusowość to poziomy piekielne, demoniczne… Zapytałem już o to jakiś czas temu. Odpowiedziano mi wymijająco: – Zależy dla kogo!

Kiedy wtedy na poziomie minusowym stanąłem naprzeciw tej upostaciowionej troistości – postanowiłem zrobić test realności śnienia, licząc, że ta minusowa „realność” ujawni swe złudne pochodzenie. Stojący pośrodku tej trójcy trzymetrowy dryblas uprzedził mnie lekkim tonem, że mój sprawdzian tutaj na nic się nie zda!!!

 

Ta metafizyczna osobliwość, którą rozważam w „Czerwcowych nocach” od kilku tygodni, ma odzwierciedlenie w strukturze materii. W nowej teorii fizycznej postulującej istnienie niecząstek (unparticles).

Znamy teraz cząstki o masie wyrażonej liczbami całkowitymi dodatnimi, całkowitymi ujemnymi i  postulowane niecząstki o masie ujemnej, ale wyrażonej ułamkiem. To one  są podstawą cząstek o masie całkowitej, tak jak gałęzie drzewa, które na swoich końcach wydają liście. Jednym słowem – fraktal.

Te trzy przestrzenie oddzielone od siebie granicami (nie wliczam w nie ani Szczeliny brahmanicznej, ani tego, co dzieje się w Szczelinie, bo dopiero zmierzamy do wyjaśnienia tej zagadki) mają swoje odpowiedniki w ludzkiej fizjologii. Dziecko po narodzinach widzi świat do góry nogami. Kiedy kontakt z twardą materią zmusza jego mózg do obrócenia obrazu do góry nogami (!!!) – część przejawienia o subtelnej strukturze zostaje przed naszą świadomością ukryta. Ostatecznym filtrem dla ludzkiej percepcji jest skrzyżowanie nerwów wzrokowych, które prowadzą, jakby się mogło zdawać przez przypadek, większość nerwów z oka prawego do lewej półkuli, a z lewego do prawej. (W snach ekran ponownie ulega obróceniu o 180 stopni do stanu sprzed momentu, zanim obraz uległ odwróceniu poprzez skrzyżowanie nerwów wzrokowych w naszych mózgach). Tak właśnie, po zapadnięciu tych  dwóch zasłon, tracimy kontakt z pełną rzeczywistością przejawienia.

Doświadczenie poziomu ujemnego i przekroczenie granicy oddzielającej nasze istnienie, na widzialnym planie fizycznym, od czegoś, co jest  jego odwrotnością; przekroczenie pępowiny/mostu łączącego dwie strony bytu, o których jeszcze zbyt wiele nie mówiłem, jest nadzwyczaj ciekawym doświadczeniem, ale ten temat przekracza ramy „Czerwcowych nocy”. Co ciekawe, poziomy ujemne są uszeregowane w naszej Świadomości „poziomo” a nie „pionowo”, jak te z dwóch przestrzeni „górnych”.

 

Dzisiejszej nocy zapytam, kim jest Biała Bogini ?

Zabrałem znajomego Włocha na wycieczkę. Wysiadamy z pojazdu komunikacji zbiorowej, który przywiózł nas ze strony prawej.

Okazuje się, że będziemy zwiedzać  . . . KOPALNIĘ SOLI (!!!).

Kopalnia jest płytką, szeroką niecką przykrytą składaną zasłoną (!!!).

Właśnie podnieśliśmy jej pierwszy moduł, aby wejść pod powierzchnię.

Idziemy wzdłuż długiej kolejki postaci. Najpierw w głąb ekranu a potem w prawo. (Topograficzna analogia do próby „rabunku informacji” w banku ze snu o strukturze Świadomości, tyle że to dzieje się na poziomie minusowym) Już, już myślałem, że to jej koniec, ale waśnie dołączyła nowa grupka „zwiedzających” kopalnię, musieliśmy więc ich przepuścić i dopiero zająć swoje miejsca za nimi. Wszyscy pchamy przed sobą koszyki na zakupy (!); są takie, jak te z supermarketu.

(Już kiedyś widziałem identyczną scenę pchania koszyków przed sobą. Widziałem ją na głębokim poziomie, na Marsie – opuściłem się i wykonałem wtedy kilka obrotów w kilku płaszczyznach (!) zanim się dostroiłem. Wtedy wydawało mi się to Marsjańskim kolorytem. Nie przyszło mi do głowy, że poziom minusowy istnieje dla każdej świadomości. Również istot marsjańskich. Szczególnie w fazie zamętu poznawczego za życia lub po śmierci fizycznego nośnika niższych ciał subtelnych, jakiemu uległy niektóre byty na Marsie).

Wracając do snu.

My dwaj pchamy tylko jeden wózek. Właściwie pcha go Włoch, a ja idę za nim. Kiedy we śnie zmieniamy kierunek i idziemy z powrotem, z lewej na prawo, idziemy teraz na początku grupy; przewodniczka znajduje się zaś na jej końcu. Można się domyślić, że wcześniej, kiedy kierunek zwiedzania był z prawej na lewą, była na jej początku. To kapitalne spostrzeżenie, które wyjaśni nam całą zagadkę. Ja idę pierwszy, za mną Włoch, który teraz ciągnie (!!!) wózek, a za nami, w analogicznej konfiguracji, wycieczka. Przewodniczka na końcu!!!

Przechodzimy właśnie koło, wydrążonej w ścianie soli, niewielkiej półeczki z figurką (!) i dwoma płaskimi przedmiotami po każdym z jej boków. Tę z prawej strony, ja i Włoch, próbujemy oderwać. Okazuje się, że jest to możliwe. Oczywiście  przewodniczce, idącej za nami, nic nie umyka. Zostajemy pouczeni, że nie należy niczego z kopalni odrywać. Tłumaczymy, że nic się nie stało, a ten niewielki prostokątny kształt da się przykleić na ślinę.

Ostatecznie przyklejamy nie oderwaną płaską kostkę a nasz czarny telefon komórkowy. Czyżbyśmy podrzucili pluskwę???

Idziemy dalej. Włoch chce polizać ścianę, ale ja nie jestem przekonany do tego pomysłu; ściany są, co prawda, z soli, ale nieco zabarwionej na kremowy kolor. Ściana ma homogenną  strukturę z drobnymi inkrustacjami kryształków. Włoch liże, a ja czuję smak (!). Jest słono-gorzki.

Budzę się i pytam, który to jest poziom.

Kiedy zasnąłem, słyszę jak mówię sam do siebie:

– Mama.

Na stoliku (ołtarzyk z wnęki !) leży 100 złotych.

Z prawej strony wysuwa się wtyczka i łączy z kontaktem po lewej stronie!

No i mamy wyjaśnienie zagadki. Znikając w Szczelinie na Dziesiątym, możemy spaść na poziom ujemny. Koło się zamyka. Przewodniczką po niecce we wnętrzu Szczeliny jest właśnie Biała Bogini, Panna Młoda, Królewna, Biała Postać znad Wisły, Biała Figurka w solnej wnęce w kopalni z moich snów. Wszystkie one znajdują się we wnętrzu kryształowych murów, we wnętrzu walizki, w brzuchu ciężarnej Dobrej Matki.

Niecka, poza Szczeliną, to głębia do której, po lekkomyślnym przekroczeniu Szczeliny 8-12, Bezbramnej Bramy, wpadają bohaterowie baśni i sag, kiedy nieuważnie stąpają po cienkim, jak włos, moście rozpiętym pomiędzy Bramą a Świątynią. Wpadł do niej również Wojtek. Wtedy nie przypuszczałem, że spadł aż poniżej poziomu „dodatniego”. Sądziłem, że zatrzymał się na buddycznym. Zwiodła mnie biel o jakiej pojawieniu Wojtek relacjonował. Tymczasem to musiała być biel, ale opaczna, lustrzana, bo pojawiło się wtedy – oprócz podwójnej żony – zwierciadlane odbicie Wojtka! Włoch, z którym podróżowałem w nocy, również jest moją odwrotnością. Nie zdziwiłbym się, gdyby to właśnie tu biło źródło cienia o jakim pisał Jung; cienia, który od wieków był pożywką dla ludzkiej wyobraźni kreującej postać diabła. Samo słowo diabeł pachnie nieco dublerem, sobowtórem, Doppelgangerem, czyli heautoskopią, o której pisze neurolog Oliver Sacks w swojej książce „Halucynacje”. Eksterioryzacyjnym alter ego wywołanym lękiem bądź czynnikami patologicznymi. Niczym innym nie jest literacko przetworzony „Portret Doriana Graya” Oskara Wilde`a. Czym świadomość podróżnika bardziej wzniosła, tym jego zwierciadlane odbicie z poziomu ujemnego bardziej przewrotne! Doskonalący się duchowo od wieków narzekali na rosnącą ilość ataków ze strony demonów w miarę swojego wzrostu duchowego.

Biała Bogini w łonie Dobrej Matki, schodząc coraz niżej – traci na swobodzie ruchu. Spotkana najwyżej – chodziła, potem siedziała, by z czasem stanąć w miejscu jako kapliczka, czy na dole, w kopalni, jako figurka we wnęce. Od momentu, w którym przestała się poruszać, oddzieliła od siebie drugi aktywny element ( tymczasowa stupa naprzeciw kapliczki na brzegu Wisły czy przewodniczka w kopalni soli ); w ten sposób wchodzi w relację z dolnymi poziomami Świadomości.

Cały schemat Świadomości, jaki uwidocznił się w „Czerwcowych nocach”,  nieodparcie przywodzi na myśl alchemicznego UROBOROSA – węża połykającego własny ogon czy mistyczną fontannę!!!

Aby zaspokoić naszą ciekawość – warto byłoby podpatrzeć, co zaobserwował czarny telefon przyklejony na ślinę do półki, po prawej stronie figurki  Białej Bogini, kiedy nie ma nas, ludzi, w kopalni.

Przed zaśnięciem pytam: – Co zaobserwował telefon, który zostawiłem w kopalni?

Treść nagrania :

Głos : – Nie potrzeba już wysyłać ekip ekshumacyjnych, bo amatorzy sami zrobią tę robotę zanim one przybędą (w sensie wyprzedzą ekipy specjalistyczne).

Ktoś inny dodaje, że właśnie dlatego nie powinno się ujawniać informacji o tym, kto tam leży!!!

Kolejna noc. Ponowne zlecenie na podsłuch.

Tę przestrzeń, poniżej poziomu, powinno się oddać w ręce ludzi. Pozbyć się jej, ponieważ utrzymanie tej przestrzeni jest bardzo kosztowne!

Najcenniejsze zabytki z tej przestrzeni powinno się najpierw odnowić, jeszcze przed oddaniem ludziom i zobowiązać ludzi do utrzymywania ich w odpowiednim stanie, albo w umowie zobowiązać ludzi do ich odnowienia już po przejęciu tej przestrzeni.

Wojtek będzie próbował skorzystać z mojej sądy komórkowej,którą  podłożyłem w kopalni obok figurki Białej Bogini.

Wojtek
Nieco innego typu rzeczy się spodziewałem.

Stanąłem autem przed bramą znajomych sąsiadów z tej samej ulicy; to bliscy znajomi moich rodziców. Muszę się wycofać, bo jakiś Ukrainiec (!) nadjeżdża dziwnym, ciężkim sprzętem i skręca w uliczkę za domem po prawej stronie. Wracam pod bramę i widzę  tłum ludzi – wiele znajomych twarzy, ale oni mnie nie rozpoznają, albo nie widzą. Brama jest zamknięta i wszyscy czekają na pogrzeb. Zmarła żona przyjaciela mojego ojca (tak naprawdę się stało). Będą wystawiali zmarłą na widok publiczny i otworzą trumnę. Zaraz pojadę do domu, aby przyjść na pogrzeb z rodzicami, jednak zaczynam strzelać przez bramę z pistoletu, z tłumikiem, (nie wiem do czego i po co).

(Widać Wojtek chce w ten sposób udać się, w postaci kul, w ślad za ciągnikiem zmierzającym ku granicy, na poziom, jaki sobie zadał przed snem, oczywiście w innej warstwie; u niego również widać zapowiedź zestrzelenia samolotu – JB)

Wracam do domu i widzę przygotowujących się rodziców, ponaglam ich bo zaraz się zacznie. Rodzice nie śpieszą się jednak i mówią, że mogą się trochę spóźnić. „Jak zwykle będziemy spóźnieni” – pomyślałem. Postanowiłem zdjąć ciemny płaszcz, bo mimo iż byłem ubrany, to nie chciałem, aby ludzie mnie skojarzyli ze strzelaniem. Pod spodem jestem ubrany w garnitur, ale taki dziwny, zbyt ekstrawagancki jak na pogrzeb: koszula w kolorową kratkę i wąski krawat o prostokątnym kształcie, też w kratkę jak koszula, ale ciemniejszy odcień. Rodzice nic nie mówią na temat  mojego ubrania. Postanawiam podjechać na ten pogrzeb motorem, ale obydwa motory, jakie były w domu, mają przebite opony, więc nie mogę z nich skorzystać. Rozmawiam z ojcem o tych motorach i ganię go, że nie zadbał choćby o jeden. Tu się sen rozmywa.

 

Śniłem też ponownie o D.S. Opowiadał o wychodzeniu z ciała. Zrobił demonstrację, że teraz wychodzi jeszcze inaczej – leży na brzuchu, a jego nie fizyczni przyjaciele wyciągają go przez plecy do góry na takich sznureczkach – wyglądał jak marionetka. Ty mówisz, że on to tak po prostu to widzi, to kreacja jego umysłu i że naprawdę jest trochę inaczej. Nad ranem, w półśnie, rozmyślam o D.S. i coś mi mówi, że on zrealizuje wszystkie swoje „plany” dopiero jak umrze; zrobi to w świecie niefizycznym, ulegając kolejnej iluzji, że wszystko nareszcie będzie się tam działo tak, jak on tego zapragnie.
Jeszcze się zdrzemnąłem i miałem krótki sen.

Byłem w hotelu, w którym nie było consierga i najpierw zastępował go mój kumpel Marek, a później gdzieś się zapodział, a tu zjawia się grupa ludzi. Postanowiłem ich jakoś przyjąć, ale nie miałem żadnego o tym pojęcia; nie wiedziałem jakie mam im dać pokoje i gdzie są klucze. Postanowiłem jednak jakoś ich, póki co, „zabawić”, z nadzieją, że pojawi się nagle Marek i już przejmie ode mnie ekipę. Oni byli trochę zdziwieni i zniesmaczeni tą sytuacją, ale nie mieli wyjścia. Jedna z kobiet spodobała mi się bardzo i chciałem ją namówić na wspólne harce, ale okazało się, że jest lesbijką. Zapytałem ją, czy choćby na jedną noc nie chciałaby spróbować z facetem.

 

Ja do Wojtka

Widać wyraźnie, że poziom minusowy to poziom zmarłych, którzy jeszcze nie są świadomi swojej śmierci i do końca nie widzą, jakie jest ich przeznaczenie i dalsza droga. Wychodzenie tyłem prowadzi poza drugą granicę, czyli na poziom Rodziców. Nie mogłeś podążyć za ciągnikiem dusz (to jakiś duchowy przewodnik do jednej z egregorialnych Przestrzeni Wolności, w tym przypadku pewnie Jezus). Nie chciano cię przepuścić drogą niedualną (jednoślad), więc wykorzystałeś technikę chodzenia tyłem, wzorując się na D.S. i tak znalazłeś się w Hotelu/kopalni poniżej poziomu dodatniego, tak jak już to przetrenowałeś poprzednio, czyli wylądowałeś osobiście w przestrzeni ujemnej, bez wsparcie siły fachowej, zamiast podłączyć się do mojej sądy komórkowej.

 

Kolejnej nocy pytam, czy to, co usłyszałem z nasłuchu, oznacza, że zmarli  z poziomu minusowego, którzy pozostają w zawieszeniu, w jakiś sposób ujawnią się i będą chodzić w biały dzień po ulicach?

 

Obraz przedstawia dwie, trzy osoby. To jest niedopowiedziane do końca. Na środku siedzi ktoś, kto reprezentuje tamtą przestrzeń i notuje coś w zeszycie. Przekaz jest następujący:

– Te formy bytów będą wam towarzyszyły w momentach, w których to jest niezbędne. Same uznają jak będą się kontaktowały. Same nadadzą sobie powierzchowność.

 

Mniej więcej w tym  samym czasie ( 13/14 lipca), kiedy śniłem ten sen, zmarł mój znajomy – Henryk – o którym pisałem  już wcześniej w „Strukturze Świadomości”.

 

Obiecałem sobie towarzyszyć jego świadomości przez kilka dni po śmierci.

 

Zanim wyruszę w tę drogę zapytam jeszcze, czy poziom minusowy towarzyszy każdemu z kolejnych poziomów Świadomości, czy jest zlokalizowany w konkretnym miejscu „pod powierzchnią”, jak to wyobrażają sobie od wieków ludzie wierzący w istnienie sfery piekielnej.

 

Siedzimy na dziesiątym piętrze. Okopaliśmy się naprzeciw siebie. To znaczy utworzyliśmy dwie barykady z rupieci i szmat. Ja i mój towarzysz jesteśmy usytuowani bliżej obserwatora ekranu śnienia. Druga barykada obsadzona przez dwóch innych osobników stoi w głębi pokoju. Pod naszą kontrolą jest pokrętło od ogrzewania; oni kontrolują coś innego, również istotnego do przeżycia. Po lewej stronie, pod ścianą, stoi stół, na dostęp do którego mamy chrapkę – i oni, i my.

Tamta strona rozpoczyna z nami negocjacje. Mówią, żeby się nie wygłupiać i żeby po lewej stronie, w okolicach stołu, utworzyć eksterytorialny korytarz wyłączony ze sporu pomiędzy nimi i nami.

 

Kolejnej nocy pytam, czy  każdy z poziomów Świadomości – od 1 do 12 – ma swój poziom minusowy?

 

W warstwie znaczeniowej sen wyraził się dość jasno i zapamiętałem zatem jedynie jego znaczenie, narracja uległa zapomnieniu. (Niestety, coraz częściej się to zdarza, co pozbawia mnie przyjemności podziwiania wyszukanych fabuł sennych z wyższych poziomów).

 

– Każdy poziom Świadomości ma swój poziom „minusowy”, ale Świadomość, która nas (ludzi) konstytuuje – ma jeden ulubiony.

 

Po zapisaniu pytam: – No, a poziom buddyczny też ma swój minus ????

 

Skończyłem biesiadować z kimś, kto we śnie był niewyraźny; w trakcie  sennej biesiady zasnąłem we śnie (!!!). Kiedy we śnie się ponownie obudziłem, stwierdziłem, że mój współbiesiadnik gdzieś zniknął, ale na stole zostało po kolacji sporo do sprzątnięcia. Między innymi ryba, która była rozchylona na dwie równe części. Wszystko zebrałem i niosę do kuchni, do lodówki. Otwieram białą lodówkę, rozchylam (!) ją na dwie części poprzez otworzenie drzwi, ale za plecami, od strony dwukomorowego (!) zlewu, słyszę chrapanie. Odwracam się, a tam, za zasłoną(!), stoi ktoś… Domyślam się, że to mój współbiesiadnik śpi na stojąco; jedynie domyślam się, że to on, ponieważ złocista zasłona zasłania go całkowicie. Wiem, w tym śnie, że pozbawiono go miejsca do spania i nie ma gdzie się położyć. (Świadomość, która tak naprawdę nigdy nie śpi!!!).

Jakoś boję się podejść bliżej i zajrzeć za tę zasłonę. Nad stojącym znajduje się rozchylony obustronnie (!) lufcik.

 

Po obudzeniu mój umysł nie od razu podejmuje analizę snu, mija dłuższa chwila zanim zacznę myśleć analitycznie. Zdawałoby się banalny sen, tymczasem staje się kopalnią informacji.

 

Zacznę od drugiego snu. To kapitalna kalka (!) snu z początków mojego podróżowania. Wtedy poprosiłem, by ktoś o wyższym zrozumieniu powiedział mi, co jest poza trójwymiarowym ekranem śnienia.

Sen, który nadszedł, sprowadził dwie kobiety. Kobiety początkowo stały za oknem na wiotkich końcach gałęzi czereśni (czerwień), która rośnie za kuchennym oknem. Jedna z nich, starsza ( Dobra Matka), weszła wtedy do kuchni przez lufcik i podeszła do mnie; przeprosiła, że wchodzi w ten sposób i nachylając się nade mną spowodowała, że po raz pierwszy w życiu zasnąłem we śnie. W tym wewnętrznym śnie znalazłem się na poziomie buddycznym po drugiej stronie granicy 5/6 w Domu Dusz. W mojej własnej grupie dusz, a potem obudziłem się w pierwszym śnie. Od tego momentu zacząłem podróżować poza pierwszą granicę 5/6.

Dzisiejszy sen był kalką/odwrotnością tamtego snu, o czym wciąż informowały mnie dwustronnie otwierające się przedmioty. Śpiący  za zasłoną to nikt inny, jak „przeciekająca” przez granicę 5/6 Dobra Matka w połączeniu z Biała Boginią.

Odnosząc się do snu pierwszego tej nocy, warto zauważyć  stwierdzenie, że Świadomość, której jesteśmy peryferyjnym zakotwiczeniem w materii, ma swój „ulubiony” poziom, na którym ma rozwinięty nieco bardziej poziom minusowy. To oznacza tyle, że ów cień, jaki przepracowujemy na odpowiadającym Jej/Świadomości poziomie, w drodze zstępowania bądź wstępowania, jest  elementem utrzymującym nas w złudzeniu bycia indywiduum właśnie w tym miejscu tej drogi.

Co ciekawe, jak okazało się po wielu podróżach, o czym mnie poinformowano w stosownym czasie, poziom buddyczny nie jest moim w sensie jednostkowym; on jest poziomem wspólnym dla całego przejawienia. Dopiero kolejny poziom, mimo że wyższy, atmaniczy, jest ponownie zindywidualizowany do konkretnego strumienia konkretnej linii rozwojowej „mojej” Świadomości. Sen o pozostawieniu wolnej przestrzeni z lewej strony  strumienia eksterytorialnego, dla zopozycjonowanych wobec siebie struktur,  jest tego potwierdzeniem. Mówi o tym, że niejako z boku (lewa-duchowa strona ekranu) trzonu naszego bycia mamy taki passway, który służy do szybkiej niezaburzonej komunikacji. Natomiast przeszkody, miejsca zawirowania i niedrożności, które powodują powstawanie naszego odczucia bycia indywiduum, tworzymy my sami. To jest właśnie źródło powstawania przestrzeni minusowych (piekieł i demonów) na odpowiadających im skwantowanych piętrach Świadomości.

Pewien nieco już zapomniany badacz, antropozof Rudolf Steiner, dobrze opisał struktury minusowe na poziomach od 1 do 5. Oczywiście zgodnie z duchem czasu Steiner próbował to wszystko zamknąć w koncepcji chrześcijaństwa ezoterycznego.

Polecam bardzo ciekawy wykład Jerzego Prokopiuka: „Steinerowska demonozofia”

http://www.gnosis.art.pl/numery/gn07_prokopiuk_steinrowska_dem.HTM

Uroboros

Cdn.

Jarosław Bzoma

Korekta przez: Roma Wolny (2014-08-04)